Skip to main content

Pogoda nie rozpieszczała, więc wybrałem się na krótki spacer

Jakoś tak wyszło, że po latach znowu znalazłem się w Sudetach. Miałem brać tam udział w fajnej, towarzyskiej imprezie turystycznej, a wszystko to za sprawą Staszka z Irracjonalnie Maszerujących, który jest również pomysłodawcą GSS 2.0. Koniecznie zapoznajcie się z ideą tego szlaku.

Mniejsza jednak o to, bo moja obecność tam, sprowadzała się do prostych aktywności. Miałem się włóczyć po Górach Bystrzyckich i Stołowych i całkiem szczegółowy zapis filmowy z tych dni znajdziecie na Youtubie. Jednym z miejsc natomiast, które chciałem odwiedzić, było Torfowisko pod Zieleńcem, bo… na żadnym torfowisku nigdy wcześniej nie byłem i w zasadzie ciekawiło mnie, jak taki obszar wygląda. Pogoda podczas całego wypadu była kapryśna, ale koło południa znalazłem się na parkingu. Wtedy jeszcze świeciło słońce.

 

Nie po to jechałem taki kawał świata, żeby bać się opadów. Z cukru, choćbym i chciał, to jednak nie jestem, a zresztą i tak bardziej martwiłem się o to, żeby deszcz nie zalał mi aparatu. Mokre włosy jakoś zniosę, a nad elektroniką już bym płakał. Przed wyjściem więc upewniłem się, że mam pokrowiec przeciwdeszczowy na plecak.

Czasami, jeszcze przed wizytą w konkretnym miejscu, mamy już jakieś wyobrażenie na jego temat. I jak podpowiadała mi moja męska intuicja, Torfowisko pod Zieleńcem, jak wszystkie inne torfowiska, powinno być całkowicie płaskie. W końcu to teren podmokły, a torf powstaje wskutek procesów gnilnych. Tak mi się wydawało.

Gradu, to się nie spodziewałem
Gradu, to się nie spodziewałem

 

Jakież było moje zdziwienie, gdy już pierwsze kroki prowadziły mnie po konkretnym, stromym podejściu. Zdziwieniom nie było końca, bo już po chwili zauważyłem ślady po dosyć solidnym gradobiciu, a potem zdziwiłem się tym, że tak często dziwić się można. Słońce bowiem błyskawicznie schowało się za chmurami i po jakichś sześciu minutach i trzynastu sekundach ładnej pogody, ponownie zaczęło padać.

Podejście było może i śliskie, ale raczej krótkie i po kilku minutach moja intuicja mogła ostatecznie święcić triumfy. Tak, torfowisko jest miejscem niemal kompletnie płaskim, pod warunkiem, że już się do niego dotrze. Przywitała mnie tam szeroka, wygodna droga, a wkrótce znalazłem zaciszną wiatę. Uznałem, że będzie to potencjalnie niezła kryjówka, gdyby Matka Natura postanowiła walić kulkami lodu w mój łeb.

Początkowy etap zaskoczył mnie stromizną

Początkowy etap zaskoczył mnie stromizną

 

No ale gdzie tam. Przygotowałem się na najgorsze, a słoneczko wyszło i zrobiło się tak ładnie, że całe to miejsce momentalnie nabrało uroku. Zieleń zawsze jest jakoś bardziej soczysta po opadach, a przebijające się między koronami drzew światło pięknie malowało otoczenie. Postanowiłem wykorzystać tę chwilę i zwiedzić tyle, ile się da, a najlepiej wszystko.

Co się robi na takim torfowisku? Spaceruje przede wszystkim, bo teren temu sprzyja, ale to, co ja zawsze lubię w takich miejscach, to tablice informacyjne z najważniejszymi wiadomościami dotyczącymi otoczenia. Niektórych ucieszy pewnie więc fakt, że na Torfowisku pod Zieleńcem takich tablic nie brakuje. Swoją drogą, skoro już o wiedzy mowa, to rezerwat ten, znajdujący się w północno-zachodniej części Gór Bystrzycki, powstał już w 1954 roku. Chcąc być jednak całkiem poprawnym, to już w 1919 roku powołano tutaj pierwszy, chociaż znacznie mniejszy obszar chroniony.

Wiata, w której można wypocząć

Wiata, w której można wypocząć

 

No i czy wiedzieliście, że rośnie tam znana między innymi z Tatr kosodrzewina? Albo czy dacie wiarę, że da się wypatrzeć blisko 100 gatunków roślin w tym rosiczkę? Szukałem nawet przez chwilę tej mięsożernej rośliny, ale bez skutku. Okularów nie wziąłem, a i pogoda nie sprzyjała wydłużonym obserwacjom.

Jedno przeżyłem tylko rozczarowanie, bo do 2020 roku istniała w tym miejscu wieża widokowa. Co prawda widok z niej ponoć nie powalał, ale w czasie mojej wizyty budowli tej już nie było wcale. Została ona rozebrana ze względu na zły stan techniczny, ale pocieszające informacje są takie, że trwają już rozmowy na temat wzniesienia nowej konstrukcji. Ile to potrwa? Nie wiadomo, bo budowanie czegokolwiek na takim podmokłym terenie nie jest rzeczą banalną i wymaga sporo działań przygotowawczych. Inaczej każda konstrukcja po czasie po prostu zaczęłaby tonąć. Tak, tego też się dowiedziałem z tablicy informacyjnej.

Las był tego dnia naprawdę klimatyczny

Las był tego dnia naprawdę klimatyczny

 

Przyjemnie przemierzało się kolejne metry, bo nawet kwestia tak prozaiczna, jak leśny strumień, rozpalała wyobraźnię. Woda miała niesamowity, ciemnoczerwony kolor i sam nigdy nie wpadłbym na pomysł, dlaczego tak się dzieje. Z pomocą ponownie przyszłym mi tablice informacyjne. Wyobraźcie sobie, że za tę ciekawą barwę odpowiadają kwasy humusowe, uwalniane w procesach gnilnych. I ta ciekawostka może jeszcze nie robi wrażenia, ale gdy doczytałem, że woda ta nadaje się do spożycia, od razu poczułem się jak dziecko na pokazie iluzjonisty. Nie odważyłem się jej spróbować, ale ponoć ma silnie kwaśny odczyn.

Woda o ciekawym zabarwieniu

Woda o ciekawym zabarwieniu

 

Kolejne chwile były równie ciekawe, bo dotarłem na brzeg podtopionego terenu i znów mogłem tam zaczerpnąć informacji. Poznałem najbardziej skrywane tajemnice torfowiska, w tym tę, którą zazwyczaj nie lubimy się chwalić – wiek. Już jakiś czas temu przekroczyłem barierę trzydziestu lat i wiecie, jak to jest, człowiek marudny zaczyna marudzić jeszcze częściej. O bólu pleców nie wspomnę. Od razu się jednak rozweseliłem na wieść o tym, że można tak dobrze wyglądać w wieku 7500 lat, bo tyle właśnie liczy sobie Torfowisko pod Zieleńcem! Wszystko przed nami, ludzie!

Otoczenie jest naprawdę ciekawe

Otoczenie jest naprawdę ciekawe

 

Według informacji, które udało mi się zdobyć, rosną tam specjalne rośliny, które posiadają możliwość ciągłego wzrostu. Jednocześnie ich dolna część, gnijąc, tworzy torf. A dlaczego tak się dzieje? A no warunki do gnicia są tam wspaniałe, bo pod warstwą gruntu znajduje się warstwa nieprzepuszczających wody skał. Niektóre obszary są kompletnie bezodpływowe, ale że torfowisko leży na wododziale, to jeśli już coś stamtąd wypływa, to ostatecznie wpadnie albo do Morzą Północnego, albo do „naszego” Bałtyku. Miłośnicy takich ciekawostek będą zachwyceni, ale jeśli po prostu lubicie odwiedzać urokliwe miejsca, bez całej tej „naukowej” otoczki, to też powinniście być zadowoleni.

Kładka wyprowadzająca na torfowisko

Kładka wyprowadzająca na torfowisko

 

W końcu już kawałek dalej trafić można na rewelacyjną kładkę, która wyprowadza na sam środek torfowiska. I tam, niestety, zaczęło mi się trochę spieszyć. Leniwie do tamtego momentu przemierzałem kolejne metry, ale po chwili uznałem, że chyba pora już wracać.

Dopadła mnie bowiem Matka Natura, chociaż przyznam, że i tak wykazała sporo cierpliwości. Pierwsze kule lodu spadły jeszcze obok mnie. Jak ostrzeżenie. Wkrótce jednak echo odbijającego się od mojej czaszki gradu niosło się rytmicznie przez las. By nie ułatwiać naturze zadania, w podobnym tempie postanowiłem stawiać więc kroki, by wrócić przynajmniej w okolice tej wiaty. I co? Po 10 minutach znowu wyszło słońce.

W drodze powrotnej znowu się wypogodziło

W drodze powrotnej znowu się wypogodziło

 

Jedną mam jeszcze dla was uwagę, bo jak to w moim przypadku bywa, ponownie pomyliłem drogę. Cóż, jak widać i w takim miejscu jak torfowisko jestem do tego zdolny. Była to natomiast jedna z tych przyjemnych pomyłek, bo okazuje się, że na parking można dostać się leśną, gruntową drogą, która omija ten początkowy, stromy odcinek. Kto wie, może to niezła opcja, gdybyście chcieli tutaj wybrać się z dziećmi w wózku. Chyba powinniście dać radę.

 

Nie spodziewałem się, że tak dobrze będę się tam bawił. Może i brakowało typowo górskich widoków, ale całe to miejsce miało swój ciekawy klimat. Kto wie, może zmienna pogoda, opady, ale też słoneczne momenty dołożyły swoją cegiełkę do takiej opinii. Zielony las, śpiew ptaków, leniwy spacer i trochę przyrodniczej wiedzy to chyba jednak zawsze fajny pomysł na spędzenie czasu.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite

 

Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach. W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów. Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

Komentarz

Zostaw komentarz

×