Skip to main content

Kłodzka Góra miała być kolejnym celem w ramach Korony Gór Polski.

Kłodzka Góra to kolejne miejsce, w które raczej bym nie zawitał, gdyby nie kolekcjonowana przeze mnie Korona Gór Polski. Wiem, nie brzmi to może zachęcająco, ale czasami trzeba być brutalnie szczerym. Samo wzniesienie nie powala wysokością i nie jest widokowe, bo porasta je las. A wspomniany projekt? W skrócie mówiąc, zakłada zdobycie wszystkich najwyższych gór poszczególnych pasm. Tylko, że Kłodzka Góra wcale nie jest najwyższym wzniesieniem Gór Bardzkich! Takich „kwiatków” w całej Koronie jest więcej, bo tworzący listę szczytów albo dysponowali starymi pomiarami, albo tak po prostu sobie wymyślili. Ja natomiast postanowiłem trzymać się oryginalnego pomysłu, nie kombinując za bardzo i nie bawiąc się w domorosłego kartografa.

Niedawno na szczycie Kłodzkiej Góry postawiono okazałą wieżę widokową. Jak wygląda panorama ze szczytu możecie zobaczyć w poniższym filmie.

 

Góry Bardzkie to niewielkie pasmo, ale o bardzo ciekawej budowie. W zasadzie zdradzę wam ciekawostkę, że całe Sudety to bardzo stare góry, znacznie bardziej wiekowe od swojego karpackiego kuzyna. Wypiętrzyły się bardzo, bardzo, bardzo dawno temu, by następnie na skutek erozji… niemal kompletnie zniknąć. Dopiero ruchy górotwórcze zwane alpejskimi, czyli te, dzięki którym mamy m.in. Tatry czy Beskidy, ponownie dźwignęły ten obszar do góry. O i taka to historia, ubarwiona może jeszcze wulkanami i morzem, które kiedyś tam było. Na miejsce startu wybrałem sobie Przełęcz Kłodzką (483 m n.p.m.), która stanowi nie tylko granicę między Górami Bardzkimi, a Górami Złotymi, ale też pomiędzy Sudetami Środkowymi, a Wschodnimi w ogóle. Znajduje się tam spory i chyba darmowy parking, więc po kilku chwilach byłem gotowy do wymarszu.

 

I tylko przygody z poprzedniego szlaku sprawiały, że miałem spore obawy, co do powodzenia tej ekspedycji. Raptem kilka godzin temu włóczyłem się po Górach Opawskich i z mojej niefrasobliwości wynikły trochę takie sudeckie „Trudne sprawy”. Wiecie, to ten program, gdzie ludzie udają aktorów. Ja natomiast udawałem, że chodzę po górach. Tak więc w poprzednim odcinku: planowałem niemal tygodniową podróż po sudeckich pasmach górskich, z zamiarem zdobycia brakujących szczytów do Korony Gór Polski. Schodząc radośnie z Biskupiej Kopy, nie zachowałem niestety należytej koncentracji i boleśnie skręciłem staw skokowy. W obawie przed kolejnym dniem, gdy kostka mogłaby spuchnąć do rozmiarów Jowisza, postawiłem wszystko na jedną kartę i chwilę później zjawiłem się na parkingu przy kolejnym szlaku. I oto jestem.

Początek niebieskiego szlaku

Początek niebieskiego szlaku

 

Wygramoliłem się z samochodu, przebrałem buty, mocno ściskając sznurówki i… niemal przewróciłem się przy pierwszym kroku. Bolało. W męskiej skali bólu, było to chwilami coś pomiędzy przeziębieniem, a zapaleniem wyrostka robaczkowego, tak więc sami widzicie, że lekko nie było. Podjąłem kolejną próbę i ruszyłem ścieżką, wzdłuż niebieskich oznaczeń. Trasa którą szedłem, to część długodystansowego, międzynarodowego szlaku E3, ale nie groziło mi w tamtej chwili jego przejście. Gdybym miał moje odczucia ubrać w jakieś mądre, wyniesione z lekcji polskiego słowo, to byłby to wyraz „ambiwalentne”.

Wokół mnie przyroda zachwyciłaby niejednego. Szumiące na wietrze korony pełne kolorowych liści, cisza i śpiew nielicznych ptaków. Tak było pięknie. Z drugiej jednak strony, gdy znalazłem się w zawrotnej odległości stu metrów od samochodu, byłem już bliski poddania się. Mogłem iść, ale niekiedy czułem tak ostre ukłucie, że uginała mi się noga. Postanowiłem dać sobie jeszcze jedną szansę i wkrótce się okazało, że stawiając stopę pod odpowiednim kątem, nachyleniem i trochę bokiem do kierunku marszu, da się ten balet marszem nazwać. Kłodzka Góra (757 m n.p.m.) musiała być moja!

W drodze na Kłodzką Górę to las stanowi największą atrakcję

W drodze na Kłodzką Górę to las stanowi największą atrakcję

 

Początkowy fragment nie wzbudził mojego niepokoju, bo szlak prowadził względnie płaskim terenem, wśród wysokich i rozłożystych drzew. Niestety dosyć szybko przed moimi oczami wyrosła spora stromizna, na co byłem umiarkowanie gotowy. Spokojnie, to nic strasznego, bo wchodząc z przełęczy na szczyt, do pokonania będzie zaledwie 300 m przewyższeń. To naprawdę niewiele, bo cała wycieczka przypomina bardziej spacer po lesie, tyle że po pofałdowanym terenie. Kłopot w tym, że nie byłem w swojej szczytowej formie i trochę czasu minęło, zanim wdrapałem się wyżej.

Jeszcze przez chwilę wygodną drogą

Jeszcze przez chwilę wygodną drogą

 

Po odhaczeniu Podzameckiej Kopy, szlak trochę zmienił swój charakter i stał się zdecydowanie bardziej łagodny, prowadząc raz delikatnie do góry, a raz w dół. Znów do góry i potem znów w dół. Nie powiem, po czasie zaczęło mnie to nawet denerwować, bo każde kolejne podejście wydawało mi się być tym właściwym. W niektórych relacjach przewijał się problem kiepskiego oznakowania ścieżki, ale widocznie zostało to poprawione w ostatnim czasie, gdyż nie miałem żadnego kłopotu z poruszaniem się wzdłuż niebieskich oznaczeń na drzewach.Odbicie do lasu. Tutaj trzeba uważać

Odbicie do lasu. Tutaj trzeba uważać

 

W jednym momencie należy mimo wszystko zachować czujność, bo szlak z ubitej drogi skręca ostro w lewo, na wąską, leśną ścieżkę. Miejsce to oznaczone jest charakterystycznym wykrzyknikiem, ale zdaję sobie sprawę, że na tym etapie wędrówki niektórzy mogą już przysypiać z nadmiaru wrażeń i emocji. Trzeba więc uważać. No cóż, ponownie czekało mnie podejście i postanowiłem podkręcić trochę tempo, uciekając przed jakimś latającym robactwem.

Pogoda dopisuje

Pogoda dopisuje

 

Droga do góry prowadziła wśród roślin ozdobionych kolorowymi liśćmi, co ratowało trochę tę wycieczkę. Było naprawdę całkiem ładnie, tylko że poza tym niewiele się tam działo. Widoków nie było żadnych i na poprawę tego stanu wcale się nie zapowiadało. Przez chwilę myślałem, że Kłodzka Góra jest już na wyciągnięcie ręki, bo podejście zaczynało mi się trochę dłużyć, ale wkrótce moim oczom ukazała się tabliczka z nazwą wzniesienia – Grodzisko. Czyli to ciągle jeszcze nie koniec. A co potem? Marsz w dół oczywiście, by po kilku minutach znów zacząć podchodzić.

 

W drodze na Kłodzką Górę

 

Dreptałem sobie dalej, mijając kolejne garby i obniżenia, aż w końcu dotarłem do naprawdę ładnego miejsca. Swoją drogą, to tutaj chyba też panuje zwyczaj nazywania każdej bulwy w terenie. Po drodze zaliczyłem bowiem jeszcze Jelenią Kopę czy Przełęcz Trzy Granice. Wracając do tematu, to nie, moich oczu wcale nie zachwyciła jakaś rozległa panorama górska, bo te na szlaku nie występują. Wybijcie to sobie z głowy. Pojawił się za to bardzo ładny, liściasty las. Pomyślicie pewnie, że las to tylko zbiór drzew, ale moja wizyta przypadała jesienią i wokół zrobiło się naprawdę przyjemnie. Czułem w kościach, że jestem już blisko celu.

Las w podszczytowych partiach

Las nieopodal szczytu

 

To mniej więcej tutaj, mój niebieski szlak łączył się z tym żółtym, poprowadzonym z Kłodzka. Udałem się więc na drobne oględziny okolicy i wkrótce minąłem tabliczkę, kierującą piechurów w prawo, na Szeroką Górę. To właśnie ona jest tak naprawdę najwyższym wzniesieniem Gór Bardzkich, więc jeżeli kusi was faktyczne zaliczenie górskich „naj”, to powinniście się udać i tam. Co ciekawe, na dzień pisania tego tekstu, na mapach nie znajdziecie zaznaczonego szlaku na ten szczyt. Pewnie bym się tam wybrał, bo to kilka minut drogi, ale mówiąc delikatnie – nie czułem się najlepiej. Zamiast tego, udałem się jeszcze kawałek dalej, do skrzyżowania szlaków. Tam znalazłem odpowiednią tabliczkę i skręciłem w lewo, na żółty szlak. Ten miał mnie doprowadzić na szczyt Kłodzkiej Góry.

Kierunek jest oczywisty

Kierunek jest oczywisty

 

Według oznaczeń czekało mnie 15 minut marszu, tymczasem rzeczywisty czas do celu wynosi jakieś… trzy? Nie chcę przesadzić, ale to naprawdę krótki odcinek. Być może osoby odpowiedzialne za wytyczanie szlaku wzięły pod uwagę czas, jaki należy poświęcić na ewentualne szukanie właściwego miejsca z tabliczką. To jest bowiem wciśnięte nieco z boku, po prawej stronie i prowadzi tam wąska ścieżka wśród zarośli. Jeżeli nie chcecie tam błądzić, to po prostu zerkajcie często w tamtym kierunku. Mnie pomogła uczynność innych turystów, którzy na dróżce ułożyli z patyków gigantyczną strzałkę. Nawet ja nie mogłem tego przegapić.

Interesujący mnie cel był nieco ukryty

Interesujący mnie cel był nieco ukryty. Z głównego szlaku należy  skręcić w prawo

 

I to w zasadzie wszystko, bo trudno nawet mówić w przypadku Kłodzkiej Góry o „szczycie”. Nic tam się nie wyróżnia, nic nie widać, a jedynym miłym akcentem jest skrzynka z pieczątką, jeżeli wbijacie sobie odwiedzone miejsca do książeczki. Podobno krążyły pomysły, by na górze wybudować wieżę widokową, co na pewno diametralnie zmieniłoby charakter całej wędrówki, ale póki co, temat chyba umarł śmiercią naturalną, a szkoda. Dla mnie był to więc moment odwrotu i chwiejnym krokiem ruszyłem w drogę powrotną.

Kłodzka Góra. Szczyt nie robi wrażenia

Kłodzka Góra. Szczyt nie robi wrażenia

 

Poczułem nawet lekką ulgę, że tego szczytu jakoś głupio nie minąłem, więc mogłem się skupić już tylko na tym, by na zejściu po raz kolejny nie zrobić sobie krzywdy. Szedłem powoli, uważnie, ale ciągle znajdowałem czas na to, żeby pooglądać tę jesienną szatę drzew. Powrót minął mi raczej bez historii i na szczęście bez przygód, chociaż ten ostatni, stromy odcinek, sprawił mi nieco kłopotów. Ostatecznie w jednym kawałku i z kolejną zdobyczą do KGP zameldowałem się na parkingu. Zamieniłem tam kilka słów z napotkanymi turystami, zdradzając im tajemnice szlaku, po czym postanowiłem, że dzień musi trwać dalej, póki jestem w stanie chodzić. Wybrałem kolejny, krótki szlak i wsiadłem w samochód. Czekała już na mnie Orlica, w Górach Orlickich.

W ten oto sposób kończę wędrówkę na Kłodzką Górę

W ten oto sposób kończę wędrówkę na Kłodzką Górę

 

Kłodzka Góra, która wcale nie jest najwyższym wzniesieniem Gór Bardzkich, to propozycja, o której raczej nie będziesz wspominał wnukom przy kominku. No chyba, że będziesz tym dziadkiem od nudnych historyjek, przy którym dzieci pytają rodziców, czy „długo jeszcze?”. Nie idź tą drogą. Szlak z Przełęczy Kłodzkiej jest raczej monotonny, a liczne podejścia i obniżenia mogą nieco podciąć skrzydła. Na pocieszenie dodam, że to naprawdę krótka trasa, bo w obie strony wychodzi jakieś 6 kilometrów. W tym czasie do pokonania będzie raptem 300 metrów przewyższeń, co w warunkach górskich też jest niewielką liczbą. Jeżeli jednak na co dzień brakuje ci ruchu, to i ta wartość może dać ci w kość.

Wszystko to sprawia, że jeżeli nie kolekcjonujesz szczytów do Korony Gór Polski, to pewnie będziesz w stanie znaleźć w okolicy ciekawsze miejsca czy szlaki. Jest jednak taka aktywność, do której Kłodzka Góra nadaje się wręcz idealnie – spacer po lesie! Momentami byłem oczarowany tymi kolorowymi drzewami i przejmującą ciszą, dlaczego więc tego nie wykorzystać? Chcesz trochę rozprostować kości? Zabrać dzieci na przechadzkę i miło spędzić popołudnie? Na pewno będziesz zadowolony, bo jeżeli szukasz emocji i rozległych widoków, to raczej nie tutaj.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach. W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów. Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

4 komentarze

Zostaw komentarz

×