Skip to main content

W oko wpadła mi tym razem ścieżka na Narożnik

Góry Stołowe to jedno z najciekawszych pasm górskich w kraju. I nie rzucam tego hasła, tylko dlatego, żeby się dobrze pozycjonowało w wyszukiwarce, o nie. Wyobraźcie sobie bowiem, że dawno, dawno temu, tak dawno, że po Ziemi kroczyły jeszcze dinozaury, w miejscu, o którym mowa istniało płytkie… morze. Liczne rzeki niosły z nurtem spore ilości piasku i osadów, które po kolejnych milionach lat przekształciły się w piaskowiec. Nie pytajcie, jak to się stało. Po prostu zaufajcie nauce, ok?

No i okazuje się, że nawet coś tak wielkiego i potężnego jak morze, potrafi pochwalić się trwałością zbliżoną do nastoletniej miłości. W skrócie mówiąc, akwen kompletnie zniknął. Może nie tak gwałtownie i bez awantur, ale po kilkunastu milionach lat, po wodzie nie było już śladu. I co z tego, zapytacie? A no to, że dawne, płaskie dno, w końcu zostało kilkukrotnie wypiętrzone. Dzięki temu my, ludzie współcześni i większości rozumni, możemy odwiedzać i zachwycać się tymi wszystkimi, skalnymi cudownościami.

Pewnie sporo osób kojarzy nawet takie miejsca jak Szczeliniec Wielki czy Błędne Skały, ale to przecież nie jedyne atrakcje Gór Stołowych. Sam byłem ciekawy, jakie skarby skrywa jeszcze to pasmo, a nie ma przecież lepszego sposobu zaspokajania ciekawości, jak po prostu wyruszenie na wycieczkę.

 

W oko wpadła mi trasa prowadząca na Narożnik, którą postanowiłem przedłużyć o marsz na Kopę Śmierci, Skały Puchacza i Białe Skały. Całość miała stanowić bardzo ciekawą pętelkę, więc pełen zapału zjawiłem się rano na Lisiej Przełęczy. Znajduje się tam parking, który może nie jest zbyt pojemny, ale o poranku nie było problemu ze znalezieniem miejsca. Szybko zlokalizowałem niebieskie oznaczenia i ruszyłem w stronę mojego pierwszego celu.

Nie zdążyłem jeszcze nawet rozgrzać łydek, gdy znów spotkałem swojego prześladowcę. Deszcz padał już bowiem trzeci dzień z rzędu, a tak się przypadkiem składało, że i dla mnie był to trzeci dzień wędrówek w tamtych stronach. Byłem więc już niemal pewien, że to jakiś spisek Matki Natury, mający na celu pozbawienie mnie widokowych wrażeń. Natura nie przewidziała natomiast jednego. Jestem już człowiekiem po trzydziestce, więc WSZYSTKO MI JEDNO.

Klimatyczne podejście na Narożnik

Klimatyczne podejście na Narożnik

 

Jeden tylko miałem problem, przyznaję, bo skoro chciałem wam pokazać ten szlak, to fajnie byłoby czasami zrobić jakieś zdjęcie. Z aparatem w plecaku jest to jednak przedsięwzięcie mocno nieprawdopodobne. Jednocześnie kompletnie nie wierzę w jego wodoodporność, w końcu to Sony, więc nie chciałem go wystawiać na próbę. Nie musiałem na szczęście długo czekać, bo po chwili warunki pozwoliły na dalszy, spokojny marsz.

Podejście na Narożnik jest ciekawe, krótkie i umiarkowanie strome. Szlak już od początku prowadzi zajmującym terenem, niekiedy mija się interesujące skały, a szata roślinna przyciągała moją uwagę tak skutecznie, że aż wstyd się przyznać, ile zdjęć zrobiłem różnego rodzaju drzewom. Na całe szczęście z tego transu wyrwał mnie świetny widok na między innymi Góry Orlickie, Bystrzyckie, no i perełkę, a zarazem najwyższy szczyt Gór Stołowych, czyli Szczeliniec Wielki. Znak to był niewątpliwy, że dotarłem na szczyt.

Na szczycie

Na szczycie

 

Narożnik, mimo że łatwo osiągalny i naprawdę widokowy, znany jest niestety szerzej za sprawą poza turystycznych wydarzeń. W 1997 roku zamordowano tutaj dwoje studentów, dlatego na wierzchołku znaleźć można tablicę poświęconą ich pamięci. Na wierzchołek prowadzi też blisko 100 dróg wspinaczkowych, więc jeżeli lubicie bliższy kontakt ze skałą, to znajdziecie tu coś dla siebie.

Pierwszy cel wycieczki tylko rozbudził mój apetyt. Odniosłem też wrażenie, że pogoda się nieco poprawia, bo czasami między chmurami pokazywało się nawet coś, co zmęczone oko mogłoby wziąć za błękit. Nie chciałem marnować czasu i ruszyłem w stronę kolejnej atrakcji, której nazwa, biorąc pod uwagę tragedię na Narożniku, brzmiała szczególnie złowrogo. Czekał mnie bowiem spacer w stronę Kopy Śmierci. I tak naprawdę, gdybym miał być zupełnie szczery, to w tamtym momencie rozpoczęła się najprzyjemniejsza część wycieczki.

Takich miejsc na szlaku nie brakuje

Takich miejsc na szlaku nie brakuje

 

Teren, który przemierzałem był wyjątkowo ciekawy. Miałem wrażenie, że to, co było do podejścia, już pokonałem, a teraz pozostał urokliwy spacer nieznacznie tylko falującym szlakiem. Ścieżka wiła się między kolejnymi skałami, a co jakiś czas doprowadzała na brzeg kolejnych platform widokowych. Nawet nie wiecie, ile czasu zabiera odwiedzanie każdej z nich! Przecież nie byłbym sobą, gdybym osobiście nie chciał się przekonać, czy widok ze skały oddalonej o 50 metrów jest lepszy, niż z tej właśnie mijanej. Sam las również sprawiał wrażenie ładnego i nie wiem nawet, jak to wyjaśnić. No czasami tak jest, że człowiek zachwyca się zielenią i śpiewem ptaków, a czasami mija po prostu kolejne, udające drzewa patyki.

Zielono i przyjemnie

Zielono i przyjemnie

 

Warto jednak pamiętać, że na żadnym z punktów widokowych nie ma barierek, ani innych konstrukcji, które uchroniłyby was przed lotem do podstawy ściany. Lotem krótkim i kończącym się w sposób jeszcze gorszy niż występ naszej piłkarskiej reprezentacji na Euro 2020. Raczej nie podchodziłbym do samej krawędzi, zwłaszcza gdy jest deszczowo i ślisko. Zwłaszcza na Kopie Śmierci, na którą w międzyczasie dotarłem. To równocześnie dobry moment, żeby podkreślić, że szlak jest poprowadzony w ciekawy sposób. Trasa niekiedy zbliża się w stronę urwiska, a niekiedy niknie między drzewami i strzelistymi skałami. Mimo wszystko osoby z lękiem wysokości mogą niekiedy poczuć się niepewnie.

Widoki potrafią zachwycić

Widoki potrafią zachwycić

 

Co dalej? Chwila relaksującego spaceru po lesie. I piszę to z całym przekonaniem, bo odcinek ten nie przedstawia żadnych trudności. Nie znajdziecie tam ani morderczych podejść, ani obciążających kolana zejść. Ot, leniwe wędrowanie wśród różnych formacji skalnych. Fragment ten jest może nieco mniej ciekawy, zwłaszcza że na jakiś czas trzeba się pożegnać z widokami, ale odniosłem wrażenie, że było tam tak przyjemnie cicho i spokojnie. Być może to przez kapryśną pogodę, która przestraszyła pozostałych turystów, ale nie zamierzałem z tego powodu rozpaczać. Mieć kawałek gór na wyłączność? To zawsze cieszy.

Pusto, cicho i ciekawie. Czego chcieć więcej

Pusto, cicho i ciekawie. Czego chcieć więcej

 

I taki leniwy fragment doprowadza w końcu do miejsca, które szczerze mogę uznać za moje ulubione w czasie całej wycieczki. Już z daleka wypatrzyłem kolejną, widokową platformę, ale dzieliła mnie od niej głęboka i szeroka na mniej więcej pół metra szczelina. Jasne, da się to miejsce bezpiecznie obejść, ale musiałem oczywiście wybrać wariant z nieco większą dawką adrenaliny.

Skały Puchacza, bo tak się to miejsce nazywa, są naprawdę wyjątkowe. Po pierwsze sporo z nich widać, a po drugie widok opadających, kilkudziesięciometrowych skał robi wrażenie. Wiąże się z nimi też dosyć ciekawa historia, bo o ile wszystkie pozostałe, mijane atrakcje były dziełem natury, tak w tym przypadku do ich powstania przyczyniła się działalność człowieka. Ponoć dawniej istniał w tych okolicach kamieniołom, no i związane z jego działalnością wyrobiska, pomogły odsłonić to miejsce dla świata.

Skały Puchacza

Skały Puchacza

 

Kiedy już zobaczyłem wszystko, co dało się tam zobaczyć, ruszyłem w dalszą drogę. W końcu trzeba było jakoś domknąć wycieczkową pętelkę, dlatego na skrzyżowaniu szlaku wybrałem oznaczenia zielone. Niewiele się tam działo, ale w tym pozytywnym znaczeniu tego słowa. W oczy rzuca się tam przede wszystkim długa i efektowna kładka, która prowadzi wędrowca wśród drzew. Las, jaki jest, każdy wie, więc dodam tylko, że przy kolejnym skrzyżowaniu wybrałem oznaczenia żółte.

Jest ciekawie

Jest ciekawie

 

No i tam, pewnie po kolejnych kilkunastu minutach, zauważyłem coraz większe zagęszczenie różnych skalnych figur. Niewątpliwie dotarłem więc do Białych Skał. Czym one są? To tak naprawdę efektowne i wysokie niekiedy nawet na 20/30 metrów formacje skalne, u których podnóża poprowadzono wyjątkowo ciekawą, długą na mniej więcej kilometr ścieżkę. Jeszcze bardziej interesujące są nazwy niektórych ze skał. Spotkać tu bowiem takie osobistości jak Zielony Król, Zielona dama, Kibic, As Atu, czy Bubek.

Przez Białe SkałyWśród Białych Skał

 

Jest to odcinek bez większych trudności, raz tylko trzeba się wdrapać po stromych schodkach. Poza tym śmiało można oddać się tam relaksowi, chociaż trzeba uważać na jedną rzecz. Nieco ciężko spaceruje się z wysoko zadartą głową, a tamtejszy teren często zachęca do zerkania w stronę wierzchołków. Dla odmiany i bezpieczeństwa warto więc niekiedy spojrzeć pod nogi.

Tak mniej więcej kończy się ta wyjątkowo ładna pętelka, natomiast nie był to koniec mojej wycieczki. Chciałem odwiedzić jeszcze jedno miejsce, zwłaszcza że dzieliło mnie od niego krótkie, kilkunastominutowe podejście. Szlak prowadzący do ruin Fortu Karola wyrywa początkowo stromo do góry, ale nie trwa to zbyt długo. Trzeba za to pamiętać, by we właściwym miejscu, na skrzyżowaniu ścieżek, kierować się charakterystycznymi, namalowanymi na drzewach znakami. To takie miniaturowe trójkąciki, których raczej nie przegapicie.

Pozostałości Fortu Karola

Pozostałości Fortu Karola

 

Czym był Fort Karola? Góry Stołowe w XVIII wieku wykorzystywane były w charakterze obronnym. Wyniosłe i trudno dostępne, stanowiły świetne miejsce na organizowanie posterunków. I to dlatego w 1790 roku z inicjatywy króla Prus Fryderyka Wilhelma II, na zboczu góry Ptak powstała strażnica. Obecnie po Forcie Karola pozostało trochę murów, jedno większe okno, ale też rewelacyjny taras widokowy z ciekawym widokiem między innymi na Szczeliniec Wielki. To z tamtego miejsca świetnie widać jego spłaszczony niczym stół wierzchołek, który dawno temu, stanowił jeszcze przecież dno morza.

Sami więc widzicie, że Góry Stołowe to nie tylko Szczeliniec Wielki i Błędne Skały. Owszem, to tam można spotkać ciekawe labirynty i ciasne korytarze, których w czasie tej wycieczki raczej nie zobaczymy. Pętelka przez Narożnik, Skały Puchacza i Białe Skały, to mimo wszystko wyjątkowo atrakcyjna wycieczka, na którą śmiało może się wybrać niemal każdy. Nie uświadczymy w czasie wędrówki morderczych podejść, szlak prowadzi ciekawym terenem, a i widokowych platform nie brakuje, z których przy dobrej pogodzie da się zobaczyć kawał świata.

Jeżeli będziecie już w tamtych stronach, koniecznie pomyślcie o dodatkowym, krótkim wypadzie. Otóż po drugiej stronie parkingu znajdziecie szlak prowadzący do ruin Fortu Karola. To tylko dodatkowe kilkanaście minut, więc warto się tam pokręcić. I na koniec ostatnia uwaga – całość trasy przemierza się tak leniwie, że do czasów podanych na mapach doliczcie trochę czasu.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite

 

 

Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach.W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów.Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

3 komentarze

  • Jak dla mnie przy każdej wędrówce przez Góry Stołowe trzeba doliczyć trochę czasu do czasówek. Bo tu chce się pooglądać widoki, tu zboczyć na jakieś skałki, a gdzieś indziej po prostu posiedzieć pod skałą. A to wszystko zajmuje czas 😉

    • Mateusz pisze:

      Święta prawda! Mapa-turystyczna pokazuje, że tę pętelkę można przejść w dwie godziny i pewnie to prawda, no ale raczej nie miałoby to wtedy turystycznego sensu 😀

  • Ania pisze:

    Niebieski szlak od Skał Puchacza (ciekawostka – wchodząc na nie szlakiem od Dusznik, w pewnym momencie trafiamy na…. łańcuch :D) do Narożnika jest absolutnie hipnotyzujący. Pamiętam, że wybrałam się z zamiarem „sportowym”, zrobić określoną liczbę kilometrów w określonym czasie, a po dotarciu w to miejsce okazało się tak urokliwe, że wszystkie plany wzięły w łeb i tylko łaziłam i zachwycałam się otoczeniem. Dlatego weźcie sobie słowa Mateusza do serca i koniecznie doliczcie dodatkowy czas do tego, co podpowiada mapa 😉

Zostaw komentarz

×