Skip to main content

Tym razem odwiedziłem widokowe hale w Beskidzie Żywieckim

Beskid Żywiecki to dla mnie pasmo wielu tajemnic, a winę za ten stan rzeczy ponosi człowiek, którego widuję niekiedy w lustrze. Mateusz mu na imię i nawet już nie wspominajmy, za ile innych porażek odpowiada. Jakoś tak po prostu wychodziło, że na swoje górskie wypady wybierałem do tej pory inne pasma.

Z Podkarpacia po drodze mam w końcu Gorce, Beskid Sądecki, Pieniny no i Tatry. A Bieszczady i Beskid Niski na południu? Mocna konkurencja, przyznajcie. Mimo wszystko czułem się z tym źle, bo poza okolicami Babiej Góry, w Beskidzie Żywieckim nie znałem ani kilometra szlaku. Trzeba było to oczywiście zmienić, bo w rejonie tym nie brakuje pięknych szlaków.  Paradoksalnie jednak wybór był zbyt trudny. No bo od czego zacząć, skoro każdy pagór w okolicy wydawał się ciekawy i był mi nieznany?

Naprawdę długo zastanawiałem się, jaki szlak wybrać na wycieczkę. Ostatecznie zdecydowałem się na taką pętelkę po naprawdę ciekawych i widokowych halach Beskidu Żywieckiego. Pętelka w końcu, to jak wiadomo, świetna metoda zwiedzania miejsc wszelakich, bo pozwala bez trudu wrócić do miejsca startu. Szlak przez Halę Boraczą, Redykalną, Lipowską, Rysiankę i Pawlusią natomiast, zapowiadał się niezwykle atrakcyjnie. No sami zobaczcie, ile tych miejsc jest. Z mapy przepisywałem, bo spamiętać to trudno.

Początkowy fragment szlaku

Początkowy fragment szlaku

 

Na szlak wybrałem się z Żabnicy, gdzie o poranku zostawiłem samochód na niewielkim parkingu. Warto być wcześnie, bo miejsc nie ma zbyt wiele, ale o szóstej problemu jeszcze nie było. No i zdradzę wam sekret, który absolutnie nie odmieni waszego życia, ale jak to z górskimi pętelkami bywa, można je przechodzić w obu kierunkach. Nikt tego nie sprawdza.

Zdecydowałem więc, że ruszę początkowo w stronę Hali Boraczej. Gdyby zastanawiało was, dlaczego wybrałem ten kierunek, to logika kryjąca się za tą decyzją była prosta. Od tego miejsca dzieliła mnie około godzina marszu i uznałem, że jak sobie przez ten czas pospaceruję, to później już pojawi się słoneczko i jakieś widoki. Zaskakująco rześko było i chyba zapragnąłem ciepłych promyków. Taki miałem pomysł, natomiast możecie równie dobrze zacząć od tej drugiej strony.

 

Szlak początkowo nie zachwycał, bo prowadził asfaltową drogą, a takie odcinki są w mojej hierarchii ścieżek nawet niżej, niż Chochołowska. Wędrowałem jednak koło szumiącego potoku, w dodatku śpiewały ptaki, a wokół mnie nie było żywej duszy. Podchodziło się bezproblemowo, bo nachylenie terenu było przyjemnie jednostajne. Niby do góry, ale bez morderczych fragmentów. Szybko więc dotarłem do pierwszego celu, czyli na Halę Boraczą.

W stronę Hali Boraczej

W stronę Hali Boraczej

 

Nie żebym się chwalił i był to jakiś wyczyn, ale maszerowałem szybciej, niż wskazywały mapy. A jak już mówiłem, byłem tych stronach pierwszy raz, więc zgłupiałem nawet bardziej, niż zazwyczaj. Zacząłem się bowiem zastanawiać, czy ja na pewno w dobre miejsce dotarłem. Na całe szczęście tabliczki z nazwami rozwiały moje wątpliwości. Na hali znajduje się schronisko, do którego trzeba kilka minut podejść, natomiast ja ruszyłem w przeciwnym kierunku.

Hala Boracza

Hala Boracza

Na Halę Boraczą i Redykalną

Już tutaj zacząłem sobie gratulować w myślach geniuszu, bo faktycznie zrobiło się ciepło, a i widoków nie brakowało. Tak, jakbym sobie to sam zaplanował. Raptem kilka minut później dotarłem nawet na Polanę Cukiernica, o której nic nie wiedziałem, może tylko poza tym, że była naprawdę urokliwym miejscem. Licznik „urokliwości” i mojego nadużywania tego słowa miał jednak już tylko rosnąć i żadne podnoszenie stóp nie mogło temu zapobiec.

Polana Cukiernica

Polana Cukiernica

 

Podnosiłem stopy i tak, bo w końcu w górach byłem i to jakby pomaga, ale teren nie sprawiał kłopotów. Oczywiście leśnych odcinków też nie brakowało, ale o poranku panował tam bardzo przyjemny klimat. Słońce przebijało się między drzewami i było spokojnie. Co więcej, było aż tak sielankowo, że na skrzyżowaniu szlaków prawie się zagalopowałem. Poszedłem prosto wzdłuż zielonych oznaczeń, kiedy tak naprawdę zależało mi na szlaku w kolorze czarnym. Dlaczego? Moim celem na ten dzień była co prawda Hala Lipowska, ale ja chciałem odwiedzić jeszcze po drodze Halę Redykalną. Skoro odwiedzać już hale w Beskidzie Żywieckim, to dlaczego nie odwiedzić ich jak najwięcej? No dlaczego, powiedzcie?

Teraz idę na Halę Redykalną

Teraz idę na Halę Redykalną

 

Odbiłem więc w kierunku interesującej mnie ścieżki, jednakże krótki to był odcinek i pozbawiony trudności. Ponownie odniosłem wrażenie, że ten czarny szlak, którym podchodziłem, wyjątkowo sprzyjał maszerowaniu. Również miał takie jednostajnie nudne nachylenie. Szło się więc nieźle i po chwili znalazłem się na Hali Redykalnej. Przegapić ją trudno, bo to UROKLIWE miejsce, z którego sporo da się zobaczyć. Wychodzisz z lasu i wiesz, że to ona.

Hala Redykalna

Hala Redykalna

 

Gdyby ciekawiła was z kolei jej nazwa, to jej pochodzenie jest stosunkowo proste. Odnosi się po prostu do redyku, czyli takiego uroczystego wyprowadzenia owiec na halę, zazwyczaj na wiosnę albo sprowadzenia ich z powrotem w doliny, jesienią. Co dalej? Wybrałem oznaczenia żółte i pełen zapału ruszyłem dalej. Po początkowym, krótkim podejściu, zrobiło się zupełnie spacerowo. Szybko się też okazało, że widokowych hal będzie więcej, niż się spodziewałem na początku.

Beskid Żywiecki zachwyca

Beskid Żywiecki zachwyca

 

Nastawiałem się przed wyjściem, że kolejna okazja do podziwiania widoków to dopiero hala Lipowska. Okazało się jednak, że na zachodnich zboczach Boraczego Wierchu, znajduje się Hala Bacamańska. Zacząłem się też zastanawiać, czy skoro na zachodniej stronie istnieje polana, to czy i na wschodzie się coś znajdzie? Po krótkim spacerze wszystko stało się jasne. Są tam aż dwie, kolejne, widokowe hale! Mowa o Hali Bieguńskiej i Gawłowskiej, z których przy dobrej pogodzie da się podziwiać też Tatry. Hala na hali, jakby Beskid Żywiecki pozbierał je z wszystkich innych pasm i umieścił właśnie tam.

Są i Tatry, ale jakieś takie nieśmiałe

Są i Tatry, ale jakieś takie nieśmiałe

 

Hala Lipowska i Rysianka

I przyznam się, że aż tylu widokowych wrażeń się nie spodziewałem, a przecież w tym miejscu Europy spodziewać się trzeba wszystkiego. Ciągle miałem jeszcze kilka miejsc do odwiedzenia, a co ciekawe, na szlakach nie spotkałem zbyt wielu osób i to mimo faktu, że na wędrówkę wybrałem się w pogodną niedzielę. Może wszyscy poszli do Chochołowskiej. Malowniczym szlakiem ruszyłem w stronę Hali Lipowskiej, chociaż inne osoby powiedziałyby, że był on UROKLIWY. Jaki by ostatecznie nie był, to skutecznie doprowadził mnie do celu. Znajdziecie tam schronisko, natomiast jeśli chodzi o widoki, to są raczej skromne, jak moje oszczędności. No niby coś jest, ale trzeba się dobrze wpatrzeć.

Las

Las

 

Niczego tej Hali nie ujmuję, po prostu ma ona w okolicy niezwykle mocną konkurencję. To jakby mnie wystawić w sprincie na olimpiadzie – biegać niby potrafię, ale nic poza tym. To był też moment, w którym odezwał się mój kofeinowy głód. Zastanawiałem się nawet, jako oddany kawosz, czy nie zrobić sobie tam dłużej przerwy, ale raptem kilkanaście minut dalej, czekała na mnie jedna z bardziej znanych hal w Beskidzie Żywieckim. Mowa oczywiście o Hali Rysianka, gdzie również znajduje się schronisko. Uznałem więc, że pysznym trunkiem wolę się raczyć w towarzystwie górskich panoram.

Hala Rysianka

Hala Rysianka

 

W międzyczasie na niebie zaczęło zbierać się coraz więcej ciemnych chmur, w których, jak na złość, skryły się Tatry. Mimo wszystko bardzo mi się tam podobało i wydaje mi się, że i wy będziecie zadowoleni. No bo jak można odmówić sobie kawy w takim otoczeniu? Hala Rysianka zrobiła na mnie wyjątkowo pozytywne wrażenie, mimo że było tam wtedy dosyć gwarno. Tak, dzieci krzyczały, no ale dziećmi są. Gorzej, że niektórym do dorosłości nie przechodzi.

Chłop z lustra

Chłop z lustra

 

Hałas oczywiście nigdy nie sprzyja myśleniu, ale zacząłem rozważać, w jaki sposób poprowadzić dalej tę moją wędrówkę. Że trzeba było machać nogami, to wiedziałem, ale dobrze byłoby również znać chociaż ogólny kierunek. No i tutaj wskazówka, bo gdybyście mieli już dość wędrowania, to możecie zejść zielonym szlakiem wprost na parking, z którego zaczynałem wyjście. Ja jednak czułem się nieźle i uznałem, że warto ten dzień wykorzystać jak najpełniej. Wybrałem więc czerwony szlak w stronę Romanki, bo kojarzyłem, że po drodze znajdzie się jeszcze jedna hala. I wiecie co? Nie myliłem się!

Hala Pawlusia

Hala Pawlusia

 

Hala Pawlusia to naprawdę UROKLIWE miejsce, więc sami patrzcie na zdjęcia.  W dodatku polana ta zapewnia unikalną perspektywę, bo podziwiać z niej można między innymi Beskid Śląski ze Skrzycznem na czele. Pozostałe hale raczej pozwalały zerknąć na południe, więc była to ciekawa odmiana. W dodatku pogoda była niezwykle ciekawa, bo cienie rzucane przez chmury tworzyły niesamowity krajobraz w dolinach. Naprawdę lubię takie warunki.

Tutaj też musiałem pogodzić się z faktem, że po tych wszystkich zachwytach, czekało mnie już tylko zejście przez las. Od Rysianki uparcie trzymałem się czerwonych oznaczeń i nie inaczej było teraz. Dzięki temu znalazłem się wśród drzew i nie wiem dlaczego, ale i ten etap wędrówki mi się podobał. Ścieżka trawersowała strome zbocze Romanki i nie pozwalała się nudzić. Z jednej strony skały, a z drugiej ciekawe prześwity, które pozwalały pooglądać sobie jeszcze góry na horyzoncie. Co więcej, to właśnie na tym szlaku spotkacie miejsce ubezpieczone łańcuchem.

Wszędzie widoki

Wszędzie widoki

 

Nie mogłem się doczekać, kiedy do niego dotrę, bo w Beskidach takie sztuczne ułatwienia to wyjątkowo rzadka sprawa. Jeżeli nic się nie zmieniło i o niczym nie zapomniałem, to chyba tylko jeszcze na Babiej Górze znaleźć można takie atrakcje. Szczerze was jednak uprzedzę, żebyście się nie spodziewali zbyt wiele po tym miejscu. Łańcuch ten sprawia wrażenie, jakby ktoś go tam powiesił wyłącznie dlatego, że mu został jeden po ubezpieczaniu innych szlaków. Jest to jakieś urozmaicenie wędrówki, może nawet okaże się pomocny w zimie, ale nie liczcie na jakąś wielką przygodę, związaną z przekraczaniem tego miejsca.

Łańcuch

Łańcuch

 

Mimo wszystko ten odcinek zejściowy też miał sporo uroku, bo niemal na koniec wędrówki odwiedziłem jeszcze Słowiankę. Również i tam znajduje się schronisko, a to sprawia, że miejsc, w których można odpocząć, jest na tym szlaku cała masa. Tam porzuciłem oznaczenia czerwone i już wzdłuż czarnych, tak jak na początku, ruszyłem w stronę parkingu.

Powyższa wycieczka sprawiła mi sporo przyjemności, a powodów było kilka. Pierwszy jest oczywisty i macie go na zdjęciach. Szlak jest po prostu niezwykle atrakcyjny, a odwiedzanie kolejnych hal sprawia masę frajdy. W końcu z każdej z nich widok jest nieco odmienny. Drugi powód to sama forma wycieczki, bo powrót do miejsca startu jest po prostu wygodny, a to ułatwia całą logistykę. Odniosłem również wrażenie, że trasa nie stawia zbyt wielu, kondycyjnych wyzwań.

 

Kiedy już rozprawiłem się z pierwszym podejściem, teren później nieznacznie falował, co ułatwiało marsz. Oczywiście dla osób ze słabszą kondycją ciągle może być to wyzwanie, ale w razie kłopotów, wycieczkę można skrócić, schodząc z Rysianki na parking. Cała pętla to około 19 km marszu, a mapy sugerują, że powinni to zająć około 6 godzin. Warto jednak uwzględnić widokowe przerwy czy wizytę w schronisku.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach.W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów.Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

Zostaw komentarz

×