Jak zaplanować wyjazd w góry, by czerpać z niego jak najwięcej frajdy?
Wydawać by się mogło, że zaplanowanie wyjazdu w góry to bułka z masłem. Wybierasz kierunek, pakujesz kabanosy i ruszasz w siną dal, machając mamie i kotu na pożegnanie. I pewnie faktycznie tak jest, kiedy robisz to już po raz setny i niemal mechanicznie. Będąc jednak na początku swojej górskiej drogi, łatwo przeoczyć pewne szczegóły, które w czasie marszu urastają do rangi gigantycznych kłopotów. Nie ma w tym oczywiście nic dziwnego, bo uczenie się na własnych doświadczeniach to jeden z najlepszych sposobów na naukę w ogóle, ale czasami lepiej skorzystać z cudzych błędów. Tak, pisze to ktoś, kto zapomniał zabrać buty na wyjazd w góry…
Rada pierwsza mogłaby więc zabrzmieć: pamiętaj o butach. W tekście jednak porzucimy kwestie związane ze sprzętem (bo wyszłaby z tego gigantyczna encyklopedia) i skupimy się na tym, by w czasie wyjazdu czerpać z niego jak najwięcej frajdy, zamiast martwić się głupotami. Oczywiście jeżeli masz już spore doświadczenie, to pewnie wiesz co zrobić, żeby wyjazd przebiegał bezproblemowo. Ba, możesz sobie pewnie pozwolić nawet na spontaniczność. Iść przed siebie, w stronę zachodzącego słońca, wyznaczając kierunki świata jedynie w oparciu o mech na kamieniach.
Jeżeli jednak dopiero zaczynasz z górami, to niestety będziesz musiał się rozstać na chwilę z naszym polskim, patriotycznym „jakoś to będzie”. „Jakoś to będzie”, to prosta droga do problemów, stresu, zgubienia drogi czy nastoletniego macierzyństwa. Dlatego etap planowania bywa niezmiernie ważny, a Darek na pewno podpisze się pod tym zdaniem. Wszak to on jest mistrzem ustalania wszelkich szczegółów, nim radośnie ruszymy na szlak. Żyjemy w takich cudownych czasach, że poza oczywiście memami i śmiesznymi zdjęciami kotów, w internecie znajdziemy naprawdę masę wiedzy. I warto to wykorzystać. Jak więc zaplanować wyjazd w góry?
Mapa pasm górskich w Polsce. Trochę tego jest, nie? Źródło: mapa-turystyczna.pl
1. Gdzie chcesz pojechać?
Góry w Polsce nie kończą się na Tatrach. Ta szokująca informacja otwiera przed nami naprawdę sporo możliwości. Żeby zaplanować udany wyjazd w góry, musimy przede wszystkim zdecydować, które pasmo chcemy odwiedzić. Niby oczywistość, ale ma to wpływ na kolejne ścieżki wyboru. Mieszkając na zachodzie Polski pewnie łatwiej się wybrać na weekend w jakieś pasmo w Sudetach, a mieszkając na wschodzie w Bieszczady. Inaczej planuje się wyjazdy jednodniowe, a inaczej tygodniowy urlop. W dodatku warto wziąć pod uwagę swoje górskie doświadczenie. Jeśli kondycja pozwala ci jedynie na dojście do sklepu po zakupy, a na hasło „Zapomniałeś mleka. Idź jeszcze raz” oblewa cię zimny pot, to może wypada to uwzględnić w kalkulacjach. Warto wtedy wybrać pasmo lub poszczególne trasy, które pozwolą ci swobodnie przemierzać kilometry. Każde miejsce pochwalić się może również zupełnie inną specyfiką.
Pieniny w pigułce – strzeliste wzniesienia i mgły zalegające w dolinach. Niskie, ale klimatyczne.
Znów na ratunek przychodzi internet, który pomoże zrobić wstępny rekonesans. Warto się zastanowić, czy od wycieczki oczekujesz ciszy, spokoju i leśnych ścieżek, czy może otwartych grzbietów i emocjonujących przejść. Całodniowych wędrówek, czy może kilkugodzinnych spacerów. Uwzględnić trzeba też to, ile czasu chcesz na wyjazd poświęcić. Dysponując wolnym weekendem zdecydowanie korzystniej wybrać się w miejsce, do którego będziesz w stanie szybko dotrzeć. Mając natomiast dwutygodniowy urlop, w zasadzie nic cię nie ogranicza. Polskie góry naprawdę pozwalają na stopniowanie sobie trudności oraz na doznanie różnorodnych wrażeń. Polecam też naszą zakładkę z relacjami. Kiedy wybrałeś już cel, lub autorytarnie zrobiła to za Ciebie żona, przechodzimy do punktu drugiego.
2. Jak się tam dostaniesz?
To niepozorne, ale jednak kluczowe zagadnienie. Trochę większą swobodę w planowaniu ma się wtedy, gdy dysponuje się samochodem. Ot, wrzucasz graty do bagażnika i jedziesz. Inaczej to wygląda, kiedy zdajesz się na transport publiczny. Wszak najpierw trzeba dojechać w interesujący cię region, a później się po nim jakoś poruszać. Bywa z tym różnie, bo o ile dostanie się do Zakopanego nie stanowi zazwyczaj problemu (chociaż czasami wymaga cierpliwości), tak wycieczka ze Szczecina do Ustrzyk Górnych, może mieć czasami mocno przygodowy charakter. W takim wypadku również wypada wziąć pod uwagę fakt, na jak długo w dane miejsce jedziesz. Czasami ze względu na brak odpowiednich połączeń, korzystniej będzie zdecydować się na jakieś inne pasmo górskie, zwłaszcza jeżeli dysponujesz ograniczonym czasem. Tu z pomocą ponownie przychodzą zasoby internetu i dostępne rozkłady jazdy pociągów czy autobusów.
Co jeszcze wziąć pod uwagę? Przede wszystkim na start szlaku trzeba się jakoś dostać. Jeżeli nocujesz w pobliżu, to po prostu zerkasz na mapę, zarzucasz plecak i idziesz w odpowiednim (oby) kierunku. Warto sprawdzić jednak wcześniej, korzystając choćby z grup na portalach społecznościowych lub pytając na jakimś forum, jak wygląda sprawa komunikacji na miejscu. Może się przecież okazać, że twój nocleg będzie nieco oddalony od szlaków. W sezonie, w większych ośrodkach turystycznych zazwyczaj nie stwarza to specjalnych problemów, bo jeśli kuleje transport publiczny, to zawsze można liczyć na kursujące między ciekawymi punktami busy. Polecam zapoznać się ze specyfiką rejonu. We wspomnianym już wcześniej Zakopanem, nie ma raczej problemu z dostaniem się w interesujące nas miejsce – w końcu nawet taksówką można podjechać. Natomiast w niektórych rejonach Beskidu Niskiego może być z tym naprawdę kłopot. Zrób więc rekonesans wcześniej, chyba że planujesz pełną spontaniczność. Własny samochód ponownie ułatwia sprawę.
3. Gdzie (i czy w ogóle) będziesz spać?
Jeśli jedziesz na jednodniówkę, to nie ma czym sobie zaprzątać głowy – cieszę się, że mogłem pomóc. Trudności zaczynają się, kiedy w danym miejscu postanowisz zabawić trochę dłużej. Opcji jest kilka i uzależnione są przede wszystkim od twojego sposobu wędrowania, no i budżetu. Wybrać można przecież luksusowy pensjonat, zwyczajny pokój, ale można też postawić na przygodę i wybrać schroniska czy nawet pola namiotowe. Jeżeli korzystasz z tych ostatnich dobrodziejstw infrastruktury turystycznej, to strzelam, że jesteś z tych odważnych i umiesz sobie poradzić sam.
W dzisiejszych czasach nawet schroniska mają swoje strony internetowe czy profile społecznościowe, a nawet jeśli nie, to raczej bez trudu zdobędziecie skądś numer telefonu. Warto więc wcześniej zadzwonić i dopytać o warunki obowiązujące w danym obiekcie, a zwłaszcza o dostępność miejsc i ewentualną konieczność rezerwacji. Tak, czasami schronisko bywa schroniskiem tylko z nazwy. Negatywnie mogą zaskoczyć też ceny, bo nierzadko okaże się, że tańszym rozwiązaniem będzie wynajęcie pokoju w jakiejś agroturystyce. Plusy? Budzisz się w sercu gór. Warto też zwrócić uwagę, czy cena nie okaże się korzystniejsza, w przypadku obiektów nieco oddalonych od szlaków. Możesz rozważyć takie miejsce, zwłaszcza gdy po rejonie będziesz się i tak poruszał samochodem. To już kwestia osobistych kalkulacji i preferencji.
Schronisko Murowaniec w Dolinie Gąsienicowej
Wybór takich miejsc jest naprawdę spory, zwłaszcza w dużych ośrodkach turystycznych. Pozornie wydaje się to proste. Na podstawie interesującego cię miejsca wybierasz jakąś miejscowość, a potem szukasz hoteli czy pensjonatów. Następnie wpłacasz zaliczkę i… kontakt się urywa. Oczywiście takie czarne scenariusze nie są powszechne, jednak się zdarzają. Warto więc zastosować kilka reguł zwiększających bezpieczeństwo, zwłaszcza jeżeli chcesz zaplanować dłuższy wyjazd w góry.
- Jeżeli twoi znajomi byli już kiedyś w interesujących cię stronach, to skorzystaj z ich wiedzy. Może polecą ci sprawdzone miejsce.
- Korzystając z wyszukiwarek obiektów noclegowych, zwróć uwagę, czy interesujące cię miejsce posiada swoją własną stronę internetową i telefon stacjonarny. Oczywiście nocleg „U Grażynki”, w którym wspomniana pani ma 3 pokoje raczej nie będzie miał własnej witryny, ale duży hotel czy pensjonat już powinien.
- Jeżeli jakaś oferta wygląda zbyt pięknie, to prawdopodobnie gdzieś tkwi haczyk. Zachowaj czujność.
- Sprawdź, kiedy obiekt został dodany do wyszukiwarki noclegów. Oszuści liczą na szybki „strzał”, więc ich oferty wiszą w internecie relatywnie krótko i tylko w okresie wakacyjnym. Nie jest to oczywiście reguła, ale warto mieć to na uwadze. Dodatkowo warto porównać tę samą ofertę w kilku dostępnych wyszukiwarkach.
- W przypadku dużych obiektów, jak hotele, zainteresuj się, czy gdzieś na stronie internetowej widnieje NIP. O tym, czy działalność prowadzona jest legalnie, przekonasz się też wpisując dane w CEIDG lub KRS, jeśli formą prowadzenia jest spółka.
- W przypadku kwater prywatnych czy pokoi gościnnych, nie zawsze istnieje obowiązek prowadzenia działalności gospodarczej. Nie zagłębiając się w przepisy – jeżeli coś wzbudzi twoje obawy, warto przedzwonić do miejscowego Urzędu Miasta/Gminy i podpytać, czy taki obiekt w ogóle istnieje.
- Google Maps ku pomocy – jeżeli w ogłoszeniu podany jest adres, możesz wykorzystać mapy i zerknąć, czy zdjęcie odpowiada rzeczywistości. Pod uwagę trzeba wziąć to, że zdjęcia nie zawsze są aktualne.
4. Jak zaplanować trasę w górach (i dobrze się przy tym bawić)?
No dobra, dotarłeś na miejsce, masz gdzie zmrużyć oczy, więc przejdźmy do najważniejszego. Wreszcie będzie miło! No, chyba że przeszacujesz własne siły – wtedy może być strasznie lub boleśnie, ale o tym dalej. Jak, nie mając jeszcze doświadczenia, zaplanować trasę w górach? Z pomocą przychodzą dobrodziejstwa XXI wieku. W terenie warto mieć oczywiście papierową mapę, ale na etapie kreacji wycieczki, posłużyć się można ciekawymi narzędziami. Jedno z nich to szlaki.net, a drugie to mapa-turystyczna.pl Szczerze mówiąc, korzystamy niemal wyłącznie z tej drugiej strony, ale zachęcam żeby wypróbować obie i wybrać tę, która wam bardziej odpowiada. Zasada działania jest podobna i szybko się okaże, że nie potrzeba wiele, by zaplanować wyjazd w góry.
Do sedna – dzięki tej stronie zaplanujecie wycieczkę waszych marzeń, o której będziecie opowiadać swoim małżonkom, dzieciom, wnukom, a zwłaszcza nielubianym sąsiadom. Interfejs jest całkiem prosty. Otóż wpisujecie miejsce startu, miejsce mety i… to wszystko! Możecie to zrobić wpisując nazwę szczytu, ale też ręcznie, wybierając go na mapie i klikając później „ustaw jako początek/koniec trasy”. No dobrze, macie rację – trochę biedna ta wycieczka. Da się to oczywiście naprawić. Po pierwsze warto dodać punkty pośrednie, czyli te miejsca, które chcielibyście minąć w drodze na szczyt, lub w drodze powrotnej. Do tego celu można wykorzystać opcję „idź przez”. Waszą kreatywność ogranicza tylko siatka szlaków. Możecie tworzyć pętelki, krótkie wejścia na konkretną górę czy wielodniowe przejścia przez całe pasma. Dużą zaletą jest też to, że po zaplanowaniu trasy, możemy po prostu skopiować link z wyszukiwarki i wysłać znajomemu. Dostanie on dokładnie to, co w pocie czoła wyrysowaliśmy.
Co najlepsze, możecie porównywać dwa, czy trzy warianty wycieczki, biorąc pod uwagę ich długość czy walory widokowe. Po lewej znajdziecie pola, które określają prognozowany czas przejścia oraz podają dystans i przewyższenia, jakie będziecie musieli podczas wyprawy pokonać. To oczywiście przybliżony czas samego marszu. Faktyczny czas uzależniony będzie nie tylko od długości przerw, ale też od waszej kondycji, podłoża czy nawet temperatury. Uwierzcie, że kiedy żar leje się z nieba, bywa naprawdę trudniej, niż kiedy jest rozkoszne 20 stopni i lekki wiatr. Nie wspomnę już nawet o warunkach zimowych, kiedy czasy przejścia potrafią być wielokrotnie dłuższe od tych prognozowanych. Warto mieć to na uwadze i nie brać przykładu z Darka, dla którego ustalanie czternastogodzinnych tras nie było początkowo niczym dziwnym. Nic nie stoi oczywiście na przeszkodzie, żeby na taką wędrówkę się wybrać, ale na początek lepiej zacząć bezpiecznie, by przy okazji poznać swoje możliwości i ulubione tempo.
Planowanie trasy na przykładzie Lubania
Przy planowaniu warto użyć też widoku satelitarnego, lub skonfrontować trasę na papierowej mapie. Dzięki temu możemy wstępnie ustalić, czy wycieczka będzie obfitować w panoramy, czy jednak poza drzewami i umęczoną miną towarzysza nie zobaczymy nic więcej. Jeżeli wybierasz się w jakieś kompletnie obce miejsce, to warto tę opcję wybrać. Dzięki temu udaje się czasami zauważyć jakąś małą polankę, którą można wykorzystać, kiedy chcemy obejrzeć w górach wschód lub zachód słońca, a do szczytu jest ciągle zbyt daleko. Co więcej, w bardziej popularnych miejscach, możecie przeciągnąć tego żółtego ludzika z rogu na jedno z dostępnych miejsc. Tam gdzie niebieska kropka, tam znajdziecie zdjęcie lub panoramę. Czasami zdarzają się pomyłki, bo są umieszczone niezbyt dokładnie, ale generalnie jest to jakaś wskazówka.
Początkowo może was przytłoczyć ilość tych kolorowych linii wyznaczających szlaki, ale szybko pewnie połapiecie się co i jak. No i tutaj kolejna cenna rada: kolory szlaków w polskich górach nie mają absolutnie żadnego związku z ich trudnością. „Ale na pewno?” Na pewno. „A bo kolega mi mówił, że taki szlak na Kościelec…” Nie! Na pewno nie mają. Owszem, szlak na Kościelec jest trudny i przypadkiem prowadzi wzdłuż czarnych oznaczeń, ale takim samym kolorem oznaczona jest np. spacerowa Ścieżka nad Reglami czy nudny szlak z Brzezin do Doliny Gąsienicowej. „Kiedyś słyszał…” Nie! Nie sugerujcie się barwą oznaczeń planując trasę, a ewentualne trudności sprawdzajcie w przewodnikach czy bogatych zasobach internetu.
Szlaki na tradycyjnej mapie Compassu. W terenie dobrze jest taką mieć
Na co jeszcze zwrócić uwagę, planując wyjazd w góry? Strzelicie pewnie, że na dystans. Tak, to prawda ale moim zdaniem jest coś znacznie ważniejszego. Często pomijanym tematem są przewyższenia, które na trasie należy pokonać. Obrazowo mówiąc, jeżeli zaczynacie w miejscu położonym na wysokości 1000 metrów n.p.m. i wędrujecie na szczyt o wysokości 2000 metrów n.p.m., to pokonacie co najmniej 1000 metrów przewyższeń. Co najmniej, bo teren czasami niespodziewanie się obniży, wejdziemy do jakiejś dolinki i trudno dokładnie to wyliczyć.
Jeżeli jesteś początkującym lub wręcz dopiero zaczynasz przygodę ze szlakami, zachęcam do zwracania uwagi na ten element. Dystans 20 kilometrów można przejść z uśmiechem na twarzy, a można też mieć na koniec wszystkiego dość. Najbardziej jaskrawym przykładem będzie nasze wejście na Sławkowski Szczyt. Do przejścia mieliśmy ledwie 14 km w obie strony, ale deniwelacja wyniosła prawie 1500 metrów. To nie jest jakoś kosmicznie dużo, ale rozłożyło się to na krótkim dystansie, co w połączeniu z upałem dało nam mocno w kość. Znów zachęcam do powolnego poznawania swoich organizmów i tego, w jaki sposób lubicie wędrować.
Nasza wycieczka na Starorobociański Wierch może być przykładem dobrego planowania, chociaż nie ustrzegliśmy się błędów.
Zawsze mile widziany jest plan B, zwłaszcza, jeżeli wybieramy się na długą wycieczkę. Warto zerknąć, gdzie znajdują się inne szlaki zejściowe czy schroniska, w których można się ukryć przed burzą czy rozgniewanym z jakiegoś powodu kolegą. Gorąca zupa potrafi uratować niejedną wędrówkę. W kwestii bezpieczeństwa trzeba też pamiętać, że akcje służb ratunkowych są na Słowacji płatne. Przy czym od razu uspokajam tych, którzy na widok słowa „ubezpieczenie” łapią się za portfel. Nie jest to droga sprawa, a jednak poprawia komfort wędrowania. O tym, że wypadek, skręcenie kostki czy inna niedyspozycja może zdarzyć się zawsze, nie muszę chyba nikogo przekonywać.
Kiedy wstępnie zdecydowałeś się na wycieczkę, pora przejść do bardziej szczegółowego planowania. Na szlak trzeba przecież jakoś dotrzeć. Najpierw wypada zlokalizować miejsce, z którego wyruszysz. Zerknij na mapę i ewentualnie przełącz się w widok satelitarny. Duże parkingi rozpoznasz bez trudu, a część z nich jest nawet podpisana co ułatwia sprawę. W odludnych miejscach trzeba zdać się na intuicję (polana może posłużyć jako parking, ale wcale nie musi, bo przegoni was ktoś z widłami) i oczywiście internet, szukając informacji na ten temat. Dla przykładu posłużymy się Przełęczą Snozka, skąd startuje szlak m.in. na Lubań i gdzie znajduje się spory parking. Jeżeli przybliżycie widok, to zobaczycie, że miejsce to jest nawet podpisane.
Pora poszukać parkingu i miejsca startu
Znalazłeś? W takim razie otwórz teraz Google Maps, wyszukaj ten sam wycinek mapy, po czym kliknij w cel. Wyświetlą ci się u dołu współrzędne geograficzne, które należy ponownie kliknąć. No, a wtedy po lewej dostaniesz format danych, obsługiwany przez większość nawigacji, który wystarczy wklepać do urządzenia. Jeżeli nie dysponujesz takim cudem technologicznym, to możesz w tym celu wykorzystać choćby telefon, bo to naprawdę wygodne rozwiązanie, które do tej pory jeszcze nas nie zawiodło. Co więcej, dokładnie tak samo możesz „namierzyć” miejsce noclegu. Jeśli najedziesz na zdjęcie, to zobaczysz dokładnie, o co chodzi.
Planując wycieczkę w góry, Darek lubi mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, a i ja bywam ciekawski, dlatego tam, gdzie to możliwe, korzystamy czasami z opcji „street view”. Co to takiego? A no przeciągamy tego żółtego „chłopka” na drogę. No i proszę, teraz jesteśmy w stanie zobaczyć, jak to mniej więcej wygląda na miejscu. Pamiętaj jednak, że zdjęcia czasami nie są zbyt aktualne.
Tak wygląda to miejsce na żywo, a sprawdzić możemy to jeszcze na długo przed tym, nim faktycznie się tam pojawimy. Źródło: Google Maps
Ułożyłeś już trasę, wszystko masz prawie gotowe i z ciekawością oczekujesz wyjazdu. A co jeśli ci napiszę, że możesz zaplanować wycieczkę jeszcze dokładniej? Że możesz poznać nazwy szczytów, które dopiero zobaczysz za jakiś czas? Twoja grupa dociera na wierzchołek i zaczynają pojawiać się głosy(w sensie ich rozmowy, a nie w twojej głowie): „Ciekawe, co to za szczyt w oddali?” albo „Oddałbym czekoladę, żeby poznać nazwę tamtej góry.” I wtedy wchodzisz ty, cały na biało.
Przechodząc więc płynnie do tematu panoram, to i tutaj kreatywność ludzka potrafi pozytywnie zaskoczyć. W górach czasami trudno połączyć się z internetem, zresztą pewnie spora część osób (np. ja), wrzuca telefon do plecaka i wyjmuje go dopiero z powrotem na parkingu. Dlatego rozwiązanie to ma swoje minusy, ale możemy przygotować się jeszcze w domu. Przyznam, że to jedna z moich ulubionych stron – udeuschle.de. Wygląda trochę dziwnie, przyznaję, ale szybko można załapać o co chodzi. Otóż jest to narzędzie, pozwalające nam rysować panoramę, jaka roztacza się z konkretnego miejsca na Ziemi. Część szczytów można wybrać wpisując ich nazwę, część niestety trzeba znaleźć ręcznie.
Jak wyrysować panoramę
Kiedy już zaspokoisz swoją ciekawość i dowiesz się co widać z takiego Everestu, to warto wrócić w nasze rodzime strony. Klikamy na interesujący szczyt (znów posłużymy się Lubaniem), a niżej wybieramy kierunek, w który chcemy zerknąć. Jeśli interesuje nas pełna panorama, to zostawiamy 360 stopni. W polu „zoom factor” wybieramy powiększenie wyrysowanych szczytów, a na dole, tam gdzie „range of sight”, wklepujemy maksymalny dystans panoramy. Jeśli oddalicie widok całej mapy, to zobaczycie jak zmienia się to czerwone kółko, w zależności od podanego zasięgu. W lecie widzialność zazwyczaj nie powala, ale zdarzają się w ciągu roku obserwacje przekraczające nawet 200 i więcej kilometrów. Jeśli ciekawi cię, co maksymalnie można zobaczyć przy idealnych warunkach pogodowych, to możesz wybrać większą wartość. Ostatecznie klikamy „show the panorama” i czekamy. Jeszcze chwilkę.
No i gotowe! Mniej więcej taki widok zobaczysz ze szczytu i pewnie warto zapamiętać choćby najbardziej charakterystyczne wzniesienia. Później w terenie mam zawsze sporą satysfakcję, kiedy wreszcie gdzieś wychyli się ta konkretna góra, a ja dumnie oznajmiam Darkowi jej nazwę. Poza tym to fajne ćwiczenie, które po czasie pozwala już naprawdę dobrze orientować się w tym, co widzimy na horyzoncie. To też pomocna metoda, jeżeli nastawiasz się na jakieś dalekie obserwacje, albo ciekawi cię, co to za pasmo na horyzoncie, którego nigdy wcześniej nie widziałeś. Pamiętaj jednak, że nie przyda ci się to, jeżeli szczyt jest kompletnie zalesiony. Takich cudów nie ma.
Wygenerowana panorama. W kółku zaznaczyłem 305 stopień, bo ta informacja jeszcze się nam przyda
Jeżeli dobrze się przypatrzysz, to poza górami, są tam też dosyć szczegółowo podane kierunki świata. „No dobrze Zielony, ale po co mi to? Miało być o tym, jak zaplanować wyjazd w góry!” Po pierwsze, żeby łatwiej coś znaleźć. Jeżeli jesteś na szczycie w południe i popatrzysz w kierunku, z którego świeci słońce, to powinieneś otrzymać całkiem wierne odwzorowanie tego, co wyrysowała aplikacja w okolicach 180 stopnia (S). Tradycyjnie za plecami będziesz mieć wtedy północ i tak dalej. Wiedzę te jednak można realnie wykorzystać, planując wycieczkę w góry i czasami potrafi zrobić ona kolosalną różnicę. To przydatne, zwłaszcza wtedy, kiedy nastawiamy się na typowo fotograficzną wycieczkę. Z pomocą przychodzi nam kolejne narzędzie.
To już trochę bardziej specjalistyczna aplikacja i obsługa nie jest tak intuicyjna jak w przypadku dwóch poprzednich, ale spieszę z pomocą! W lewym, górnym polu wybieramy datę wycieczki, a w prawym wpisujemy interesujące nas miejsce, np. szczyt. Jeżeli się to nie uda, musimy przenieść się tam ręcznie. Wbijamy tę dziwną szpilkę w mapę i obserwujemy. Pod spodem pojawi nam się kilka pól, jednak nas interesować będą dwa. Sunrise (wschód) oraz sunset, czyli zachód. To co rzuca się w oczy, to przede wszystkim godzina. Dzięki temu wiemy, jak szybko musimy przebierać nogami, jeśli zaplanowaliśmy sobie oglądanie wschodu słońca. Niżej mamy jeszcze stopnie, które określają w którym miejscu gazowa kula wychyli się nad horyzont.
Wyznaczanie położenia słońca w poszczególnych fazach dnia
To może jeszcze nie mówi zbyt wiele, ale tym samym kolorem jest oznaczona linia poprowadzona od tej szpilki na mapie. To w tamtym kierunku powinniśmy patrzeć, oczekując na wschód słońca, lub planując nasz wyśniony kadr. Analogicznie sytuacja wygląda w przypadku zachodu. Podana jest godzina oraz miejsce, gdzie słońce schowa się za horyzontem. Poniżej mamy jeszcze ciekawy suwak, który pozwala nam śledzić pozycję słońca w poszczególnych fazach dnia. Kiedy zaczniecie nim sunąć w prawo, zobaczycie jak linia wyznaczająca pozycję naszej giwazdy, przesuwa się od wschodu, aż do zachodu. Szare linie wyznaczają natomiast pozycje Księżyca.
Ciekawie robi się, kiedy zastosujecie pewien trik. Otóż sprawdzacie, w którym miejscu spodziewać się wschodu słońca, a następnie generujecie panoramę, korzystając z poprzedniej strony – udeuschle.de. Pamiętacie jak wspominałem, że kierunki są tam również podane w stopniach? Odnajdujecie więc interesujące was miejsce i planujecie wyjazd. Wiedza ta przyda ci się też wtedy, kiedy w górach skupiasz się na fotografii i chcesz zerknąć, czy na miejscu możesz liczyć na jakiś ciekawy kadr. Poniżej przykład z wycieczki na Lubań, gdzie prognozy potwierdziły się praktycznie idealnie.
Jak wyznaczyć, w którym miejscu zajdzie słońce? Korzystając ze wspomnianych narzędzi
To narzędzie ma jednak zastosowanie nie tylko w przypadku polowania na ulotne chwile „złotej godziny”. Wykorzystałem je między innymi wtedy, kiedy wybieraliśmy się na wieże widokowe na Lubaniu czy Gorcu, Słyną one z pięknej panoramy Tatr, tyle tylko, że słońce świecące dokładnie nad ich łańcuchem trochę psuje obserwacje. Zastosowałem więc powyższą wiedzę, żeby określić w jakich godzinach najlepiej zawitać na wieże. Na Lubaniu najpierw byliśmy rano, później przed samym zachodem, a na Gorcu po południu. Oczywiście te wspomniane narzędzia to już tylko taki dodatek i nie są niezbędne, by zaplanować wyjazd w góry, ale uważam że to ciekawa sprawa.
No i zawsze możesz zaimponować dziewczynie, zabierając ją przed świtem na szczyt. No bo wyobraź sobie: nerwowo zerkasz to raz w jej oczy, to na zegarek, aż w końcu pokazując palcem miejsce w którym spodziewasz się wschodu, mówisz: „Twoje oczy są piękne niczym słońce, które wschodzi właśnie te… ter… jeszcze sekundkę… teraz!” Nie wiem czy działa, nie próbowałem.
5. Jak ujarzmić pogodę?
Zasmucę was – nie da się. Jak już sama nazwa wskazuje, prognoza pogody jest tylko prognozą. Nie powinniśmy do końca ufać nawet najbardziej sympatycznej pogodynce. Im bardziej chcemy bowiem sięgnąć w przyszłość, tym więcej zmiennych. Co gorsze, w górach pogoda zmienia się jeszcze dynamiczniej. Jeżeli wybierasz się na dłuższy wyjazd i planujesz go z miesięcznym wyprzedzeniem, to pozostaje ci jedynie zaciskanie kciuków. Możesz ewentualnie wygrzebać ze strychu jakąś szklaną kulę, ubrać się w luźne falbany i odprawiać czary, jednocześnie przerzucając obowiązek trzymania kciuków na twoich znajomych. I to by było na tyle, jeśli chodzi o długoterminowe plany wyjazdowe.
Oczywiście nie chodzi o to, żeby zupełnie zrezygnować z serwisów pogodowych. Zdecydowanie łatwiej zaplanować jednak weekendowy wyjazd, jeżeli postanowimy to zrobić z kilkudniowym wyprzedzeniem. Tutaj istnieją już szanse, że prognoza faktycznie się sprawdzi, albo zrobi to chociaż w przybliżeniu. Najlepszym dowodem jest pewnie nasz przykład, bo planujemy wyjazdy w góy naprawdę spontanicznie i z maksymalnie trzydniowym wyprzedzeniem. Sami zobaczcie w zakładce z relacjami, ile razy przytrafiły nam się kiepskie warunki. Oczywiście wiem, że nie zawsze to możliwe. Ważne jest też to, żeby jeszcze przed wyjściem na szlak zerknąć, co może się wydarzyć podczas wędrówki. Będziecie wtedy w stanie na przykład skrócić marsz, czy wcielić w życie plan B. Nie opieramy się nigdy na jednej prognozie, a zamiast tego porównujemy kilka dostępnych, uśredniając niejako wyniki. Poza typowymi stronami, polecić możemy meteo.pl, mountain-forecast.com czy yr.no.
Babia Góra przed burzą. Nie było nam wtedy do śmiechu
Szczególną uwagę trzeba zachować w miesiącach letnich, kiedy to występują najgwałtowniejsze burze. Często zmiana pogody to wtedy kwestia dosłownie godzin. Zdarzało nam się już w życiu wychodzić na szlak przed świtem, ale zdarzało nam się to robić także po południu, by zachwycić się kolorami zachodzącego słońca. Mimo to, w wakacje takie zachowanie bym odradzał. Wszystko dlatego, że pogoda potrafi się wtedy zmienić naprawdę szybko, a popołudniowe burze są często po prostu efektem gwałtownego nagrzewania się i parowania powierzchni. W skrócie mówiąc: wszystko jest gorące(a zwłaszcza my), paruje, a następnie nad naszymi głowami para wodna zaczyna się skraplać, tworząc coraz cięższe chmury. W lecie więc, postaw na poranne wyjścia na szlak, co ma też plusy w postaci nieco większego luzu na szlakach.
Polana Biała Woda o poranku. Nie dość, że pięknie, to jeszcze pusto i cicho.
Trzeba przyswoić sobie też, że na szczytach jest zdecydowanie chłodniej niż w dolinach. To, że na dole twoje ciało zaczyna się powoli rozpuszczać pod wpływem żaru lejącego się z nieba, wcale nie musi oznaczać, że tak samo będzie na górze. Ba, z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że tak właśnie nie będzie. Do tego często dochodzi porwisty wiatr, a w skrajnych przypadkach wilgotna chmura czy deszcz. Zabieranie czegoś cieplejszego nie jest fanaberią, a koniecznością. Po co masz dygotać gdzieś na wierzchołku, skoro możesz czuć się panem sytuacji i zajadać coś smacznego w komfortowych warunkach? Im lepiej jesteście przygotowani, tym łatwiej reagować na różne sytuacje i tym spokojniej się wędruje.
W kwestii pogody, to tu też obowiązuje plan B. Co prawda trudno liczyć na to, że tańcem rozgonisz chmury, ale… potańczyć możesz przecież wieczorem, domagając się rewanżu za to, że chłopak wyciągnął cię na ten wschód słońca i patrzył głównie w zegarek, zamiast na ciebie. Możesz odwiedzić też różne zabytki, wybrać się do knajpy, do muzeum, do parków linowych, do kina, czy gdziekolwiek zechcesz. Jeżeli trafisz na naprawdę fatalną pogodę, to warto wcześniej trochę poczytać na temat tych mniej górskich atrakcji. Co prawda oglądanie TV i zajadanie się pizzą jest też miłe, ale skoro już przejechałeś pół kraju, to warto mimo wszystko zobaczyć coś nowego.
Żubrza rodzina w zagrodzie w Mucznem. Jeżeli na szczytach panują złowrogie warunki, to można pokręcić się po okolicznych atrakcjach.
Ja wiem. Wydaje się to wszystko przytłaczające. Jakieś dojazdy, jakieś strony, jakieś szlaki. Wiadomość jest jednak taka, że absolutnie nie musisz stosować się do każdego punktu. Możesz być zupełnie spontaniczny. My sami przecież nie odhaczamy każdej pozycji z listy, chociaż Darek bardzo by chciał. Ten tekst, to raczej zbiór wskazówek, które nasunęły się nam podczas dotychczasowych wędrówek. Będąc początkującym turystą, warto zapoznać się przynajmniej z tymi podstawowymi i zobaczyć, co pozytywnego można z nich wyciągnąć dla siebie. Mam nadzieję, że przynajmniej część z nich okaże się pomocna i da ci kilka odpowiedzi na pytanie: „Jak zaplanować wyjazd w góry?”. No, a przede wszystkim skup się na czerpaniu radości z wyjazdu, by przywieźć później jak najwięcej dobrych wspomnień. Na koniec polecam jeszcze wpis o tym, co koniecznie zabrać na szlak oraz ten z kilkoma propozycjami łatwych, tatrzańskich szlaków.
A ty? Dodałbyś coś do tej listy? Masz jakieś swoje sprawdzone patenty lub ulubione aplikacje, ułatwiające ci planowanie wyjazdu w góry?
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami
Przydatne? Dzięki za napiwek!
Postaw kawęDołącz do Patronów
Wspieraj na Patronite
Górskie tereny to coś naprawdę niesamowitego. Kilka razy w roku mam po prostu POTRZEBĘ żeby opuścić miasto i zaszyć się wśród przyrody. Ja najbardziej umiłowałem sobie akurat Karpaty i wszystkie te okoliczne wioski. Piękno tego klimatu i to przeszywające uczucie wolności, to coś po co nieustannie wracam. Dodatkowo jestem zajarany całą tą kulturą łemków, bojków itp., a tam jest naprawdę wiele muzeów i ogólnie ludzi, którzy cały czas żyją jakby w przeszłości. Jak nie mieliście okazji tam być, to serio – mój numer jeden w Polsce i ogólnie właśnie w rejonach górskich:)
Chciałam tylko powiedzieć, że tekst jest bardzo dobry. To subiektywna i górsko-nie-merytoryczna ocena, ale pomyślałam, że może chciałbyś wiedzieć.
Hej.
Moim narzędziem do przewidywania warunków poogdowych jest aplikacja Windy. Sprawdza się bardzo często, nawet co do godziny.
Pozdrawiam
Powiem tak, wpis rewelacyjny! Wiele przydatnych dla wielu osób, głównie początkujących, informacji o wyjazdach. Bo jak sam zauważyłeś, po pewnym czasie, to wystarczy już tylko spakować plecak i można jechać w góry 😉 A jak czasem się mapy zapomni to i tak się jakoś sobie poradzi 😉
Tą aplikację o położeniu słońca sam chętnie wypróbuję, bo jeszcze nie miałem okazji.
Dzięki, jeżeli przyda się chociaż jednej osobie, to będzie to mały sukces 😀 Z czasem nabiera się doświadczenia i trochę pewności, chociaż i tak grzebię w plecaku po trzy razy, żeby się upewnić, że o niczym nie zapomniałem 😛 Lubię tę aplikację, zwłaszcza jeżeli planuję wycieczkę nastawioną na fotografię 🙂 Bardzo fajnie się sprawdza.
Dobry tekst, pewnie wielu osobom się przydadzą przytoczone tu informacje. My ostatnio na Bałkanach wspomagaliśmy się apką Maps.ME w terenie, który nie był objęty żadną mapą. Ma zaznaczone górskie szlaki i dosyć dobrze się sprawdzała 🙂
Fajnie, że wspominasz – zerknę na pewno 🙂 Żyjemy naprawdę w fajnych czasach, bo taka aplikacja czasami może uratować tyłek 😀
Zgadzam się! Nie potrafię sobie wyobrazić ile kiedyś trzeba było sobie zadać trudu, żeby zorganizować jakiś dalszy wyjazd. Odnoszę wrażenie, że wcześniej każda wyprawa miała charakter praktycznie eksploratorski. Ale dzięki temu teraz nam jest łatwiej! Do zobaczenia na szlaku! 🙂
Z jakiego ubezpieczenie w Tatry słowackie korzystacie? 🙂 Przeglądałam mnóstwo ofert i szczerze mówiąc nie wiem na co się zdecydować…
Hej! My też nie jesteśmy jakoś specjalnie biegli w tej kwestii. Do tej pory podpieraliśmy się po prostu porównywarkami. Wypada zwracać uwagę na to, by ubezpieczenie gwarantowało pokrycie kosztów akcji ratowniczej i kosztów leczenia. Im więcej, tym teoretycznie lepiej. Często te koszty są gdzieś ukryte w Ogólnych Warunkach Ubezpieczenia, ale bywa że są podane wprost – choćby na takim rankomacie. Do tej pory padało na Signal Iduna, ale nie jesteśmy jakąś wyrocznią. W słowackie Tatry polecane są ubezpieczenia tamtejszego towarzystwa union.sk, ale jakoś nie ogarniam ich strony 😛 Teoretycznie można podobno tez kupić ubezpieczenie w przyszlakowej budce, ale my skłaniamy się raczej do wcześniejszego zakupu przez internet.
Dziękuję za pomoc 😉
muszę przyznać, że nie raz się zastanawiałam jak rozpoznajesz taką ilość szczytów i to z takiej odległości. bo dla mnie to niestety zawsze największy problem – żeby określić co widzę w oddali. no ale teraz się wydało 😉 bo jak wszystkie inne aplikacje/strony znam i praktycznie zawsze korzystam, to jednak z tą do panoram się nie spotkałam. także dzięki 🙂
Tak, to jest fajna strona i czasami nawet przypadkiem uda mi się na zdjęciu zobaczyć jakiś odległy szczyt. Wtedy generuję sobie panoramę i zazwyczaj dobrze ona wskazuje, co to jest 🙂 Tak jak też pisałem, to fajne ćwiczenie, bo po którejś z kolei wizycie, jestem w stanie już całkiem nieźle orientować się w otoczeniu 🙂
Podczas wędrówek może się też przydać aplikacja mapy.cz, z której my korzystamy podczas biegania na nartach. Mapy Czech oczywiście są najdokładniejsze, natomiast, można ściągnąć mapy ze szlakami z całej Europy, w tym Polski, które są naprawdę bardzo dobre! Dodam jeszcze, że aplikacja ta bardzo dokładnie pokazuje nam, w którym miejscu na szlaku właśnie jesteśmy. Wielkie dzięki za podzielenie się stroną, na której można zobaczyć panoramy. Pozdrawiam!
O, dzięki! Znam, ale nie chciałem wszystkiego po kolei wymieniać, bo i tak ten tekst jest strasznie długi 😀 Aplikacje powoli zaczynają robić furorę w górach, bo sporo spraw potrafią ułatwić, zwłaszcza jeśli chodzi o wyznaczenie swojego położenia 🙂