Skip to main content

Wiosna kazała na siebie długo czekać. Pogodny dzień postanowiliśmy wykorzystać na krótką wycieczkę na Jaworze w Beskidzie Niskim.

Wiosna, cieplejszy wieje wiatr… i tak dalej. Tylko że nie wiedzieć czemu, w tym roku wiosna nie dawała nam specjalnych powodów, żeby sobie radośnie podśpiewywać pod nosem. Lat też nam nie ubyło, za to w górach mogliśmy liczyć w kwietniu na ziąb, śnieg i zimę w pełni. Zaczynało się już robić trochę smutno. Ze sporym wytęsknieniem przeglądaliśmy prognozy pogody i wreszcie udało się wypatrzeć małe, maluteńkie okienko pogodowe. Wydawałoby się, że skoro wreszcie wszystko nam sprzyjało, to wyjazd będzie formalnością. Wybrałem nawet specjalnie w tym celu Jaworze w Beskidzie Niskim.

Po pierwsze dlatego, że to blisko, a po drugie ze względu na wieżę widokową na szczycie. To miał być krótki i szybki wypad, żeby trochę rozprostować kości po dłuższej przerwie, no i żeby nacieszyć się korzystną aurą. Bardziej spacer, niż wędrówka. I co? A no Darek marudził nawet bardziej niż wiosna w kwietniu. Ostatecznie udało nam się wypracować kompromis, który miał polegać na tym, że… po prostu pozwolę mu dłużej pospać. Takie żądania byłem w stanie zaakceptować i około 11 zjawiliśmy się w miejscowości Ptaszkowa, skąd niebieskim szlakiem ruszyliśmy w stronę wieży widokowej na Jaworzu.

Wiosenna pogoda zachęciła nas do wyjścia na Jaworze w Beskidzie Niskim

Wiosenna pogoda zachęciła nas do wyjścia na Jaworze w Beskidzie Niskim

 

Umyślnie wspominam o tej wieży, bo tak naprawdę, to na inne miejsca widokowe nie ma tam za bardzo co liczyć. Trochę żelastwa na szczycie i niezliczona wręcz ilość drzew, ale kto raz był w Beskidach ten pewnie wie, czego się mniej więcej spodziewać. Początkowo ścieżka prowadzi przez pola i przez chwilę można poczuć ten sielski, beskidzki klimat. Wokół jest zielono, a nad nami przesuwają się białe obłoczki. Dosyć szybko jednak wkroczyliśmy do lasu i taka sytuacja miała trwać aż do samego szczytu.

Po chwili weszliśmy do lasu

Po chwili weszliśmy do lasu

 

Mapy wskazywały, że będziemy potrzebować jakichś dwóch godzin, żeby dojść do celu. Szlak piął się do góry raczej spokojnie i jakoś tak leniwie mijały nam kolejne metry. Wcale nie zamierzaliśmy bić tego dnia żadnych rekordów. Niestety zamiast bujnej, soczystej zieleni, zastaliśmy sporo odcieni… burego. Nawet same drzewa sprawiały wrażenie nieco karłowatych i ten nieciekawy odcinek chcieliśmy mieć już po prostu za sobą. Gdybym prowadził jakiś prywatny ranking lasów, to ten początkowy fragment umieściłbym na przedostatnim miejscu. Lackowa od zachodu trzyma się dzielnie na końcu stawki.

W lesie nie jest jeszcze specjalnie zielono

W lesie nie jest jeszcze specjalnie zielono

 

Mimo to, spacerowało się nieźle. Wreszcie znaleźliśmy się na szlaku, a po dłuższej przerwie, nie robiło nam różnicy gdzie idziemy i co mijamy. Mogliśmy pogadać i zrewidować nasze niezwykle płynne plany wyjazdowe, a trasa nie zmuszała nas do zbyt dużego wysiłku. Spodziewaliśmy się za to błota po ostatnich obfitych opadach, ale tylko czasami trzeba było przeskoczyć jakąś niewielką kałużę. Oczywiście z moim predyspozycjami do wywrotek, byłem czujny i uważny jak nigdy.

 Teren nieco się wypłaszczył. No i tak się idzie w tym Beskidzie Niskim

Teren nieco się wypłaszczył. No i tak się idzie w tym Beskidzie Niskim

 

Sytuacja uległa sporej poprawie, kiedy wreszcie dostaliśmy się nieco wyżej. Niebieski szlak na Jaworze jest poprowadzony tak, że najpierw dosyć szybko nabiera się wysokości, by następnie takim delikatnym grzbietem zmierzać już w stronę szczytu. Tutaj było zdecydowanie ciekawiej, chociaż wiosna też nie zdążyła się jeszcze zbyt dobrze rozgościć. Jestem jednak w stanie sobie wyobrazić, że kiedy na drzewach pojawią się już liście, to tutejsze ścieżki będą miały zdecydowanie więcej uroku.

Górna część trasy jest naprawdę przyjemna

Górna część trasy jest naprawdę przyjemna

 

Powoli zaczynaliśmy zerkać na zegarki, bo według wskazań na mapie, powinniśmy zbliżać się już do wieży na szczycie Jaworza. Kiedy tylko teren lekko się wznosił, wypatrywaliśmy czegoś, co mogłoby być naszym celem. Okazywało się jednak, że to jeszcze nie ten garb, tylko kolejny i następny. W międzyczasie Darek zapytał mnie, jak ta wieża w ogóle wygląda, bo całe „planowanie” (jeżeli w ogóle można tak powiedzieć), należało do mnie. Spokojnie odpowiedziałem, że jest solidna i metalowa, tak więc nie powinniśmy odczuwać najmniejszych lęków stojąc na tarasie widokowym. Sądziłem, że wszystkie te obawy związane z wychodzeniem na takie konstrukcje, są już dawno za mną.

Wieża widokowa na Jaworzu wygląda tak

Wieża widokowa na Jaworzu wygląda tak

 

Niewiele myśląc ustaliliśmy, że najpierw pooglądamy świat z wysokości paru pięter, a dopiero później przyjdzie czas na jakąś przerwę i wygrzewanie się w promieniach słońca. Dziarsko ruszyłem po schodkach na górę. Patrzyłem na Darka, który został w tyle i widać było, że ta wieża nie wzbudza w nim specjalnego zaufania. Ja, jak to ja, szedłem do góry pewny siebie, no bo przecież to konstrukcja jak każda inna i po wizytach na wieżach w Gorcach sądziłem, że z tych wszystkich lęków zdążyłem się już wyleczyć. Zrobiłem kilka ostatnich kroków i znalazłem się na tarasie widokowym. A żeby dobrze wam wyjaśnić jak ten taras wygląda, to muszę dodać, że pokrywa go taka metalowa i zapewne bardzo lekka oraz wytrzymała kratka, która jednak ciągle przypomina siatkę. Co w związku z tym? Widać wszystko to, co pod nami, a to wprawiło mój umysł w stan lekkiego zakłopotania. Niby stoję, ale trochę jakby lewituję.

Taras na wieży widokowej pokryty jest taką właśnie siatką

Taras na wieży widokowej pokryty jest takim właśnie czymś

 

Prawdopodobnie zbladłem na twarzy, złapałem się pierwszej lepszej rzeczy, którą znalazłem pod ręką, a mój mózg postanowił przejść w tryb wyłącznego dowodzenia:

„AAAAAAAAAA!”

Starałem się go uspokoić, tłumacząc mu, że przecież przed nami były tu setki osób, często cięższych, czy nawet całe grupy turystów i nikomu nic się nie stało. „Mózgu! Przecież to stabilna konstrukcja, popatrz nic się nie chwieje, ani nie trzeszczy…”

„PRZEPAŚĆ!!!”

I tak na lekko ugiętych nogach, zamiast go przekonywać, postanowiłem trochę ten mój krzyczący mózg oszukać. Po prostu przyłożyłem wizjer aparatu do oka i tak jakby na chwilę trochę zapomniałem gdzie jestem. Udało mi się nawet wyprostować nogi, tętno się uspokoiło, a to pozwoliło mi się nawet po tej platformie widokowej przejść. Zerknąłem jednocześnie na Darka. Tkwił w milczeniu, ale jego twarz zdawała się zdradzać, że w środku jego umysł komunikuje się właśnie z moim, używając w tym celu wewnętrznego wrzasku. I tak staliśmy w przejmującej ciszy, a nasze mózgi do siebie krzyczały. Chociaż ostatecznie zrobiło się całkiem przyjemnie i chwilę na tej wieży spędziliśmy, to już do samego końca nie mogliśmy się pozbyć tego początkowego uczucia niepokoju.

Wieża na Jaworzu pozwala zobaczyć całkiem spory kawałek świata

Wieża na Jaworzu pozwala zobaczyć całkiem spory kawałek świata

 

Idąc szlakiem na Jaworze, miałem nawet pomysł, żeby nagrać krótki filmik z wieży widokowej. Piękna pogoda, wiosenny Beskid Niski i my, tacy uśmiechnięci i beztroscy na tle tej scenerii. No i zapytacie pewnie, gdzie można go obejrzeć. A no nigdzie i oczywiście mógłbym napisać, że aparat mi się popsuł, albo że oświetlenie było kiepskie, ale najzwyczajniej na świecie z tego wszystkiego zupełnie o nim zapomniałem. Na całe szczęście udało mi się zauważyć Tatry, bo Darek dowiedział się o tym ode mnie, już na dole. A uśmiechy? Pewnie były, ale raczej te nerwowe z zakłopotania, jak chociażby wtedy, kiedy babcia po raz kolejny wypytuje, czy mamy już „jaką pannę” czy „jakiego kawalera”. Niby fajnie, ale jednak nie i mogłaby dać spokój.

Tatry z Jaworza. Pogodę trafiliśmy świetną

Tatry z Jaworza. Pogodę trafiliśmy świetną

 

Możemy siedzieć z nogami wiszącymi nad Czarnym Stawem Gąsienicowym, chodzić po Granatach, wychylać się, by zerknąć co znajduje się po drugiej stronie grani i będziemy się czuli świetnie. Kiedy jednak punkt widokowy powstaje przy użyciu technologii człowieka, to nam odbija. Niestety okazuje się, że wieże widokowe są dla nas ciągle tym, czym odkurzacze dla kotów. Trochę ciekawe, ale jednak głównie złe, straszne i przerażające. No, chyba że chodzi o te wieże w Gorcach. Tamte to dopiero są super i szczerze polecam, jeżeli ktoś nie czuje się pewnie na takich konstrukcjach jak ta.

Panoramy ze szczytu i rzut oka na Grybów

Panoramy ze szczytu i rzut oka na Grybów. Ładnie, nie?

 

Cóż było robić. Nie dając po sobie nic poznać, szybciutko zeszliśmy na dół, by rozgościć się na jednej z tamtejszych ławek. Od razu zaczęliśmy się śmiać z samych siebie, zagryzając to wszystko przytarganymi tutaj przysmakami. Na Jaworzu meldowało się coraz więcej turystów, ale nie dziwiłem się ani przez chwilę. Pogoda była naprawdę piękna i nawet chłodny momentami wiatr, nie psuł tego wrażenia. Złapaliśmy trochę ciepłych promieni słońca i postanowiliśmy pożegnać Beskid Niski, szczyt Jaworza oraz ten cud inżynieryjny w postaci wieży widokowej.

Pora wracać na dół

Pora wracać na dół

 

Droga mijała nam umiarkowanie szybko. Szczerze mówiąc, to liczyłem na to, że w mgnieniu oka znajdziemy się na dole, bo mapy sugerowały zaledwie godzinkę. Oczywiście nie traktowałem tego w kategorii wad, bo ostatnio nie mieliśmy za dużo okazji, żeby gdziekolwiek się wybrać. Kaprysy wiosny trochę pokrzyżowały nam pierwotne plany, ale i Beskid Niski był całkiem fajną odskocznią od szarej (i to dosłownie) rzeczywistości. Powoli wytracaliśmy wysokość i oczekiwaliśmy skrętu w tę nieco brzydszą część lasu.

Chyba jedyny prześwit na trasie Ptaszkowa - Jaworze

Chyba jedyny prześwit na trasie Ptaszkowa – Jaworze

 

Szlak oznaczony jest wzorowo. Bez trudu znajdziecie kolejne niebieskie znaki, więc nawet nie posiadając daru orientacji w terenie, nie powinniście mieć problemu z dostaniem się na Jaworze. Poza tym bądźmy szczerzy – całość wycieczki to ledwie 10 km i jakieś 400 metrów przewyższeń. Śmiało można się wybrać na spacer po lesie, zwłaszcza że na końcu czeka na nas widokowa nagroda. No, chyba że ktoś nie przepada za wieżami widokowymi. Tymczasem mijaliśmy kolejne metry, uważając na mocno rozdeptanej już ścieżce. Gdzieniegdzie zrobiło się naprawdę ślisko, ale bez problemów udało nam się w końcu wyjść z lasu.

Jaworze w Beskidzie Niskim zdobyte, a my niespiesznie wracamy na parking

Jaworze w Beskidzie Niskim zdobyte, a my niespiesznie wracamy na parking

 

Ostatni fragment to już urokliwe, beskidzkie otoczenie, zielone łąki i pagórki w oddali. Robimy ostatnie zdjęcia i niespiesznie wracamy na parking. I to w zasadzie wszystko, co początek maja dla nas przygotował. Dobrze było się wreszcie wybrać w teren, a Góry Grybowskie, czyli najdalej na zachód wysunięta część Beskidu Niskiego, świetnie się do tego nadawały. Niebieski szlak z Ptaszkowej na Jaworze nie powinien sprawić wam kłopotów, a poza tym nie jest przesadnie długi. Jeżeli szukacie krótkiego celu na wypad, to polecam. Śmierć z nudów na pewno wam nie grozi, a nawet gdybyście zaczynali przysypiać, to wieża widokowa powinna momentalnie postawić was na nogi. No, a jeśli komuś mało, to może się zawsze na tę górę wybrać z Grybowa. Jest trochę dłużej.

Możecie zajrzeć też do galerii, gdzie odrobinę więcej zdjęć z tego wyjazdu. Wieża widokowa na Jaworzu potrafi przyspieszyć tętno, ale gwarantuje piękne widoki. No i sam Beskid Niski warto odwiedzić, zwłaszcza wiosną. W linku znajdziecie więcej propozycji podobnych wycieczek.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach. W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów. Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

11 komentarzy

  • kefir pisze:

    Od wczoraj dorzucam u siebie wieżę na Jaworzu do kolekcji:) Ale bujania żadnego nie odczułem.

  • Stefan pisze:

    Ale macie problemy, z wejściem na wieżę. Po co chodzić po górach, jak się ma lęk wysokości. Rozumiem strach na skalnej grani, a nie na drewnianych czy metalowych schodzach z poręczami

  • Mietek pisze:

    Ta wierza się strasznie rusza! Masakra jakaś! Buja się że hej! Jakby to rozbujal to by pewnie pierdzielnela

  • Ola pisze:

    A ja mam zupełnie odwrotne odczucia :):) Metalowe wieże są spoko, za to drewniane… nie dość, że schody ekstremalnie strome (w zasadzie to drabiny??:D), to jeszcze jakoś tak mało tam miejsca. A jak biegają dookoła dzieci, to już w ogóle koszmar 😛 Mogielica mnie zniszczyła! Na Jaworze jadę wkrótce 🙂

  • Adam pisze:

    Jak ktoś lubi mocniejsze doznania, to polecam przyjść na Jaworze w dzień kiedy lekko wieje. Wtedy to dopiero jest wesoło u góry

  • Rude pisze:

    Konstrukcje z metalowej siatki najgorsze! Ja ostatnio dostalam ataku paniki na trzech koronach, gdzie pod szczytem jest takie miejsce, ze trzeba przejsc nad przepascia i dobrze widac jaka pustka zieje pod stopami, brr! A potem te trzeszczące schodki na szczyt, koszmar xd

    • Mateusz pisze:

      Wiem o czym mówisz, chociaż na Trzech Koronach akurat nic nie odczuwałem. Taki strasznie kapryśny mam ten lęk wysokości 😀 Dlatego wolę drewniane wieże, bo chodząc po deskach nie widać co pod spodem 😛

  • Agata pisze:

    Jestem zaskoczona lękiem „metalowej wieży” i zarazem bardzo ciekawa co byście powiedzieli na Szyndzielni, kiedy tamta wieża dosłownie pracuje i delikatnie kolebie się na boki 😛 😉 Ps. Byliście na Mogielicy? Tam to jest WIEŻA 😀

    • Mateusz pisze:

      Na Mogielicy byliśmy. Nie powiem, w połowie schodków dopadł mnie kryzys, ale dałem radę 😀 Na górze było całkiem ok. Byliśmy też na takiej małej wieży na Górze Grzywackiej. Ona też tańczyła na wietrze, ale jakoś nie było źle. Ale tutaj ta kratka wprawiła mój mózg w osłupienie. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że nie dotykam stabilnego gruntu 😛 A myślałem, że to za mną.

Zostaw komentarz

×