Skip to main content

Trzeci dzień na Głównym Szlaku Beskidzkim miał być krótki i relaksujący

Tradycja to rzecz święta, więc trzeciego dnia mojego marszu przez Główny Szlak Beskidzki na nogi zerwałem się również po czwartej rano. W końcu jak mawia starożytne przysłowie, które właśnie zmyśliłem: „Kto rano wstaje, ten ma ładniejsze widoki”. Wczoraj, kiedy szedłem przez Połoninę Caryńską i Wetlińską ten pomysł zaowocował pięknym porankiem, a przede wszystkim rzadko spotykaną o tej porze roku w Bieszczadach ciszą.

Poranek w Smereku

Nie mogłem się więc doczekać, żeby ponownie o świcie wyruszyć na szlak. Tym razem w planach miałem krótki odcinek, raptem jakieś 18 kilometrów. Ze Smereka, w którym nocowałem, zamierzałem przejść przez Fereczatą, Okrąglik i Jasło. Metą tego etapu miała być natomiast Bacówka PTTK pod Honem, nieco za Cisną.

W drodze na Fereczatą

Nie będę dłużej ukrywał i trzymał was w niepewności – plan wypalił! Wygramoliłem się rano z łóżka, odnalazłem szeroką dróżkę i dosłownie chwilę później mogłem podziwiać słońce, które wychylało się gdzieś na horyzoncie. Zerknąłem jeszcze w stronę miejsc, przez które maszerowałem poprzedniego dnia i niespiesznie sunąłem dalej. Ten początkowy fragment, który prowadzi przez łąki, jest nie tylko bardzo widokowy, ale też zupełnie spacerowy. Sytuacja zmieniła się jednak nieco dalej, już w lesie.

Szlak na Fereczatą

Spacer między drzewami też ma swój urok, zwłaszcza o tak wczesnej porze, kiedy gra świateł i cieni wygląda naprawdę niesamowicie. Dodając do tego śpiew ptaków, czy nawet tak po prostu zapach lasu, otrzymuje się dosyć magiczną mieszankę. Oczywiście nie zawsze jest czas, żeby się tym wszystkim tak po prostu pozachwycać, zwłaszcza że podejście na Fereczatą dosyć konkretnie wyrywa do góry. Etapy wypłaszczeń są, jednak krótkie i nie ma ich dużo. Trzeba uparcie stawiać nogę za nogą, chociaż to przychodziło mi akurat bez trudu.

Poranek na Głównym Szlaku Beskidzkim

Bardzo polubiłem bowiem podłoże tamtejszej ścieżki. Poprzednie dwa dni obfitowały w sporo luźnych, niekiedy ostrych kamieni. W drodze na Fereczatą (1102 m n.p.m.) i dalej Okrąglik, dróżka przypominała niekiedy wygodne, ubite klepisko. Istny raj dla stóp.

 

Zobacz film z trzeciego dnia na Głównym Szlaku Beskidzkim

 

Fereczata – pierwszy punkt widokowy

Względnie szybko dotarłem na szczyt Fereczatej, co ucieszyło mnie z dwóch powodów. Po pierwsze, nigdy wcześniej na nim jeszcze nie byłem, a to zawsze miły akcent włóczenia się po górach. Po drugie z kolei, panorama była bardziej okazała, niż sobie to wcześniej wyobrażałem. Uczucie odkrywania nowych miejsc, nawet tak niepozornych, skutecznie motywuje do dalszego machania nogami.

Fereczata

Co można na tej Fereczatej zobaczyć? Przede wszystkim ciekawe szczyty Pasma Granicznego, czyli między innymi Płaszę, Dziurkowiec czy Riabą Skałę. Ja jednak miałem maszerować w tę drugą stronę, w kierunku Okrąglika, a dalej Jasła, które już gdzieś tam na mnie zerkały z daleka. Kiedy więc nacieszyłem już oczy panoramą, ruszyłem… w dół.

Płasza, Dziurkowiec i Riabia Skała
No i ten odcinek, mimo że był całkiem przyjemny i bezproblemowy, przypomniał mi, jak złudne bywają pozorne odległości pomiędzy poszczególnymi punktami. Wydawało mi się, że na ten Okrąglik to ja wejdę w kilka chwil, hop – hop i jestem. Kiedy jednak zerknąłem na mapę, okazało się, że według zapisów w niej ujętych, trzeba tam dreptać bitą godzinę.

Szlak na Okrąglik

 

Okrąglik i krótka wizyta na Paśmie Granicznym

Mimo to nie narzekałem. Wręcz przeciwnie, bo lubię te momenty w górach, kiedy nie trzeba walczyć z każdym krokiem. W dodatku cisza, spokój, kojący szum lasu i wygodna ścieżka – to idealne warunki do wędrówki. Najzwyczajniej na świecie było też ładnie. Zgoda, może nie tak jak na Caryńskiej czy Wetlińskiej, ale odcinki lasu mieszały się gdzieś z niewielkimi polanami. Gdzieniegdzie wzrok przyciągała wierzbówka kiprzyca, no i szło się naprawdę miło.

Szlak na Okrąglik

Dopiero pod samym Okrąglikiem (1101 m n.p.m.) trzeba było się wysilić nieco bardziej, ale też nie jakoś mocno. Śmierć z wycieńczeniem raczej tam nie grozi. Słowacy nazywają ten szczyt Kruhliakiem, a widoki, które można tam podziwiać, da się streścić krótko: „Lepsze to, niż nic”. Szczególnie ładnie prezentuje się panorama na słowacką stronę granicy, zwłaszcza że… z każdej innej są już drzewa.

Okrąglik szczyt

Okolice wierzchołka są natomiast o tyle ciekawe, że to kolejny, krótki fragment, gdzie Główny Szlak Beskidzki, najdłuższy szlak turystyczny w Polsce, „spotyka się” z niebieskim szlakiem Rzeszów – Grybów. Ten drugi zajmuje na liście najdłuższych szlaków miejsce trzecie, natomiast uchodzi za znacznie bardziej dziki i wymagający logistycznie. Zetknąłem się z nim już pierwszego dnia mojego przejścia, na odcinku w okolicach Przełęczy Goprowskiej i Przełęczy pod Tarnicą. W moich planach istniał jednak tylko czerwony szlak, który teraz prowadził na północ, w stronę Jasła. Czekało mnie mniej więcej pół godziny niezbyt trudnego marszu.

Szlak na Jasło

 

Jasło – widokowy odpoczynek

Ścieżka była równa, słońce dopisywało, a po drodze mogłem pooglądać sobie trochę widoków. Niekiedy pojawiały się miejsca, gdzie bujnie kwitła wierzbówka kiprzyca. Według tabliczek droga na Jasło miała mi zająć około pół godziny, ale w górach czas zawsze płynie inaczej – zwłaszcza kiedy tak jak ja, chce się wszystkiemu przyglądnąć, czy zrobić zdjęcie.

Ławka na Jaśle
Główny szczyt Jasła jest nieco oddalony od czerwonego szlaku. Na taki rozbrat z Głównym Szlakiem Beskidzkim pozwoliłem sobie jednak bez zastanowienia. To raptem kilkadziesiąt metrów łatwego spaceru. Na szczycie znalazłem ławkę i to tam zrobiłem sobie dłuższą przerwę. Liczyłem jednak na nieco więcej widoków. Mam wrażenie, że wierzchołek naprawdę szybko zarasta, a rozległe kiedyś panoramy, stają się z każdym rokiem coraz mniej okazałe. To trochę jak z moją formą!

Panorama z Jasła
Rzuciłem mimo wszystko spojrzenie Połoninie Caryńskiej Wetlińskiej, gdzie maszerowałem poprzedniego dnia. Zerknąłem też w stronę Płaszy, Dziurkowa i Riabej Skały, które oglądałem o poranku z Fereczatej. No a po krótkiej przerwie ruszyłem dalej, tym razem w stronę Małego Jasła. Pocieszające było to, że Jasło (1153 m n.p.m.) stanowiło najwyższy punkt tego etapu, co oznaczało, że szlak prowadzić miał już niemal wyłącznie w dół.

Szlak na Małe Jasło

 

Leśne zejście do Cisnej

Fragment ten jest bezproblemowy, a do tego po prostu ładny. Sporo niekiedy widać, a na horyzoncie szczególnie wyróżnia się charakterystyczna sylwetka Łopiennika. Widać było także Pasmo Wysokiego Działu, gdzie wędrować miałem następnego dnia. Na Małym Jaśle znajduje się w dodatku kolejna ławka, gdzie w spokoju można podziwiać bieszczadzkie krajobrazy.

Małe Jasło
Mniej więcej tutaj też, po wszystkich tych dotychczasowych kilometrach spotkałem pierwszego tego dnia turystę. Zamieniliśmy kilka słów, po czym ruszyłem przez las w kierunku Cisnej. Pojawiają się tutaj niekiedy dosyć strome fragmenty, więc warto uważać, ale ścieżka jest oczywista i raczej nietrudna. Kawałek przed miejscowością warto jeszcze nieco zboczyć ze ścieżki, by zobaczyć miejsce upamiętnienia załogi śmigłowca, który rozbił się w okolicy w 1991 roku.

Cisna miejsce katastrofy śmigłowca

Zobacz, co spakowałem na przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego

W taki mniej więcej sposób kończyłem ten krótki odcinek GSB. W Cisnej nie zatrzymywałem się na długo. Zrobiłem zakupy, a przede wszystkim odwiedziłem pocztę. Spakowałem się raczej bez zarzutu, ale w przypływie entuzjazmu zabrałem ze sobą statyw. Już trzeciego dnia jednak okazało się, że niespecjalnie chce mi się go używać. Skoro więc nie był mi niezbędny, to odesłałem go precz.

Bacówka PTTK pod Honem

Nieco lżejszy pognałem na metę tego etapu, którą wyznaczała Bacówka PTTK pod Honem. Prowadzi tam szeroka, oczywista droga. Schronisko idealnie wpisuje się w ideę górskiej prostoty, bo w zasadzie i w takim właśnie celu zostało wzniesione. To jedna z bacówek, które powstały z inicjatywy Edwarda Moskały. Był on pomysłodawcą budowy małych, pozbawionych przesadnych luksusów schronisk w polskich górach. Czasy się oczywiście zmieniły, ale dobrze było spędzić resztę dnia przy kawie, wyczekując już kolejnego dnia beskidzkich przygód.

Informacje praktyczne:

  • Dystans: 18,1 km
  • Suma podejść: 930 m
  • Czas przejścia: 6:05 h plus przerwy
  • Do podanych przez mapę wartości, warto doliczać od 5-10% dystansu. To powinno uwzględnić dojście na nocleg, spacer do sklepu, czy kręcenie się w kółko po szczycie w poszukiwaniu kadru życia
  • Po drodze brak schronisk. Jedyne znajduje się na końcu tego etapu, to Bacówka PTTK pod Honem
  • Szlak biegnie przez Cisną, która też może być świetnym miejscem na zakończenie tego etapu. Nie brakuje noclegów, restauracji, czy sklepów, w których można uzupełnić zapasy
  • W Cisnej jest poczta – to informacja dla tych, którzy przy pakowaniu wykazali się zbyt dużym entuzjazmem. Jest też punkt apteczny.
  • Bieszczady są jednym z najpopularniejszych pasm, mijanych w czasie przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego. Nastawiając się na noclegi pod dachem, warto sprawdzić ich dostępność z pewnym wyprzedzeniem. Uwaga ta jest szczególnie ważna w czasie długich weekendów. Warto również zwracać uwagę na wydarzenia kulturowe, festiwale muzyczne, czy sportowe. W takich wypadkach znalezienie czegoś z dnia na dzień będzie prawdopodobnie niemożliwe

 

Koszulki termoaktywne

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach. W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów. Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

Zostaw komentarz

×