Krótkie podsumowanie wydarzeń w 2018 roku.
To trzydziesta druga próba napisania wstępu do tego niewątpliwie ambitnego tekstu. Kto wie, może kiedyś będzie to pomnik tego, w jaki sposób pisać, żeby napisać, kiedy nie ma o czym pisać. Studenci dziennikarstwa – obserwujcie. Chyba po prostu rzeczywiście trudniej rozprawiać o czymś, co się nie wydarzyło, a nie wydarzyło się w tym mijającym 2018 roku zaskakująco wiele! Mont Blanc, Matterhorn, Patagonia, Dolomity, Alpy, Himalaje i Cergowa – w żadnym z tych miejsc nie byliśmy.
To był po prostu kiepski rok, jeśli chodzi o liczbę wycieczek. Z różnych względów. Tych bardziej i tych mniej oczywistych. Nie chcieliśmy natomiast zamienić gór, ostatniej namiastki swobody, w miejsce gdzie znowu „coś musimy”. Dlatego odwiedzaliśmy szlaki, kiedy mieliśmy ochotę, a z kilku wycieczek nawet nie tworzyliśmy opisów. Po prostu odwiedzaliśmy „stare śmieci” dla samej frajdy wędrowania, a dublowanie relacji jakoś nie miało sensu. Ba, z niektórych wycieczek mamy chyba najładniejsze zdjęcia w całym roku, a poza mediami społecznościowymi nie wrzuciłem ich nigdzie na stronę. Żeby być jednak uczciwym, to trochę jednak zobaczyliśmy, a i w naszych życiach nastąpiły pewne zmiany. Ja na przykład nieco przytyłem. Spragnionych wodolejstwa zapraszam do podsumowania roku 2018!
Z widokiem na połoniny
Obyło się bez kontuzji i urazów, co w naszym wieku zaczyna mieć już pewne znaczenie, zwłaszcza jeżeli należy się do osób piszących testament w czasie przeziębienia. W 2018 roku przeszliśmy po szlakach zaledwie 192 km, pokonując 13 000 metrów w pionie. Wynik godny niemowlaka, który właśnie odkrył chodzenie, ale my jednak robiliśmy to z plecakami. Czy taki roczny dzieciak dałby radę unieść kilka kilo? Nie sądzę!
W styczniu było zimno. Wszystkie lata życiowych doświadczeń nie poszły na marne i tego właśnie się spodziewaliśmy. Nawet wyrwaliśmy się z domów i odwiedziliśmy Jaworze. Było ładnie, a wejście na wieżę widokową nie skutkowało traumą, jak poprzednim razem. Ogólnie włóczyliśmy się raczej po Beskidzie Niskim, bo blisko i pod ręką.
Widok z wieży na Jaworzu
Potem wymyśliłem sobie, że pora wreszcie odwiedzić Tatry zimą. To był chyba czas, kiedy trwała zimowa wyprawa na K2 i całe to zamieszanie związane z tym, kiedy tak naprawdę zaczyna się wiosna. Jeden uparciuch, Denis Urubko mu było, stwierdził że zaczyna się początkiem marca. Bardzo komplikowało to moje plany, więc wolałem posłuchać Adasia Bieleckiego. Dawało mi to bowiem dodatkowe 20 dni na przygotowanie prywatnej, tatrzańskiej ekspedycji. I cóż – jeżeli mierzyć sukces wyprawy faktem zdobycia wierzchołka, to nasza wycieczka na Nosal na pewno cel osiągnęła. Do tego dorzuciliśmy zimową Dolinę Kościeliską, bo płasko, ładnie i bez lodowcowych szczelin, a na koniec w stylu kolejkowym zdobyłem Kasprowy, Beskid i zapalenie spojówek.
Widok z Kasprowego w stronę Czerwonych Wierchów
Wtedy też odkryłem u siebie nerwicę. Wiecie, taką dosyć upierdliwą chorobę, która nakazuje ci denerwować się rzeczami, które na 99% nigdy się nie wydarzą i obdarowująca cię symptomami chorób, których nie masz.
A potem przyszła wiosna! Wspaniała w tym roku i miałem nadzieję, że już nigdy nie odejdzie. Tę porę roku już praktycznie tradycyjnie witamy gdzieś w Beskidach, bo obserwowanie budzącej się przyrody sprawia nam dużo przyjemności. Padło na Gorce i wieżę widokową na Magurkach. Tam też postanowiliśmy przetestować pewną nowinkę, która przyjęła się raczej tak przeciętnie, żeby nie powiedzieć żałośnie słabo, a mianowicie „vlogowanie”. Kto by pomyślał, że wolicie jednak czytać, niż oglądać moją twarz. Czyżby babcia przez tyle lat kłamała, że przystojny ze mnie kawaler? A niech cię, babciu!
Tatry widziane z tarasu widokowego wieży na Magurkach
Rok bez wyjazdu w Bieszczady, to rok stracony, więc następnie wybraliśmy się na bardzo przyjemną wycieczkę na Połoninę Caryńską i Wetlińską. No, a dalej był jeszcze spacer na Koziarz. Było tam tak zielono, że po powrocie nawet się zastanawiałem, czy może mój aparat się nie popsuł. Wszystko było zielone, a chwilami nawet moja twarz, chociaż to raczej skutek pośpiechu, który nam wtedy towarzyszył.
Na Połoninie Caryńskiej
Moje ambitne plany urlopowe pokrzyżowała pogoda. To był ten moment, chyba w czerwcu, gdy w Tatrach pojawił się śnieg, potem lało, wiało, było szaro i nijako. Tak przynajmniej podpowiada mi pamięć. Największą zdobyczą okazała się Sarnia Skała, co w połączeniu z zachodem słońca było i tak całkiem przyjemnym wspomnieniem.
Miło na pewno wspominamy krótką objazdówkę po słowackich górach, bo odwiedziliśmy dwa, kompletnie nowe dla nas miejsca. Zabraliśmy ze sobą mojego młodszego brata, bo ponoć spragniony był przygód. Przez przypadek pierwszego dnia wybraliśmy się na Krywań, a że to kawał góry, to drugiego dnia brat leczył już zakwasy. Przygoda życia.
W drodze na Krywań
My w tym czasie próbowaliśmy wejść na Chopok w Tatrach Niżnych, co okazało się pewnego rodzaju wyzwaniem, głównie nawigacyjnym. Na sam koniec wybraliśmy się natomiast poznać Wielką Fatrę. Już na samym początku zaskoczyło nas strome podejście. Takie rzeczy w górach?
Dalej zaskakiwały nas już tylko piękne widoki w drodze na Ostredok. Pewnie właśnie tę wycieczkę wybierzemy solidarnie jako „naj” 2018 roku. Konkurencja nie była wybitnie mocna, ale Wielka Fatra na pewno wpisała się w nasze gusta. Rozległe widoki, otwarte przestrzenie i niewielki ruch turystyczny na szlakach. Polecamy.
Wielka Fatra zachwyca, a my odpoczywamy
W międzyczasie spróbowaliśmy też sił we wspinaczce, a nawet udało nam się przejść kilka łatwych dróg w skałach. Nie pobiliśmy w tym roku natomiast żadnych rekordów. Spacer przez Połoninę Caryńską i Wetlińską był, przynajmniej jeśli chodzi o cyfry, najbardziej wymagającą wędrówką ubiegłego roku. Przy czym 23 km marszu i 1400 metrów przewyższeń jest wynikiem mocno przeciętnym. Najchętniej czytaną relacją w 2018 roku była ta z naszej wycieczki na Tarnicę. Krótki, widokowy szlak, no i kolorowe zdjęcia z zachodu pewnie ułatwiły wygranie tej klasyfikacji.
Bieszczady jesienią
Wpis zanotował 34 odsłony, z czego 14 należało do Darka. Przyznał się. W ogóle jeśli już podsumowywać rok i przywoływać jakieś rekordy, to strasznie często odwiedzaliście naszą stronę, bo już w połowie roku zabrakło mi palców, żeby te odsłony liczyć. Obecnie licznik kręci się wokół 485. Oczywiście niczego to w naszych życiach nie zmienia, ale miło, że tu zaglądacie. Kiedyś, to nawet taka jedna pani napisała, że korzysta z naszych opisów przy planowaniu wędrówek. Nie zmyślam!
Światła miast
I to wszystko. Nie był to wybitny rok, ale przyszły będzie wspaniały, bo mamy już masę pomysłów i projektów, jak np. „Sto szczytów z okazji stu kilogramów na wadze”, albo „Wspinaczka na szczyt, na który zupełnie nie trzeba się wspinać, bo można zwyczajnie na niego wejść na nogach”. Muszę kończyć, bo jesteśmy rozchwytywani przez media, sponsorów, kobiety, a szampan leje się nieprzerwanym strumieniem.
Będąc jednak poważnym, bo czasami mi się to zdarza: dziękujemy za wszystkie komentarze, interakcje i miłe słowa. Niezmiernie nam miło, że co roku znajdują się osoby, które realnie wspierają naszą internetową działalność. Mowa o wszystkich tych, którzy zakupili nasz kalendarz lub tych, którzy wspierają nas na portalu Patronite. W szczytowym okresie naszymi „patronami” były aż cztery osoby, a obecnie na placu boju pozostały dwie. Nie wiem, czy to powód do przechwałek, biorąc pod uwagę ponad 16 000 osób śledzących nas na fejsbuku, ale wysyłam wam wirtualną piątkę. To naprawdę sporo dla nas znaczy, bo dzięki temu łatwiej nam opłacić wszystkie koszty związane z utrzymaniem naszej obecności w sieci. Dzięki!
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami
Jest to pierwszy i jedyny blog, na który nie szkoda mi czasu::) Gratuluję lekkiego pióra i fantastycznego oka. Z Wami planuję pierwszy, sierpniowy wyjazd w Tatry.
Jesteście fantastyczni!
Druga Pani 😀
Jejku, aż nie wiem, co odpisać 😛 Wielkie dzięki za taką opinię 🙂 Czuj się jak u siebie, no i mam nadzieję, że wyjazd w Tatry będzie niezapomniany 🙂
Pozdrawiamy!
Nic tylko podziwiać, ja latam trochę po szkockich górach ale nie z taką intensywnością jak wy 🙂
Dzięki! Szkockie góry znam tylko ze zdjęć, ale to zdecydowanie moje klimaty. Może kiedyś. Pozdrawiamy! 🙂
A według mnie mieliście super rok! Wiele górskich nowości i w kategorii aktywności (wspinaczka) jak i pasm górskich. Film mega! Ten moment ustawiania kamery by przejść 5 sekund, a później w podskokach po nią wracać – coś o tym wiem 😀
Nie było źle. Jesteśmy względnie zadowoleni, bo mimo że dużo wyjazdów nie zaliczyliśmy, to każdy nas cieszył, a przecież ostatecznie o to chodzi 😀 Z nagrywaniem filmików, to jest w ogóle sporo zabawy. Sama wiesz, że żeby zmontować cokolwiek logicznego, to trzeba na „planie” spędzić więcej czasu, niż by się chciało 😛
Jak będziecie realizować projekt sto szczytów z okazji 100 kg, to ja idę z Wami w ciemno na te szczyty 🙂
Na razie wbijamy masę, ale będziemy w kontakcie 😛
Elegancko, jak jeszcze trochę mniej wymagające będą Wasze wędrówki, to zacznę planować swoje na ich podstawie.
Uśmiałam się 🙂 Fajne podsumowanie! I filmik 😉
Dzięki! Ten rok nie był szczególnie wybitny, no ale nie zawsze chodzi o bicie rekordów 🙂