Orlica to kolejny szczyt do Korony Gór Polski, o którym nie wiedziałem kompletnie nic.
„Show must go on”, jak śpiewał pewien wąsaty wokalista o wspaniałym głosie. Po wycieczce na Biskupią Kopę oraz Kłodzką Górę, jeszcze tego samego dnia postanowiłem do Korony Gór Polski dorzucić Orlicę, czyli najwyższy szczyt po polskiej stronie Gór Orlickich. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie kontuzja, która przydarzyła mi się już na pierwszym szlaku. Ale do rzeczy. Bardzo rzadko to piszę, bo zdaję sobie sprawę, że każdy ma nieco inne predyspozycje i to, co dla mnie może być łatwe, dla kogoś innego może być niewykonalne. Lub dokładnie odwrotnie. Jak jednak określić szlak, który w jedną stronę liczy sobie 1.8 km długości, prowadzi ubitą, leśną dróżką, a suma podejść zamyka się w 170 metrach? Tak właśnie wygląda droga na Orlicę (1084 m n.p.m.), zielonym szlakiem spod Kamienia Rübartscha. Wycieczkę można oczywiście zacząć w centrum Zieleńca, ale spacer asfaltową drogą nigdy nie był moją ulubioną rozrywką.
Niedawno na szczycie Orlicy postawiono okazałą wieżę widokową. Jak wygląda panorama ze szczytu możecie zobaczyć w poniższym filmie.
Napisałbym więc, że to banał, niegodny nawet rozgrzewki przed prawdziwym chodzeniem po górach, gdyby nie to, że u wylotu szlaku zameldowałem się ze skręcona kostką. Poziom mojej pewności siebie sięgnął więc dna doliny, a ja, w samotności musiałem się zmierzyć z tym wyzwaniem. Moją wyobraźnię rozpalał fakt, że na szczycie Orlicy bywały w przeszłości takie osobistości jak Szopen, cesarz Józef II, czy przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych, John Quincy Adams. Nie lubię siedzieć pod wierzbami, a pisanie etiud nie idzie mi wcale, ale co, jeśli wgramolenie się na najwyższy punkt Gór Orlickich po polskiej stronie gwarantuje sukces?!
Punkt widokowy przy drodze, skąd rozpościerają się najładniejsze widoki
Proszę bardzo, taki pan Adams przyjechał tutaj jako nikt, a w kraju został prezydentem. A Szopen? Co trzecia ulica w Polsce nosi jego nazwisko. Nie było innego wyjścia – musiałem tam wejść. W zasadzie to stan mojej nogi niewiele się zmienił, w porównaniu z poprzednimi wycieczkami. Dopóki dobrze stawiałem stopę, pod odpowiednim kątem i nachyleniem, to szło się całkiem sprawnie. Tyle tylko, że nie zawsze się to udawało i momentami przeszywał mnie ból tak ostry, że natychmiast zginałem się w kolanach, jakbym nieudolnie uczył się studniówkowego poloneza. Porzućmy jednak już te klimaty muzyczne i zajmijmy się trasą, chociaż muzyka zdecydowanie uprzyjemniłaby wędrówkę.
Kamień Rübartscha i start szlaku
Szlak na Orlicę, ten który przynajmniej wybrałem, jest bowiem nudny. Dość powiedzieć, że najładniejsza panorama roztaczała się z punktu widokowego, znajdującego się tuż przy drodze dojazdowej. Las też nie jest jakiś wybitnie piękny, bo to taka mieszanka drzew iglastych i liściastych. Ruszyłem przed siebie, zerkając jeszcze na zamieszczony obok pamiątkowego głazu szlakowskaz. Znajdziecie tam sporej wielkości pobocze, gdzie można zostawić samochód. Czekała mnie ponoć godzina marszu, chociaż jakoś nie umiałem sobie wyobrazić, co mógłbym tam tyle robić. Przy szlaku napotkałem sporo tabliczek informujących o przebiegu tras do narciarstwa biegowego i biathlonu, a wszystko dlatego, że rejon Orlicy cieszy się sporą popularnością wśród amatorów tego sportu. Co więcej, na Jamrozowej Polanie, nieopodal Dusznik Zdroju, znajduje się nowoczesny kompleks sprzyjający trenowaniu. Podobno sam Tomasz Sikora trenował w tych okolicach, a że przecież to medalista olimpijski, to czułem już całkiem serio, że wejście na Orlicę kompletnie odmieni moje życie.
Droga jest szeroka i wygodna
Szedłem sobie powoli, cieszyłem się ciszą, bo tego tym stronom nie można odmówić i niemal na siłę szukałem jakiegoś miejsca, gdzie mógłbym zawiesić wzrok. Mniej więcej w połowie drogi, po prawej stronie znalazłem całkiem spory prześwit, który odsłonił przede mną przyjemny widok. Cieszyłem się, jakbym co najmniej wygrał na loterii, bo oto mijałem właśnie najciekawszy odcinek tej drogi. W oddali udało mi się wypatrzeć pierwszych tego dnia turystów. Poważnie, bo na Biskupiej Kopie i Kłodzkiej Górze byłem kompletnie sam. I mimo mojej kontuzji, zaczynałem ich nawet doganiać! Wszystko wyjaśniło się dosyć szybko, bo wspomniana para uprzyjemniała sobie marsz zbieraniem grzybów. Może to jest jakaś metoda?
W drodze naOrlicę
Ścieżka prowadziła cały czas prosto, wznosząc się bardzo, ale to bardzo nieznacznie. Trudno nawet było to odczuć. Całkiem szybko dotarłem do niewielkiej polanki, gdzie znajdowała się krzyżówka szlaków. Do szczytu Orlicy było już niedaleko, a ja byłem o krok od kolejnego celu do Korony Gór Polski. W międzyczasie pojawiły się czerwone oznaczenia, a ja znalazłem się w miejscu, gdzie znajdowała się mała wiata turystyczna i szlakowskaz. I to trochę uśpiło moją czujność. Okazało się bowiem, że to jeszcze ciągle nie szczyt, bo żeby dostać się na vrchol Orlicy, należało skręcić w lewo, a potem podejść kilkadziesiąt metrów przez gęste zarośla. Wbrew pozorom, nie wpadłem na to tak od razu.
Teraz należy odbić tutaj, by po kilkudziesięciu metrach dotrzeć na wierzchołek
Sam wierzchołek znajduje się już po czeskiej stronie i nosi nazwę Vrchmezí, czyli tłumacząc na nasz piękny język – Wierch Graniczny. Poza oznaczeniem, znajduje się tam duży głaz, upamiętniający wizyty wspomnianych na początku panów. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o opis szczytu, a szkoda, zwłaszcza że Orlica ma piękną historię. Pamiętacie ten kamień, umieszczony na początku szlaku, wychwalający Heinricha Rübartscha? Nie bez powodu spotkacie tam jego nazwisko, bo był to człowiek – legenda Gór Orlickich.
Orlica w Górach Orlickich
Wybudował 16 – metrową wieżę widokową, tuż obok postawił pierwsze schronisko i był pionierem turystyki na obszarze Gór Orlickich, również tej zimowej. No, a gdyby mężczyźni nie czuli się jeszcze wystarczająco zawstydzeni, to muszę dodać, że był do tego wszystkiego piwowarem i miał własną gospodę. I szkoda przede wszystkim tej wieży, bo szczyt na pewno zyskałby drugie życie. Po tej lekcji historii nie pozostało mi już nic innego, jak zejść na dół, co w zasadzie nie wymaga dalszego opisu. O zbliżaniu się do celu informował mnie coraz głośniejszy szum przejeżdżających samochodów. Po chwili znalazłem się u wylotu lasu, kończąc nie tylko tę wycieczkę, ale cały ten szalony dzień.
Jesień ma swoje zalety
Poranek na Biskupiej Kopie, skręcona kostka, potem Kłodzka Góra i teraz Orlica. Całkiem udany dzień i można by się pewnie zastanowić, dlaczego mimo kontuzji tak bardzo mi zależało na tych wzniesieniach. Rozwiązanie jest proste – była to moja pierwsza wizyta w Sudetach i bałem się, że kolejnego dnia nie dam rady już stanąć na nodze. Chciałem więc maksymalnie ten dzień wykorzystać i chociaż nie wdrapałem się na nic wielkiego, to były to całkiem przyjemne spacery, bo w jesiennej, kolorowej scenerii.
A tak wyglądała moja kostka po całym dniu chodzenia
Orlica nie jest szczytem, który zachwyca. To i tak pewnie delikatne określenie, bo zielony szlak z Zieleńca jest w moim odczuciu nudny i chyba w mojej prywatnej liście gór KGP, krąży gdzieś niebezpiecznie blisko ostatniego miejsca. Oczywiście można rozpatrywać całą wycieczkę jako spacer po lesie i jeżeli ktoś lubi w ten sposób spędzać czas, to śmiało. Natomiast mało jest tam typowo górskiego charakteru, bo ani widoków nie ma, ani wielkich, stromych podejść. Szlak dla prawdziwych koneserów lub tych, którzy kolekcjonują Koronę Gór Polski. Żeby jednak nie skończyć tej relacji w takich gorzkich słowach, to muszę przypomnieć, że zimą ten region diametralnie zmienia charakter. Sporo tu tras narciarstwa biegowego, a jak macie luźną wiatrówkę w domu, to i biathlon w wersji dla ubogich poćwiczycie. Wizerunek tego miejsca zmienia się wtedy całkowicie.
Wspomniany szlak na Orlicę ma jakieś 3,5 km długości i to w obie strony. W tym czasie pokonać trzeba ledwie 170 m przewyższeń, czyli tyle, co nic. Jest to więc całkiem przyjemny cel na spacer i chyba nic ponad to. No, chyba że interesuje was turystyka narciarska, to wtedy jest to inna historia. A ja? Ruszyłem na nocleg, z niepokojem wyczekując tego, co przyniesie kolejny dzień. Były jednak pozytywy. Odkąd dołączyłem do ekskluzywnego grona zdobywców tego szczytu, z nadziejami patrzę w przyszłość. Jeżeli więc nie masz pomysłu na życie, albo nie wiesz czym się zająć po skończonym etapie edukacji, to jedź na Orlicę. A nuż zostaniesz nowym prezydentem United States of America.
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami
Szkoda, że nie poszedłeś dalej szlakiem za wiatą w stronę Masarykowej Chaty. Po drodze 2 fajne punkty widokowe na czeską stronę….no i jeśli doszedłbyś do czeskiego schroniska tym szlakiem lub od strony Zieleńca to tam dopiero jest przepiękna panorama na polską i czeską stronę.
Co do Zieleńca i okolic Orlicy to nie tylko świetne trasy biegowe, ale ponad 20 wyciągów dla miłośników nart zjazdowych w praktycznie jednym miejscu. Pozdrawiam.
Dzięki za informacje! Niestety akurat tego dnia miałem kłopoty z kostką i nie za bardzo miałem ochotę iść dalej. Tak niestety czasami bywa, ale będę pamiętał na przyszłość. Pozdrawiam!
Te ścięte drzewa – nie zastanowiły Was?
To powoli standardowy widok na każdym szlaku, więc nie.
Kostka wygląda nieciekawie. Ale samozaparcia miałeś dużo i jeszcze udało Ci się gdzieś wejść. Podziwiam.
Na Orlicy wieża byłaby bardzo potrzebna, bo ludzie chętnie by z niej korzystali.
Za daleko byłem od domu, żeby tak łatwo odpuścić 😀 A wieża byłaby świetna, bo spokojnie można by się tam wybrać na jakiś wschód, czy zachód. Szlak dojściowy jest naprawdę krótki.
Już koniec wyprawy w Sudetach? To moje okolice więc mogę polecić bardziej wymagające i widokowe szczyty 🙂
Niestety musiałem skrócić wycieczkę i nie wszystko udało mi się zobaczyć. Z takich ciekawszych miejsc wybrałem się jeszcze na Szczeliniec Wielki i na Śnieżnik. Z tego ostatniego to już widać pół świata 😀 Polecaj – jak się wybiorę następnym razem, to będę miał co robić 🙂
Orlica – góra znana chyba tylko dzięki KGP. Tam rację bytu miałaby wieża widokowa. Od razu wzrosłaby jej atrakcyjność. No ta Twoja kostka na zdjęciu to pięknie nie wygląda. Znam trochę temat, sama dwa razy nabawiłam się takiego „bąbla” i z doświadczenia mogę Ci zalecić (jeżeli nie ma złamania, a „jedynie” pęknięcie torebki stawowej) zimne okłady z kwasu bornego lub maści typu altacet, owinięcie stawu bandażem elastycznym i jeżeli masz możliwość jak najczęstsze trzymanie nogi powyżej poziomu serca w celu szybszego wchłonięcia się obrzęku. No i standardowo oszczędzanie nogi a nie łażenie po szlakach 😀 ,ale do tego ostatniego to bym się chyba sama też nie do końca stosowała 😀 mając wyjazd i dobrą pogodę 😛
Wieża byłaby super. 40 minut do celu, czyli idealnie na wschody i zachody słońca 😀 Właśnie to nie był mój pierwszy raz, więc mniej więcej wiedziałem, jak się ratować. Najpierw lodowata woda, potem maści, potem bandaż, leżenie, no i leki przeciwbólowe 😀 I okazało się, że nie było tak źle, chociaż wyjazd skróciłem i Karkonosze zostaną na następny raz 🙂 I gdyby to było gdzieś bliżej, to pewnie bym sobie odpuścił, ale w Sudetach byłem PIERWSZY raz i nie chciałem się tak łatwo poddać 😛
zaczną budowę wieży w tym roku – wyczytałem gdzieś w mediach
Gdyby się to potwierdziło, to wieża na pewno ożywiłaby to miejsce 🙂
Piękny blog.Dziękuję za chwile wzruszeń.Pozdrawiam 🙂
Dzięki! Wpadaj częściej 🙂