Skip to main content

Nie mogliśmy się już doczekać prawdziwej zimy, więc sami postanowiliśmy ruszyć na jej poszukiwania.

Beskid Niski to pasmo, któremu poświęca się mało uwagi. Ani specjalnie wysokie, ani zbyt widokowe. Pewnie dlatego niektórzy uważają, że nie ma tam nic wartego uwagi. Nasza ciekawość nakazuje nam jednak badać takie opinie i na kolejna wizytę w tym paśmie wybraliśmy sobie niewysokie wzniesienie o nazwie Tokarnia. Beskid Niski zdążyliśmy już nieco poznać i chociaż faktycznie tamtejsze szczyty nie imponują, to ma on w sobie coś, co trudno wytłumaczyć – ciekawy klimat.

Wyruszamy na poszukiwania zimy w Beskidzie Niskim.Wyruszamy na poszukiwania zimy w Beskidzie Niskim.

 

Kiedy już minęły nasze kłopoty zdrowotne i doprowadziliśmy się do stanu względnej użyteczności, szybko zaplanowaliśmy przebieg trasy i następnego dnia rano jechaliśmy w stronę naszego celu. Zimy ciągle ani śladu. Na szlak ruszyliśmy z miejscowości Wola Piotrowa i jeśli wzrok mnie nie mylił, drzewa porastające Tokarnię pokryte były czymś, co przypominało białych puch. Nie pozostało nam nic innego, jak sprawdzić to na własne oczy.

Sprawnie zarzuciliśmy na siebie ekwipunek, bo tym razem nie było go przesadnie dużo. Na tę krótką trasę zabraliśmy coś ciepłego do picia, trochę jedzenia i obowiązkowo jeszcze dodatkową warstwę ubioru. Ot na wypadek gdyby zima jednak postanowiła zaatakować na dobre.

Wkrótce przekonamy się , jak wygląda szlak w tamtym miejscu.Wkrótce przekonamy się , jak wygląda szlak w tamtym miejscu.

 

Ścieżka, którą początkowo pokonywaliśmy to w zasadzie szeroka polna droga, a mimo to szlak oznaczony był naprawdę dobrze. Chwilę później pojawiły się pierwsze widoki, a wraz z nimi chłodny wiatr. Z zadowoleniem przemierzaliśmy kolejne metry, a kiedy weźmiemy pod uwagę świąteczne obżarstwo(nie bójmy się tego słowa), to czas mijał nam wyjątkowo przyjemnie. Muszę się jednak przyznać, że prawdopodobnie jestem jedyną znaną sobie osobą, która przez grudzień znacznie straciła na wadze. Z chętnymi podzielę się tą „dietą”.

Coraz więcej śladów zimy.Coraz więcej śladów zimy.

 

Darek postanowił przetestować nowy plecak, który wydawał się być tak duży, że spokojnie mógłby pomieścić także i moje rzeczy. Pomimo sporej wagi twierdził, że wcale nie odczuwał specjalnego dyskomfortu. To dobrze, w razie czego dorzucę mu trochę swoich gratów. Kolejne spojrzenie na Tokarnię utwierdziło nas w przekonaniu, że w tamtym miejscu zima uczyniła sobie mały przyczółek. Drzewa zmrożone szronem i trochę śniegu pod nogami to wszystko, co Beskid Niski miał nam do zaoferowania. Pomimo tego klimat tego dnia był świetny. Na niebie wciąż toczyła się walka pomiędzy słońcem i chmurami, a otoczenie dynamicznie zmieniało swój wygląd. Na wschód od nas ciągle dało się zauważyć fragmenty błękitnego nieba i okoliczne pagórki, które w odróżnieniu od „naszego” były kompletnie pozbawione śniegu. Ciekawy widok.

Drzewa pokryte szronem to naprawdę ładny widok.Pejzaż malowany szronem.

 

Na szczycie Tokarni znajduje się spora wieża (niestety nie widokowa), więc otwartym terenem obraliśmy kurs w jej kierunku. W tym miejscu już nie sposób się zgubić. Ścieżka prowadzi polaną, z której naprawdę sporo można zobaczyć. Będąc w tamtym miejscu coraz wyraźniej było widać, że zima zagościła tylko na najwyższych wierzchołkach okolicznych wzniesień. Było jednak wyjątkowo ładnie, chociaż przed wyjazdem nie nastawialiśmy się na jakieś specjalne wrażenia.

Mróz przygotował dla nas ciekawe niespodzianki na szlaku.

 

Wkrótce na niebie zrobiło się kompletnie szaro i początkowo poczuliśmy spore rozczarowanie. Jednak wokół wszystko przybierało tak ciekawe barwy, że przestało nam to przeszkadzać. Wyjeżdżając z domu nastawialiśmy się trochę na jakiś malowniczy zachód słońca, ale powoli zaczęliśmy porzucać te plany. Na pocieszenie pozostało nam małe, pogodne okienko skierowane w stronę wschodu. To był dopiero ciekawy widok: całe niebo skryte w szarych, ciężkich chmurach i tylko ten jeden kierunek skąpany był jeszcze w promieniach słońca.

W tym miejscu spotkały się dwa światy, a klimat był naprawdę bajkowyW tym miejscu spotkały się dwa światy, a klimat był naprawdę bajkowy

 

Tokarnia w Beskidzie Niskim liczy raptem 778 m, co może nie jest zawrotną wysokością. Szlak na szczyt jest naprawdę przyjemny i nie powinien nikomu sprawić większych trudności. Idealne miejsce na spacer. W międzyczasie wypatrzyliśmy na śniegu odbite spore ślady, które mogły należeć do jakiegoś wilka lub wyrośniętego psa. Kolejne tropy stawiane były niemal w jednej linii, co mogłoby sugerować wilka, niestety brak nam wiedzy by ostatecznie to potwierdzić. Zdjęcie znajdziecie w galerii. Może ktoś pomoże nam rozwiać wątpliwości. Zanim dotarliśmy jednak na najwyższy punkt dzisiejszej wędrówki, mieliśmy okazję przejść jeszcze koło malowniczych drzew pokrytych lodem i śniegiem. Widać wyraźnie jak wiele zależy od pogody. Te same rośliny nie zrobiłyby na nas najmniejszego wrażenia gdyby nie mróz, który kompletnie odmienił ich wygląd. Zobaczcie zresztą sami:

Lodowe wrota tuż przed szczytem.Lodowe wrota tuż przed szczytem.

 

Kilka minut później znajdujemy się tuż obok tabliczki oznajmującej, że dotarliśmy na Tokarnię. Robimy sobie krótką przerwę, rozgrzewamy się ciepłą herbatą i kawą oraz robimy kilka zdjęć. Świat z tego miejsca wygląda interesująco – wokół nas biało, a na dole widoki bliższe tym jesiennym. W międzyczasie zaczęło się przejaśniać, a nasze nadzieje na kolorowy zachód słońca odżyły na nowo. Postanowiliśmy zejść dalej czerwonym szlakiem i dojść tak daleko jak się da, ale nie na tyle daleko, by spóźnić się na zachód na Tokarni. Po burzliwej dyskusji i wielu kalkulacjach udało nam się wreszcie obliczyć czas powrotu i tak oto zadowoleni i z uśmiechami na twarzach ruszyliśmy na dół.

Częste zmiany pogody gwarantowały bardzo ciekawe widoki.Częste zmiany pogody gwarantowały bardzo ciekawe widoki.

 

Początkowo mieliśmy do przejścia stosunkowo płaski odcinek trasy, który prowadził nas wśród białych krzewów i drzew. Następnie ścieżka wkraczała w las i opadała tam dosyć stromo, by dalej wyprowadzić już na otwarty teren. No a stamtąd następne widoki. Słońce po raz kolejny postanowiło wyjrzeć zza chmur, a my tylko czekaliśmy na ten moment. Zrobiło się naprawdę ciepło, a momentami nawet wiosennie.

Tak wyglądało zejście z TokarniTak wyglądało zejście z Tokarni

 

Schodząc zaczęliśmy bezskutecznie szukać wzrokiem gdzie prowadzi dalsza część szlaku. Musieliśmy zejść do samego dna doliny, a następnie ruszyliśmy na południe. Słońce przyjemnie przyświecało, a my korzystaliśmy z tej okazji i rozglądaliśmy się dookoła. Napotkana tabliczka skierowała nas w stronę wzniesienia o nazwie Kamień, których swoją drogą jest cała masa w Beskidzie Niskim, dlatego też pospiesznie zaczęliśmy kolejne, delikatne podejście.

Korzystamy z pogody i ruszamy dalej.Korzystamy z pogody i ruszamy dalej.

 

Sielska atmosfera nie trwa jednak długo, czas niestety pędził nieubłaganie i chcąc zdążyć na ewentualny zachód słońca na Tokarni, musieliśmy zawrócić. Dodatkowo ścieżka powoli ginęła w lesie, więc fakt ten tylko przyspieszył naszą decyzję. Przystanęliśmy na chwilę, napiliśmy się czegoś ciepłego i spacerowym tempem zmierzaliśmy w znane już sobie miejsce. Białe wierzchołki drzew bezbłędnie wskazywały nam drogę.

Białe drzewa zdradzają, że cel jest bliskoBiałe drzewa zdradzają, że cel jest blisko

 

I w tym właśnie miejscu wydaje się, że szczęście opuszcza nas po raz kolejny. Jednorodna, szara masa chmur, skutecznie zasłania większość nieba. Z pogodą chyba nikt jeszcze nie wygrał, więc staramy się dostrzegać pozytywy. Tych jest zaskakująco dużo: to pierwsza, dłuższa wędrówka od pewnego czasu, znaleźliśmy wreszcie trochę zimy, a zmienne warunki tylko sprawiają, że wszystko dosyć gwałtownie zmienia swój wygląd. Mówiąc szczerze, to naprawdę czas mijał mi świetnie. Kilkanaście minut później znajdowaliśmy się już na górze i po raz kolejny mogliśmy podziwiać zimowe otoczenie. Gdy dotarliśmy na Tokarnię pojawił się dylemat. Czekać, marznąć i łudzić się, że chmury ustąpią – czy może jednak powoli schodzić i zakończyć tę wędrówkę pełną uroku.

Przez pewien czas mieliśmy okazję podziwiać takie krajobrazy.Przez pewien czas mieliśmy okazję podziwiać takie krajobrazy.

 

Przekonywaliśmy sami siebie, że przecież idąc w pierwszą stronę chmury ustąpiły, to może i tym razem pogoda się poprawi. No i czekaliśmy, a z każdą minutą opuszczała na nadzieja. Zerknęliśmy na zegarki i okazało się, że musielibyśmy jeszcze sporo marznąć w bezruchu, a pogoda mogłaby się nie zmienić. Trudno, zachód słońca obejrzymy innym razem. Postanowiliśmy ruszać powoli na dół. Ciągle zerkałem w stronę zachodu, czy nie ma ani jednej małej dziury, przez którą przebiłyby się promienie słońca, jednak nie miało to najmniejszego sensu. Ostatecznie schodziłem pogodzony z pogodą.

Widać naszą ścieżkę prowadzącą wśród białych drzew.Widać naszą ścieżkę prowadzącą wśród białych drzew.

 

I tak schodzimy sobie z Tokarni wymieniając się wrażeniami, zadowoleni z tego, że wreszcie udało się gdzieś wybrać, a czas mija niepostrzeżenie. Kiedy jesteśmy już poniżej granicy lasu, wszechświat postanawia sprawić nam niespodziankę. Złośliwą. Słońce zaczyna przebijać się przez chmury, a te stają się coraz bardziej „dziurawe” i postrzępione. Poważnie? Teraz? Nie marudzę jednak długo, zwalniamy i odwracając się cały czas za siebie podziwiamy te dynamiczną scenę. Miejscami słońce wyraźnie oświetla część doliny, a my czekamy aż chmury znajdujące się nad Tokarnią przybiorą jak najciekawsze barwy. No i oto efekt:

Tokarnia o zachodzie słońcaTokarnia o zachodzie słońca

 

Opłacało się czekać. Piękny pokaz barw na zakończenie tego naprawdę udanego dnia. Kiedy słońce znika już ostatecznie za horyzontem, żegnamy się na dobre z Beskidem Niskim. No może nie na dobre, ale na dzisiaj na pewno. Dzień obfitował w zmieniającą się pogodę, a i otoczenie było niesamowicie różnorodne. W dolinach nie znaleźliśmy jeszcze zimy, ale Tokarnia zaoferowała nam piękny, styczniowy krajobraz.

Beskidowi Niskiemu mówimy już dobranocBeskidowi Niskiemu mówimy już dobranoc

 

Warto było się wyrwać z domu i mam nadzieję, że przynajmniej część z was zachęcimy do zimowej aktywności. Dojazd w to miejsce pochłonął nam zaledwie trochę ponad godzinę, a dostarczył sporej dawki zabawy. Polecamy ten stosunkowo mało znany zakątek Polski. Ważne, żeby wiedzieć, czego się po nim spodziewać. Ostatecznie znowu się okazało, że można spędzić miło czas w bliskich sobie stronach. Dla nas był to Beskid Niski, ale wy możecie znaleźć swoje własne miejsca, w których zaznacie trochę spokoju i aktywności.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach. W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów. Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

10 komentarzy

  • Takie oszronione drzewa mają swój klimat 🙂

  • Ani razu nie byłam w tych okolicach. Widoki mieliście przepiękne! Chociaż trochę szkoda tego ostatniego pogorszenia pogody. W ostatni weekend byliśmy w Czechach na Pradede, i szliśmy po prostu w chmurze – nic nie było widać 🙂

    • Mateusz pisze:

      Tak, obawialiśmy się, że będzie całkiem szaro, a nie było tak źle 🙂 Niestety, pogoda ostatnio nie rozpieszcza i już z rozmarzeniem wpatrujemy się w prognozy. Śniegu mało, słońca mało… Kiepska ta zima póki co, ale bądźmy dobrej myśli! 😀

  • Julka pisze:

    W ogóle nie znam Beskidu Niskiego, a słyszałam wiele dobrego. Wczoraj rozkminiałam wakacyjną wyprawę – przejście całego czerwonego szlaku w trzy tygodnie. Nie wiem, czy plany zawodowe na to pozwolą, ale na razie jaram się jak to Wasze niebo o zachodzie słońca 😉
    Piękne zdjęcia i wyprawa, może jeszcze zawitam tej zimy? 🙂
    Pozdrawiam

    • Mateusz pisze:

      Beskid Niski to całkiem spore pasmo i można znaleźć tam kilka ciekawych miejsc. Żałuję, że większość z tych górek jest zalesiona, bo w ten sposób już trochę przegrywa na starcie. Ale jeśli ktoś szuka spokoju i takiej sielskiej atmosfery, to na pewno ją tam znajdzie. Główny Szlak Beskidzki? Też nam chodził gdzieś po głowie ale pewnie jeszcze nie teraz. To kawał przygody i pewnie można się nieźle zresetować. Zresztą jeszcze nawet nie wiemy gdzie chcielibyśmy pojechać na jakieś dłuższe wędrowanie. Sudety są nam obce, w Tatrach zawsze jest co robić, a nawet w bliskiej Słowacji jest chodzenia na kilka tygodni. Jak żyć..

      • Julka pisze:

        Sporo z tego szlaku zrobiłam i trochę się obawiam tak długiej wędrówki, zastanawiam się nad rezygnacją z tego, co już zrobiłam, a skupieniu się na Beskidzie Niskim i Bieszczadach. Ach, mam tyle tras w głowie i tyle do zdobycia (jeszcze kilka szczytów z Korony Gór Polski zostało), a czasu tak mało. No właśnie – jak żyć…

        • Mateusz pisze:

          Mamy trochę podobnie, tyle tylko, że raczej tę południowo-wschodnią część Polski zdążyliśmy nieco zwiedzić. Całe Sudety to dla nas tajemnica, a chcąc pozbierać coś do KGP to trzeba tam będzie prędzej czy później jechać:) U nas póki co królują spontaniczne wyjazdy, więc planowanie odłożymy chyba do wiosny:) No i będziemy Ci kibicować 🙂

  • vitoos pisze:

    Fajna wycieczka i niezapomniane widoki

    • Mateusz pisze:

      Dzięki, trochę się baliśmy o pogodę, ale dodała od siebie sporo uroku. Rzuciłem okiem na twoją stronę – świetne zdjęcia:) Zwłaszcza makro owadów robią wrażenie 🙂

Zostaw komentarz

×