Po przyjeździe w Tatry szukaliśmy łatwego celu na popołudniową wędrówkę
Mogłoby się wydawać, że Wielki Kopieniec dostał swoją nazwę nieco na wyrost. Szczyt w końcu mierzy zupełnie przeciętne 1328 m n.p.m. i w Tatrach na pewno znalazłyby się bardziej imponujące góry. Jego siła tkwi jednak w czymś zupełnie innym. Po pierwsze na szczyt prowadzi ścieżka, która większości osób nie przyprawi o stan przedzawałowy. Wiadomo, to ciągle góry, więc o zadyszkę nietrudno, ale jednak wgramolić się na szczyt powinien każdy. U podnóża góry znajduje się w dodatku urokliwa Polana Kopieniec, gdzie jak legenda głosi, wiosną można zobaczyć krokusy.
Największą natomiast zaletą tego szczytu jest to, że jest naprawdę niesamowicie widokowy. Doskonale nadaje się na cel wycieczki dla rodzin, albo wtedy, kiedy szukacie celu na rozruch po kilku godzinach jazdy. W tym przypadku chciałem wykorzystać te wszystkie zalety, aby z wierzchołka zobaczyć zachód słońca. Po południu wyruszyliśmy z Toporowej Cyrhli i początkowo pogoda nie chciała nam okazać litości. Niebo spowijały szare, ciemne chmury. Mapy wskazują, że idąc tą ścieżką, u celu znajdziecie się mniej więcej po godzinie i piętnastu minutach. Co prawda trzeba trochę podchodzić, często po sporych głazach, ale marsz mija sprawnie.
Powoli traciłem nadzieję i momentami nawet marudziłem pod nosem, że niepotrzebnie zabierałem statyw, ale jak wiadomo, pogoda w górach zmienia się niekiedy bardzo gwałtownie. Na to właśnie liczyłem, a gdy rozsiedliśmy się wygodnie na szczycie, coś jakby zaczęło się zmieniać.
Zachód słońca na Wielkim Kopieńcu
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami
Przydatne? Dzięki za napiwek!
Postaw kawęDołącz do Patronów
Wspieraj na Patronite