Kolejny dzień w Tatrach zamierzaliśmy spędzić na popularnych szlakach. Wybór padł na Kasprowy Wierch i Kopę Kondracką.
Wycieczka na Wołowiec rozbudziła w nas apetyty na tatrzańskie widoki, jednak długi i mozolny marsz Doliną Chochołowską osłabił siły części grupy. Pierwotny plan, by przejść przez całe Czerwone Wierchy, a następnie jeszcze przez Kasprowy Wierch, musiał zostać zmodyfikowany. Poza tym z troski o samopoczucie naszego kierowcy w drodze powrotnej (i w związku z tym nasze) postanowiliśmy go nie przemęczać za bardzo. Zwłaszcza, że słońce tego dnia prażyło bez litości. Ostatecznie zdecydowaliśmy się wejść na Kasprowy Wierch, przejść na Kopę Kondracką, a następnie przez Dolinę Kondratową wrócić na parking. Plusem tego rozwiązania jest wyjście i zejście ze szlaku w tym samym miejscu. Dla nas taka „pętelka” to wygodny wybór.
Około 7 wychodzimy na szlak. Jest już naprawdę ciepło.
Teoretycznie mogliśmy wyjechać na Kasprowy kolejką, ale przyjechaliśmy w Tatry solidnie pospacerować, a nieskończone „kolejki do kolejki” skutecznie odpychały. Samochód zostawiliśmy na parkingu z widokiem na skocznię, po czym udaliśmy się w kierunku Kuźnic. Dalej wybraliśmy niebieski szlak w stronę Hali Gąsienicowej – zerknijcie do szczegółowego opisu. Mimo, że ścieżka prowadzi długi czas przez las, to wcale nie mogę napisać, żeby zrobiło się dzięki temu chłodniej. Zapowiadał się naprawdę upalny dzień, ale my całkiem sprawnie nabieraliśmy wysokości.
Odcinek prowadzący przez las pokonaliśmy sprawnie i wkrótce mieliśmy okazję wreszcie podziwiać widoki. Chcemy dosyć szybko przejść ten fragment trasy, ale grzeje wręcz niemiłosiernie. Decydujemy więc, że zamiast pędzić nie wiadomo za czym, będziemy częściej przystawać by napić się wody. Taka taktyka okazała się tego dnia wręcz niezbędna, bo nasze zapasy wody kurczyły się niespodziewanie szybko.
Niebieskim szlakiem w stronę Hali Gąsienicowej
Turystów na szlaku naprawdę mnóstwo ale nie ma się czemu dziwić. Podążając tym szlakiem można się później zdecydować czy tak jak my, zieloni turyści, ruszyć w stronę Kasprowego Wierchu, czy może wybrać sobie bardziej wymagające cele jak np. Świnica, Kozi Wierch czy nawet Orla Perć. My na chwilę obecną ograniczyliśmy się do oglądania tych miejsc z nieco innej perspektywy. Już po pewnym czasie mieliśmy okazję podziwiać całe piękno Hali Gąsienicowej i górujących nad nią szczytów.
Zbliżamy się do Hali Gąsienicowej. W tle m.in. Świnica i strzelisty Kościelec (w lewym górnym rogu) Zdjęcie zakupisz tutaj
Decydujemy wspólnie, że czujemy się na tyle dobrze, że nie ma sensu zatrzymywać się przy schronisku „Murowaniec” i po krótkiej przerwie na wodę i coś słodkiego ruszamy dalej. W tym miejscu wybieramy żółty szlak, który wyprowadza na Kasprowy Wierch, a dalej na Kopę Kondracką. Początek mija bezproblemowo, ale teren zaczyna się robić coraz bardziej stromy, a grzeje już tak mocno, że na chwilę pozbawiam się koszulki. Przypomina mi się momentalnie nasza wycieczka w Gorce gdzie upał naprawdę mnie mocno wymęczył.
Tatrzańskie doliny też potrafią być piękne.
Nasze tempo wyraźnie spadło, a co gorsze zaskakująco szybko ubywa nam wody. Na szlak zabraliśmy po 3 litry, a niektórym z nas nie została już nawet połowa. Złożyło się jednak świetnie, że po drodze mijaliśmy górskie źródełko z cudownie zimną i czystą wodą. Uzupełniliśmy zapasy, solidnie się schłodziliśmy i na nowo pojawił się w nas gasnący jeszcze przed chwilą entuzjazm. Nie minęło kilkanaście minut, a zbliżaliśmy się już do szczytu Kasprowego Wierchu. Spodziewaliśmy się tam tłumów i tak też było. Z trudem znaleźliśmy sobie jakiś wolny kamień gdzie mogliśmy na chwilę przysiąść i odpocząć.
Kasprowy zostawiamy już za sobą i rozpoczynamy najprzyjemniejszy fragment szlaku.
Niestety jeśli było chłodniej to tylko nieznacznie, a wiatr tylko czasami dawał o sobie znać. Ze szczytu widać było wyraźnie naszą dalszą drogę. Chwilę zajęło mi odnalezienie wzrokiem Kopy Kondrackiej, która chowała się za kolejnymi spiętrzeniami grani. To jeszcze jednak kawał drogi, a teren wydawał się co chwilę obniżać i podnosić. Pora więc ruszać dalej.
Dalszy przebieg szlaku. Widoczna Kopa Kondracka. Wyraźnie widać ścieżkę, która wyprowadzi nas na szczyt.
Z perspektywy czasu uważam, że ten fragment przejścia na Kopę Kondracką był najciekawszym i najprzyjemniejszym momentem całego wyjazdu. Momentami grań robiła się naprawdę wąska, a teren opadał niemal pionowo co gwarantowało ciekawe i nowe przeżycia. Przestaliśmy się spieszyć i spokojnie cieszyliśmy się drogą.
Ostro do góry ale szczyt obchodzimy bokiem.
Znalazło się nawet kilka fragmentów, w których wypadało użyć rąk aby zejść czy podejść po skałach. Nic wielkiego ale chodząc do tej pory po Beskidach przeżywaliśmy i takie atrakcje na nowo. Co chwilę po takich etapach z zaciekawieniem rzucałem wzrokiem do tyłu na strzeliste szczyty Tatr Wysokich z doskonale widoczną Świnicą.
Teren poniżej znajduje się około 500 metrów pod nami. Idzie się naprawdę świetnie.
Wędrówka przebiegała beztrosko. Zaczęło nieco wiać, a słońce momentami chowało się za chmury. W takiej scenerii przemierzaliśmy kolejne wzniesienia, by niepostrzeżenie minąć Goryczkową Czubę – najwyższy szczyt w drodze z Kasprowego na Kopę Kondracką. Nie czuliśmy pośpiechu więc szliśmy naprawdę spacerowym tempem przystając co chwilę na pamiątkowe zdjęcie czy dwa.
Po skałach, uważnie na dół. Takie fragmenty potrafią uprzyjemnić i tak już ciekawą wędrówkę.
Mimo tego dystans dzielący nas od celu dosyć szybko maleje. Już wkrótce znaleźliśmy się na Przełęczy pod Kopą Kondracką, a po jakimś czasie na szczycie. Całe 2005 metrów n.p.m. Tutaj postanawiamy zrobić sobie długą przerwę zwłaszcza, że mamy jeszcze dużo czasu przed sobą. Rozsiadamy się wygodnie gdzieś na trawie i wyciągamy zapasy słodkości. Tradycyjnie już po chwili zrywam się z miejsca i obchodzę wierzchołek dookoła oglądając panoramy i fotografując co ciekawsze cele.
Odpoczynek na szczycie Kopy Kondrackiej.
Wreszcie robi się chłodniej i to na tyle, że muszę wyciągnąć z czeluści plecaka coś z długim rękawem. Chyba najwyższa pora nauczyć się pakować. Przyjemnie siedzi się na szczycie mając u stóp całe otoczenie. Doskonale widać Giewont i to od strony, której nie miałem jeszcze okazji podziwiać.
Giewont widziany z Kopy Kondrackiej.
Nie spieszy nam się na dół. Idąc po szlaku nie byliśmy specjalnie rozmowni więc teraz wymieniamy doświadczenia. Ja natomiast siedzę jak zauroczony i patrzę jak po szczytach i dolinach przesuwają się leniwie cienie chmur tworząc naprawdę niepowtarzalny widok. Kiedy nacieszyliśmy już oczy zapadła decyzja, że pora schodzić do Doliny Kondratowej. Szlakiem, którym wracaliśmy zmierzała cała masa turystów. Z zasłyszanych rozmów wynikało, że zdecydowana większość zamierzała wejść na Giewont.
Giewont – marzenie zielonych podróżników. Kiedyś i ja odstoję swoje w kolejce na szczyt.
Przyznaje szczerze – do tej pory opowieści o turystach w klapkach traktowałem nieco z przymrużeniem oka. Nie sądziłem, że są aż tacy „spontaniczni” ludzie wśród nas. Jednak pokonując kolejne metry w dół spotykaliśmy ich więcej i więcej. Kulminacja mojego zdziwienia miała miejsce kiedy minęliśmy młodą parę idącą dziarsko w klapkach w stronę szczytu. Wierzchołek postanowili chyba zdobyć „na lekko” bo nie zabrali ze sobą „zbędnego” sprzętu jak plecak, woda czy cokolwiek nadającego się do spożycia. Na upartego można tam wejść i boso ale pani miała już twarz w kolorze dojrzałego pomidora, a pan powoli „dojrzewał”. My na szlaku zużyliśmy w tym upale ponad 3 litry wody, a i tak wieczorem czułem się odwodniony. No ale to nie nasz problem. Ja miałem trochę inny. Pomimo wydawałoby się wygodnych butów, zacząłem odczuwać trudy dwudniowego chodzenia. Zaczynały mnie boleć stopy, jednak powoli, krok za krokiem zmierzaliśmy ku końcowi naszej wycieczki.
Przy schronisku gwarno. My przysiadamy tylko na chwilkę i po parunastu minutach ruszamy już w stronę Kuźnic.
Kiedy ścieżka weszła na nowo do lasu stało się jasne, że powoli pora się żegnać z Tatrami. Przyjeżdżając tutaj nie wiedziałem do końca czego się mogę spodziewać. Okazało się, że mając w miarę przyzwoitą kondycję i kilka beskidzkich szlaków na koncie jesteśmy w stanie spokojnie przejść i cieszyć się niektórymi szlakami tatrzańskimi. Wszystkim tym, którzy jeszcze się wahają polecam rozpoczęcie swojej przygody od Tatr Zachodnich. Stosunkowo łagodne zbocza i świetne widoki nadają się idealnie na początek przygody z naszymi najwyższymi górami. Tylko zabierzcie ze sobą chociaż wodę, co? No i pamiętajcie, że ten szlak można pokonać też w odwrotnym kierunku, czyli udać się na Kasprowy Wierch z Kopy Kondrackiej.
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami
Fajna trasa, z ładnymi widokami.
Ten widok z Doliny Gąsienicowej jest zawsze super 🙂 Zwłaszcza, gdy po tym początkowym podejściu z Kuźnic w końcu widzimy nasz cel 🙂