Skip to main content

Ósmy dzień na GSB to czas na pożegnanie Beskidu Niskiego

Poranek przywitał mnie dosyć pochmurną aurą, a później miało być już tylko gorzej. Ostatnie dni to była pogodowa loteria. Wczoraj piękne słońce, wcześniej deszcz, a dzisiaj zapowiadało się coś pomiędzy. Względnie pogodne przedpołudnie i opady w późniejszych godzinach. Warunki miały jednak odgrywać dzisiaj drugorzędną rolę, bo na widoki i tak nie liczyłem. Marsz natomiast miało mi uprzyjemnić kilka ciekawych miejsc na szlaku.

Bartne o świcie

Z Bartnego wyruszyłem koło piątej i po chwili zniknąłem w lesie. Szedłem raczej spokojnym tempem, bo nieco martwił mnie stan mojego uda i chciałem rozpoznać, czy ta drobna kontuzja to coś, czym powinienem się martwić. Już na początku trasy spotkałem jelenia, który jednak spłoszony moim widokiem, szybko zniknął w gęstwinie lasu. To chyba jedyna atrakcja tego odcinka, bo ścieżka w kierunku Wołowca była dobrze oznaczona, no i szło się sprawnie.

Wołowiec

Zobacz film z óśmego dnia na Głównym Szlaku Beskidzkim

 

Chwilę później, napotkałem dwa duże psy, które na szczęście nie były mną zainteresowane i nie utrudniły mi dalszej wędrówki. Zupełnie szczerze wam powiem, że to nie niedźwiedzi czy wilków boję się w polskich górach, a psów właśnie. Te zdziczałe, biegające grupami, potrafią być niekiedy naprawdę agresywne, a co gorsze, w przeciwieństwie do dzikich zwierząt, nie stronią od obecności człowieka.

Wołowiec rano

Wołowiec – cichy poranek w Beskidzie Niskim

Ta pierwsza godzina czy dwie marszu, były naprawdę przyjemne. Raczej bez trudnych podejść, a w dodatku niezwykle klimatyczne. No i poza zwierzętami, nie spotkałem już żywej duszy. Poranny Wołowiec otuliła mgła, nadając krajobrazowi tajemniczy i ciekawy charakter. Spacerując po 6 rano, miałem wrażenie, że czas się tu zatrzymał. Gdybym miał na coś marudzić, to jedynie na wysokie trawy, w których przemoczyłem buty.

Wołowiec o świcie

Wołowiec o poranku to jednak miejsce, w którym szybko o takich drobnostkach się zapomina. Miejscowość ta, podobnie jak opuszczone dziś rano Bartne, wysiedlone zostały w 1947 roku w ramach akcji „Wisła”. Co natomiast ciekawe to fakt, że w latach 50. XX wieku, niektórym rodzinom udało się na stałe tutaj powrócić.  Szlak w dalszej części prowadził szeroką  drogą, no i cały ten odcinek przypominał raczej leniwy spacer, niż górską wyrypę.

Beskid Niski Wołowiec

Leśne ścieżki i błotniste przeprawy

Ostatnia kontuzja i boląca noga sprawiły, że dzisiaj postanowiłem podejść do wędrówki bez konkretnego planu. Zamierzałem po prostu iść przed siebie, obserwując, jak się będę czuł i jak rozwinie się pogoda. Z tego też powodu nie miałem zaklepanego żadnego noclegu, ale zakładałem, że w środku tygodnia uda mi się coś znaleźć na ostatnią chwilę.

Szlaki w Beskidzie Niskim

Przyjemność  z marszu leśnymi ścieżkami ustępowała niekiedy miejsca błotnistym przeprawom przez wysokie trawy.  Wystarczyła chwila, by moje buty znów były mokre. Na szczęście szybko wysychają i nigdy nie był to dla mnie problem. Takich miejsc w Beskidzie Niskim jednak nie brakuje i warto brać pod uwagę, że niektóre fragmenty szlaku bywają zarośnięte. Gdyby kogoś to martwiło to dodam, że takie odcinki są krótkie.

W drodze na Popowe Wierchy

Popowe Wierchy i Zdynia – czas na zakupy

Pierwszym wyzwaniem w czasie tego etapu jest podejście na Popowe Wierchy (684 m n.p.m.). Tak się przynajmniej może wydawać, kiedy popatrzy się na mapę. W rzeczywistości jednak przewyższenie rozkłada się tam w bardzo przyjemny sposób i nawet nie zarejestrowałem faktu, że znalazłem się w okolicach szczytu. Wyzwania miały zacząć się później. Las, z którym tak mocno zaprzyjaźniłem się wczoraj, idąc przez Magurski Park Narodowy, był na tym odcinku naprawdę miły dla oka.

Popowe Wierchy

Zejście w kierunku Zdyni jest nieco bardziej strome, a ścieżka niekiedy jest dosyć kamienista. Sprawnie jednak uporałem się z tym odcinkiem i być może miał na to wpływ fakt, że właśnie zmierzałem w kierunku najważniejszego miejsca ostatnich dni. Sklepu! Poprzednie zakupy można było zrobić w Kątach, ale trafiłem tam wtedy, kiedy sklep był zamknięty.

Zdynia

Z prawdziwą ulgą więc przyjąłem wiadomość, że sklep w Zdyni czynny jest już od samego rana i nie muszę koczować pod drzwiami. Uzupełniłem zapasy, kupiłem sobie coś słodkiego, no i ruszyłem w kierunku niezwykle ciekawej góry.

W drodze na Rotundę

Rotunda – cmentarz wojenny na szczycie

Moim kolejnym celem była Rotunda (771 m n.p.m.), charakterystyczny szczyt o kopulastym kształcie, widoczny już z daleka. W przeszłości szczyt ten był pozbawiony lasu, a łąki i pola uprawne mieszkańców Ługu i Regietowa sięgały bardzo wysoko.

Szlak na Rotundę

Szczyt, dawniej pozbawiony lasu, dziś skrywa w koronach drzew niezwykły cmentarz wojenny nr 51, projektu Dušana Jurkoviča. Obiekt ten jest jednym z najpiękniejszych cmentarzy pierwszowojennych na obszarze dawnej Galicji Zachodniej. Po ciężkich walkach przełomu 1914 i 1915 roku, armia rosyjska zepchnęła oddziały austro-węgierskie do defensywy, a front ustabilizował się na linii Karpat.

Cmentarz nr 51 Rotunda

Rosjanie byli o krok od osiągnięcia celu, czyli przedostania się przez górskie przełęcze, by następnie na rozległych równinach wykorzystać swoją przewagę liczebną. Planu nie zdążyli jednak doprowadzić do końca, bo w maju 1915 roku wojska austro-węgierskie wspierane przez Niemcy przełamały front i rozbiły Rosjan w kontrofensywie znanej jako Bitwa Gorlicka. Potrzeba uprzątnięcia pobojowiska, ale i godnego pochowania poległych sprawiła, że utworzono Wydział Grobów Wojennych, podzielony na podległe mu podjednostki.

Cmentarz Rotunda

Na obszarze Galicji Zachodniej wzniesiono następnie blisko 400 cmentarzy, a wiele z nich to prawdziwe perełki architektoniczne. Sporo z nich na przestrzeni dekad nadgryzł ząb czasu. Na szczęście pamięć o tych cmentarzach przetrwała i niekiedy udaje się je wyremontować, w czym spory udział mają ludzie dobrej woli, społecznicy czy stowarzyszenia. Miłośnicy historii, szukania śladów przeszłości na pewno będą mieli w Beskidzie Niskim co robić.

Cmentarz na Rotundzie

Regietów i Kozie Żebro

Po opuszczeniu Rotundy, zmierzałem już w stronę Regietowa. Zejście z tej strony zbocza było dosyć strome, co powoli przypominało mi o wyzwaniu, które ciągle było przede mną. W Regietowie, w sezonie wakacyjnym, działa baza namiotowa prowadzona przez Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich w Warszawie.

Zejście do Regietowa

Jest tam wiata, ławeczki i namioty bazowe – idealne miejsce na nocleg dla tych, którzy wędrują ze śpiworem. Śmiało można tam wstąpić też na krótką przerwę, np. żeby uzupełnić zapasy wody. Nie rozsiadałem się zbyt długo, bo goniłem się z chmurami. To już stały motyw wędrówki przez Beskid Niski, no i za punkt honoru postawiłem sobie, że tym razem uniknę opadów. Czekało mnie zresztą osławione podejście na Kozie Żebro (847 m n.p.m.).

Baza namiotowa w Regietowie

W legendach piechurów jest ono bardzo strome i byłem ciekaw, czy przebije intensywnością wczorajsze podejście na Kolanin. Minąłem więc bazę, skręciłem w prawo (na północ) i kawałek podszedłem szeroką drogą.  Następnie odbiłem w lewo, na łąki, no i… zaczęło się. Nie od razu, bo początkowy fragment wędrówki to nic, czym warto byłoby sobie zawracać głowę.

Kozie Żebro

Podejście na Kozie Żebro jest jednak w dalszej części rzeczywiście bardzo strome. Chyba mogę śmiało powiedzieć, że to nowy faworyt w moim prywatnym rankingu intensywności podejść na Głównym Szlaku Beskidzkim. Strąca ono Kolanin z pierwszego miejsca. Licząc od bazy namiotowej, wychodzi nieco ponad godzina marszu, z czego intensywne jest te ostatnie 20-25 minut.

Szczyt Koziego Żebra

Hańczowa, Ropki i spontaniczna decyzja o Banicy

Kozie Żebro nie wyróżnia się już później niczym szczególnym. Po zdobyciu szczytu czekał mnie łagodniejszy odcinek przez ciche lasy i  można było na chwilę zapomnieć o zmęczeniu. Po intensywnym podejściu powiedziałbym nawet, że zrobiło się trochę sennie, zwłaszcza że po tej stronie góry zbocze jest całkiem łagodne. No i następne pół godziny upłynęło w zasadzie na rytmicznym stawianiu kroków.

Zejście do Hańczowej

Przed samą Hańczową natomiast należy obudzić zmysły, bo szlak z szerokiej i usypiającej drogi, odbija nagle w lewo. W krzaki. Krzaki i pokrzywy. Na mapie, którą wrzuciłem pod koniec wpisu widać to miejsce. W rzeczywistości natomiast łatwo o tym skręcie zapomnieć. Dlaczego szlak został tak poprowadzony, kiedy zarówno droga i ta zarośnięta ścieżka po chwili znów się spotykają? Nie wiem, ale poparzone pokrzywami nogi to w zasadzie nic takiego.

Szlak przed Hańczową

Niestety co do minuty sprawdziły się prognozy pogody i końcówka etapu upłynęła pod znakiem deszczu. Nie udało mi się wygrać z deszczem. Przechodziłem chyba nawet pomiędzy chmurami opadowymi, bo lekka mżawka mieszała się z bardziej intensywnymi opadami. Tutaj też sobie przypomniałem, że dobrze byłoby w końcu  załatwić kwestię noclegu. W Hańczowej są zarówno agroturystyki, jak i sklep, więc to całkiem niezłe miejsce, by zakończyć dzień na GSB lub by uzupełnić zapasy. Szlak prowadzi jednak też dalej przez Ropki i Banicę.

Hańczowa

W obu tych miejscowościach można znaleźć agroturystyki, a w ostateczności, gdyby był z tym kłopot, można też próbować w Izbach – trochę na południe od czerwonego szlaku. Ta część Beskidu Niskiego jest więc pod tym względem dosyć przyjazna turystom. Czułem się tego dnia naprawdę nieźle, a noga powoli wracała do formy. Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. W końcu zastosowałem tradycyjną metodę leczenia przez „rozchodzenie”.

Zdecydowałem się iść dalej, a że droga na tym odcinku była równa i asfaltowa, to nie przeszkadzał mi nawet nasilający się deszcz. Na uwagę zasługuje co najwyżej fragment za Ropkami, bo tam rozpoczyna się ostatnie, konkretniejsze podejście. Szlak ucieka też na moment przez pola do lasu. Tutaj warto zachować uwagę. Za Przełęczą Czerteż natomiast sunie się już ponownie wygodną drogą i taki stan rzeczy trwa w zasadzie prawie do końca.

Banica

Pozostaje jeszcze tylko przekroczyć Białą, a następnie przez ciekawe i całkiem widokowe łąki dostać się do Banicy. To tam zaplanowałem metę tego odcinka, ale chwilę wcześniej upewniłem się telefonicznie, czy znajdzie się dla mnie miejsce do spania. Ostatecznie po prawie 36 kilometrach marszu, zakończyłem ten całkiem udany dzień.

Informacje praktyczne:

  • Dystans: 36 km
  • Suma podejść: 1400 m
  • Czas przejścia: 11:15 h plus przerwy
  • Do podanych przez mapę wartości, warto doliczać od 5-10% dystansu. To powinno uwzględnić dojście na nocleg, spacer do sklepu, czy kręcenie się w kółko po szczycie w poszukiwaniu kadru życia
  • Jedyne schronisko znajduje się na starcie odcinka, czyli w Bartnem. Po drodze jest Baza Namiotowa SKPB Warszawa w Regietowie.
  • Zakupy można zrobić w Zdyni oraz Hańczowej
  • Noclegi pod dachem można znaleźć w Wołowcu, Zdyni, Hańczowej, Ropkach oraz Banicy. Agroturystyki są też w niewielkiej odległości od szlaku w Krzywej czy Izbach.
  • Baza namiotowa działa w sezonie wakacyjnym i do przenocowania wystarczy własny śpiwór.
  • Jeżeli chodzi o wodę, to na tym odcinku nie ma z nią problemów. Są sklepy po drodze, a wodę można uzupełnić też w bazie namiotowej.
  • Pomiędzy Ropkami, a Banicą (33 km trasy) znajduje się schron (wiata)

Koszulki termoaktywne

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach. W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów. Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

Zostaw komentarz

×