Skip to main content

Szczeliniec Wielki to wyjątkowe miejsce, więc postanowiłem tam zawitać o wschodzie słońca.

Góry Stołowe to ewenement nie tylko w skali naszego kraju, ale i całej Europy. I chociaż historia powstawania gór płytowych jest naprawdę ciekawa, bo zawiera etapy istnienia płytkiego morza, licznych wypiętrzeń i postępującej erozji, to (niech mi geolodzy wybaczą) z punktu widzenia dzisiejszego turysty, znaczenie ma przede wszystkim jedno – Góry Stołowe świetnie nadają się na rekreacyjne wędrówki.

Można się pewnie pokusić o stwierdzenie, że perłą tego pasma jest najwyższy jego szczyt, czyli Szczeliniec Wielki. I zgoda, jego sylwetka, oglądana z daleka może nie budzi takich emocji, jak te wszystkie „spiczaste” wierzchołki znane chociażby z Tatr, ale wystarczy wybrać się na krótki spacer, by się tym miejscem naprawdę zachwycić.

Pora schodzić, jednak nie mogę sobie odmówić jeszcze kilku zdjęć

Warto pamiętać – informacje praktyczne
Szlak na Szczeliniec Wielki biegnie w Parku Narodowym Gór Stołowych
Wstęp na trasę turystyczną jest płatny
Ścieżka ma charakter jednokierunkowy
Po drodze wypocząć można w schronisku
Na zwiedzanie przeznaczcie od 2 do nawet 4 godzin
Szczeliniec Wielki

Jak dojechać i gdzie zaparkować?

Najpopularniejszy wariant wycieczki prowadzi z malowniczego Karłowa. W centrum miejscowości znajdziecie kilka płatnych parkingów. Najwygodniej jest pewnie kierować się początkowo w stronę Kłodzka, by następnie odbić w stronę Radkowa, lub Dusznik-Zdroju. Na Szczeliniec Wielki można wybrać się jednak nie tylko od południa. Szlak z Pasterki też jest dobrym wyborem, chociaż tam z miejscem postojowym mogą być niekiedy problemy. Warto być z samego rana.

W obu przypadkach będzie czekał na was spacerowy odcinek żółtym szlakiem. Ścieżki prowadzące z Karłowa i Pasterki, łączą się następnie na płytkiej przełęczy pomiędzy Szczelińcami. To tam zaczyna się tak naprawdę właściwa część trasy turystycznej. Wybór początkowego fragmentu wycieczki nie ma więc tak dużego znaczenia. Jeśli będziecie wcześnie rano, to miejsce parkingowe znajdziecie też na parkingu leśnym przy drodze. Nieco na południe od Pasterki. Zerknijcie na mapkę.

 

Szczyt z historią

Chyba wszystkich ucieszy fakt, że podejście na Szczeliniec Wielki jest naprawdę krótkie i mija błyskawicznie. W końcu suma wzniesień to raptem 150 metrów. Nie zawsze jednak to miejsce tak wyglądało. Trasę na szczyt wytyczył już w 1814 r. ówczesny sołtys pobliskiego Karłowa, Franz Pabel. Był on równocześnie pierwszym, oficjalnie mianowanym przewodnikiem turystycznym po Sudetach, a jego wkład w rozwój tego rejonu upamiętnia znajdująca się na szczycie tablica pamiątkowa. Kręta ścieżka pierwotnie składała się z 665 schodów, ale czy tak pozostało do dnia dzisiejszego, to nie pytajcie.

Trasa na Szczeliniec Wielki

Zajęty byłem nie liczeniem, a stawianiem kroków i zmuszaniem płuc do wzmożonej pracy, bo chociaż podejście nie jest zbyt trudne, to schody skutecznie przyspieszały tętno. Krótki przystanek zrobiłem sobie przy Uchu Igielnym, swoistej bramie do tej wyjątkowej krainy, po czym pognałem w stronę tarasu widokowego przy znajdującym się na szczycie schronisku. To jeden z najstarszych w Sudetach budynków tego typu, bo wzniesiono je już w 1854 roku z inicjatywy nikogo innego, jak wspomnianego już wcześniej Franza Pabla. Ciekawostką jest również to, że do budynku nie prowadzi żadna droga dojazdowa, a transport towarów odbywa się dzięki specjalnemu wyciągowi.

Ucho igielne

Ucho igielne

 

Widoki spod schroniska na Szczelińcu Wielkim naprawdę mogą się podobać, zwłaszcza gdy jest się tam wcześne rano, gdy wszyscy inni jeszcze śpią. Takie romantyczne chwile z pewnością lepiej opisałby Johann Wolfgang von Goethe, niemiecki poeta, który był tutaj w 1790 roku, ale trochę strach zostać bohaterem jego utworu. Wiecie – Weltschmerz, smutek i te sprawy. Popularność tego miejsca faktycznie znacząco rosła od końca XVIII wieku. W latach 1813-1851 miejsce odwiedziło już blisko 60 tys. osób.

Schronisko na Szczelińcu Wielkim

Schronisko na Szczelińcu Wielkim

 

Wśród nich znalazły się takie osobistości, jak król pruski Fryderyk Wilhelm II, czy późniejszy prezydent USA, John Quincy Adams. Od razu poczułem się spełniony, zwłaszcza że tyle szczęścia nie miał na przykład Fryderyk Chopin. Ponoć Fryderyk nawet bardzo chciał, gdy przebywał na leczeniu w Dusznikach, ale nieczuli lekarze zamiast wycieczek w Góry Stołowe, zalecili mu odpoczynek w pantoflach. W jednym z listów z 1826 r. żalił się:

„… alem jeszcze nie był tam, gdzie wszyscy jadą, bo mi zakazano. Jest tu w bliskości Reinerz (chodzi o obecne Duszniki-Zdrój) góra ze skałami zwana Heuscheuer (Szczeliniec Wielki), miejsce, z którego widoki zachwycające, ale dla niezdrowego powietrza na samym wierzchołku nie wszystkim dostępna, a jestem jednym z tych pacjentów, na nieszczęście, którym tam nie wolno”.

Schronisko na Szczelińcu

Zacząłem się zastanawiać, czy właśnie na tym wielkim tarasie, tuż przy schronisku, znajduje się najwyższy punkt Gór Stołowych. W końcu kiedy mówimy o klasycznych wierzchołkach, zdobycie szczytu jest zwieńczeniem wędrówki. Swoistą wisienką na torcie. W przypadku Szczelińca Wielkiego natomiast, cała zabawa się tak na dobrą sprawę rozpoczyna i aby faktycznie pochwalić się zdobyciem wierzchołka, trzeba ruszyć na krótki spacer. Spacer zupełnie wyjątkowy, wzdłuż wytyczonej po wierzchowinie ścieżce turystycznej, która prowadzi wędrowców przez fantastyczny świat skał i labiryntów.

Trasa na Szczelińcu

Nieopodal schroniska znajduje się kasa biletowa, bo za zwiedzanie pobierana jest opłata. Warto również zerknąć na stronę Parku Narodowego Gór Stołowych, bo w zależności od pory roku, zmieniają się godziny dostępności trasy. Po załatwieniu formalności, już tylko krok dzieli człowieka od krainy głazów i wymyślnych nazw.

Pasterka w dole

Pasterka w dole

 

Szczeliniec Wielki – najwyższy szczyt Gór Stołowych

Ścieżka porzuca typowe oznaczenia, a ja kierować się miałem wzdłuż charakterystycznych strzałek z napisem „trasa turystyczna”. Tam też dopiero znajduje się kasa biletowa. Później już tylko krok dzieli nas od świata skał, głazów i wymyślnych nazw. No bo wspomniany wierzchołek znajduje się na Tronie Liczyrzepy, zwanym też przez innych Fotelem Pradziada. Ścieżka biegnąca w tamtym kierunku jest póki co bardzo prosta, ale samo wyjście na wyrastającą powyżej platformę już nieco mniej.

Fotel Padziada lub jak kto woli Tron Liczyrzepy

Fotel Pradziada lub jak kto woli Tron Liczyrzepy

 

Nie minęło kilka minut, gdy faktycznie znalazłem się przy najwyższym punkcie na Szczelińcu Wielkim (919 m n.p.m.) Jest to wyniosła, okazała skała, na którą prowadzą solidne schodki i gdzie niektórzy mogą pewnie poczuć lekki zawrót głowy. Taras natomiast jest sporych rozmiarów i sprzyja podziwianiu otoczenia. Wszak wyżej w Górach Stołowych wejść się już nie da, a sama platforma zapewnia okazałe widoki.

Fotel Pradziada

Przy dobrej pogodzie widać nie tylko Karkonosze, Masyw Śnieżnika, Góry Orlickie czy Sowie, ale przede wszystkim… Kaczęta, jedną z fantazyjnie nazwanych tutaj skał. To tutaj też, odnaleziono pierwszy dowód wejścia człowieka na szczyt. Już w 1576 r. wykuto w skale napis „IHSV 1576”, co było skrótem frazy „In hoc signo vinces” – „Pod tym znakiem zwyciężysz”.

Widok z najwyższego punktu Szczelińca Wielkiego. Formacja przy lewej to Kaczęta

Widok z najwyższego punktu Szczelińca Wielkiego. Formacja przy lewej to Kaczęta

 

Gdy już nacieszyłem oczy widokami, skierowałem się wzdłuż oznaczeń trasy i po chwili, jak gdyby nigdy nic, minąłem Wielbłąda. Nie, nie musicie przecierać oczu czy szukać okularów. Twórca nazw okolicznych skał popisał się sporą kreatywnością, a jedna z nich nosi właśnie miano tego zwierzęcia.

Wyjście na Tron Liczyrzepy

Pochodzenie tych określeń tłumaczy miejscowa legenda. Głosi ona, że dawno temu, na Szczelińcu stał zamek zamieszkiwany przez księżniczkę. Zaczyna się klasycznie, prawda? I jak to w takich historiach bywa, miłość nie wybiera. Młoda dama zakochała się w kupcu, który akurat w tych stronach zatrzymał się ze swoją karawaną. Mogłoby się wydawać, że historia będzie miała szczęśliwe zakończenie, zwłaszcza że kupiec odwzajemnił uczucie, niestety w tej historii jest ten trzeci – czarodziej zazdrośnik. Bez skutku adorował kobietę i mówiąc delikatnie, nie najlepiej zniósł odrzucenie. Wściekły na cały świat zamienił niedoszłych małżonków i całą karawanę w skały.

Skała o nazwie Wielbłąd

Skała o nazwie Wielbłąd

 

Dalej miało być już tylko ciekawiej. Przez chwilę dałem się prowadzić wyznaczonej ścieżce, mijając kolejne, fikuśne skały. W końcu jednak dotarłem do kolejnego, niewielkiego tarasu widokowego, który naprawdę zauroczył mnie panoramą. Od pierwszej chwili na szczycie, w oczy rzucał mi się długi, spłaszczony u góry grzbiet. To Koruna w Broumowskich Ścianach, licząca sobie 769 m n.p.m. To nie wszystko, bo gdy tak zerkałem w stronę tego ciekawego szczytu, zobaczyłem też Małpoluda. Tak, to nazwa tej ciekawej skały przy lewej stronie kadru. Moim zdaniem bardzo trafna.

Małpolud i Broumowskie Ściany w oddali

Małpolud i Broumowskie Ściany w oddali

 

Labirynt skalny na Szczelińcu Wielkim

Już dawno żaden szlak mnie tak nie zaciekawił. Bo mimo, że Szczeliniec nie jest ani wysoki, ani zbyt wybitny, to trasa prowadzi wyjątkowo zajmującym terenem. Z każdym kolejnym krokiem wyczekuje się nowej atrakcji, jakiegoś wąskiego przejścia, czy finezyjnie nazwanej skały. Nietrudno sobie wyobrazić, dlaczego to miejsce było tak chętnie odwiedzane już od XIX w.

Dróżka w pewnym momencie sprowadza do bardzo wąskiego i stromego zejścia. Nie myśląc wiele ruszyłem w dół, na samo dno Diabelskiej Kuchni, chociaż w porównaniu z tą „piekielną”, nikt tutaj na dnie niczego nie gotował. Znajdziecie tam za to sporo wilgoci i mokrych skał, więc uwaga wskazana.

Zejście do Diabelskiej Kuchni widziane od dołu

Za dużo miejsca to tam nie ma. Zejście do Diabelskiej Kuchni widziane od dołu

 

Jest trochę klaustrofobicznie, a w najwęższym miejscu da się usłyszeć własny plecak, ocierający się o skały tego wąskiego przejścia. Wisi tam też łańcuch, który trochę pomaga gdy jest ślisko. To, co robi jednak największe wrażenie, to bliskość tych stromych ścian, które pozwalają chwilami poczuć się jak w labiryncie.

Nie sądziłem, że przydarzy mi się to tak szybko, ale stanąłem w końcu u bram Piekła. Na całe szczęście brak tam było grzeszników, kotłów i całej tej diabelnej maszynerii. Otóż właśnie taką nazwę nosi kolejny punkt na trasie mojego zwiedzania. Na dnie było natomiast zimno, ciemno i wilgotno. Podobno śnieg potrafi się utrzymywać w tych zakamarkach aż do czerwca, tak więc bądźcie przygotowani. Otaczające człowieka ze wszystkich stron skały mogą pewnie powodować u niektórych uczucie przytłoczenia, zwłaszcza że sama szczelina ma około 18 metrów głębokości.

Piekło, czyli najgłębsza część trasy

Piekło, czyli najgłębsza część trasy

 

Kiedy już zachwycicie się tym wąskim korytarzem i dokonacie rachunku sumienia, pora ruszyć w dalszą drogę. I to tutaj miałem pierwszy moment zwątpienia. Już bałem się, że zabłądziłem i z tych piekielnych czeluści nie wyjdę, a wszystko dlatego, że ścieżka trochę zakręcała w lewo i była w tym miejscu naprawdę wąska. Zdjęcia może nie zawsze to oddają, ale gdzieniegdzie szurałem plecakiem po otaczających mnie ścianach korytarza, zadając sobie co chwilę pytanie, czy na pewno wiem co robię. Jest tu natomiast na krótkim odcinku ubezpieczający przejście łańcuch. Spokojnie, nie dlatego że jest trudno, a dlatego że w tych korytarzach potrafi być naprawdę ślisko.

Pora wydostać się z Piekła

Pora przez Czyściec wydostać się z Piekła

 

Sprawę później nieco ułatwia fakt, że trasę wyznacza już wyłożona deskami ścieżka. Wszystkie te mroczne chwile w ciemnych korytarzach kończą się dla człowieka zbawiennie, albowiem trasa na Szczelińcu wyprowadza nas do Nieba. I szczerze powiem, że widok z tego kolejnego już tarasu widokowego potrafi sprawić przyjemność. Może stąd ta nazwa? Trasę przemierzałem sam, panoramy mogłem oglądać w kompletnej ciszy, a długi grzbiet z kulminacją w Korunie przyciągał wzrok.

Niebo na Szczelińcu Wielkim. Widok z tego tarasu był moim ulubionym

Niebo na Szczelińcu Wielkim. Widok z tego tarasu był moim ulubionym.

 

Spędziłem tam dłuższą chwilę, przyglądając się otoczeniu. Gdzieś tam na horyzoncie majaczyły Góry Sowie, a w dole widać było Radków, więc widoki naprawdę mi się podobały. Nie byłem jednak gotowy na to, żeby w tym Niebie już zostać na zawsze, dlatego po chwili ruszyłem w dalszą, ziemską drogę. I owszem, ciągle było fajnie, bo minąłem jeszcze skały o takich nazwach jak Kwoka czy Koński Łeb, ale spacer na powierzchni nie był już tak emocjonujący, jak zwiedzanie mrocznych szczelin.

Na Szczelińcu Wielkim

Raz jeszcze tylko trasa na Szczelińcu zrobiła mi psikusa, prowadząc mnie do przejścia tak ciasnego, że przez myśl przeszło mi, że na pewno pomyliłem drogę. Ścieżka, którą wyznaczały drewniane deski była jednak oczywista, dlatego musiałem niemal na kolanach wcisnąć się w wąski, ale na szczęście krótki korytarz. Zadowolony z gibkości własnego ciała, zameldowałem się po drugiej stronie. A co dalej? Dalej to już spacer w stronę południowych tarasów i charakterystycznej skały noszącej nazwę Słoń.

A tutaj musiałem się przeciskać niemal na kolanach

A tutaj musiałem się przeciskać niemal na kolanach

 

To przy niej ostatecznie szlak skręca i zaczyna się obniżać. Pokręciłem się jeszcze chwilę po okolicy, rzuciłem okiem w stronę Karłowa, skąd również można się dostać na Szczeliniec, po czym ruszyłem w dół. Tak oto niepozornie kończyła się moja przygoda w tym miejscu. Ścieżka sprowadzała mnie wygodnymi schodami, gdzieś tam mignęły mi jeszcze strome ściany, czy wzgórza na horyzoncie i tak krok po kroku zbliżałem się do punktu wyjścia.

Karłów widziany z góry

Karłów widziany z góry

 

W końcu znalazłem się w miejscu, w którym trasa wejściowa łączy się z tą, którą wracałem. Tak jak wspominałem, droga z Karłowa łączy się wcześniej na przełęczy ze ścieżką poprowadzoną z Pasterki. No, a dopiero tam zaczyna się właściwa część trasy turystycznej wśród imponujących ścian i wymyślnie nazwanych skał. Zastanawiałem się więc, którędy dostać się na parking i po chwili zdecydowałem, że najlepszym dla mnie rozwiązaniem będzie lekki spacer niebieskim szlakiem. Jeżeli czujecie się zagubieni, zerknijcie na mapkę.

Zejście mija błyskawicznie

Zejście mija błyskawicznie

 

Droga na parking minęła bez historii, bo wybrany przeze mnie odcinek omija masyw Szczelińca Małego i prowadzi po zupełnie płaskim terenie. Wychodzenie na szlak o takich wczesnych porach ma te zalety, że bardzo często można cieszyć się pustymi górami. Tak też było w tym przypadku, dzięki czemu mogłem poznawać wszystkie te cuda na spokojnie. Szczeliniec Wielki to zdecydowanie propozycja dla każdego. Powiedziałbym nawet, że to punkt obowiązkowy wycieczki w te strony.

Tarasy południowe Szczeliniec Wielki

No bo cała trasa nie jest zbyt długa, przewyższeń i morderczych podejść też tutaj nie ma, za to frajdy jest sporo, a i widoki potrafią ucieszyć. Wszystko to sprawia, że śmiało można tu zabrać rodzinę, czy znajomych. Ze zmęczenia raczej nie padną. Warto jednak pamiętać, o czym przed wyjściem na szlak nie wiedziałem, że trasa ta otwarta jest od 1. maja do 31. października i to w ściśle określonych godzinach. Szczegółowe informacje znajdziecie na stronie Parku Narodowego Gór Stołowych.

Zejście do KarłowaTrudno powiedzieć, ile przeznaczyć na zwiedzanie. Przecież można przystanąć przy każdej nazwanej skale, poznając historię, która się za nią kryje. Bezpiecznie liczyć od 2, do nawet 4 godzin.Szczeliniec Wielki to zdecydowanie propozycja dla każdego. Powiedziałbym nawet, że to punkt obowiązkowy wycieczki w te strony. Warto jednak pamiętać, że trasa ta otwarta jest oficjalnie od 1. maja do 31. października i to w ściśle określonych godzinach. Szczegółowe informacje znajdziecie na stronie Parku Narodowego Gór Stołowych.

Cała trasa nie jest zbyt długa, przewyższeń i morderczych podejść też tutaj nie ma, za to frajdy jest sporo, a i widoki potrafią ucieszyć. Trudno natomiast powiedzieć, ile czasu przeznaczyć na zwiedzanie. Przecież można przystanąć przy każdej tablicy czy nazwanej skale, poznając historię, która się za nią kryje. Bezpiecznie liczyć od 2, do nawet 4 godzin. Wszystko to sprawia, że śmiało można tu zabrać rodzinę, czy znajomych. I trochę mi nawet żal, że Chopin nie mógł tego wszystkiego zobaczyć. Jeśli Góry Stołowe was oczarują, a wierzę, że tak będzie, to koniecznie wybierzcie się jeszcze na Narożnik, Kopę Śmierci i Białe Skały. Nie będziecie żałować. Krótki spacer w okolicy zapewnia też Orlica, gdzie wznosi się wieża widokowa.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite

 

Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach. W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów. Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

15 komentarzy

  • Magda pisze:

    Czy na ten Tron Liczyrzepy trzeba wchodzić ? To jest obowiązkowy punkt trasy przez który wiedzie dalsza trasa? Z lekiem wysokości chyba nie dam rady:(

  • Krystek pisze:

    Świetne zdjęcia, jesteśmy pod wrażeniem 😉 a okolica, palce lizać!

  • Stołowe mają swój niepowtarzalny klimat wśród innych polskich gór. Są takie wyjątkowe 🙂 Chociaż czeska ich część jest równie ciekawa, a w niektórych miejscach można nawet powiedzieć, że ciekawsza. Więc jak coś, to polecam wybrać się do naszych południowych sąsiadów zobaczyć co u nich jest do pooglądania 🙂

  • m pisze:

    Mam wrażenie, że byłeś na jakimś innym, lepszym Szczelińcu. Ale może to kwestia towarzystwa a nie samego pagóra 😉

    • Mateusz pisze:

      Towarzystwo miałem świetne, bo byłem kompletnie sam 😀 A na Szczelińcu serio mi się podobało, chyba wpisało się to miejsce w mój gust 🙂

      • m pisze:

        Nie śmiem wątpić, że to świetne towarzystwo 😉 właśnie miałam na myśli ten cały tłum, który zazwyczaj zbiera się w takich miejscach… i atakuje znienacka.

  • Aż mi się łezka w oku zakręciła 😛 pamiętam jak byłem dzieckiem i z rodzicami wędrowaliśmy po Górach Stołowych, Wtedy, podobnie z resztą jak teraz, te formacje skalne robiły na mnie spore wrażenie, a ich nazwy i legendy z nimi związane jeszcze bardziej podsycały ten entuzjazm 😛 Kopę lat… 🙂

    • Mateusz pisze:

      To bardzo fajne miejsce, bo nie wymaga specjalnej kondycji, czy wytrwałości, a wrażenia świetne 🙂 Dla mnie to w ogóle była nowość, a wiadomo że wtedy głowa kręci się na wszystkie strony, bo wszystko ciekawi 😀 Szkoda, że mam tak daleko, ale teraz będzie mi się już łatwiej zebrać w przyszłości 🙂

  • Ula pisze:

    Dawno dawno temu odwiedzałam Zielonych tylko dla relacji z Tatr. A potem pojawił się on – ten niepodrabialny humor 🙂 no i teraz muszę czytać nawet o jakimś Szczelińcu ech 😉 „Nie byłem jednak gotowy na to, żeby w tym Niebie już zostać na zawsze, dlatego po chwili ruszyłem w dalszą, ziemską drogę.” – i dobrze! Jest nadzieja na kolejne relacje 😉 dzięki za świetny tekst 🙂

    • Mateusz pisze:

      Dzięki! 😀 Musiałem się w końcu w te Sudety wybrać, bo już mnie coś skręcało w środku. Zawsze Tatry stały na drodze 😛 A Szczeliniec jest naprawdę fajny!

  • Bardzo lubię Stołowe, a formy skalne wokół Szczelińca zachwycają mnie niezmiennie. Dobrze, że kostka pozwoliła na spacer.

Zostaw komentarz

×