Kolejny dzień prawdziwie zimowej pogody sprawił, że wybraliśmy się na spacer przez Dolinę Kościeliską nad Smreczyński Staw.
Od rana padał śnieg. Żadna to sensacja w połowie marca, ale liczyłem na trochę więcej słońca podczas naszej pierwszej, zimowej wizyty w Tatrach. Prognozy nie zapowiadały jednak zmiany pogody, więc ostatecznie wybraliśmy się na spokojny i bezpieczny spacer przez Dolinę Kościeliską. Szlak jest popularny, zgubić się trudno, wielkich stromizm nie ma, a na końcu czeka przytulne schronisko z ciepłą zupą. My natomiast chcieliśmy sobie jeszcze urozmaicić wycieczkę, zaliczając także wizytę nad Smreczyńskim Stawem.
Plan więc w teorii wyglądał obiecująco, a spadające płatki śniegu wprowadzały nas w zimowy klimat. No i tylko tych nieszczęsnych widoków żałowałem. Dolina Kościeliska jest bowiem w mojej opinii naprawdę ładna. Zerknijcie w jej szczegółowy opis i informacje praktyczne. Początkowy jej fragment może jeszcze nie rozpala zmysłów, ale im dalej od wejścia, tym ciekawiej. Bliskość Kominiarskiego Wierchu, wąskie przejścia w pobliżu stromych ścian, wyniosłe turnie, czy wreszcie wijący się potok sprawiają, że te kilka kilometrów marszu mija całkiem szybko. Bo taka sąsiednia Chochołowska na przykład, to moim zdaniem idealne miejsce, by wysłać kogoś tam za karę. „Zachowuj się albo przyjdzie Chochołowska i cię zabierze!”, to groźba, która na pewno by na mnie zadziałała, byle tylko uniknąć wędrówki przez tę dolinę. Trzeba było jednak dostosować oczekiwania do zastanych warunków. Szczelnie owinięci ubraniami ruszyliśmy przed siebie, obserwując, jak z każdą chwilą przybywa kolejnych fanów wędrówek.
Pora ruszać
Ta otwarta przestrzeń, którą początkowo przemierzaliśmy, nosi nazwę Wyżniej Kiry Miętusiej i normalnie już tutaj jest całkiem ładnie. Nam towarzyszyły niestety niskie chmury i obfite opady śniegu, więc nieco z pamięci musieliśmy przywoływać wszelkie kształty. Czasami w zasięgu wzroku pojawił się ktoś w kolorowej kurtce, co stanowiło jedyną odskocznię od wszelkich odcieni białego i szarego. Jestem wielkim fanem widoków, jeżeli można tak to wyrazić. Lubię rozległą przestrzeń, strzeliste szczyty w oddali czy malutki świat pozostawiony gdzieś na dole. I mimo, że warunki były teoretycznie niesprzyjające, to padające płatki śniegu też tworzyły całkiem ciekawy klimat. Jedynym moim zmartwieniem był pewnie fakt, że żeby zrobić jakąkolwiek fotkę, należało narazić aparat na zmoknięcie. Ehh, gdyby człowiek miał tylko takie problemy.
Opady i wiatr nikomu specjalnie nie przeszkadzają
Trzymaliśmy niezłe tempo i po kilkunastu minutach zjawiliśmy się w nieco ciekawszym terenie. Dolina zaczęła przybierać formę głębokiego wąwozu, a bliskość opadających, stromych turni zdecydowanie przełamała monotonię wędrówki. Odcinek ten, ciągnący się przez około 500 metrów, nosi nazwę Pośredniej Kościeliskiej Bramy, ale potocznie jest to po prostu Brama Kraszewskiego. Kiedy się tam znajdziecie, z pewnością będziecie wiedzieli, że to właśnie „ten” fragment, bo otwartą dotychczas przestrzeń, zaczynają otaczać wyniosłe ściany.
Brama Kraszewskiego zmienia charakter spaceru
W Kościeliskiej w ogóle jest co robić i to nawet będąc początkującym turystą. Bo owszem, można po prostu dojść do schroniska i wrócić, ale można też skoczyć nad wspomniany Smreczyński Staw, wybrać się do Wąwozu Kraków, zaglądnąć do okolicznych jaskiń, np. Mroźnej (niedostępna zimą), czy podejść na Halę Stoły. Masa zwiedzania, a wszystko to w naprawdę malowniczym terenie. Nasz plan nie był aż tak ambitny, ale pozornie banalna ścieżka zaczęła stawiać przed nami coraz większe wymagania.
Potok nadaje chociaż trochę kolorytu
Niektóre fragmenty były oblodzone, co o tej porze roku nie jest absolutnie niczym dziwnym, ale jeżeli pochodzicie z rejonów Polski, w których zimę widuje się już tylko na archiwalnych zdjęciach, to warto pewnie o tym pamiętać, wyposażając się choćby w najtańsze kijki i raczki. Przy okazji się pochwalę – wreszcie to nie ja miałem kłopoty z równowagą. Nasz niespieszny spacer doprowadził nas w końcu na Polanę Pisaną. I cóż, warunki się nie zmieniły, ale cokolwiek dało się zobaczyć.
Po lewej Saturn, a po prawej Ratusz. Tak nazywają się te turnie
Z polany, przy lepszej pogodzie oczywiście, widać przede wszystkim ciekawe formacje skalne. Idąc w stronę schroniska, po prawej zobaczyć będzie można zwłaszcza Stoły i Raptawicką Turnię. Z lewej z kolei, lub pisząc poprawniej, po stronie wschodniej, pokażą się Organy, Upłazkowa Turnia, Saturn czy Ratusz.
Dolina Kościeliska w zimowej aurze
Nie dane było nam podziwiać widoków, więc pomknęliśmy dalej. Ścieżka stała się może minimalnie bardziej stroma, co jednak w połączeniu z oblodzeniem nakazało nam wyostrzyć koncentrację. I co szokujące – chyba zza chmur zaczęło przebijać się słońce. Piszę „chyba”, bo było to początkowo tak nieprawdopodobne, że obstawiałem raczej moją wadę wzroku. Zrobiło się od razu jakoś tak przyjemniej, a że schronisko też już było blisko, to zaczęliśmy się głośno zastanawiać, co dalej.
Cieszyłem się jak dziecko. Na chwilę pojawiło się słońce
Po drobnej naradzie, w czasie której to ja upierałem się, że Smreczyński Staw leży zupełnie gdzie indziej, niż w rzeczywistości leżał, ruszyliśmy już właściwą trasą przed siebie. Trudno cokolwiek powiedzieć o tym odcinku, bo wyglądał w zimie jak każda leśna ścieżka. Śnieg, drzewa i my do kompletu. Początkowo spokojnie stawialiśmy kroki, ale w końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie zrobiło się całkiem stromo, a przede wszystkim ślisko. No i ja jestem najwyraźniej strasznie leniwy, bo stwierdziłem, że na takim krótkim odcinku, to w sumie wolę wybić sobie zęby, niż ściągać plecak i zakładać raczki. Koleżanka natomiast należała do tych bardziej rozsądnych i wkrótce z gracją mknęła do góry.
W drodze nad staw
Mieliśmy ten fragment trasy wyłącznie dla siebie, więc szło się miło. Znaki wskazywały, że rozprawimy się z tym podejściem w raptem 20 minut i mimo, że to niewiele, to pod koniec trochę nam się dłużyło. Na całe szczęście po chwili mogłem triumfalnie ogłosić, że staw już blisko, i że słychać szum wody. Ja naprawdę wiedziałem, że w połowie marca tatrzańskie jeziora skute są jeszcze lodem i szczerze nie wiem, na co liczyłem, ale była to dla mnie spora niespodzianka. Tak więc Smreczyński Staw przypominał zasypany śniegiem plac, przyozdobiony ambitnymi rysunkami awangardowych twórców nurtu ulicznego.
Czasami trzeba dać upust swoim artystycznym emocjom
Wspomniany staw leży mniej więcej na wysokości 1226 metrów n.p.m., a więc o całe 20 metrów wyżej, niż zdobyty poprzedniego dnia Nosal. Niepostrzeżenie więc ustanowiliśmy swój nowy, zimowy rekord w Tatrach! Gdy już zaktualizowałem status na fejsie, ochłonąłem z emocji i otarłem marznące łzy wzruszenia, ruszyliśmy w drogę powrotną. I o ile podchodzenie jeszcze jakoś mi szło, to na zejściu nie było już wymówek – założyłem, a że pochodzę z Podkarpacia, to raczej „ubrałem” raczki i od razu wstąpiły we mnie nowe siły.
Smreczyński Staw zimą
Zejście minęło nam bez przygód, a moje myśli zajmował już odpoczynek w przytulnym schronisku. Termometry podobno wskazywały coś koło -12 stopni C. Oczywiście na potrzeby internetu przyjęło się, że dla dramaturgii trzeba odjąć od tej wartości jeszcze dziesięć stopni, a do prędkości wiatru dodać 40km/h. Że wtedy tekst łatwiej idzie w świat, czy coś. No ale co będę zmyślał. Może chwilami faktycznie poczuliśmy na policzkach rozpędzone wiatrem drobiny śniegu, ale naprawdę wędrowało się nam bardzo komfortowo i ani przez chwilę nie było nam zimno. Mimo wszystko z zadowoleniem przyjęliśmy fakt, że schronisko na Hali Ornak pojawiło się w zasięgu naszego wzroku.
Schronisko na Hali Ornak
O ile w lecie niechętnie zaglądam do takich miejsc, ze względu na tłok i ogólny gwar, to zimą na szlaku mało jest takich przyjemnych rzeczy, jak ciepły posiłek i gorąca herbata. Rozwiązuje to też moje największe zmartwienie – wreszcie można posadzić tyłek na suchej ławce. Odpoczęliśmy chwilę, ustaliliśmy, że to jasne coś, przebijające się przez chmury, to faktycznie mogło być słońce, po czym zebraliśmy się w drogę powrotną. Przerwa niewiele zmieniła w kwestii pogody, ale było nam to już szczerze obojętne.
Stoły w Dolinie Kościeliskiej
Wydaje mi się, że wiatr i opady przybrały jeszcze na sile, co nieco utrudniało nam marsz, ale już bez zatrzymywania się postanowiliśmy zejść do Kir. I nie wydarzyło się absolutnie nic, o czym warto by jeszcze wspomnieć. Po prostu spacerowaliśmy wśród tysięcy fruwających w powietrzu płatków śniegu. Warunki były naprawdę zimowe, ale mimo wszystko udało mi się nagrać kilka klipów, a później zmontować je w jeden, krótki filmik. Zachęcam oczywiście do obejrzenia i subskrybowania.
Dolina Kościeliska to miejsce dla każdego i trudno się w ogóle na ten temat spierać. Zimą oczywiście wypada się trochę lepiej przygotować, bo te kilka godzin na mrozie może niektórym dać w kość. Trasa prowadzi jednak głównie płaskim terenem, chociaż jest tam kilka delikatnych podejść, które pokryte lodem sprawiają trudności. Jeżeli myślicie o przedłużeniu spaceru nad Smreczyński Staw, to polecałbym zabrać raczki. Na tamtym odcinku jest już nieco bardziej stromo i tylko Matka Natura wie, na jakie warunki traficie.
Wycieczka z Kir do schroniska na Hali Ornak, to niecałe 6 km w jedną stronę, w czasie których pokonać trzeba około 270 metrów podejść, przy czym rozkładają się one na długim dystansie i trudno mówić o jakiejś wielkiej, górskiej wyprawie. Natomiast wycieczka nad Smreczyński Staw, to spod schroniska dodatkowy kilometr i 100 metrów przewyższeń. W warunkach letnich śmiało można się wybrać z całą rodziną, a w zimie… w zasadzie też, pamiętając jednak, że pogoda w Tatrach bywa surowa. Jeżeli chcecie zerknąć na kilka widoków, to zaglądnijcie do wpisu z wycieczki na Małołączniak. Zdjęcia doliny znajdują się pod koniec wpisu.
TL;DR
- Spacer przez Dolinę Kościeliską najłatwiej rozpocząć w Kirach. Samochód można zostawić na jednym z płatnych parkingów. Oczywiście istnieje możliwość skorzystania z kursujących z Zakopanego busów.
- Wstęp do Tatrzańskiego Parku Narodowego jest płatny.
- Wycieczka z Kir do schroniska i z powrotem, to około 11 km marszu.
- Będąc w dolinie, warto poznać jej dodatkowe atrakcje, wybierając się m.in. nad Smreczyński Staw, Halę Stoły, do Wąwozu Kraków, czy do okolicznych jaskiń, m.in. Mroźnej, Mylnej czy Smoczej Jamy.
- Zimą warto zabrać kijki i raczki. O czapce i rękawiczkach już nie wspomnę.
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami
Dorosli ludzie „rysujacy” penisa na sniegu… Zenujacy przyklad braku kultury.
Co poradzisz. Przyjdzie śnieg i zasypie 😉
Ja tu widzę dwie czereśnie…no, ale każdy widzi, co chce widzieć
Mati, ale Ty masz oko. Za rok pewnie jakaś nominacja do Oscara wleci :D:D
Był taki jeden, co musiał bić się z niedźwiedziem, żeby tego Oscara zgarnąć 😛 Nie chciałbym tej sceny powtarzać, ale może Darek by się poświęcił… 😛
szlak jest idealny na zimę, w ubiegłym roku, już 20 listopada było tam biało i bajecznie 🙂 polecam wydłużenie szlaku Ścieżką nad Reglami i przejście do Doliny Małej Łąki. do zobaczenia na szlaku
Szliśmy tamtędy kiedyś do Przysłopia Miętusiego 🙂 A Kościeliska jest naprawdę fajna i polecam spacerowiczom 🙂