Skip to main content

Trzeci dzień na Głównym Szlaku Beskidzkim miał być krótki i relaksujący

Budzik brutalnie wyrywa mnie z objęć Morfeusza po czwartej. Półprzytomny próbuję przekonać siebie, że to świetny pomysł. No bo jak inaczej – Bieszczady przecież czekają! Co więcej, to miały być ostatnie godziny w tym paśmie w czasie mojego przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego. Czwarty etap GSB to pożegnanie z Bieszczadami i pierwsze kroki w Beskidzie Niskim. Trasa prowadzić miała przez Pasmo Wysokiego Działu – miejsce, które nie należy może do najpopularniejszych w Bieszczadach, ale pełne jest dzikiej przyrody, historii i nieoczekiwanych przygód.

Bacówka pod Honem

Zbieram się więc sprawnie, piję kawę i jakoś koło piątej wychodzę przed Bacówkę PTTK pod Honem, gdzie nocowałem. Cisza taka, że aż nieswojo. Poprawiam sznurówki w butach i ruszam wąską ścieżką w kierunku ciemnej ściany lasu. Metą tego etapu ma być Komańcza. Zaczyna się klasycznie, czyli podejściem. W końcu w górach musi być pod górę. Intensywny, ale krótki wysiłek doprowadza mnie dosyć szybko na pierwszy szczyt tego dnia – Hon.

Las na szlaku przez pasmo Wysokiego Działu

Zobacz film z czwartego dnia na Głównym Szlaku Beskidzkim

 

Las, las i niewiele więcej – Pasmo Wysokiego Działu

Teren staje się chwilę później nieco bardziej łaskawy dla płuc, a wąski grzbiet i stromizny po obu stronach dodają spacerowi odrobinę charakteru. No, może jeszcze podejście na nieodległą Osinę może wycisnąć z człowieka trochę potu. Z głowy trzeba jednak wybić sobie myśl, że da się tutaj zachwycić widokami. Z bujną wyobraźnią? Być może. Ci jednak twardo stąpający po ziemi powinni wiedzieć, że pasmo Wysokiego Działu skąpi wszelkich panoram.

Pasmo Łopiennika

Prześwity między drzewami są nieliczne i raczej skromne. Jak już się coś trafi, to nie z rodzaju „wow, muszę koniecznie wyciągnąć aparat”! Raczej typu „lodówka przed wypłatą” – coś tam może jest, ale nasycić się tym trudno. Idę więc raczej bez oczekiwań przed siebie, ale postanawiam sobie nieco urozmaicić ten odcinek GSB. Wymyślam zabawę: czy spotkam na szlaku więcej turystów, czy może więcej wspomnianych punktów widokowych?

Pasmo Wysokiego Działu

Szybko robi się 1-0 dla gór, a to wszystko za sprawą skromnej, wypatrzonej między drzewami panoramy. O poranku raczej trudno spotkać tutaj innych turystów. Słońce powoli zaczyna walczyć z chmurami i niekiedy promienie docierają do mnie pomiędzy gęstymi koronami drzew. Dosyć leniwie, w całkowitej ciszy zmierzam w kierunku najwyższego punktu tego odcinka, czyli na Wołosań (1071 m n.p.m.). Szybko jednak wyrywam się z monotonii stawiania kroków.

Wołosań

Niedźwiedź i inne atrakcje w drodze na Wołosań

Ścieżka przez chwile wije się wśród gęstej roślinności, a następnie zakręca w prawo. To tam, moje oczy dostrzegają wielkiego, kudłatego, a co najważniejsze, prawdziwego niedźwiedzia. Czy on mnie zdążył zobaczyć? Nie wiem, bo sunął przed siebie z nosem przy samej ścieżce. Nie czekałem nawet na to, aż nasze spojrzenia się ze sobą zetkną, tylko zarządziłem taktyczny odwrót kilkadziesiąt metrów w tył. Kiedy już się oddaliłem, postanowiłem dać mu znać, że ktoś, znaczy ja, jest w okolicy. Krzyknąłem więc: „halo”, no bo… nic innego nie przyszło mi do głowy.

W drodze na Jaworne

W dogodnym miejscu, z widokiem na tę ścieżkę, obserwowałem więc przez chwilę, czy coś się zza tego zakrętu przypadkiem nie wyłoni. No i historia w zasadzie tutaj się kończy, bo odczekałem jeszcze chwilę, a zwierz musiał uznać, że wszystko jest tego dnia lepsze, niż spotkanie z człowiekiem takim, jak ja. Ja również podzielam ten pogląd! Wszystko jest gorsze, drogie niedźwiedzie. Ponowne pokonanie tego leśnego, pozbawionego dobrej widoczności zakrętu nie przyszło mi jednak bez stresu.

Pod szczytem Jawornego

To tam też sobie przypomniałem, że idąc przez ten las, zachowuję się chyba trochę zbyt cicho. Stukanie kijkami czy rozmowa już z daleka „informują” zwierzęta, że zbliża się człowiek. To zazwyczaj wystarcza, żeby zdążyły się oddalić. Kiedy jednak idzie się samemu w zupełnej ciszy, to trzeba nieco bardziej zwracać na to uwagę, żeby na takiego niedźwiedzia przypadkiem nie wleźć. Zaskoczony może nie być w dobrym humorze. W końcu kto jest, o takiej wczesnej porze?

Wołosań nie wyłamuje się z ogólnego charakteru wędrówki. To również szczyt całkowicie zalesiony. Na tamtą chwilę licznik widoków pokazywał jakieś trzy punkty z panoramą, no może trzy i pół. Liczyłem jednak każdy, nawet najmniejszy prześwit między drzewami. Pasmo Wysokiego Działu ciekawe może być natomiast ze względów historycznych.

Jedyny punkt widokowy

Przede wszystkim stanowiło ono naturalną granicę między dwiema grupami etnograficznymi górali ruskich – Łemkami na zachodzie i Bojkami na wschodzie. Wysiedlenia w ramach akcji Wisła w 1947 roku sprawiły jednak, że tereny te opustoszały. Okoliczne grzbiety były także w historii świadkami krwawych i zaciętych walk w czasie I wojny światowej. Jeszcze dzisiaj można znaleźć pozostałości potyczek, jak ślady okopów czy lejów po pociskach. Pamięć o żołnierzach utrwalają gdzieniegdzie pomniki i krzyże.

Masyw Chryszczatej natomiast był w czasie II wojny światowej areną walk partyzanckich, a w latach 1945-1947 znajdowały się w jej zboczach umocnienia i szpital polowy UPA. Jej oddziały zostały rozbite latem 1947 roku przez wojsko polskie. Miłośnicy widoków mogą być więc w czasie marszu nieco zawiedzeni skromnymi panoramami. Kogo ciekawi jednak historia mijanych miejsc, ten może poszukać jej śladów w otoczeniu szlaku.

Szlak na Chryszczatą

Chryszczata  i Jeziorka Duszatyńskie

Marsz tym odcinkiem Głównego Szlaku Beskidzkiego przede wszystkim jednak pozwala się zaprzyjaźnić z lasem. Ścieżka prowadzi głównie w cieniu wysokich drzew, a w dodatku nie jest zbyt popularna. W porównaniu z bieszczadzkimi połoninami można nawet powiedzieć, że nikt tu w zasadzie nie chodzi. Cisza, spokój i szum wiatru to doznania, które towarzyszą człowiekowi przez dobre kilka godzin marszu. Mimo wszystko szybko się okazało, że ten mój wymyślony pojedynek wygrają turyści!

Wokół tylko las

Po drodze na Przełęcz Żebrak (816 m n.p.m.) minąłem jeszcze Jaworne (992 m n.p.m.). Ze szczytu można odbić w kierunku Studenckiej Bazy Namiotowej „Rabe”. Prowadzi tam ścieżka o kolorze żółtym. Z samej przełęczy także da się tam dotrzeć, natomiast wtedy należy wybrać trasę oznaczoną na czarno. Bazy namiotowe na Głównym Szlaku Beskidzkim to bardzo dobra alternatywa dla klasycznych noclegów w schroniskach czy agroturystykach. Wystarczy tylko śpiwór i niewielka opłata, by spędzić noc gdzieś w sercu gór. Takie miejsca ułatwiają też planowanie długości dziennych odcinków, no i są prawdziwym wybawieniem, kiedy na szlaku łapie człowieka jakaś nawałnica.

Leśny odcinek

Mógłbym napisać, że kolejne godziny też minęły w otoczeniu drzew i nie skłamałbym nawet w najmniejszym stopniu. Podejście z przełęczy na Chryszczatą to według map ponad 1:30 h maszerowania pod górę. Na tym odcinku trzeba też zrobić prawie 250 metrów przewyższeń. Wydaje mi się natomiast, że fragment ten mija dosyć przyjemnie i ja przynajmniej nie zanotowałem tam żadnych, przesadnie stromych fragmentów.

Chryszczata

Nawet zdziwiłem się, że tak szybko ujrzałem charakterystyczny szczyt. Chryszczata wznosi się na 997 m n.p.m. i już z oddali zaprasza do odpoczynku. Na wierzchołku są ławki, jest wiata, a nad wszystkim tym góruje… betonowy kloc. Pochodzi on jeszcze z czasów zaborów i wykorzystywano go w celach geodezyjnych i kartograficznych. Na szczycie odnaleźć można także krzyż upamiętniający Wielką Wojnę lat 1914 – 1918.

Szczyt Chryszczatej
Na Chryszczatej robię dłuższą przerwę. W końcu od wyjścia z Bacówki pod Honem minęło już prawie 6 godzin dreptania, w czasie których pokonałem ponad 17 kilometrów. Od tego momentu czekał mnie jednak już dłuższy moment wytchnienia. Teren bowiem zaczyna się obniżać, a nim na dobre pożegnam Bieszczady, czekała mnie jeszcze jedna, bardzo ciekawa atrakcja. I to atrakcja, która wśród niektórych turystów cieszy się szczególną sympatią. Mowa o Rezerwacie Przyrody „Zwiezło”.

Jeziorka Duszatyńskie

To właśnie tam znajdują się znane i zazwyczaj lubiane Jeziorka Duszatyńskie. Powstały one w 1907 roku, kiedy osunęło się zbocze Chryszczatej, tamując bieg potoku Olchowaty. Huk tego wydarzenia był ponoć tak wielki, że mieszkańcy pobliskiego Duszatyna oczekiwali końca świata. Tak się jednak nie stało, a dzisiaj możemy podziwiać dwa, osuwiskowe jeziora. Wstępnie zachowały się nawet trzy stawy, ale hrabia Potocki nakazał z jednego z nich spuścić wodę, gdyż… chciał wyłowić z niego ryby.

Rezerwat przyrody Zwiezło

Pożegnanie z Bieszczadami

Czerwony szlak staje się na tym odcinku dosyć spacerowy. Jasne, ciągle można sobie wybić zęby na jakimś wystającym korzeniu, ale jednak trudno tu mówić o szczególnych stromiznach. Tutaj też, w drodze do Duszatyna, po raz pierwszy tego dnia zaczęło mi się nieco dłużyć. Szło się bardzo sprawnie, ale kolejne godziny w lesie kołysały wręcz do snu.

Główny Szlak Beskidzki

Dalsza droga jednak nieco mnie ożywiła, niestety nie w sposób, jakiego bym oczekiwał. Pojawił się bowiem złowrogi asfalt. Moje ożywienie sięgnęło natomiast zenitu, kiedy usłyszałem stłumione jeszcze dźwięki zbliżającej się burzy. Prognozy rzeczywiście wskazywały, że popołudniu może popadać, więc ścigając się nieco z pogodą, sprawnie przebierałem nogami.

Duszatyn

Zobacz, co spakowałem na przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego

Najciekawszym wydarzeniem tego końcowego odcinka był moment, w którym pożegnałem się nie tylko z Bieszczadami, ale też Karpatami Wschodnimi w ogóle. W Prełukach tuż przed mostem nad Osławą znajduje się charakterystyczna tablica informacyjna – nie przegapicie. To dolina wspomnianej właśnie rzeki stanowi tutaj naturalną granicę pomiędzy Bieszczadami, które opuszczałem, a Beskidem Niskim. Od tego momentu czekały mnie już kilometry w kolejnym paśmie na trasie mojej wędrówki przez Główny Szlak Beskidzki.

Prełuki

Beskid Niski przywitał mnie szarówką, ale padać zaczęło dopiero w Komańczy. Szybko zrobiłem zakupy i pognałem na nocleg. Na dobre rozpadało się dopiero wtedy, kiedy odpoczywałem przy kubku gorącej kawy. Tego dnia pokonałem blisko 31 kilometrów i niemal 1150 metrów w pionie. Na liczniku całego przejścia miałem natomiast już około 94 kilometry.

Informacje praktyczne:

  • Dystans: 30,5 km
  • Suma podejść: 1150 m
  • Czas przejścia: 9:30 h plus przerwy
  • Do podanych przez mapę wartości, warto doliczać od 5-10% dystansu. To powinno uwzględnić dojście na nocleg, spacer do sklepu, czy kręcenie się w kółko po szczycie w poszukiwaniu kadru życia
  • Po drodze brak schronisk. Z Jawornego lub z Przełęczy Żebrak można natomiast odbić w kierunku bazy namiotowej Rabe
  • Na Przełęczy Żebrak i na Chryszczatej są wiaty
  • Od Bacówki PTTK pod Honem praktycznie aż do Jeziorek Duszatyńskich szlak prowadzi ściśle grzbietem. Trudno więc na tym odcinku o wodę
  • W Komańczy są noclegi i sklepy, więc to dobre miejsce by się regenerować przed kolejnym etapem

Koszulki termoaktywne

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach. W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów. Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

Zostaw komentarz

×