Skip to main content

Jaworze w Beskidzie Niskim wydawało się być dobrym celem na krótki, zimowy spacer.

Jaworze, to taka niepozorna góra na zachodnim krańcu Beskidu Niskiego. Okrutny los umieszczając ją w tym paśmie sprawił, że nie znajdzie się nigdy w rankingu najwyższych szczytów globu. Jeżeli będziecie więc taką listę kiedykolwiek wertować, to Jaworza tam nie będzie, a to dlatego, że wg ostatnich pomiarów liczy sobie 882 m n.p.m. i mimo że góry rosną jakieś marne ułamki centymetrów na rok, czyli wciąż szybciej niż ja, to raczej za naszego życia niewiele się zmieni. Nie samą wysokością jednak żyje turysta! A już na pewno nie taki budzący się dopiero z zimowego snu.

Początkowy fragment szlaku z Ptaszkowej na Jaworze

Początkowy fragment szlaku z Ptaszkowej na Jaworze

 

Gdybyście więc szukali gór, których wierzchołek zwieńczony jest wieżą widokową, to możecie w tej chwili przestać. Wasze poszukiwania i trud skończony! Wieża to bowiem nie byle jaka, ale o tym później. No i to właśnie owa budowla skusiła nas do wyjścia z domu na mróz. Wypatrzyliśmy sobie małe okienko pogodowe, a że do Ptaszkowej, skąd rusza szlak, nie mamy daleko, to tam postanowiliśmy spędzić wolne popołudnie. Trasę znaliśmy już z ubiegłorocznej, wiosennej wędrówki i w zakamarkach naszej pamięci jawiła się jako typowo spacerowa. Zarzuciliśmy plecaki i pognaliśmy dróżką przez przyprószone śniegiem pola.

Szybko wkraczamy do lasu

Szybko wkraczamy do lasu

 

Liczyliśmy na trochę bardziej zimową scenerię, w końcu to styczeń, ale pobieżne oględziny krajobrazu wskazywały, że wyżej powinno być bardziej biało. I zimno, ale na to byliśmy akurat gotowi. Nawet czapkę naciągnąłem na głowę, co nie zdarza mi się niemal nigdy. Rytmicznie pokonywaliśmy szlak, wędrując wzdłuż niebieskich oznaczeń, by po chwili wkroczyć do lasu. To nieodłączny element każdej wędrówki przez Beskidy i jeżeli miałbym wskazać pory roku, w których najprzyjemniej znaleźć się wśród tamtejszych drzew, to byłaby to oczywiście jesień, ale też zima. Znacie ten fajny dźwięk, który dobiega uszu, gdy stawiacie kroki na zmrożonym podłożu bądź śniegu? Właśnie w takiej scenerii maszerowaliśmy przed siebie.

Teren nieznacznie piął się do góry i chociaż tempo mieliśmy spokojne, to nasze rozleniwione długą przerwą tętno poszybowało do góry. Darka o nic nie pytałem, bo nawet nie zgadniecie, kiedy ostatnio był w górach. We wrześniu! I tak zdawało mi się, że dyszał jakby mniej niż ja. Spacerowało się przyjemnie, a im wyżej się znajdowaliśmy, tym ciekawej wyglądała otaczającą nas rzeczywistość. Często zatrzymywaliśmy się by pstryknąć jakąś fotkę, czy nagrać krótki klip. Szlak oznaczony jest przyzwoicie i nie wymaga poetyckiego opisu, chociaż niewielka polanka i przebijające się zza drzew słońce wprawiały nas w wyjątkowo dobry nastrój.

Otoczenie staje się coraz ładniejsze

Otoczenie staje się coraz ładniejsze

 

Delikatne podejście pozwalało się rozgrzać i w końcu dotarliśmy do znanego już sobie miejsca. Chyba już w ostatniej relacji z wycieczki na Jaworze wspominałem, że szlak najpierw pnie się do góry, by wyprowadzić człowieka na taki płaski i długi grzbiet. Tutaj też ścieżka zakręca mocno w lewo, a teren aż do samej wieży będzie tylko nieznacznie się wznosił. I opis ten może niewiele mówi, ale było ładnie, że hej. Drzewa pokryte śniegiem, promienie wpadające gdzieś pomiędzy gałęziami i i błoga cisza, bo spotkaliśmy tylko jedną grupę turystów. Nie wiem jak wy, ale wyjątkowo lubimy taki ośnieżony las i to chyba nie tylko ze względu na walory estetyczne.

Pogodę mieliśmy wymarzoną

Pogodę mieliśmy wymarzoną

 

Może to też jakaś podświadoma tęsknota za taką prawdziwą, białą zimą? Wiecie, w myśl zasady, że kiedyś to były czasy, a teraz nie ma czasów. Nie ulega jednak wątpliwości, że w mieście rzadko wygląda to tak efektownie, jak choćby na zdjęciach poniżej. Spędziliśmy w tamtym miejscu dłuższą chwilę, chcąc nagrać wiekopomne dzieło polskiej kinematografii górskiej, ale to wcale nie taka prosta sprawa trzymać nieruchomo aparat na wyciągniętych rękach, wstrzymując jednocześnie oddech, żeby nie drgnąć ani na chwilę. Pomijam już kwestię pomysłu i reżyserii, ale nie pamiętam, kiedy przedramiona bolały mnie tak po raz ostatni.

Zima w drodze na Jaworze

Zima w drodze na Jaworze

 

Ruszyliśmy dalej na spotkanie z wieżą widokową na Jaworzu. Pełni obaw, muszę zaznaczyć, bo kiedy byliśmy tutaj wiosną, stalowa konstrukcja pokonała nas już w pierwszej rundzie przez nokaut techniczny. Nie, żebyśmy nie lubili rozległych widoków. Absolutnie, bo takie na przykład wieże w Gorcach, to ja uwielbiam jak urzędnik kawę. Ale budowla, w której kierunku zmierzaliśmy, jest charakterystyczna, bo taras widokowy pokrywa metalowa krata. No i kłopot mieliśmy z tym, że widzieliśmy dokładnie wszystko to, co pod stopami, a to, jak się okazało, bardzo nie przypadło nam do gustu.

Umówiliśmy się więc na zimowy rewanż i tak pod błękitnym niebem, i w otoczeniu ośnieżonych drzew spacerowaliśmy dalej. Ten odcinek szlaku był naprawdę bardzo przyjemny. Teren tam delikatnie faluje, ale próżno szukać stromych podejść. Co prawda widoków też tutaj nie ma, bo wokół rośnie gęsty las, ale w styczniu przeszkadza mi to jakoś mniej, niż w innych porach roku. I kiedy tak wymienialiśmy opinie i kolejne pomysły na „przełomowe” zdjęcie, stawiając dziarsko krok za krokiem, tłumiąc jednocześnie odgłosy pustego brzucha, pojawiała się ona – cała na biało.

Jest i wieża, schowana trochę za drzewami

Jest i wieża, schowana trochę za drzewami

 

Ostatnie metry w kierunku wieży pokonaliśmy nie oglądając się już na nic, byle tylko szybciej stanąć u fundamentów tego konstrukcyjnego cudu. Na wypadek, gdyby żołądek miał nam znowu podejść do gardeł, odłożyliśmy nasz podwieczorek na później. Nadeszła pora, by wdrapać się na najwyższy punkt Jaworza. Schody na szczyt są dosyć szerokie i zimą wydają naprawdę fantastyczny odgłos. Szybko się też okazało, że niedawne opady śniegu dosyć skutecznie zapchały wszelkie szpary w tarasie widokowym. Co to oznaczało? Może to szokujące, ale nie odczuwaliśmy tym razem absolutnie żadnego lęku!

Widok z wieży na Jaworzu

Widok z wieży na Jaworzu

 

Nic, a nic, co najpierw mnie zszokowało, bo przecież to dokładnie to samo miejsce, co ostatnio, ale potem bardzo ucieszyło. Przywitaliśmy się z dwójką obecnych turystów, po czym wreszcie mogliśmy przyjrzeć się otoczeniu. Z wieży na Jaworzu widać czasami Tatry, czego byliśmy ostatnio świadkami, ale tym razem pogoda nie była tak łaskawa, a w dodatku w tamtym kierunku wisiało nad horyzontem słońce. Fantastycznie natomiast wyglądały pobliskie, białe drzewa, które mocno kontrastowały z ogólną szarzyzną dolin. I co jeszcze ciekawe, mimo mroźnego dnia, na wieży było ciepło, bezwietrznie i jakoś tak przyjemnie, że nawet nie chciało się nam schodzić.

Zima w Beskidzie Niskim ma różne oblicza

Zima w Beskidzie Niskim ma różne oblicza

 

Wspomniałem na początku, że Jaworze nie powala swoją wysokością, ale stojąc na tarasie widokowym odnosi się wrażenie, że góra całkiem wyraźnie wznosi się ponad otoczenie. Sprawni obserwatorzy wypatrzą nie tylko Tatry, czy niezliczone pagórki Beskidu Niskiego, ale też m.in. urokliwy Grybów, położony gdzieś hen w dolinie. I tak krążyliśmy sobie od barierki do barierki, zwracając uwagę na szczegóły, których z racji paniki nie byliśmy w stanie dostrzec ostatnio. Solidarnie musimy przyznać, że widoki naprawdę mogą się podobać, a bliskość oprószonych śniegiem drzew to coś, co wyjątkowo lubimy. Wkrótce ruszyliśmy w dół, żeby tam w spokoju coś zjeść.

W oddali widać Grybów

W oddali widać Grybów

 

U podnóża wieży znaleźć można stolik z ławkami, czyli miejsce wręcz stworzone do picia gorącej kawy z termosu i to tam skierowaliśmy nasze kroki. Nie rozsiadaliśmy się zbyt długo, bo zrobiło się zdecydowanie bardziej mroźno, niżej jeszcze przed chwilą na górze. Mimo wszystko podsumowaliśmy wrażenia, chwilę odpoczęliśmy i po chwili spakowaliśmy nasz dobytek. Wszystko szło zgodnie z planem, a jedną z jego części był zachód słońca, który miał nas „złapać” gdzieś w drodze powrotnej. Istotnie słońce chyliło się powoli ku zachodowi, a ciepłe promienie, padające na pokryte śniegiem choinki wyglądały wyjątkowo urokliwie. Zarzuciliśmy plecaki i sprawnie ruszyliśmy w drogę powrotną. Zrobiło się chłodno, ale marsz potrafi dosyć skutecznie człowieka rozgrzać.

Pora na krótką przerwę

Pora na krótką przerwę

 

W lesie było kompletnie cicho i tylko dźwięk naszych stawianych na śniegu kroków wypełniał przestrzeń. Nie można powiedzieć, żebyśmy się ociągali, ale nie odmówiliśmy sobie oczywiście kilku ostatnich zdjęć i ujęć do naszego filmowego „dzieła”, bo oświetlenie stawało się coraz ciekawsze. Wszystkie nasze wysiłki możecie zobaczyć poniżej, a jak wytrwacie do końca i niezliczone ilości drzew was nie zanudzą, to ośmielę się nawet zaprosić do subskrybowania kanału.

 

 

I tak powoli zmierzaliśmy w stronę Ptaszkowej. Najpierw wybraliśmy odpowiedni skręt, potem minęliśmy charakterystyczną, niewielką polanę, by następnie przez wąska ścieżkę udać się dalej. Panoramy nie powalały, a w zasadzie to wcale ich nie było, bo nie da się ukryć, że trudno o to, kiedy zewsząd otacza cię las. Ale ten niepowtarzalny klimat zachodu potrafi człowieka oczarować nawet w miejscach pozornie nieciekawych. Znów powiedziałem Darkowi, że go dogonię i  po raz ostatni gimnastykowałem się przy samym podłożu, chcąc przynajmniej częściowo złapać na zdjęciu trochę tej ulotnej i cichej chwili.

O zachodzie jest nie tylko ładnie, ale też niesamowicie cicho

O zachodzie jest nie tylko ładnie, ale też niesamowicie cicho

 

Widok odległych zabudowań oznaczał, że nasza wędrówka dobiegła już niemal końca. Wkroczyliśmy na ścieżkę prowadzącą przez pola i pomknęliśmy w stronę parkingu. I mimo, że szlak jest krótki i próżno tam, poza wieżą, szukać rozległych widoków, to bawiliśmy się wyjątkowo dobrze. Jaworze zimą to jak widać dobra propozycja na krótki, weekendowy spacer i jeżeli mieszkacie w pobliżu, to warto ten plan rozważyć. Całość wędrówki to około 10 kilometrów, w czasie których pokonać trzeba około 400 metrów przewyższeń. Mapy wskazują, że z wycieczką można się uwinąć w jakieś 4 godziny, co tylko potwierdza, że mając wolny dzień, warto sobie taki wypad zorganizować.

TL;DR

 

  • Jaworze mierzy 882 m n.p.m. i położone jest w Górach Grybowskich, czyli najdalej na zachód wysuniętej części Beskidu Niskiego
  • Niebieski szlak z Ptaszkowej to około 5 km marszu, w czasie którego pokonać trzeba niecałe 400 metrów podejść
  • Mapy wskazują, że na pokonanie trasy w obie strony, wystarczy przeznaczyć około 3 godzin. Warto jednak doliczyć czas na przerwy.
  • Na szczycie znajduje się wieża widokowa, z której w czasie dobrej pogody można zobaczyć m.in. Tatry.
  • Alternatywą dla naszego wariantu, może być wycieczka zielonym szlakiem z Grybowa.

Koniecznie zajrzyjcie do galerii, gdzie tradycyjnie więcej zdjęć z tego wyjazdu. Jaworze zimą może być naprawdę fajnym celem, a widoki z wieży będą na pewno mile widzianym dodatkiem.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach.W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów.Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

3 komentarze

  • Krzysztof Ligęza pisze:

    Szlak z pogranicza Boguszy i Binczarowej to ok. 35-40 minut, ale porównywalny z północną stroną Lackowej 🙂

  • Emi pisze:

    Zima w mieście, to raczej nic przyjemnego, ale widoki z Waszej wycieczki zachwycają. Baśniowe te zbliżenia na ośnieżone drzewka, aż chciałoby się pospacerować w takiej scenerii. Warto było trochę pocierpieć dla takich ujęć 🙂

Zostaw komentarz

×