Skip to main content

To miała być krótka, ale ciekawa wycieczka. Przymiarki przywitały nas jednak chłodno.

Wreszcie wyszło słońce. Początkowo nie dowierzałem, a że jakoś przecież musiałem się upewnić, to ochoczo skierowałem wzrok w stronę uroczej kuli gazu. Skaczące przed oczami kolorowe plamy potwierdziły moje przypuszczenia – było pogodnie! Co więcej, wreszcie wydarzyło się to w sobotę, więc momentalnie, a przynajmniej gdy odzyskałem już zdolność widzenia, sięgnąłem po telefon, by poinformować Darka o moim fantastycznym odkryciu. Wiecie, na wypadek jakby ten fakt przegapił. „Przymiarki w Beskidzie Niskim, co?” – proponowałem. Mamy tam blisko, szlak jest krótki i znamy go z pewnej wiosennej wycieczki. Wszystko to, a także kusząca wizja kolorowego zachodu słońca sprawiła, że mój towarzysz zgodził się niemal od razu. Wkrótce mknęliśmy do Iwonicza Zdroju.

Niby zima, ale nie do końca. Ruszamy lasem na krótki spacer

Niby zima, ale nie do końca. Ruszamy przez las na krótki spacer

 

To miał być przyjemny i ciekawy spacer, ale na miejscu miny nam trochę zrzedły, bo zrobiło się jakby tak bardziej pochmurno. Nasza ciągle jeszcze dziecięca naiwność kazała nam wierzyć w łaskawość aury, mimo że wszyscy schodzili już do pensjonatów na dancingi i inne harce. Zielonym szlakiem, zlokalizowanym koło charakterystycznego amfiteatru, ruszyliśmy przed siebie, zastanawiając się jednocześnie, co spotka nas na górze. Trafiliśmy na okres odwilży, więc nie do końca wiedzieliśmy, czy będzie jeszcze zimowo, czy może już wiosennie, zwłaszcza że Przymiarki nie powalają wysokością – liczą 626 m n.p.m. Było niestety nijak, tak po środku. Błoto, kałuże, nieco zlodowaciałego śniegu, ale między drzewami nie rzucało się to jeszcze specjalnie w oczy.

Idzie się co najwyżej średnio

Idzie się co najwyżej średnio

 

Czasami ćwiczyliśmy gibkość na jakimś oblodzonym fragmencie, ale zasadniczo cieszył nas spacer na łonie natury. Początkowy etap, ten między drzewami, minął nam całkiem szybko. Obiektywnie nie jest zbyt długi, a teren wznosi się raczej delikatnie do góry. Kiedy znaleźliśmy się ponad linią lasu, pojawiły się jednak kolejne kiepskie prognostyki. Brodząc w roztopionej brei i błocie pokonywaliśmy kolejne metry, obserwując jak słońce gaśnie przykryte chmurami. Ostatnim przebłyskiem podświetliło okoliczne drzewo, co stało się całkiem ciekawym tematem do zdjęcia, których ze względu na warunki nie zrobiłem niestety zbyt wielu.

Chyba najciekawszy moment dnia. Miało być już tylko gorzej

Chyba najciekawszy moment dnia. Miało być już tylko gorzej

 

Czy jednak zwątpiliśmy w nasze szczęście do pogody? A skąd! Ja to nawet przekonywałem głośno, że im więcej chmur, tym większa szansa, że o zachodzie będą mieniły się jakimiś zachwycającymi barwami. I nagle zerwał się wiatr, zrobiło się szaro, a spadająca temperatura skłoniła nas do założenia kurtek. Staraliśmy się szukać takiej linii marszu, żeby nie tonąć po kostki w błocie, dlatego patrząc na nas z boku można by pewnie odnieść wrażenie, że idziemy po polu minowym. Na całe szczęście żyjemy w czasach pokoju, bo szło nam to średnio.

Przymiarki w tle. Tutaj się jeszcze łudzimy

Przymiarki w tle. Tutaj się jeszcze łudzimy

 

W końcu minęliśmy jeszcze miejsce wycinki drzew, co doskonale wpisało się w nasz ponury nastrój, po czym wyszliśmy na grzbiet, skąd było już widać charakterystyczny krzyż na szczycie Przymiarek. Resztki śniegu sugerowały, że zima jest już w odwrocie, ale żadnych śladów wiosny też nie znaleźliśmy, co w marcu nie jest w zasadzie niczym dziwnym. Z czystego poczucia obowiązku ruszyliśmy dalej, żeby ten „wierzchołek” klepnąć, a w międzyczasie słońce pożegnało nas na dobre. No i w akompaniamencie wiatru dotarliśmy do mety naszej wycieczki, gdzie zabawiliśmy pewnie jakieś siedem sekund.

I po zachodzie

I po zachodzie

 

Ostatnim punktem na trasie była zbudowana nieopodal wiata, gdzie można usiąść i odpocząć, dlatego tam też skierowaliśmy nasze kroki. Ot tak, dla formalności i żeby wypić coś ciepłego. Popatrzyliśmy na siebie wymownie, bo aż trudno nam było uwierzyć, jak szybko to wszystko się zmieniło. W normalnych warunkach roztacza się stąd naprawdę urokliwy widok, bo widać m.in. ciekawą sylwetkę Cergowej, a także Bieszczady. Z kolei gdy pogoda wyjątkowo dopisze, podziwiać można nawet odległe o 120 km Tatry. Niestety musieliśmy się zadowolić wspomnieniami z ostatniej wizyty, bo tym razem aura zrobiła nam psikusa.

Wracamy, bo i co mielibyśmy robić na szczycie

Wracamy, bo i co mielibyśmy robić na szczycie

 

Co gorsze, cały ten obszar zaczęła pokrywać mgła, a moje palce u stóp zaczęły tańczyć jakiś rozgrzewający taniec. Spora wilgotność i mocny wiatr skutecznie obniżały odczuwalną temperaturę, więc pędem ruszyliśmy w drogę powrotną, tonąc ponownie w pokładach rozpuszczonego śniegu. Na koniec jeszcze krótki filmik, prezentujący wszystkie walory tego miejsca, no i dwóch wędrowców, w tym jeden nieco bardziej rozgadany.

 

Marudziłem tam na miejscu i marudzę tutaj w relacji, bo po długim okresie niepogody napaliłem się na jakąś ciekawą wycieczkę. Specjalnie celowaliśmy w godziny popołudniowe, licząc na ciekawy zachód słońca i okazało się to niestety błędem. Nie zmienia to faktu, że taki spacer i tak jest fajnym sposobem na spędzenie popołudnia. Wszak skarpetki i buty kiedyś wyschną, dłonie się rozgrzeją, a po paru miesiącach z uśmiechem można wspomnieć: „A pamiętasz jak brzydko i zimno tam wtedy było?” Przymiarki szczerze polecam, ale może weźcie przykład z tej wiosennej wycieczki, żeby docenić walory tego miejsca. Wielkie wędrowanie to nie jest, ale spacer może ucieszyć.

TL;DR

 

  • Przymiarki liczą 626 m n.p.m.
  • By dotrzeć do celu, należy kierować się trasą turystyczną, oznaczoną kolorem zielonym.
  • Czas wejścia to pewnie niecała godzina, a dystans na oko wynosi 3 km.
  • Szlak łączy Iwonicz Zdrój oraz Rymanów Zdrój, a czas przejścia tej trasy to około 2:30 h.
  • W przypadku dobrej pogody wypatrzeć można Bieszczady, ale też odległe o ponad 120 km Tatry.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach.W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów.Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

2 komentarze

Zostaw komentarz

×