Drugi dzień w czasie mojego przejścia przez Sudety zaczął się z drobnymi komplikacjami
Drugi dzień mojego przejścia przez Sudety rozpocząłem w umiarkowanie optymistycznym nastroju. Wszystko za sprawą ułamanego poprzedniego dnia zęba. Na całe szczęście zęby nie biorą udziału w procesie maszerowania, a stopy, o które się martwiłem, nie wykazywały po tym pierwszym odcinku żadnych symptomów zmęczenia. Nawet zakwasów nie miałem.
Zloty Stok opuściłem jeszcze przed świtem. To bardzo interesujące miasteczko, bo to najstarszy ośrodek górniczo-hutniczy w kraju. Ponoć z tamtejszych kopalniach na przestrzeni kilkuset lat wydobyto ponad 16 ton złota. Znajduje się tam również muzeum, kopalnia, więc na pewno warto wybrać się na zwiedzanie, jeśli już tutaj traficie.
Złoty Stok przed świtem
Te atrakcje sobie odpuściłem i uciekłem do lasu, żeby ten drugi dzień w ramach GSS 2.0 spędzić w Górach Złotych. Było cicho, spokojnie, a ja szybko wbiłem się we właściwą ścieżkę i zacząłem robić to, co się na takich ścieżkach zwykle robi: dyszeć i sapać. Nikt inny nie wpadł o poranku na ten sam pomysł, więc szlak miałem wyłącznie dla siebie. Ścieżka pięła się do góry, ale w górach trzeba być na to przygotowanym. Ja byłem, chociaż przyznam, że po zakupach poczynionych poprzedniego dnia, mój plecak ważył więcej, niż bym sobie życzył.
Szaro, ale coś widać
Wszystko układało się wspaniale, chociaż po jakimś czasie dotarłem do raczej upierdliwego fragmentu szlaku. Sporo sypkiego podłoża, wystające korzenie, a do tego dosyć stromo. Niewątpliwym plusem było natomiast to, że etap ten pozwolił chociaż trochę nacieszyć oczy. Nie brakowało prześwitów i trochę świata dało się zobaczyć. Raczej sprawnie rozprawiłem się z tym początkowym odcinkiem i dotarłem na Jawornik Wielki.
Jawornik Wielki
To taki szczyt z drewnianą platformą widokową. Sama budowla gwarantuje jakieś widoki, ale te ograniczają się w zasadzie tylko do jednego kierunku. Konstrukcja nie jest zbyt wysoka i niestety rosnące wokół drzewa skutecznie ograniczają panoramę. Jest tam za to gdzie odpocząć, a i nawet miejsce na ognisko znajdziecie, gdybyście byli zainteresowani.
Panorama z Jawornika Wielkiego
Dalej się zgubiłem. Może to wina oznaczeń, może bardziej bałaganu w lesie, jaki musiał zrobić jakiś silny wiatr, a może po prostu moja. Pod stopami znajdowało się pełno usuniętych gałęzi, ścieżka nie była oczywista, ale gdy już znalazłem żółtą farbę na drzewie, to ruszyłem przed siebie. Tutaj zalecam ostrożność, chociaż mam nadzieję, że te zalegające gałęzie zostaną za jakiś czas usunięte. Odcinek do Przełęczy Różaniec był natomiast całkiem fajny. Wokół wysokie buki i sporo kamieni, a to tworzyło ciekawy klimat.
Przez Góry Złote – Jawornik Wielki, Borówkowa Góra i Przełęcz Lądecka
Te głazy z kolei, to nie jakieś tam najzwyklejsze kamulce, o nie. Zostawił je ponoć cofający się lądolód, który w epoce zlodowacenia oparł się właśnie o Góry Złote, jednak nie przedarł się do samej Kotliny Kłodzkiej. Całkiem ciekawie wyglądało to w czasie marszu. Tak, kamieniom też robiłem zdjęcia, a na przełęczy różaniec jest tablica z takimi właśnie ciekawostkami. Szczerze je lubię, bo jako osoba odwiedzająca to pasmo po raz pierwszy, mogłem się czegoś dowiedzieć.
Głazy pozostawione przez cofający się lądolód
Dalej był etap znoju i trudu. Zaskakująco mocno dłużył mi się ten odcinek, a że było znowu pod górę, to trochę potu musiałem z siebie wylać. Cały ten wysiłek skończył się na Borówkowej Górze. Okazała się ona bardzo wdzięcznym pagórem, a tamtejsza wieża widokowa jest naprawdę urokliwa. Znajdowała się ona natomiast już po stronie czeskiej.
Wcale się nie zmęczyłem
GSS 2.0 ogólnie prowadzi często wzdłuż granicy, a niekiedy nawet zagląda do naszych sąsiadów, ale niestety wiecie, jak to bywa w ostatnich czasach. Nie widziałem, jak to jest z tymi wszystkimi obostrzeniami, zasadami wjazdu itd. Na szczęście jeżeli chodzi o przygraniczne wędrówki, to nie ma z tym problemu. Wieża wygląda tak:
Wieża na Borówkowej Górze
Jak ktoś ma bujną wyobraźnię (bardzo bujną), no to trochę taki… Domek Muminków. W środku, a jakże, kolejne metalowe schodki. A widoki? Rewelacyjne! To bardzo fajna atrakcja, widoki robią wrażenie, a pod wieżą jest pełno ławek, są wiaty, miejsce na ognisko i wszystko, czego turysta zapragnie.
Widoki z Borówkowej Góry
Na pewno jest to fajny cel na wycieczkę, zwłaszcza że ma też ciekawą historię. To na tym szczycie miały miejsce pierwsze spotkania opozycjonistów czeskich i polskich, jeszcze w latach 80. Są tam nawet tablice upamiętniające te wydarzenia. Jeśli będziecie w okolicy, to warto się tam wybrać.
W górach ogólnie można wyróżnić odcinki leśne i te widokowe, więc drzew raczej nie będę wam pokazywał, chociaż wcale ich nie brakowało. Niektóre etapy marszu naprawdę mogły się podobać, a że na tym odcinku morderczych podejść nie było, to wędrowało się beztrosko. Chętnie za to pokaże wam Przełęcz Lądecką, bo to urokliwe miejsce.
Przełęcz Lądecka
W Górach Złotych nie byłem nigdy wcześniej, więc spore wrażenie zrobiły na mnie te okolice. Widok tej ławeczki aż krzyczy: „Hej! Klapnij sobie!”. Bardzo ładne miejsce, a w dodatku jest tam chyba też parking, więc można w zasadzie podjechać samochodem. Chyba. Nie cytujcie mnie.
Dalej było sporo lasów, trochę podejść, nieco łagodnych zejść i w końcu ruiny Zamku Karpień. Szczerze? Gdybym miał przemierzać kilometry tylko dla tej atrakcji, to pewnie byłbym trochę zawiedziony. Jako cel przy szlaku natomiast, taki „przy okazji”, to w zasadzie taki ciekawy przerywnik z bogatą historią. Istnieją nawet legendy, że to tutaj zatrzymał się Bolesław Chrobry przez wyprawą na podbój Czech. Na Dolnym Śląsku na pewno jednak znajdziecie sporo ciekawszych zamków.
Ruiny Zamku Karpień
Kiedy obejrzałem już każdy kamień, co trudne nie było, „postanowiłem” zgubić się po raz kolejny, tym razem w pokrzywach. Niech żyje GPS i niech przeklęte będą wydeptane ścieżki, które nie są głównymi szlakami. Dobrze, że zabrałem na tę wędrówkę spodnie z długimi nogawkami, więc śmiało mogłem iść przez te chaszcze na przełaj.
Już pod koniec odcinka pojawiło się kilka widokowych prześwitów, a sama trasa łagodnie kierowała do mety. I taki mniej więcej wyglądał ten dzień. Wydaje mi się, że był całkiem fajny, a najbardziej zadowolony byłem z faktu, że moje stopy ciągle dawały radę. Etap zakończyłem na Przełęczy Gierałtowskiej, chociaż tak naprawdę musiałem zejść na nocleg do Nowego Gierałtowa.
Przełęcz Gierałtowska
Tam też po raz pierwszy musiałem użyć logistycznego geniuszu. Wiecie, nigdy wcześniej tam nie byłem, a Internet podpowiadał, że w okolicy nie ma sklepu. Może jakiś był, może był dalej, ale po tych 28 kilometrach, nie chciało mi się ryzykować. Kolejnego dnia miałem z kolei nocować w schronisku na Śnieżniku, więc wszystko, co niosłem, kupiłem jeszcze pierwszego dnia wieczorem w Złotym Stoku. To ten dzień, kiedy ułamałem zęba – będzie wam łatwiej kojarzyć. Dlatego też plecak swoje ważył i lekko nie było. Największy kłopot miałem jednak z wodą.
Meta w Nowym Gierałtowie
Jestem, powiedzmy… niektórzy powiedzieliby, że głupi, ale ja wole określenie „przesadnie ostrożny”. Sklepu nie było, filtra do uzdatniania nie miałem, a kranówki pić nie chciałem. Biegunka w górach to nic miłego – kolega mi mówił. Wodę więc gotowałem, tak po prostu, ale że wrzątku do bukłaka nie wleję, to przed snem ugotowałem wodę w trzech czajnikach i rano, taką chłodniejszą, przelałem do bukłaka właśnie. Nakombinowałem się, ale to miał być długi dzień. O tym jednak przeczytacie już w kolejnym wpisie.
Informacje praktyczne:
Baza turystyczna w Złotym Stoku jest dobrze rozwinięta, działa sporo sklepów, a i ze znalezieniem miejsca do spania nie powinniście mieć kłopotów. Odcinek ze Złotego Stoku do Przełęczy Gierałtowskiej liczy około 27 km, natomiast trzeba doliczyć dodatkowe 1,5 km, aby zejść do Nowego Gierałtowa na nocleg. Suma podejść to nieco ponad 1400 metrów.
Baza turystyczna jest tam raczej skromna. W okolicy nie znalazłem sklepu, a mapy sugerują, że najbliższy jest mocno oddalony od centrum. Na miejscu działa kilka agroturystyk, ale w sezonie lepiej zaklepać sobie coś z wyprzedzeniem. W przypadku braku miejsc odcinek można skrócić, schodząc do Lądka-Zdroju, lub wydłużyć, aż do Bielic.
Najciekawszymi atrakcjami tego etapu są Jawornik Wielki, Borówkowa Góra i ruiny Zamku Karpień. Gdybym miał się decydować na krótki wypad w tę okolicę, to zdecydowanie wybrałbym jakiś szlak prowadzący na Borówkową Górę. To zdecydowanie najmocniejszy punkt tamtego etapu.
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami
Przydatne? Dzięki za napiwek!
Postaw kawęDołącz do Patronów
Wspieraj na Patronite
Mateusz, dzięki za podzielenie się z opisanego drugiego dnia w ramach wyprawy – maratonu 500 km.