Do końca nie mogliśmy się zdecydować, jak spędzić sobotę. Na ratunek przybył nam Beskid Niski.
Dawno już nie mieliśmy takiego dylematu. Niemal przez cały tydzień zmienialiśmy zdanie, a jeśli coś odpowiadało jednemu z nas, to drugi nie specjalnie chciał o tym słyszeć. Jak w starym małżeństwie. Kiepska pogoda nie ułatwiała zadania, a nie chcieliśmy ryzykować dalekiego wyjazdu, by na miejscu wędrować w deszczu. Jak wiadomo, deszcz jest romantyczny tylko w hollywoodzkich filmach. Ostatecznie stwierdziliśmy, że ambitniejsze wycieczki zostawimy na później, a sobotę spędzimy w Beskidzie Niskim. Do tego pasma mamy najbliżej, więc postanowiliśmy urozmaicić wycieczkę jakimś ładnym wschodem słońca. Darek patrzył na mnie trochę krzywo, kiedy oznajmiłem, że trzeba wstać koło czwartej, ale ostatecznie się udało. Do końca nie było wiadomo, czy pogoda okaże się łaskawa, ale ruszając w drogę wszystko zwiastowało korzystną aurę. Trasę dobraliśmy na podstawie map, ale przede wszystkim na podstawie relacji znalezionych w internecie. Nie prowadzi tam żaden znakowany szlak, a jedynie drogi gruntowe i ścieżki. Samochód zostawiliśmy w okolicach Przełęczy Szklarskiej i wyraźną trasą, ruszyliśmy w stronę jaśniejącego już od wschodu nieba.
Wstaje nowy dzień, a nasz cel widać na drugim planie
Początkowo poruszamy się wyraźną ścieżką, a następnie odbijamy w prawo, w miejsce gdzie przebiega przysypana śniegiem dróżka. Marsz nie sprawia kłopotów, bo wzniesienie na które idziemy, nie powala wysokością. Bania Szklarska nie ma nawet 700 metrów, ale pozwala na całkiem przyjemne dla oka widoki. Pogoda jest piękna, na górze sporo jeszcze śniegu, więc zaplanowany plan przebiegał… zgodnie z planem.
Po chwili pokazało się słońce i zrobiło się jeszcze ładniej
Na szczycie meldujemy się po kilkunastu minutach i mówiąc w skrócie jest co podziwiać. Spędzamy w tamtym miejscu sporo czasu i dokładnie przyglądamy się panoramom. Robimy dużo zdjęć i nagrywamy nawet króciutki filmik. Reżyseria, montaż i aktorzy nie zachwycają, ale za to jakie ładne tereny! „Dzieło” możecie zobaczyć tutaj:
Z każdą kolejną minutą słońce oświetla coraz większy obszar, a my obserwujemy jak zmienia się wygląd otoczenia. Zabudowania w dole, załamujące się cienie na zboczach czy błyszczący porannym światłem śnieg. Wszystko to wynagradza nam momentalnie poranne wstawanie. Nawet Darek wygląda na zadowolonego.
Miejsce poniżej wygląda na prawdziwy azyl
Co ciekawe, nasz wzrok jest też w stanie wypatrzeć Tatry, które odległe są od naszego miejsca o około 120 kilometrów. Jest pusto i naprawdę cicho, a my chcemy maksymalnie wykorzystać ten moment. Schodzić postanawiamy dopiero wtedy, kiedy poranne barwy ustępują błękitom.
Z zaciekawieniem oglądamy ten spektakl
Znaleźliśmy ślady gruntowej drogi prowadzącej południowym zboczem i zaczęliśmy schodzić zgodnie z jej przebiegiem. Darek starał się trzymać wyznaczonej ścieżki, a ja szedłem sobie na przełaj tak jak mi było najwygodniej. Przed wyjazdem nie spodziewałem się nawet, że będziemy mieli jeszcze okazję pochodzić po śniegu. Jak widać w Beskidzie Niskim trochę tego białego puchu jeszcze zostało.
Słońce ciągle jeszcze nisko, ale świat wygląda już zupełnie inaczej
Brak szlaku na naszej trasie miał jeden minus: po czasie nie wiadomo było dokładnie dokąd iść. Wiedzieliśmy, że musimy dojść do głównej drogi w okolicach miejscowości Szklary, ale teren pozostawił nam sporą dowolność. Wybraliśmy ostatecznie mój wariant poruszania się w terenie – na przełaj w stronę zabudowań. Trudności napotkaliśmy przy pokonywaniu małego strumienia, ale wkrótce weszliśmy na właściwą drogę. Bear Grylls byłby z nas dumny. Na dole wiosna. Słońce przyjemnie przygrzewało, a wokół dało się słyszeć sporo ptaków, przeczuwających już chyba zmianę pory roku.
Udało nam się ustrzelić między innymi taki okaz.
Nasze obawy przed spotkaniem wygłodzonych i bezpańskich Azorów, nie znalazły na szczęście potwierdzenia w rzeczywistości. Za każdym razem przechodząc pomiędzy zabudowaniami w Beskidach, wzrok wyostrza się nam tak bardzo, że zaczynamy widzieć nawet dźwięki. Postanowiliśmy więc jak najszybciej realizować kolejny plan naszej wycieczki. Trochę przeszkodził nam w tym latający po okolicy dzięcioł, bo postawiliśmy sobie za punkt honoru zrobienie mu zdjęcia. To wydłużyło nasz marsz, ale zachęcam do zaglądnięcia do galerii. Musieliśmy ponownie dojść do Przełęczy Szklarskiej, a stamtąd mieliśmy się kierować tym razem w przeciwną stronę – na zachód. Tam czekał na nas przyjemny spacer otwartym terenem i Popowa Polana, która stanowi świetny punkt widokowy.
Było naprawdę ciepło i kurtki stały się zbędne. Widoki może nie należały do najbardziej różnorodnych, ale spacer w takiej ciszy ma w sobie coś pociągającego. Tylko człowiek i przestrzeń. Nasza trasa nie była wymagająca i trudno było tam znaleźć jakieś odbierające oddech podejścia. Po prostu sobotni, relaksujący spacer w pięknych okolicznościach przyrody.
Wiosna coraz odważniej wkracza na te tereny.
Na ścieżce spotkała nas mała niespodzianka. O ile tuż po wschodzie Tatry były ledwo zauważalne, tak teraz nie było żadnego kłopotu z ich wypatrzeniem. Nawet nie musiałem „masakrować” zdjęcia, żeby pokazały się szczegóły odległego o 120 km pasma. Szkoda, że nie mieliśmy lornetki.
Tatry widziane z drogi na Popową Polanę
Tak oto niepostrzeżenie dotarliśmy do końca naszej trasy i nie pozostało nam już nic innego, jak po prostu powoli wracać. Całe to beskidzkie wędrowanie zajęło nam około 6 godzin i było na pewno świetnym, sobotnim przerywnikiem, a pogoda dopisała jak mało kiedy. Darek czeka już z wytęsknieniem na wiosnę, ale ja chętnie podreptałbym jeszcze po śniegu.
Praktycznie przez cały tydzień, zachmurzenie i deszcz męczyły nasze nastroje. Beskid Niski leży niedaleko nas, a okolice Rymanowa czy Dukli to naprawdę ładne tereny. Tym milej więc, że sobotę udało nam się spędzić gdzieś na szlaku. Szlaku co prawda oficjalnie nie było, ale z okolicznych dróżek i ścieżek sami ułożyliśmy sobie trasę. Tam gdzie ich nie było, zawsze można iść po prostu przed siebie.
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami
Rzut kamieniem ode mnie 🙂 następnym razem wybierzcie się na Kamińską Górę, to szczyt po drugiej stronie drogi, na przeciw Bani, widać go w 48 minucie filmiku. Auto można zostawić na przełęczy obok starej słupowej kapliczki z krzyżem. Z Kamińskiej Góry rozpościera się cudny widok na Cergową.
Przyjemne widoki. W sumie również mam niedaleko w te tereny, ale jak już człowiek znajdzie trochę czasu i siły na wędrowanie to rzuca się na Bieszczady od razu, a tu trzeba się przerzucić na niższe górki, bo tu też jest cudnie 😉
Rozumiem, chociaż kiedy pogoda jest niepewna, to nie chcemy ryzykować dnia w mgle na połoninach. W Beskidzie Niskim trochę mniej szkoda takiej pogody, no i to spore pasmo, więc zawsze można znaleźć coś nowego.
Ładna zimowa, słoneczna pogoda. Zazdroszczę, bo dawno takiej nie widziałem. Wschód też ładny 😉
Mieliśmy sporo szczęścia, bo u nas też pogoda nie rozpieszcza. Cały obecny i poprzedni tydzień to szarówka i deszcz. No i ta jedna, piękna sobota 🙂 Udało się ją wykorzystać na taki krótki spacer.
Pięknie. Ten słoneczny weekend spędziłam w Tyliczu – ale tylko na jednym stoku 😉 szusując na nartach. Było cudownie prawie wiosennie a pod nartami śnieg.
Zima w tym roku jest strasznie kapryśna, a obecność śniegu wprawia czasami w zdziwienie. Ja akurat lubię podreptać po śniegu, ale te pierwsze przebłyski wiosny też mi się podobają. To w końcu moja ulubiona pora roku 😀
Piękne zdjęcia i widoki 🙂 Też spędziliśmy weekend w Beskidzie Niskim, który wynagrodził nas pieknymi widokami w drodze na Kanasiówkę, Kamień i Polańską 🙂
Patrzę na mapę i widzę, że to całkiem niedaleko od naszej trasy 🙂 Sobota wyjątkowo się udała, a taki spacer pozwala chociaż na chwilę wyrwać się z tej szarości.
Ten piękny skrzydlaty przyjaciel to Krzyżodziób świerkowy. Piękny spacer! 🙂 Złapałam od Was trochę słoneczka, bo bardzo mi go ostatnio brakuje.
Dobrze wiedzieć na przyszłość! 🙂 Pogoda nam się wyjątkowo udała, bo poprzedni i obecny tydzień to u nas ciągłe zachmurzenie i deszcz… Tylko z tą sobotą się udało 🙂