Skip to main content

Na Śnieżnik wybrałem się szlakiem z Międzygórza, a perspektywa rozległych widoków, kusiła mnie wyjątkowo mocno. 

Śnieżnik niespodziewanie wyrósł na główną atrakcję mojego wyjazdu w Sudety, a wszystko za sprawą kontuzji kostki, której nabawiłem się już pierwszego dnia, i która zmusiła mnie do częściowej zmiany planów. Musiałem się trochę oszczędzać, ale że całkowitej tragedii nie było, to poprzedniego dnia zameldowałem się m.in. na Szczelińcu Wielkim. Nie wdając się jednak w szczegóły, bo pewnie niewielu fizjoterapeutów to czyta, czułem się całkiem dobrze. I to na tyle dobrze, że postanowiłem realizować wyjście prawie według oryginalnych założeń.

Zrezygnowałem natomiast ze ścigania się ze wschodzącym słońcem, żeby się w ciemności nie połamać do końca. Na Śnieżnik zamierzałem się wybrać czerwonym szlakiem z Międzygórza, ale podarowałem sobie marsz z samego centrum miejscowości. Zamiast tego, podjechałem wąska drogą aż do lasu, gdzie znajduje się całkiem spory parking. No i tam, powoli się przepakowując, doszedłem do wniosku, że jest już na tyle jasno, by spokojnie ruszyć w drogę.

 

Półmrok, leśna droga i ja. No i może jeszcze masa ukrytych w gęstwinie zwierząt. Gdzieś po drugiej stronie rozległego masywu wstawał właśnie nowy dzień i z każdym krokiem robiło się odrobinę jaśniej. Początkowy odcinek nie stwarza najmniejszych problemów, bo to zwykła, szeroka droga. Ot, po prostu trzeba ją jakoś przejść, a chciałem to zrobić jak najszybciej, bo raz, że mało się tam działo, a dwa, że poranek był naprawdę chłodny i chciałem się rozgrzać.

W lesie jest jeszcze dosyć ciemno, ale ruszam z Międzygórza na Śnieżnik

W lesie jest jeszcze dosyć ciemno, ale ruszam z Międzygórza na Śnieżnik

 

Szlak w końcu opuścił szeroki trakt i skręcił w lewo, między drzewa. Banalna to z pozoru czynność – przeskoczyć kałuże. Ale głowiłem się nad tym dłuższą chwilę, bo buty miałem ładne i jakoś tak było mi ich w tamtej chwili szkoda. Minąłem ostatecznie charakterystyczną kapliczkę i wkroczyłem na ścieżkę, która wreszcie zaczęła się wznosić, na co w zasadzie czekałem. W drodze z Międzygórza na Śnieżnik trzeba pokonać jakieś 720 metrów podejść, tak więc całkiem sporo i liczyłem, że im wcześniej zacznie się stromizna, tym na dłuższym dystansie się to rozłoży. Czytaj: będzie łatwiej.

Przy tej kapliczce skręcam na leśną ścieżkę

Przy tej kapliczce skręcam na leśną ścieżkę

 

Tak więc faktycznie zrobiło się stromo, dla mniej wprawionych pewnie nawet bardzo, ale nie z tym miałem problem. Otóż gdzieś w międzyczasie zniknęły mi wszystkie czerwone oznaczenia na drzewach. Zaginęły na zawsze. Tak się natomiast składało, że to wzdłuż nich miałem się poruszać. Co prawda pod nogami miałem oczywistą wręcz ścieżkę, ale nie zawsze ta najbardziej wydeptana autostrada jest tą właściwą. Zaufajcie mi – myliłem się już nie raz. Ciągle było dosyć mrocznie, w lesie tak już bywa o świcie, dlatego wytężałem swój marny wzrok, oglądając dokładnie każde drzewo. Żadnych poszlak. No i stwierdziłem, że żeby się nie zgubić w tym kompletnie nowym miejscu, co by mnie tu jacyś wilcy nie zjedli, to cały ten mój wysiłek spiszę na straty i zejdę niżej, do ostatniego śladu farby.

Cicho i spokojnie

Cicho i spokojnie

 

No i co się okazało? Że oczywiście szedłem dobrze, tylko albo już niedowidzę, albo malujący znaki stwierdzili, że trasa jest tak prosta, że absolutnie nikt nie ma prawa się tam zawahać. Ta – dam!  Przyznaję, ścieżka była wyraźna i raczej nie będziecie mieć z nią problemów, no ale wolałem mieć pewność. To podejście nie jest przesadnie długie, ale niektórym może dać w kość, zwłaszcza że teren wznosi się całkiem konkretnie. Kończy się za to, przynajmniej chwilowo, wejściem na szutrową, szeroką drogę.

Budzi się nowy dzień

Budzi się nowy dzień

 

Skręciłem więc w lewo i pognałem dalej. Gdzieś na horyzoncie pojawiały się już wszystkie te przyjemne kolory poranka, a w połączeniu z wielobarwnymi liśćmi, szło mi się naprawdę miło. No i dosłownie po kilku kolejnych minutach musiałem się przygotować na kolejny, gwałtowny skręt do lasu. Tym razem w prawo. Brzmi to może wszystko na skomplikowane, ale w rzeczywistości szlak jest całkiem łatwy w nawigowaniu. Zrobiło się też już całkiem jasno i w takiej miłej atmosferze mijałem kolejne metry ścieżki, wrzucając jeszcze w międzyczasie kurtkę do plecaka. Kolejny etap w drodze na Śnieżnik z Międzygórza na pewno nie jest faworytem do miana najbardziej widokowego szlaku Polski, ale idzie się przyjemnie.

Szlak na Śnieżnik prowadzi teraz lasem

Szlak prowadzi teraz lasem. Żadna to niespodzianka

 

Jest to w zasadzie taki długi i trochę okrężny trawers Średniaka, dlatego teren wznosi się nieznacznie, z okresowymi tylko mocniejszymi podejściami. No i co do widoków, to może raz czy dwa mignął mi przed oczami Mały Śnieżnik, grzejący się już w blasku porannego słońca, a tak to głównie las – też taki umiarkowanie ładny. Wiedziałem, że Śnieżnik to popularny cel wycieczek, ale widok turysty był dla mnie tym, czym zetknięcie się Indian z przybyszami z Europy. Gotów byłem już szukać w plecaku jakichś paciorków na wymianę, wołając z daleka: „Ja Mateusz, przyjaciel!”. Brzmi to może absurdalnie, ale podczas całego tego wyjazdu, zaliczyłem już kilka innych szlaków i tak się jakoś składało, że wszystkie świeciły pustkami. Naprawdę lubię cieszyć się górską ciszą, ale miło było wreszcie zamienić z kimś kilka słów.

Jest i schronisko na Śnieżniku

Jest i schronisko na Śnieżniku

 

Czas mijał mi szybko i nagle  zrobiło się jakby nieco bardziej stromo, a ściana lasu zaczęła ustępować miejsca otwartej przestrzeni. Wkrótce już tylko kilka kroków dzieliło mnie od schroniska, no a żeby mieć co pokazać w relacji, zatrzymałem się by pstryknąć zdjęcie. I kiedy tak patrzyłem w wizjer, caaaalutkie otoczenie zaczęła pokrywać gęsta mgła. A niech to! Teraz? Tak blisko szczytu? Opuściłem aparat. Błękitne niebo, żywe kolory i idealnie widoczne zabudowania. Aparat znowu do oka i chmura taka, że nic nie widać. Co do cholery? Rozwiązanie było proste, bo na obiektywie osadziła się para.

Już teraz widoki są całkiem ładne

Już teraz widoki są całkiem ładne

 

Doświadczenie podpowiadało mi, że lepiej niczego nie dotykać i poczekać, aż samo odparuje. Niestety nie chciało mi się tam bezczynnie stać i wkrótce rozsmarowałem wszystkie osadzone na szkle syfy po całej jego powierzchni. „Lepiej już pójdę” – pomyślałem i nie zatrzymując się przy schronisku, porzuciłem chwilowo czerwone oznaczenia, by ruszyć do góry wzdłuż tych zielonych. Stąd, na szczyt Śnieżnika, miało być już blisko. Jakieś 40 minut marszu. Najpierw wśród mało atrakcyjnych drzew, a potem, gdy na nowo pojawiły się czerwone ślady farby, przez malowniczy i coraz ciekawszy teren.

Prosto na szczyt Śnieżnika

Prosto na szczyt

 

Ostatnie, niskie choinki, trawy i coraz więcej otwartej, rozległej przestrzeni. Spodziewałem się, że widoki ze szczytu będą świetne, a że był on już na wyciągnięcie ręki, to… wcale nie przyspieszyłem. Oj nie. Postanowiłem doprowadzić obiektyw do czystości, bo co, jeśli na każdej fotce będą jakieś brudne mazaki? Nie jestem typem skandalisty, a pewnie na tym by się skończyło, gdybym przytoczył słowa, których tam wtedy użyłem. Ostatecznie przywróciłem szkło do w miarę przyzwoitego stanu i postanowiłem na dobre rozprawić się z podejściem.

 

W drodze na Śnieżnik z Międzygórza

 

W drodze na Snieznik

 

To, może pewnie niektórym przyspieszyć oddech, ale otoczenie jest tam naprawdę ładne i sporo widać, a to jak wiadomo działa pokrzepiająco. Wkrótce, zadowolony z siebie, zameldowałem się na szczycie Śnieżnika (1425 m n.p.m.). Kiedy byłem mały, to poza tym, że zawsze chciałem dojść na koniec świata, wyobrażałem sobie, że Śnieżnik to taki kuzyn Śnieżki. Że te szczyty to taki Bolek i Lolek (no co, takie się bajki wtedy oglądało), albo Batman i Robin. Nierozłączna para, położona gdzieś blisko siebie. Że jak ludzie się wybierali na jeden ze szczytów, to pewnie po drodze i na drugi wchodzili.

Nie mam pojęcia, skąd w mojej małej głowie takie przeświadczenie, zwłaszcza że górskie wędrówki odkryłem dopiero parę lat temu, ale pamiętam jakim szokiem było dla mnie odkrycie prawdy. A prawda jest taka, że obie te góry dzieli w linii prostej niemal 100 kilometrów. I teraz, podczas mojej pierwszej wizyty w Sudetach, mogłem stojąc na Śnieżniku zerknąć w stronę pięknie widocznych Karkonoszy. A czym jest ten spiczasty wierzchołek w ich łańcuchu? To oczywiście Śnieżka.

Karkonosze widziane ze Śnieżnika

Ten łańcuch na ostatnim planie to Karkonosze ze Śnieżką

 

Sama kopuła szczytowa jest naprawdę rozległa i posługując się popularną miarą powierzchni, wyrażaną w ilości boisk piłkarskich, to na ścisłym wierzchołku Śnieżnika zmieściło by się ich pewnie z pięć. Widoki rozpościerają się we wszystkich kierunkach, ale trochę paradoksalnie, to właśnie ten wielki i płaski „plac” psuje nieco wrażenia. Bo żeby dokładnie obejrzeć co znajduje się w dolinach, wypada przespacerować się kawałek w stronę miejsca, gdzie teren już opada. Czy to minus? Może niewielki, ale nie zmienia to faktu, że panorama z tego miejsca jest naprawdę świetna. Najwyższy punkt wyznacza wielki kopiec kamieni i jeżeli zastanawiacie się co to takiego, to są to… ruiny wieży widokowej.

Wielki kopiec kamieni to pozostałości po wieży widokowej

Wielki kopiec kamieni to pozostałości po wieży widokowej

 

Tak, na szczycie lata temu znajdowała się taka konstrukcja, bo już od dawna góra uchodziła za popularne miejsce wycieczek. Wyobraźcie sobie, że kamienna wieża wzniesiona pod koniec XIX wieku liczyła ponad 33 metry! Niestety po drugiej wojnie światowej zaczęła się mocno sypać i uznano, że w sumie to po co ją remontować, skoro prawdziwi mężczyźni najlepiej wyglądają na tle eksplozji. I tak, przy uciesze jednych, a protestach drugich, wysadzoną ją w powietrze. Na pewno wysoka budowla poprawiłaby jeszcze i tak wysokie walory widokowe tego miejsca, ale póki co nie zapowiada się na nagłe zmiany w tym temacie, zwłaszcza że na terenie masywu utworzono Rezerwat przyrody „Śnieżnik Kłodzki”.

Na szczycie Śnieżnika

Na szczycie Śnieżnika

 

Żądnych ciekawostek poinformuję jeszcze, że Śnieżnik jest 17. co do wysokości szczytem w Sudetach i leży na europejskim dziale wodnym naszego Bałtyku i Morza Czarnego. Co to takiego? A no oznacza to w przybliżeniu, że wszystko to, co spłynie na polską stronę skończy w Morzu Bałtyckim, a to, co na czeską, w Morzu Czarnym. Całkiem fajnie, nie? Ciekawie wyglądają też ustawione tutaj kopczyki kamieni. Jeżeli byliście kiedyś na takiej tatrzańskiej Krzesanicy, znanej z tego rodzaju atrakcji, to na pewno wiecie, czego się spodziewać.

Na Śnieżniku też pelno kamiennych kopczyków

Na Śnieżniku znajdziecie sporo kamiennych kopczyków

 

Krążyłem więc sobie po tym wielgachnym wierzchołku i podziwiałem otoczenie, chociaż niespecjalnie wiedziałem, co konkretnie podziwiam. W końcu była to moja pierwsza wizyta w Sudetach. Rozpoznałem Karkonosze, Góry Orlickie, Bystrzyckie i pasmo Wysokiego Jesionika. Ze szczytu widać także m.in. Góry Sowie, czy nawet odległą o ponad 70 km Ślężę, ale w tamtym kierunku warunki nie były już tak dobre. Moją uwagę przykuła też dziwna konstrukcja, wzniesiona na jednym z odległych wzniesień. I jak się okazało, była to „Ścieżka w chmurach”, wybudowana na zboczu góry Slamnik, w pobliżu miejscowości Dolni Morawa. To nic innego, jak ogromna wieża widokowa (liczy 55 metrów!), z wijącym się jak ślimak tarasem widokowym.  Jeżeli ciekawią was takie atrakcje, to warto się zainteresować.

Ta dziwna konstrukcja to Ścieżka w chmurach

Ta dziwna konstrukcja to „Ścieżka w chmurach”

 

Nie za bardzo chciało mi się podrywać na nogi i wracać, więc chyba jedynym czynnikiem, który przyspieszył moją decyzję był silny i zimny wiatr. Rzuciłem jeszcze okiem na intrygująca mnie od samego początku konstrukcję i ruszyłem w dół. Maszerowało się naprawdę przyjemnie i chociaż w niektórych miejscach musiałem bardziej uważać, to ogólnie ścieżka nie powinna przy dobrej pogodzie sprawić nikomu kłopotów. Słońce było już coraz wyżej, linia drzew chroniła mnie od wiatru i czułem się prawie jak w jakiś letni poranek. Taką jesień uwielbiam.

Na Śnieżniku

Pora schodzić. Teren jest całkiem przyjemny

 

Niepostrzeżenie zbliżyłem się w stronę schroniska, które mimo swojej nazwy nie leży „na”, a raczej „pod” Śnieżnikiem i obserwowałem, jak powoli i ono zaczyna tętnić życiem. Nie zatrzymywałem się, bo w zasadzie to czułem się świetnie, a że głodny też nie byłem, to wolałem powoli dać nura w las. No i tam dopiero zacząłem spotykać podchodzących na szczyt turystów, dla których po chwili stałem się informacją turystyczną.

Schronisko na Śniezniku

Ponownie przy schronisku

 

„Daleko jeszcze?” – słyszałem. Odpowiadałem radośnie, że już blisko, chociaż nie do końca wiedziałem, czy pytają o odległość do schroniska, czy do samego szczytu. „Jeszcze z dziesięć minut” – powtarzałem kolejnym pytającym i to mimo tego, że sam schodziłem już od dobrych dwudziestu, a potem trzydziestu. I kiedy tylko słyszałem to westchnięcie ulgi, a w oku widziałem rozpalająca się na nowo nadzieję, to momentalnie rozgrzeszałem swoje sumienie. Wiedziałem bowiem, że skończę ten dzień z masą takich dobrych uczynków.

Nawet w lesie jest ładnie

Nawet w lesie jest ładnie

 

Jak wspomniałem na początku, w drodze z Międzygórza na Śnieżnik, pokonać trzeba w pionie ponad 700 metrów. I dla kogoś, kto sporo się rusza, to nie będzie duża wartość. Natomiast turyści, którzy dysponują trochę gorszą kondycją, na pewno odczują trudy podejścia. Na szczęście ten drugi etap szlaku jest już mniej nachylony, a przecież przed ostatecznym atakiem na szczyt można jeszcze zrobić przerwę w schronisku. Dlatego z każdym kolejnym krokiem utwierdzałem się w przekonaniu, że to szczyt dla każdego, zwłaszcza że mijałem na zejściu coraz więcej osób. Młodszych, starszych, wycieczki zorganizowane czy znienawidzone przeze mnie dzieci. Dlaczego? Bo one w tych górach biegają! No skąd takie małe coś ma tyle siły, żeby na stromym podejściu ścigać się z rodzeństwem, kto będzie szybciej na górze? Nieustannie na mojej twarzy maluje się w takich chwilach zawiść i chyba tęsknota za czasami, kiedy też tak mogłem.

Zejście mija bezproblemowo, chociaż schodzę bardzo uważnie

Zejście mija bezproblemowo, chociaż schodzę bardzo uważnie

 

Trzymałem więc dla równowagi spokojne tempo i w końcu wkroczyłem na ten szutrowy, leśny odcinek. Znów, niczym w pewnej piosence, zamigotał świat tysiącem barw. Jesienne lasy wyglądają naprawdę niesamowicie i choćby tylko dla takiego spaceru warto się wybrać z domu. A jak się po chwili okazało, to ciągle nie było wszystko, na co stać matkę naturę. Pamiętacie, jak błądziłem rano na podejściu? Miałem ochotę puknąć się mocno w głowę, bo w świetle dnia szlak był tam wyraźny, jak każdy inny. Było za to stromo, a ta moja kontuzjowana kostka lubiła od czasu do czasu żyć własnym życiem, toteż bardzo uważnie stawiałem kolejne kroki. Rzeka turystów wlewała się na szlak, ale ja zmierzałem już do źródła mojej dzisiejszej przygody.

Ja już schodzę, a na szczyt rusza cała masa ludzi

Ja już schodzę, a na szczyt rusza cała masa ludzi

 

Minąłem tę charakterystyczną kapliczkę i pozwoliłem sobie​ jeszcze na kilka fotek. Słońce pięknie podświetlało kolorowe liście i nawet tak jakoś zrobiło mi się szkoda, że to już koniec. Końcowy fragment, chociaż płaski i obiektywnie nudny, obfitował w prawdziwie jesienne klimaty, dlatego nawet jemu postawiłbym solidną piątkę. I mogłoby się wydawać, że będę tę wycieczkę na Śnieżnik z Międzygórza zachwalał i wielbił, ale mało brakowało, a padłbym tam trupem i umarł na śmierć. Trzysta metrów dzieliło mnie od samochodu, a że ciągle miałem jeszcze pół dnia przed sobą, to udałem się nad płynący obok strumyk, chcąc pstryknąć ostatnie tego dnia zdjęcie.

Las jesienią wygląda niesamowicie. Zostaje mi już tylko zejście do Międzygórza

Las jesienią wygląda niesamowicie. Zostaje mi już tylko zejście w stronę Międzygórza

 

I kiedy to zrobiłem, mój aparat wyświetlił złowrogi napis o treści: „Błąd karty. Brak zdjęć”. Poczułem w środku to okropne tąpnięcie, jakby ktoś właśnie mi wyznał, że Mikołaj, to jednak nie istnieje. Na karcie miałem nie tylko fotki z tej wycieczki, ale też z wszystkich pozostałych! Do głowy przyszło mi najprostsze rozwiązanie: wyłącz i włącz. Niestety nie zadziałało, a to był jedyny pomysł, na który było mnie wtedy stać. I pogrążony w żałobie, niemal trzęsąc się z żalu, wskoczyłem w samochód i odjechałem. Zostawiałem ten widokowy szczyt w przeświadczeniu, że wszystkie pamiątkowe zdjęcia przepadły.

I jeszcze fotka strumyka na koniec

I jeszcze fotka strumyka na koniec

 

Na szczęście mój laptop okazał się bardziej wyrozumiały, a czytnik kart bez problemu odczytał każde zdjęcie, które się na karcie zapisało. Dzięki temu możecie zerknąć, jak wygląda jesienią szlak z Międzygórza na Śnieżnik, bo mnie naprawdę się podobało. Nie wiem, czy to zasługa pięknej pogody, czy samego miejsca, ale zdecydowanie warto zaglądnąć w te strony i wybrać się na wycieczkę, bo w tym wariancie to nie jest jakaś wielka ekspedycja. Popularność tego miejsca sprawia jednak, że w pogodny i weekendowy dzień będzie naprawdę tłoczno. Jeżeli lubicie ciszę, wybierzcie się na szlak o świcie, jak ja.

Według map, wybierając się na górę, należy na sam marsz zarezerwować ponad 4 godziny, w czasie których pokonać trzeba będzie 11 kilometrów i 720 metrów podejść. Oczywiście do tego czasu należy doliczyć odpoczynki, czy choćby wizytę w schronisku, a to sprawia, że całkiem fajnie można wypełnić sobie dzień. Myślę, że całkiem śmiało można uznać, że jest to wycieczka dla każdego, kto dysponuje choćby resztkami jakiejkolwiek kondycji. Widoki warte są wysiłku, a przy okazji do Korony Gór Polski można dorzucić kolejną zdobycz. W końcu to najwyższy szczyt Masywu Śnieżnika.

Śnieżnik – informacje praktyczne

 

  • Śnieżnik to najwyższe wzniesienie Masywu Śnieżnika. Mierzy 1425 m n.p.m. i jest jednocześnie 17. co do wysokości szczytem Sudetów. Wlicza się do Korony Gór Polski.
  • Jest najwyższą górą w polskiej części Sudetów Wschodnich. Wyższy jest czeski Pradziad – 1491 m n.p.m.
  • Leży na europejskim dziale wodnym naszego Bałtyku i Morza Czarnego. Oznacza to w przybliżeniu, że wszystko to, co spłynie na polską stronę skończy w Morzu Bałtyckim, a to, co na czeską, w Morzu Czarnym.
  • Droga z centrum Międzygórza na szczyt zajmuje około 3:30h. W tym czasie pokonać trzeba niemal 8 km i 850 metrów przewyższeń.
  • Szlak na szczyt można sobie skrócić, podjeżdżając w górę trasy na spory, leśny parking. Do pokonania zostanie wtedy 6km i 720 metrów w pionie.
  • Na terenie tym utworzono w 1965 Rezerwat przyrody.
  • W 1871 roku, na zachodnim zboczu góry, powstało schronisko turystyczne. Funkcjonuje ono do dzisiaj, nosząc imię Zbigniewa Fastnachta.
  • w latach 1895–1899 na szycie wybudowano kamienną wieżę widokową, która przetrwała do 1973 roku, kiedy to została wysadzona w powietrze.
  • Po czeskiej stronie, znajduje się kamienna rzeźba słonia. Niestety o niej zapomniałem.

 

Możecie zajrzeć też do galerii, gdzie znajdziecie trochę więcej zdjęć z tej wędrówki. Jeżeli lubicie jesień w górach, to fotki z wycieczki szlakiem z Międzygórza na Śnieżnik na pewno się wam spodobają.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach. W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów. Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

11 komentarzy

  • Krzysztof pisze:

    W jaki dzień tygodnia byłeś? Ciekaw jestem czy takie „tłumy” też są w tygodniu?

  • Kinga pisze:

    My też spędzaliśmy tegoroczne wakacje w Sudetach 🙂 Był Śnieżnik i opisywane przez Ciebie inne wierzchołki i trasy, jednak muszę przyznać, że to właśnie Śnieżnik zrobił na mnie największe wrażenie. Bardzo ciekawa trasa i super widoki na szczycie.
    PS. O słoniu też zapomniałam 🙂

  • Kefir pisze:

    Dobrze jest wyjść wcześniej i ominąć tłumy turystów. Mnie Śnieżnik jakoś specjalnie nie urzekł, ale zimowe wejście jeszcze fajnie by było dorzucić.
    Też nie znalazłem słonia ;P

    • Mateusz pisze:

      Trafiłem na całkiem fajną przejrzystość i naprawdę sporo było widać, więc dla mnie widoki na pewno na plus 🙂 A o słoniu wiedziałem, ale jakoś zapomniałem w tamtej chwili, żeby się pokręcić i go poszukać 😛

  • Śnieżnik rzeczywiście oferuje piękne widoki, szczególnie zimą czy o wschodzie/zachodzie. Przynajmniej w mojej opinii 😉

    O odbudowie wieży coś tam przebąkują od jakiegoś czasu, nawet mają plan już gotowy. ale jeżeli mają zrealizować to wg niego, to dobrze, że jeszcze nic nie robią 😉 Bo oszklone tarasy widokowe do mnie nie przemawiają.

    A szczyt masz do ponownego odwiedzenia -> Brakuje słonia, symbolu Śnieżnika!

    • Mateusz pisze:

      O kurde, faktycznie kompletnie o nim zapomniałem! Gdzie dokładnie można go znaleźć? 😀 Na szczycie naprawdę mi się podobało i nawet przez jakiś czas miałem plan, żeby się tam wybrać przed wschodem, ale ten wyjazd obfitował w różne niespodzianki i postawiłem na zwykły spacer 🙂

  • m pisze:

    Mapa – Twój przyjaciel 😉
    Przepraszam za tego Mikołaja. I za spam

  • m pisze:

    Brak szlakowskazów potęguje napięcie 😀 szczególnie, kiedy należy zejść z wydeptanej ścieżki, przejść przez strumyk, przebić się przez krzaki i zdążyć na pociąg a ktoś zapomniał choćby chlapnąć farbą 😀
    przyjemne zdjęcia.

    PS
    Mikołaj naprawdę nie istnieje.

Zostaw komentarz

×