Bystra śniła się Darkowi po nocach od dawna. Nie musiał mnie jednak długo przekonywać, żeby się tam wybrać.
Bystra to najwyższy szczyt Tatr Zachodnich i w całości leży po stronie słowackiej. Darek już od dawna o niej wspominał, a ja w sumie uznałem, że dobrze będzie mieć na koncie takie tatrzańskie „naj”. Fajnie brzmi, nie? „Byliśmy na najwyższym szczycie Tatr… Zachodnich”. Z realizacją pomysłu musieliśmy poczekać na dogodne warunki. Po pierwsze dlatego, że chcieliśmy mieć pewną pogodę, a po drugie ze względu na długość trasy. Jednodniówka raczej odpadała, bo ostatnie co chciałbym oglądać, to przysypiający za kierownicą Darek.
Wszystko jednak świetnie się złożyło. Pogodę sobie „zamówiliśmy”, miało być słonecznie i w końcu wybraliśmy się na trzydniowy wyjazd w Tatry. Pierwszy dzień był naprawdę długi, bo jak część z Was już wie, wybraliśmy się na Małą Wysoką. Fantastyczna wędrówka nieco jednak nadwyrężyła moje stopy i obudziłem się z małymi obawami.
Szlak na Bystrą. Tatry Polskie, Wydawnictwo Compass. Interaktywną mapkę znajdziecie również tutaj.
Na Bystrą postanowiliśmy się udać od strony polskiej. Przede wszystkim ze względu na wygodę, bo nie musieliśmy objeżdżać całego pasma dookoła. Rozważaliśmy różne warianty, łącznie z tym przez Dolinę Kościeliską, ale ostatecznie zdecydowaliśmy, że byłoby to trochę zbyt obciążające. Czekał nas przecież jeszcze kolejny dzień. Wybraliśmy więc szlak prowadzący przez Dolinę Chochołowską i Starorobociańską Rówień – prawie 26 km trasy i 1500 m przewyższeń.
Dolina Chochołowska wita nas standardowym, przyjemnym dla oka widokiem
Na szlaku zameldowaliśmy się około siódmej. Było przyjemnie rześko i pusto, a my czuliśmy się nieźle. Śladów zmęczenia po poprzedniej eskapadzie nie zanotowaliśmy, co wydało mi się mocno podejrzane. No, ale przecież nie będę się na to skarżył. Spacer Doliną Chochołowską nie jest najbardziej emocjonującym zajęciem na świecie, ale szło się tak jakoś przyjemnie i leniwie. Poranne słońce dbało o ciekawe oświetlenie, a my spokojnie stawialiśmy krok za krokiem. Sama dolina nie zachwyca widokami, a dopiero Polana Chochołowska gwarantuje bardzo przyjemne dla oka krajobrazy. Tym jednak razem, nie mieliśmy w planach ich podziwiania.
Jest cicho i całkiem przyjemnie
Początkowy fragment wycieczki to najzwyklejszy asfalt, a my po ponad godzinie marszu zamierzaliśmy odbić w lewo. Wybraliśmy czarny szlak prowadzący przez Starorobociańską Rówień. Tutaj spotkało nas pierwsze, dosyć spore rozczarowanie. Nie do końca wiedziałem, czy weszliśmy na szlak, czy może jednak do tartaku. Oczywiście wiem, że zniszczone czy chore drzewa należy usuwać. Po prostu liczyłem na klimatyczną wędrówkę przez las. Zamiast tego, spotkać możecie kikuty udające rośliny, czy rozjeżdżoną ścieżkę.
Widoki, mówiąc delikatnie, nie zachwycają. Będzie jednak znacznie lepiej
Poza nami, w stronę Siwej Przełęczy idzie jeszcze kilka osób, ale generalnie jest bardzo spokojnie. Sytuację poprawia też fakt, że trasa wznosi się raczej delikatnie i cały ten odcinek przechodzi się naprawdę sprawnie. Nawet las po jakimś czasie staje się lasem! Gdzieniegdzie widać jeszcze ślady ostatnich opadów, ale tym razem zamoczenie butów mi nie grozi. Ciszę przerywa niski, budzący grozę pomruk. Niedźwiedź? Nie, to nasze żołądki dopominają się o przerwę. Minęło już sporo czasu od naszego wyjścia i dobrze byłoby się trochę posilić. Znajdujemy jakiś duży, płaski głaz i tam rozsiadamy się wygodnie.
Nieliczne ładniejsze momenty w lesie
Oczywiście naszym planem na dzień była Bystra, ale chcieliśmy cały szlak przejść raczej w spokojnym tempie. Mieliśmy przed sobą sporo czasu, zagwarantowany nocleg, więc staraliśmy się po prostu cieszyć chwilą. Taka taktyka sprawdziła się dzień wcześniej na Małej Wysokiej, dlatego też postanowiliśmy ją kontynuować. Mimo wszystko człowiek zawsze chętniej posiedziałby gdzieś na górze, dlatego nie przeciągaliśmy tego lenistwa w nieskończoność.
Drzewa zaczęły powoli zanikać, co zaczęło nas cieszyć. Niestety dosyć szybko zmazały nam się uśmiechy z twarzy. Początkowo sądziłem, że się przesłyszałem, ale Darek również zaczął się nerwowo rozglądać. Tym razem pomruk nie pochodził z naszego wnętrza, a wkrótce zamienił się w dosyć wyraźny ryk.
Powoli robi się klimatycznie. Tatry Zachodnie mają w sobie to coś
„Rozmawiajmy o czymś!” – rzuciłem do Darka. W pamięci miałem, że warto zaznaczać swoją obecność, żeby dzikiego zwierza nie zaskoczyć i dać mu czas na odejście. No to porozmawialiśmy. Że słońce świeciło, że Bystra daleko, że czwartek wypada po środzie, a w lecie bywa gorąco. Zażarta dyskusja płynęła przez las i liczyliśmy na to, że potencjalnego niedźwiedzia po prostu zanudzimy. Otrzeźwienie przyszło niedługo: jelenie i rykowisko. Strach ma jak widać wielkie oczy. Ale czy spotkanie z takim kipiącym od testosteronu jeleniem należałoby do przyjemnych? Co prawda nie zapytałby, czy mamy jakiś problem, ale pewnie w ogóle nie pytałby o nic. Udaliśmy się więc na bezpieczną, z góry ustaloną pozycję.
Mozolne podejście już praktycznie za nami. Zbliżamy się do Siwej Przełęczy
Wreszcie miało być ładnie, ale oczywiście nie od razu. Na te wyczekiwane widoki musieliśmy sobie solidnie zapracować. Do Siwej Przełęczy pozostało nam jakieś 300 metrów podejścia, co było pierwszym poważniejszym etapem na szlaku. Do tej pory raczej delikatnie nabieraliśmy wysokości. Słońce grzało już dosyć mocno, a ścieżka wiła się wśród kosodrzewiny. Niestety, po szlaku płynęła strużka wody i marsz nie należał do najprzyjemniejszych. Zawsze mam wtedy wrażenie graniczące z pewnością, że wyłożę się na jakimś śliskim kamieniu. Nie tym razem! Standardowo zatrzymaliśmy się na kilka łyków wody i ucięliśmy sobie krótką pogawędkę z pewną parą.
Darek rozmyśla już zapewne o widokach ze szczytu
Otóż wyobraźcie sobie, że na Bystrą szli po raz… piąty! Można by pomyśleć, że oszaleli. Przecież jest tyle innych, równie ładnych szlaków. Zrobiło się jeszcze ciekawiej, kiedy dodali, że do tej pory nie widzieli z wierzchołka kompletnie nic. Za każdym razem mieli kiepską pogodę i chmury zasłaniające widoki! Przy pierwszym podejściu zapewne pomyślałbym, że to zwykły pech. Druga próba pewnie nadwyrężyłaby już moją psychikę. Ale cztery nieudane podejścia?! Kto by pomyślał, że Wszechświat okaże się być takim draniem. Pogoda była teraz jednak świetna i nic nie zapowiadało zmiany. No, chyba że ta para przyciąga chmury..? Popatrzyłem na nich podejrzliwie i poderwałem Darka do marszu. Nie jestem przesądny, ale na wszelki wypadek musieliśmy tam być przed nimi. Tempo mieliśmy więc niezłe i niedługo później dotarliśmy w okolice przełęczy.
Ścieżka na Ornak i Czerwone Wierchy w tle. Nie tym razem
Od razu lepiej! Trochę się zmachaliśmy tym całym podejściem, więc bez większych ceregieli znaleźliśmy kawałek wolnego miejsca, po czym oddaliśmy się błogiemu wylegiwaniu na trawie. Darek był zachwycony i czuł się chyba jak dziecko w sklepie z cukierkami. Owszem, mi też się podobało, ale ciągle nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że tak, cukierki są, ale rozdaje je łysawy pan ze starej furgonetki. Po prostu to jeszcze nie było to na co liczyłem, chociaż widoki zrobiły się naprawdę rozległe. Może po prostu ciągle siedział mi w głowie ten nudny odcinek przez Starorobociańską Rówień? A może podświadomie bałem się o kondycję swoich stóp? Wreszcie pokazała się Bystra. Z przełęczy świetnie widać oczywiście Ornak czy Czerwone Wierchy, a także drogę na Starorobociański Wierch. Pojawiły się nawet wystające czubki szczytów leżących w Tatrach Wysokich, więc odpoczywało się wyjątkowo miło.
Po krótkiej przerwie ruszamy dalej. Celem Bystra
Z Siwej Przełęczy, poprzez Siwe Turnie, ruszamy ostatecznie zielonym szlakiem w stronę Siwego Zwornika. Biorąc pod uwagę, że startowaliśmy z Siwej Polany, to robimy sobie taką małą, „siwą” wycieczkę. Ten odcinek nie jest długi, chociaż kawałek do góry musimy podejść. Robi się za to całkiem ciekawie. Mamy interesujące widoki na północne, urwiste zbocza Starorobociańskiego Wierchu, ścieżka prowadzi przyjemnym terenem, no a my możemy wreszcie rzucić okiem w kierunku Bystrej. Obiecywaliśmy sobie, że będziemy przez cały dzień szli wolno, ale Darek zaczął chyba zbyt dosłownie traktować tę obietnicę. Wyobraźcie sobie, że od tego momentu ciągle musiałem gdzieś na niego czekać. Może to ja tak goniłem na spotkanie ze szczytem?
Oto ona – Bystra. Szlak wydaje się ciekawy
Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ta Bystra jest niesamowicie od nas odległa. Nerwowo zerkałem na zegarek i zaczynałem nawet kalkulować, czy wrócimy przed zmrokiem. W rzeczywistości mapy pokazują, że od tego miejsca na szczyt jest nieco ponad godzinę drogi. No, a co to jest godzina w górach? Mam chyba wrodzoną skłonność do dramatyzowania i przesady. Na całe szczęście szlak zaczyna mnie mocno pochłaniać. Ten fragment powinien spodobać się każdemu. Trawy przybrały rudy kolor i całe otoczenie stało się dziwnie „bieszczadzkie”. Poza tym, spora część osób odbiła w kierunku Starorobociańskiego Wierchu, więc teraz zrobiło się pusto i spokojnie.
Bezkres rudych traw – lubię to.
Zmierzamy teraz spokojnie w stronę Bystrego Karbu. Szlak prowadzi nas przez Liliowe Turnie, które z jednej strony opadają stromymi urwiskami, a z drugiej łagodnymi, trawiastymi zboczami. Idzie się leniwie, bo próżno tu szukać męczących podejść. Taki relaksujący marsz to idealny czas, żeby trochę odpocząć przed „atakiem szczytowym”. Bystra mierzy 2248 m n.p.m. co oznacza, że z przełęczy będziemy musieli podejść jeszcze jakieś 300 metrów. Nie wiem, jak zagubiony ciągle z tyłu Darek, ale ja czułem się świetnie i nie mogłem się już doczekać widoków ze szczytu. Mimo wszystko postanowiłem na niego poczekać. Jeszcze by się zgubił.
Widok na Bystry Karb. Rozpoczynamy podejście w stronę naszego celu
Jeśli rzucicie okiem na mapę to zobaczycie, że Bystra i Błyszcz leżą naprawdę bliziutko siebie. Dosłownie rzut kamieniem. Niestety nie istnieje legalny i oficjalny szlak pomiędzy tymi szczytami. Chcąc być w pełni praworządnym górołazem, musicie po prostu wejść na pierwszy cel, grzecznie zejść, wejść na drugi i przeklinając świat zejść ponownie. Darek oczywiście należy do tej grupy, toteż nieśmiało zagadał, czy nie chciałbym przypadkiem na tego Błyszcza wejść. Możliwe, że nie odpowiedziałem mu nic, bo moje spojrzenie w tamtym momencie mówiło chyba wszystko o tym pomyśle. Trzymaliśmy się planu i ruszyliśmy ścieżką trawersującą zbocze.
Ścieżka trawersuje zbocze, ale szczyt już widać
Przez pierwszą część podejścia nawet nie wiadomo, ile drogi pozostało do celu. Widać jedynie rudą roślinność i coraz lepsze panoramy wokół nas. Poprzedniego dnia pędziłem na szczyt jak oszalały, więc na Bystrej dla odmiany… zrobiłem dokładnie to samo. Darek zamieniał się powoli w małą kropeczkę niknącą w oddali, a ja zacierałem już ręce na myśl o tym, co z tego wierzchołka da się zobaczyć. Pod samym szczytem szlak zbliża się w kierunku wschodniego zbocza, no i wreszcie można nacieszyć oczy. Kilka minut później melduje się na najwyższym szczycie Tatr Zachodnich.
Bystra i widok w kierunku pozostałych szczytów Tatr Zachodnich
Mówiąc w skrócie: Bystra zapewnia fantastyczną panoramę! Jest najwyższym szczytem w okolicy, a w dodatku nie sąsiaduje zbyt blisko z innymi wzniesieniami. Widoki dosłownie w każdym kierunku. Kierując wzrok na zachód zobaczyć można pozostałe góry Tatr Zachodnich, ze Starorobociańskim Wierchem na pierwszym planie (przy prawej). Wypatrzeć można także m.in. Wołowiec, Baraniec czy Banówkę w oddali. Ten potężny grzbiet, „wchodzący” od lewej strony zdjęcia, to grań Otargańców z kulminacją w Raczkowej Czubie (słow. Jakubina). Na północy spotkacie przede wszystkim Ornak i Kominiarski Wierch, na południu Niżne Tatry, no a na wschodzie Tatry Wysokie. I to jest widok, który przyciąga wzrok.
Pięknie widać też Tatry Wysokie
Łatwo rozpoznać charakterystyczny Krywań. Na zdjęciu to ten spiczasty, pierwszy od prawej szczyt. To jednak nie wszystko, bo zobaczyć możecie takie tatrzańskie „osobistości” jak Gerlach, Kończysta, Wysoka, Rysy, czy imponujący Lodowy Szczyt (w centrum kadru na ostatnim planie). Widać także nasz Kozi Wierch czy Świnicę. No po prostu uczta dla oczu. W międzyczasie na Bystrej melduje się Darek, więc wreszcie możemy oddać się błogiej przerwie. Pora na solidne drugie, trzecie, czy które tam wtedy wypadało śniadanie. Wczorajsza wycieczka dała moim stopom mocno popalić, więc teraz staram się zdejmować buty na każdej przerwie. Zmieniam też skarpetki i liczę na to, że dam radę bezproblemowo przebyć drogę powrotną.
Pojawiają się wreszcie chmury, a z nimi cienie sunące w dolinach
Na niebie pojawia się coraz więcej białych obłoków, wieje delikatny wiatr i odpoczywa się nam wyśmienicie. Cienie suną w dolinach i wpadamy w taką lekką, radosną zadumę. Zazwyczaj trzeba się mocno namęczyć, żeby się znaleźć na szczycie, ale później samopoczucie bywa bardzo wynagradzające. „Wreszcie bez mgły” – rzucam z uśmiechem do wchodzącej właśnie, poznanej wcześniej pary. Widać, że są zadowoleni niemal tak samo jak my. Może nawet bardziej, bo to przecież ich piąte wejście. Pozdrawiamy więc gorąco! Przez dłuższą chwilę siedzimy podziwiając otoczenie, ale nieubłaganie zbliża się czas powrotu. Robię sobie jeszcze bułkę „na drogę” i zadowolony z siebie, spokojnym tempem rozpoczynam zejście.
Widok z okolic wierzchołka Bystrej w stronę Błyszcza
Obniżam się kawałek i rzucam spojrzenie w stronę Błyszcza. W zasadzie to żaden z niego szczyt, bo jego wybitność jest minimalna, co widać na innych zdjęciach. Nieuważni wędrowcy mogą nawet przegapić moment, w którym trzeba odbić w lewo, w stronę właściwej trasy. Na zdjęciu powyżej możecie zobaczyć, że oficjalny szlak prowadzi tą ścieżką trawersującą zbocze. A gdzie prowadzi ta wydeptana autostrada na wprost? Na Błyszcz oczywiście, chociaż zgodnie z prawem wejść tam nie wolno, pomimo że to raptem kilka minut drogi. Przypominam, że w Parkach Narodowych poruszać się można tylko po wyznaczonych szlakach, a każde odstępstwo może być ukarane mandatem. Skoro jesteście już uświadomieni, to pewnie wiecie też, że jeżeli czegoś nie wolno, a bardzo się chce, to można.
Zejście jest denerwujące i trzeba mocno uważać. Spod nóg często ucieka jakiś kamień, a całe podłoże jest mocno niestabilne. Wszystko to sprawia, że droga się przedłuża. Na dole czekam i czekam na Darka, a po czasie zaczynam się nawet niepokoić. W końcu widzę na horyzoncie czapkę z daszkiem, potem jego skupioną twarz, no i resztę. Idzie leniwie uważając w tym niewygodnym terenie. Bystra z przyległościami za nami, więc pozostała nam już tylko droga powrotna.
Ruch w kierunku Bystrej niewielki
To koniec z meczącymi podejściami, co od razu nas ucieszyło. Martwiła mnie jedynie kondycja moich stóp, bo te zaczęły mnie niestety znowu boleć. Powolutku więc sunęliśmy w stronę Siwej Przełęczy i podziwialiśmy jednocześnie jesienną już szatę Tatr Zachodnich. Pogoda była ciągle świetna, a nieliczne chmury tylko wzbogacały widoki. Na szlaku zrobiło się pusto, co pozwoliło nam mieć cząstkę tego wszystkiego na wyłączność. Rzuciłem jeszcze wzrokiem za siebie, by dobrze prześledzić przebieg naszej trasy. Podtrzymuje też swoją poprzednią opinię – Błyszcz to żaden szczyt.
Bystra – najwyższa góra Tatr Zachodnich i szlak na nią prowadzący. Błyszcz to niewybitne wzniesienie na lewo od szczytu.
Na Siwej Przełęczy postanowiliśmy się zatrzymać na dłużej. Nie byliśmy głodni czy zmęczeni, ale po prostu było tak ładnie, że zapragnęliśmy się wygrzać trochę w blasku wrześniowego słońca. Muszę przyznać, że było mi tam tak dobrze, że nie chciało mi się już nigdzie iść. Mógłbym sobie tam leżeć i do dzisiaj. Że zima idzie? Oj tam, oj tam. Miałem wrażenie, że wrosłem na dobre w rozgrzaną trawę i tylko wodziłem wzrokiem za cieniami sunącymi po górach i dolinach. Zastanawialiśmy się do samego końca, czy nie wrócić przypadkiem przez Ornak. To pozwoliłoby nam trochę dłużej zabawić na górze, ale uznaliśmy, że to już nie na nasze stopy. I tak nie było z nimi za dobrze. Jeżeli jednak macie taką możliwość, to gorąco zachęcam, żeby na ten grzbiet się udać. My byliśmy tam przy okazji zeszłorocznej wycieczki na Starorobociański Wierch, więc żal był teraz odrobinę mniejszy.
Słońce i chmury, czyli mieszanka idealna
Niechętnie poderwaliśmy się na nogi i wybraliśmy ostatecznie powrót tą samą drogą, którą przemierzaliśmy rano. Czekał nas jeszcze jeden wymagający skupienia odcinek. Ścieżka po chwili zaczęła się obniżać, a my weszliśmy w piętro kosodrzewiny. Strużka wody płynęła sobie tam dalej, dlatego kroki stawialiśmy bardzo uważnie. Zrobiło mi się nawet trochę smutno, że to już koniec. Zwłaszcza wtedy, kiedy słońce i chmury zaczęły tworzyć takie ciekawe pejzaże.
Oświetlenie staje się coraz ciekawsze i trochę żal znikać w lesie
Droga powrotna nie obfitowała w ciekawe przygody. Nie straszył nas żaden jeleń, nigdzie się nie potknęliśmy, a nasze rozmowy trochę przycichły. Zaczęliśmy za to coraz częściej przystawać. Drogę powrotną pokonuje się zazwyczaj szybciej, niż tę w pierwszą stronę. W tym przypadku ta reguła nie miała zastosowania. Moje buty chyba delikatnie chcą mi powiedzieć, że należy im się ciężko wypracowana emerytura, i że najchętniej to one poleżałyby sobie już na półce. Niestety odbija się to dosyć mocno na moich stopach. Małą Wysoką jakoś zmordowałem, ale kolejny dzień nie był wcale łatwiejszy. W dodatku powoli zanurzaliśmy się w ten okropny, nudny kawałek szlaku. No, a potem asfalt przez Chochołowską…
Tatry Zachodnie żegnają się z nami naprawdę ładnymi widokami
Moja mina na pewno nie wyrażała wtedy radości z powodu wejścia na Bystrą, czy z powodu miło spędzonego dnia. Gdybym miał w tamtej chwili umieścić w prywatnym rankingu czarny szlak przez Starorobociańską Rówień, to znalazłby się on zapewne gdzieś pomiędzy okładaniem się kijem po piętach, a udaniem się na ciemne osiedle i wykrzykiwanie, że klub zamieszkujących tu kibiców, to stara kobieta o nie najlepszym prowadzeniu się. Jednym słowem okropność i chciałem natychmiast się od tego uwolnić. Na znanym już nam kamieniu zorganizowaliśmy sobie kolejną przerwę, a potem ruszyliśmy dalej. Czekał nas krótki slalom pomiędzy zwalonymi pniami, dźwięk ścinanych drzew, no i wkrótce znaleźliśmy się na drodze prowadzącej przez Dolinę Chochołowską. Użyłem resztek ambicji i podjąłem wyzwanie, ścigając się z matkami pchającymi wózki czy pięciolatkami radośnie przeskakującymi z nogi na nogę. Niestety, gdyby to była konkurencja olimpijska, to wróciłbym bez medalu. Happy end był, bo do samochodu dotarłem i to o własnych siłach!
Czy mogę pisać do Ciebie maile?
To bardziej wiadomości od górskiego znajomego. Poinformuję Cię o nowych wpisach i filmach, żeby nie zdarzyło Ci się niczego przegapić.
Czy Bystra to wartościowy cel wycieczek? Jeszcze jak! Panorama jest spektakularna, a na całym szlaku brakuje trudności technicznych czy ekspozycji. Ogólnie Tatry Zachodnie mogę polecić tym, którzy stawiają swoje pierwsze górskie kroki. My zaczynaliśmy od Wołowca i bardzo miło wspominamy tamten dzień. Oczywiście trzeba mieć niezłą kondycję, bo to jednak długa trasa, ale poza tym jest ona do zrobienia przez każdego sprawnego człowieka. Czarny szlak przez Starorobociańską Rówień jest raczej nudny, a w tym odcinku leśnym najzwyczajniej brzydki. Mimo wszystko to najszybszy wariant od strony polskiej, a później panoramy wynagradzają z pewnością cały trud. Warto również w miarę możliwości „wskoczyć” na pobliski Ornak. Jeśli jesteście całkowicie „zieloni”, to pamiętajcie o dobrym przygotowaniu. Na szlaku trzeba przecież coś pić, jeść, a i lodowaty wiatr potrafi człowieka zaskoczyć. No, ale to banały, a poradników na ten temat znajdziecie w internecie pełno. Cała trasa zajmuje wg map jakieś 9h 30 min. To oczywiście czas samego marszu. Nam zajęła ona około 10 godzin, ale w to wliczyliśmy już całkiem sporo przerw. Bystra? Naprawdę warto! W galerii tradycyjnie trochę więcej zdjęć. Możecie sobie pooglądać jak ten szlak w rzeczywistości wygląda.
Jestem naprawdę szczęśliwy, że wszedłem na tę stronę . Wielu osobom wydaje się, że posiadają odpowiednią wiedzę na opisywany temat, ale często tak nie jest. Stąd też moje ogromne zaskoczenie. Świetny artykuł. Będę rekomendował to miejsce i częściej wpadał, by poczytać nowe rzeczy.
ja szłam na Bystrą od Hali Ornak przez Iwaniacką i, no cóż, Ornak. Potem na Starorobociański, przez Kończysty i Trzydniowiański, i zejście do Polany Trzydniówki, a potem Doliną Chochołowską. Szlak był cudowny aż do Trzydniowiańskiego Wierchu. Zejście z Trzydniowiańskiego było już torturą dla kolan, które zaczynały mi drżeń, nudne, i trwało, i trwało, i trwało. I jeszcze trwało. Tak, że jak tylko zobaczyłam ciuchcię na Polanie Huciskiej, wiedziałam że wsadzę w nią tyłek. Teraz już pewnie nie planowałabym Starorobociańskiego tego samego dnia, co Bystrą, bo zwyczajnie nie robi już później takiego wrażenia. Poza tym, i nieszczęsnym zejściem z Trzydniowiańskiego Wierchu, to była naprawdę bardzo udana wyprawa.
Też szłam z Błyszcza nielegalnym szlakiem na Bystrą, ale w sumie na Błyszczu szlak był tak kiepsko oznaczony, że przegapiłam moment, w którym odbijał, bo na sam szczyt (jeśli w wypadku Błyszcza można mówić o szczycie), nie ma legalnego wejścia.
Witam,
Dlaczego lepiej Chochołowską niż Koscieliska?
Dziekuje
Hej! Wychodzi po prostu nieco krócej 🙂
Tak wracając do spotkań z misiami. Gdzieś chyba ze trzy lata temu na Świstówce w kierunku MOka spotkaliśmy ok godz 14 małego misia, tak gdzieś 100m powyżej nas ( zdradziły go spadające na nas kamyki). Nagle przestało być lajtowo i fajnie, do tego jeszcze świadomość ze skoro jest maluch to i mamuśka misia na pewno jest blisko .Gdyby nie stabilizacja w moim Pentaxie to pewnie byłyby problemy z ostrością zdjęcia. Ale najciekawsze : przed nami szła mooocno powoli para bo chłopak miał wyraźny problemem z lekiem wysokości, gdy ostrzegliśmy ich o misiu to chyba zapomniał o swoim problemie bo dopędziliśmy ich dopiero za Żlebem Żandarmerii i dopiero tam poprosił o zdjęcie misia. Pozdrawiam i raczej nie zyczę spotkań z misiami
Domyślam się, jak to wyglądało 😀 Nam udało się zobaczyć niedźwiedzia w Kondratowej, ale był naprawdę daleko i coś zajadał. Tak więc bliższych spotkań też sobie nie życzę 😀
Piękny szczyt, w pięknych warunkach. Ja na nim stanąłem za trzecim razem, bo raz ilość wrześniowego śniegu na Ornaku nas zbyt spowolniła, drugim razem brakło chęci i determinacji, a za trzecim razem już nie było wymówki i musiałem wejść 😛 Ale też trafiłem dobrze i na wschód nie narzekałem. I do tego towarzystwo: https://1.bp.blogspot.com/-A8Erq8JAzGY/VlzgsPZkWsI/AAAAAAABOBE/P8zQGlScIPUWbdRvijBl_Y9aEOWp0mxeQCKgB/s1000/P1350566.JPG
Fajnie się już u Was czerwonawo robiło.
Czytałem w Twojej relacji. Widoki miałeś niesamowite, a Bystra to naprawdę świetny punkt widokowy. Idąc jednak od strony polskiej, wypada mieć trochę kondycji. Ewentualnie zanocować gdzieś w schronisku.
Fajnie tutaj 🙂 Z pewnością będziemy wracać ! Pozdrowienia 😉
Dzięki! Też czasami do Was zerkam 😛
Umiecie trzymać w napięciu z tym niedźwiedziem 😉 Patrząc na zdjęcia bardziej by pasowała do krajobrazów nazwa 'Ruda’ a nie 'Siwa’. Bardzo klimatycznie, pozdrawiam.
To „niedźwiedź” trzymał w napięciu nas 😀 Jesień w górach ma sporo uroku 🙂 Pozdrawiamy!
Jak jest ciemno na szlaku, to mocniej uderzam kijkami o podłoże, żeby miśki odstraszyć i żeby ewentualnie ich nie słyszeć 😛 Pogodę to żeście znowu utrafili. Do zdjęć idealna. Bystra przede mną, ale czy zdążę z nią w tym roku, sama nie wiem 🙂
To też dobry sposób, bo mówienie do siebie może zostać różnie odebrane 😀 Na pogodę to my nie możemy narzekać, bo w zasadzie prawie za każdym razem mamy świetną. Bystra jest naprawdę fajnym szczytem, no ale ja już czekam na Twoją relację z czterotysięcznika 😀
Wybieram się na Bystrą w tym tygodniu i liczę na podobną pogodę 😉 Baaaardzo ładne warunki Wam „siadły” 😀
Ja mam na niedźwiedzie inny sposób. Jak idę sam i zbliżam się do podejrzanego zakrętu, to kaszlę 😀 Jak ścieżka bardzo kręta, to z boku musi to brzmieć co najmniej ciekawie 😀
To świetnie, czekam na wrażenia 😀 Poza tym odcinkiem czarnego szlaku przez Starorobociańską Rówień, to podobało nam się bardzo! No, a potem jak wyszły jeszcze chmurki to nic, tylko tam sobie siedzieć 🙂 Mam nadzieję, że będziesz miał jeszcze trochę słońca, bo teraz w Tatrach podobno nieciekawa aura. Też dobry sposób 😀 Chociaż dwóch miarowo kaszlących to już pewnie dziwny widok… 😛