Skip to main content

Dziewiąty dzień na Głównym Szlaku Beskidzkim zaprowadził mnie w Beskid Sądecki

Dziewiąty dzień mojej wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim to dzień pożegnań, ale też powitań. Po blisko 140 kilometrach w Beskidzie Niskim, wreszcie opuszczam to ciekawe, chociaż nieco kapryśne pasmo. Kolejne wyzwania spotkać mnie miały już w Beskidzie Sądeckim i zupełnie szczerze mówiąc, nie mogłem się doczekać zmiany otoczenia. Może to tam znajdę więcej słońca?

Wyruszam z Banicy

Ku kolejnym przygodom wyruszyłem z Banicy, gdzie spędziłem noc, pokonując wcześniej odcinek przez Rotundę i Kozie Żebro. Ponownie zerwałem się o wschodzie słońca, ale niestety, podobnie jak w ostatnich dniach, nie przywitała mnie słoneczna pogoda. Niebo było szare i pochmurne. Bez entuzjazmu więc przemierzałem ostatnie kilometry Beskidu Niskiego. Przez mokre od deszczu łąki maszerowałem w kierunku finałowego szczytu na trasie mojego przejścia w tym paśmie – Swarne (770 m n.p.m.).

W drodze na Swarne

Zobacz film z dziewiątego dnia na Głównym Szlaku Beskidzkim

 

 

Szlak omija wierzchołek od południa, no i nie powiedziałbym, że to podejście jest jakimś specjalnym wyzwaniem. Ot, ścieżka przez las jakich wiele. Zejście w kierunku Mochnaczki Niżnej może się już natomiast podobać, bo trasa prowadzi przez widokowe pola. Oczywiście trzeba mieć nieco szczęścia do pogody, by cokolwiek tam pooglądać.

Ostatnie chwile w Beskidzie Niskim
Muszę przyznać, że opuszczałem Beskid Niski z mieszanymi uczuciami, chyba trochę bez żalu. Duży wpływ na to miała z pewnością pogoda. Beskid Niski ma swój niepowtarzalny klimat i wiele ciekawych miejsc do zaoferowania – od urokliwych cerkwi, przez cmentarze wojenne, po nieliczne, ale jednak punkty widokowe. Główny Szlak Beskidzki natomiast narzuca pewną określoną trasę, no i pokonywanie dziesiątek kilometrów w deszczu i błocie z pewnością wpływa na odbiór tego pasma.

Swarne
Pożegnanie z Beskidem Niskim

Pod gęstymi chmurami niewiele było widać. A szkoda, bo kilka kilometrow na południe wznosi się Lackową (997 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Beskidu Niskiego po naszej stronie granicy. Niestety, nie dane mi było się jej dobrze przyjrzeć. Mżyło i było szaro, ale na szczęście nie na tyle mocno, bym musiał zakładać pelerynę przeciwdeszczową. Beskid Niski nie odpuszczał mi nawet w ostatnich godzinach mojej obecności – pogoda nadal była kapryśna.

Mochnaczka Niżna
W Mochnaczce Niżnej znaleźć można noclegi oraz sklep, jest to więc potencjalnie niezłe miejsce, by zorganizować sobie postój. Następna okazja jest natomiast za jakieś dwie kolejne godziny marszu – w Krynicy-Zdroju. Jeżeli planujecie iść w tamtym kierunku, to nie ma sensu robić przesadnie dużych zakupów w Mochnaczce.

Mochnaczka

Pożegnanie z Beskidem Niskim dalekie było od miana „urokliwego”. Szlak przez chwilę podążał drogą, a następnie wyprowadził mnie poza zabudowania na rozkopany plac budowy. Tutaj też musiałem przekroczyć Mochnaczkę, czyli rzekę, która uchodzi za granicę pomiędzy Beskidem Niskim, a Sądeckim właśnie. Nie znalazłem w pobliżu żadnej przeprawy, więc musiałem skakać przez małe i śliskie kamienie. Z różnym skutkiem. Przy wyższym stanie wody może być jeszcze weselej.

Huzary Beskid Sądecki
Wygodna teraz ścieżka prowadziła przez otwarte pola w kierunku lasu. Tam zrobiło się dosyć klimatycznie, bo wszechobecna mgła ładnie komponowała się z zielenią roślinności. Pierwszym szczytem, na który wszedłem w Beskidzie Sądeckim były Huzary (864 m n.p.m.). W okolicy krzyżuje się wiele kolorów szlaków i tylko niebieskiego brakuje do kompletu. Samo podejście nie jest zbyt trudne, bo na odcinku 2 kilometrów trzeba pokonać około 200 metrów w pionie. Może sama końcówka nieco podnosi tętno. Z Mochnaczki Niżnej wypada liczyć nieco ponad godzinę.

Zejście do Krynicy-Zdroju

Krynica-Zdrój – miejski przystanek na szlaku

Z Huzarów skierowałem się w stronę Krynicy-Zdroju – wyjątkowo dużego miasta na trasie mojej wędrówki. Planowałem tam zajrzeć do sklepu, zrobić zapasy i może dłuższą przerwę. Prognozy na drugą część dnia mówiły o możliwym rozpogodzeniu, więc nie spieszyłem się zbytnio. Spieszyć się zresztą nie mogłem, bo po opadach w niektórych miejscach było potwornie wręcz ślisko. No a ja, jeszcze wczoraj narzekałem na ślady niedawnej kontuzji i zdecydowanie nie chciałem powtórki. Spokojnym tempem jednak w końcu dotarłem do zabudowań miasta. Z Huzarów to pewnie niecałe 40 minut.

Uliczki Krynicy
Krynica-Zdrój to jedno z większych miast na trasie Głównego Szlaku Beskidzkiego. Machnąłem już ręką na to, że przywitała mnie deszczem. Miałem bowiem ważny plan. Zrobić zakupy i znaleźć bankomat. Nie odmówiłem sobie jednak krótkiego zwiedzania tamtejszych uliczek. W końcu to uzdrowisko w latach swojej świetności gościło takie osobistości jak Piłsudski, Reymont, Sienkiewicz czy związany z tym miastem Jan Kiepura.

Krynica-Zdrój

Właśnie w Krynicy-Zdroju wybudował on „Patrię”, luksusowy hotel, w którym ponoć odbywały się bale, jakich świat nie widział. Widać go tuż przy czerwonym szlaku. W tym natomiast niebieskim budynku na zdjęciu poniżej, zabytkowej willi „Romkanka” z drugiej połowy XIX wieku, znajduje się Muzeum Nikifora, znanego malarza prymitywisty. Krynica-Zdrój okazała się wyjątkowo urokliwym miejscem, ale tego dnia czekało mnie jeszcze sporo kilometrów do przedreptania.

Romanówka muzeum Nikifora

Podejście na Jaworzynę Krynicką

W mieście są w zasadzie wszystkie udogodnienia cywilizacyjne, jakie piechurowi potrzebne. Są noclegi, sklepy, bankomaty, apteki, ale też poczta i paczkomat, gdybyście chcieli się rozstać z częścią ekwipunku. Kiedy więc uzupełniłem zapasy ruszyłem w dalszą drogę. Czekało mnie teraz podejście na Jaworzynę Krynicką (1114 m n.p.m.). Rozłożone jest ono jednak nieco na raty, niestety.

Cerkiew Krynica-Zdrój

Niestety, ponieważ czerwony szlak wyprowadza ponad zabudowania, mija placówkę GOPR, a następnie wspina się południowymi zboczami Krzyżowej Góry, by… zejść po chwili do Czarnego Potoku. W czasie tej „eskapady” podchodzi się jakieś 200 metrów w pionie, no i równie szybko tę wysokość się oddaje. Zawsze jest mi jakoś smutno, kiedy trzeba tak po prostu wytracić całą wysokość, którą się wcześniej wypracowało. I nie chodzi nawet o zmęczenie, tylko bardziej o taki aspekt psychologiczny.

Podejście na Jaworzynę Krynicką
Prawdziwa zabawa z wchodzeniem na Jaworzynę Krynicką zaczyna się tak właściwie tutaj. Szlak przez chwilę prowadzi drogą, biegnącą przez Czarny Potok, a następnie za dużym zespołem hotelowym skręca ostro w lewo. Od szczytu dzieliło mnie jakieś 400 metrów przewyższenia i blisko 1:45 h marszu. Ścieżka raz na jakiś czas niknie w lesie, by po chwili wyprowadzić na otwarty teren. W drugiej części podejścia maszeruje się wzdłuż tras zjazdowych, bo szczyt jest zimą popularnym ośrodkiem sportów zimowych. Niektóre odcinki są więc strome, ale że raz na jakiś czas można już coś pooglądać, to podchodzi się sprawnie.

Szlak na Jaworzynę Krynicką

Najbardziej pocieszający jest fakt, że to jedyne, tak intensywne podejście na tym etapie wędrówki. Podchodziłem uparcie, mijając szeroką drogę dojazdową do budynków położonych wyżej. Szlak czasami zawijał na otwarty teren stoków, a czasami wracał między drzewa. Fragmenty tuż pod kolejką i wagonikami nigdy nie należały do moich ulubionych, ale wiedziałem, że gdy już uporam się z tym podejściem, to potem czeka mnie szlakowa sielanka i spokój. Jakieś pół godziny przez samym wierzchołkiem ścieżka odwiedza jeszcze bardzo ciekawe skały. Chodzi o Diabelski Kamień.

Diabelski Kamień
W stronę Hali Łabowskiej

Szczyt Jaworzyny Krynickiej jest mocno zagospodarowany, co nie szczególnie przypadło mi do gustu. Z wierzchołka można natomiast pooglądać ciekawe widoki, więc warto się tam chwilę pokręcić. Dla chętnych dostępny jest też taras widokowy na budynku górnej stacji kolejki. By z tej opcji skorzystać należy wykupić wejściówkę. Przy takiej pogodzie, jaką miałem, odpuściłem sobie ten pomysł.

Jaworzyna Krynicka

Rzuciłem tylko sentymentalne spojrzenie w kierunku Beskidu Niskiego, gdzie spędziłem ostatnie dni i ruszyłem dalej. Pod szczytem znajduje się schronisko, więc jest to kolejne, dogodne miejsce, by w czasie marszu GSB zrobić sobie postój. Dotrzecie do niego wzdłuż zielonych oznaczeń. To jakieś kilkanaście minut spaceru. Ja zdecydowałem się nocować na Hali Łabowskiej, do której miałem jeszcze jakieś 3 godziny leniwego marszu.

Pasmo Jaworzyny

Po oddaleniu się od szczytu Jaworzyny Krynickiej, na nowo zrobiło się cicho i spokojnie. Przez kilka następnych kilometrów teren trochę faluje, więc delikatne podejścia przeplatają się z niezbyt stromymi zejściami. Dystans wręcz ucieka pod stopami. Gdybym na siłę szukał jakichś minusów tego odcinka, to może tylko bym wspomniał, że widoki są nieliczne i bardzo skromne. Gdzieniegdzie można coś zobaczyć w prześwitach między drzewami, ale co do zasady, to ta część Pasma Jaworzyny nie obfituje w panoramy widokowe.

Szlakami przez Beskid Sądecki

Wędruje się natomiast bardzo przyjemnie. Ścieżka nie stwarza problemów, a im dalej od Jaworzyny Krynickiej, tym więcej spokoju. Można spokojnie zanurzyć się w las i po prostu przed siebie iść. Po drodze mija się między innymi Czubakowską i Runek, no i to są miejsca, którymi można się nieco mocniej zainteresować. Las jest tu nieco mniej gęsty, a przede wszystkim na tym drugim ze szczytów odbija niebieski szlak w kierunku Bacówki PTTK nad Wierchomlą. To schronisko z bardzo ładnym widokiem, no i znajduje się w odległości mniej więcej 2 kilometrów od czerwonego szlaku. Można więc je rozważyć jako miejsce noclegowe, gdyby wszędzie w okolicy był z tym problem.

W drodze na Halę Łabowską warto jeszcze wspomnieć o szczycie Juchówki, bo znajduje się tam spora i solidnie obudowana wiata. Takie miejsca na szlaku zawsze sprzyjają odpoczynkowi. Po drodze na metę tego etapu minąłem jeszcze kilka miejsc ze skromnym widokiem, ale ostatecznie w taki dosyć spacerowy sposób dotarłem do Schroniska PTTK na Hali Łabowskiej (1061 m n.p.m.) Widoki w okolicy też nie należą do najbardziej rozległych, ale jest już na czym zawiesić oko.

Beskid Sądecki

Przede wszystkim należy jednak pamiętać, że budynek ten nie jest zelektryfikowany. Tak przynajmniej ciągle było w sezonie 2024. Prąd zapewnia za dnia fotowoltaika, a w godzinach wieczornych agregat, który działa tylko przez pewien określony czas. W pokojach nie ma też gniazdek i chociaż telefon można podładować na jadalni, to w takich sytuacjach zawsze najlepiej liczyć na siebie. Mały powerbank załatwia sprawę.

Hala Łabowska

Etap ten liczył nieco ponad 31 kilometrów. W tym czasie pokonałem prawie 1500 metrów przewyższenia, ale poza podejściem na Jaworzynę Krynicką, wszystkie pozostałe rozkładają się całkiem przyjemnie. No i ważną informacją jest też to, że właśnie tego dnia minąłem połowę Głównego Szlaku Beskidzkiego.

Informacje praktyczne:

  • Dystans: 31 km
  • Suma podejść: 1480 m
  • Czas przejścia: 10:10 h plus przerwy
  • Do podanych przez mapę wartości, warto doliczać od 5-10% dystansu. To powinno uwzględnić dojście na nocleg, spacer do sklepu, czy kręcenie się w kółko po szczycie w poszukiwaniu kadru życia
  • Nieopodal szczytu Jaworzyny Krynickiej znajduje się schronisko. Podejść można tam wzdłuż zielonych oznaczeń. Kolejne jest już na Hali Łabowskiej. W razie kłopotów ze znalezieniem miejsca do spania, próbować można także w Bacówce PTTK nad Wierchomlą – to jakieś 2 km od szlaku. By tam dotrzeć, należy na Runku wybrać oznaczenia niebieskie.
  • W Mochnaczce Niżnej jest sklep i są noclegi. W Krynicy-Zdrój z kolei jest wszystko. Na Jaworzynie Krynickiej są punkty gastronomiczne, gdzie też można kupić coś do jedzenia i picia. Z wodą i jedzeniem nie ma więc na tym odcinku większych problemów.
  • Za Przełęczą Potasznia (27 km trasy) jest wiata

Koszulki termoaktywne

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach. W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów. Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

Zostaw komentarz

×