Skip to main content

Kolejny dzień w Pieninach zamierzaliśmy spędzić na Trzech Koronach

Kolejny dzień naszych pienińskich przygód przygotowaliśmy ze sporą starannością, chociaż nie obyło się bez dylematów. Niby rozważaliśmy wyjście na szlak przed wschodem słońca, ale że prognozy nie zachwycały, a mi w czasie tego wyjazdu zależało trochę na ciekawych fotografiach, to postanowiliśmy nasz plan mocno zmodyfikować. Będąc też zupełnie szczerym, to zapomniałem, że cierpię ostatnio na strasznego lenia i absolutnie nie chciało mi się wstawać przed świtem. Zresztą kołdra rozumie, a na zewnątrz panuje 2020 rok. Cholera wie, co się czai we mgle.

Z obliczeń i wykresów wychodziło nam natomiast, że to zachód słońca na Trzech Koronach ma szansę na powodzenie. W sensie zachód miał się odbyć i bez nas, jak codziennie, ale pojawiła się nadzieja, że będzie on na tyle atrakcyjny, że warto będzie się na tym spektaklu pojawić. I tu właśnie do akcji wkraczamy my. Nie jest tajemnicą, że na internetowych grupach istnieją pewne nienaruszalne świętości. To buty ponad kostkę i jak najwcześniejsze wychodzenie na szlak. Nie próbujcie tam nawet dyskutować, że można inaczej.

 

Życie na całe szczęście toczy się również poza internetem i bardzo często zdarza mi się ruszać na szczyt w godzinach popołudniowych. Wiadomo, że tym razem chodziło nam o zachód słońca, ale ten moment w czasie dnia, gdy wszyscy powoli schodzą już ze szlaku, lubię wykorzystać na wyjście, by mieć nieco gór wyłącznie dla siebie. Ma to sens zwłaszcza na tak popularnych szlakach, jak ten na Trzy Korony. Wrzuciłem więc do plecaka statyw i ruszyliśmy na wędrówkę.

Tak wygląda początkowy odcinek z Krościenka

Tak wygląda początkowy odcinek z Krościenka

 

Żeby dostać się na Trzy Korony, startując z Krościenka, trzeba na początek zlokalizować ulicę… Trzech Koron. Łatwizna. Wycieczkę najłatwiej zacząć z centrum miejscowości, bo już tam zauważycie charakterystyczne, żółte oznaczenia szlaku. Co dalej? Trochę monotonii, niestety, bo ścieżka pnie się dosyć stromo wśród domów i jakoś ten początkowy fragment trzeba po prostu przejść. Nie trwa to na szczęście zbyt długo i już po chwili wkroczyliśmy do jesiennego, pięknego lasu.

 A tutaj już do lasu

A tutaj już do lasu

 

Pogoda zachwycała, a błękit nieba, kontrastujący z kolorem liści, zachęcał do maszerowania. Ścieżka na tym odcinku może nie wyróżnia się niczym szczególnym, bo to taki typowy odcinek wśród drzew, ale niekiedy pojawiają się prześwity, z których na przykład widać pozostawione w dolinie Krościenko. Wiem zresztą, że niekiedy czytają to fani lasów i byliby z pewnością zadowoleni z takich warunków. Odnieśliśmy za to wrażenie, że w czasie tego pierwszego etapu wycieczki, szybko nabiera się wysokości. Czy faktycznie jest stromo, czy może to tylko sugestia nierozgrzanych jeszcze łydek, nie wiem. Faktem jest jednak, że sprawnie pięliśmy się wyżej i wkrótce zameldowaliśmy się w ciekawym, chociaż z punktu widzenia naszej wycieczki, nieistotnym miejscu.

Krościenko zostawiamy już za sobą

Krościenko zostawiamy już za sobą

 

Bajków Groń to o tyle interesująca miejscówka, że to tutaj możecie odbić w stronę „Sokolej Perci” by poprzez Czerteż i Czertezik dostać się na Sokolicę. Przedłużenie wycieczki w taki sposób to bardzo popularny wariant, więc zostawię wam link do opisu szlaku na Trzy Korony i Sokolicę. Całość nie jest długa, w dodatku wizualnie zachwyca, a co jeszcze ciekawe, to wspomnianą ścieżkę wytyczył autor najsłynniejszego, tatrzańskiego szlaku, czyli „Orlej Perci”. Trudności oczywiście w żaden sposób nie są porównywalne, więc nie panikujcie.

Kolejnym plusem jest spokój na szlaku

Kolejnym plusem jest spokój na szlaku

 

Nasz plan pomijał jednak to odbicie, bo uznaliśmy, że zachód na szczycie sprawi nam więcej frajdy. Czasami oczywiście miło jest rozprawić się z jakąś długą i wymagającą trasą, by na koniec dnia zastanawiać się, czy wzywać jeszcze karetkę, czy może już bardziej śmieciarkę. Równie jednak przyjemne bywa spokojne maszerowanie, by z jakiegoś szczytu oglądać te wszystkie, niesamowite widoki, nim góry spowije mrok. Warunki dopisywały, a wiatr, na który zazwyczaj się przecież narzeka, tworzył niesamowity klimat. Spadające, jesienne liście wyglądały bajkowo i chyba dzięki tej całej otoczce tak dobrze nam się podchodziło. Szybko więc dotarliśmy do chyba mojego ulubionego miejsca w drodze na Trzy Korony. Nie licząc szczytu, rzecz jasna.

Już niedaleko

Już niedaleko

 

Przełęcz Szopka to oficjalna nazwa wspomnianej przeze mnie lokacji, ale wśród turystów funkcjonuje też druga. Przełęcz Chwała Bogu, bo tak brzmi alternatywa, stała się popularna dzięki frazie, którą zmęczeni turyści tutaj rzekomo wypowiadali. Wiecie, to takie westchnienie ulgi po ciężkim marszu, gdy docierasz żywy i przytomny na miejsce odpoczynku. W dzisiejszych czasach pewnie mielibyśmy do czynienia z przełęczą „O ja pitolę”, ale niezależnie od nazwy, nie da się ukryć, że miejsce to doskonale nadaje się na krótki relaks. Po pierwsze sporo tu ławek, a po drugie wreszcie pokazują się Tatry, które to oglądane z Pienin zawsze prezentują się niesamowicie. Z tego też powodu skłaniałbym się do tej drugiej, zaproponowanej przeze mnie nazwy przełęczy. Tak, aż tak ładnie wyglądają.

Tatry widziane na Przełęczy Szopka (Chwała Bogu)

Tatry widziane na Przełęczy Szopka (Chwała Bogu)

 

Postanowiliśmy się zatrzymać tutaj na dłuższą przerwę. Jak już wspominałem wcześniej, zależało nam na podziwianiu zachodu słońca z Trzech Koron, a jakoś tak wyszło, że mieliśmy jeszcze spory zapas czasu. Owszem, moglibyśmy od razu ruszyć na wierzchołek, ale strasznie wiało, co potęgowało chłód. Na szczycie już w ogóle trudno byłoby znaleźć ochronę przed podmuchami, więc uznaliśmy zgodnie, że posiedzimy w zaciszu drzew.

Jesień na Przełęczy Szopka

Jesień na Przełęczy Szopka

 

Tabliczki na przełęczy pokazywały, że od celu dzieliło nas jeszcze mniej więcej 40 minut marszu i około 200 metrów w pionie do pokonania. Tutaj też porzuciliśmy żółte oznaczenia szlaku na rzecz tych niebieskich. No i nie wiem, czy to zasługa pogody, nastawienia, formy, czy jesiennej aury, ale wydaje mi się, że bardzo sprawnie się z tym odcinkiem uporaliśmy. Niekiedy światło pięknie przebijało się między drzewami i podchodziło się zupełnie beztrosko. Wiadomo, że jakieś bardziej strome fragmenty tam znajdziecie, ale w mojej opinii bliskość szczytu zapewnia bonus do kondycji. Gdy dotarliśmy na skraj niewielkiej polany, byliśmy już pewni, że cel jest blisko.

Końcowe fragmenty podejścia na Trzy Korony

Końcowe fragmenty podejścia

 

Tutaj uwaga, którą powinienem chyba poczynić na samym początku. Otóż szlak z Krościenka na Trzy Korony prowadzi w Pienińskim Parku Narodowym, a te, co do zasady, rządzą się specyficznymi prawami. Poza ochroną przyrody, co jasne, zajmują się też pobieraniem opłat za wstęp. W większości parków takie należności reguluje się gdzieś na dole, przy budkach kasowych, albo przez internet, ale tutaj jest nieco inaczej. Wejściówkę zakupić można praktycznie pod samym szczytem i uprawnia ona nie tylko do wejścia na Okrąglicę (982 m n.p.m.), czyli najwyższy wierzchołek Trzech Koron, ale także na Sokolicę, gdybyście zdecydowali się na dłuższą wycieczkę, o której to wspominałem wcześniej. Opłaty nie obowiązują natomiast w szeroko pojętym okresie zimowym, od listopada do kwietnia. Pamiętajcie więc, żeby zabrać ze sobą pieniądze, albo załatwić sprawę przez internet.

W tym właśnie miejscu odbijamy w stronę platformy na Trzech Koronach

W tym właśnie miejscu odbijamy w stronę platformy na wierzchołku

 

W sezonie, jeśli nie wyjdziecie na szlak z samego rana, spotka was jeszcze jedna niespodzianka, tym razem nieprzyjemna. Szczyt jest naprawdę niesamowicie popularny, trudno się temu dziwić, a niewielka platforma widokowa sprawia, że… nie wszyscy jednocześnie się tam pomieszczą. W związku z tym trzeba niekiedy swoje odstać w kolejce, a godzina czy dwie oczekiwania, nie są niestety niczym niespotykanym. Polecam więc cierpliwość albo bezsenność.

Kładka prowadząca na szczyt

Kładka prowadząca na szczyt

 

Pieniny odwiedziliśmy po sezonie, a w dodatku wybraliśmy się na wędrówkę bardzo późno, więc przez cały dzień spotkaliśmy raptem kilka, schodzących już osób. Na miejscu w oczy na początek rzuciły nam się liczne ławki, a następnie kasa biletowa i charakterystyczna kładka, która prowadzi na szczyt. Przejście przez nią nie jest wymagające, ale ciekawie stopniuje napięcie. Z każdym krokiem widać nieco więcej, a gdy do pokonania pozostają ostatnie schodki, na twarzy od razu pojawia się uśmiech.

Uroki Pienin

Uroki Pienin

 

Tak było i w naszym przypadku, bo widok z Trzech Koron jest po prostu genialny! Szczyt zdecydowanie góruje nad okolicą, a to sprawia, że znajdujące się u jego podnóży Sromowce Niżne czy Czerwony Klasztor, wyglądają na pierwszy rzut oka jak takie miniaturowe makiety. A Tatry? Rewelacyjnie prezentował się ich łańcuch, chociaż oślepiające słońce kazało nam jeszcze nieco poczekać z zachwytami. W oddali widać było też Babią Górę, pięknie prezentował się masyw Lubania, a nawet Beskid Sądecki z pasmem Radziejowej był doskonale widoczny. Musicie sami zobaczyć ten krajobraz, żeby tak naprawdę go docenić.

 

Zachód na Trzech Koronach

 

Niesamowity zachód na Trzech Koronach

 

Gdy tylko nacieszyliśmy wstępnie oczy, sięgnęliśmy do plecaków po cieplejsze ciuchy. Wiało niesamowicie i z tego też powodu z góry odrzuciłem pomysł wyciągania statywu. Nie było i tak mowy, żeby oparł się takim podmuchom. W międzyczasie dołączył do nas jeszcze jeden fotograf, którego serdecznie pozdrawiam, a gdy tylko światło zaczęło malować krajobraz, zacząłem kombinować, jak wykonać nieporuszone i ostre zdjęcie. Łatwo nie było, ale zamontowane na Trzech Koronach barierki można było wykorzystać jako stabilne podparcie.

Trzy Korony i widok ze szczytu

Trzy Korony i widok ze szczytu

 

Spędziliśmy na szczycie dłuższą chwilę, bo trudno było oderwać wzrok od tych wszystkich krajobrazów, natomiast postanowiliśmy nie czekać do samego zachodu słońca. Podejrzewałem, że gęste chmury, które wznosiły się nad horyzontem, raczej przedwcześnie zakończą widowisko. Spakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną, licząc może jeszcze na to, że w przypadku zmiany warunków, uda nam się ponownie nacieszyć oczy na przełęczy „Ojapitolę”. Zejście nie sprawiało nam większych trudności, bo w porównaniu do wędrówki przez Wąwóz Homole na Wysoką, gdzie byliśmy poprzedniego dnia, podłoże było zdecydowaniem bardziej suche. Oczywiście trzeba było zachować ostrożność, ale sprawnie dotarliśmy na przełęcz.

Przełęcz Szopka i Tatry w oddali

Przełęcz Szopka i Tatry w oddali

 

Moje przewidywania się potwierdziły i chociaż ciągle było naprawdę ładnie i klimatycznie, to decyzja o wcześniejszym zejściu okazała się prawidłowa. Wyciągnęliśmy czołówki i sprawnym tempem ruszyliśmy do Krościenka. I chociaż sama droga nie sprawiła nam problemów, to wredny i nieustępliwy pies napędził nam pod koniec niezłego stracha. Na strachu na szczęście się skończyło.

 

Wędrówka na Trzy Korony z Krościenka to obowiązkowa pozycja na liście pienińskich wędrówek. Owszem, szlak bywa zatłoczony, ale jak widać na naszym przykładzie i na to są niekiedy sposoby. Widok z wierzchołka jest zachwycający, a co dodatkowo ważne, osiągalny praktycznie dla każdego. Osoby ze słabą kondycją mogą co prawda marudzić na podejściu, ale naprawdę nie trzeba być sportowcem, by z trasą sobie poradzić.

Mapy wskazują, że na rozprawienie się ze szlakiem potrzebować będziecie dwóch godzin i dziesięciu minut, chociaż oczywiście warto do tego dodać jakieś przerwy. Do pokonania w pionie jest natomiast prawie 600 metrów. Gdybyście szukali alternatywy, to być może nawet ciekawszym wariantem jest wejście na Trzy Korony ze Sromowiec Niżnych, poprzez Wąwóz Szopczański. Odsyłam zainteresowanych pod link, a komu będzie mało widokowych uniesień, te niech przedłuży spacer o wejście na Sokolicę. Niezależnie od wybranego wariantu, raczej nie będziecie rozczarowani.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite

 

Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach. W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów. Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

5 komentarzy

  • ff pisze:

    Szlak z Krościenka nD jest chyba najgorszym na Trzy Korony. Taki trochę 'toporny’. Szczególnie na początku może zniechęcać. Mówi się, że dość łagodny, ale początek jest naprawdę stromy. Potem dużo lasu i mało eksponowanych miejsc widokowych. Można podsumować, trochę pod górę i bardzo mało widać. Szlak ze Sromowiec Niżnych można podsumować dużo pod górę ale dużo widać, choć w większości blisko widać. Szlak z Czorsztyna (lub kawałek bliżej z Hałuszowej) można podsumować, w miarę płasko i mało widać. Szlak ze Sromowiec Wyżnych czerwonym do niebieskiego (niebieski to ten od Czorsztyna) można podsumować, trochę pod górę i mało widać, choć na początku Tatry pięknie widać. Szlak ze Szczawnicy przez Sokolicę można podsumować, długo, początkiem pod górę, ale potem dużo i daleko widać.

  • Piękne warunki mieliście 🙂 Za każdym razem jak widzę te ładne pienińskie wschody/zachody, to myślę, że muszę się tam wybrać 😉

  • Ala pisze:

    Przepiękny zachód słońca!!! Zapiera dech w piersi, jestem zachwycona!

  • Skadi pisze:

    Światło przepięknie zagrało tego wieczoru! Chyba muszę zainteresować się Pieninami na poważnie. Byłam tylko raz, „przelotem”.

  • Anonim pisze:

    Taką jesień uwiebiam. Kolorową, słoneczną i do kompletu z takimi widokami. Przepiękne zdjęcia!

Zostaw komentarz

×