Skip to main content

Bukowe Berdo ciągle stanowiło dla nas białą plamę na bieszczadzkiej mapie. Chcieliśmy to zmienić na sam koniec zimy.

Bieszczady znamy już dobrze. Udało nam się odwiedzić w zasadzie większość dużych połonin – Caryńską, Wetlińską czy Rawki. Poza jedną. Bukowe Berdo było dla nas wciąż niezbadanym terenem i za punkt honoru postawiliśmy sobie zmianę tego stanu rzeczy. Wszystko to wyszło trochę przypadkowo. Planowaliśmy wyjazd w kompletnie inny region kraju, ale pogoda tego roku jest strasznie kapryśna. Wybraliśmy więc Bieszczady, w których kończyła się właśnie zima. Rano wychyliłem nos za okno. Pogoda była znośna, chociaż niebo dominowały szare chmury. Ostatecznie pożegnałem myśl o powrocie do ciepłego łóżka i umówiłem się z Darkiem na wyjazd. Na miejscu spotkały nas pierwsze problemy. Nie mieliśmy pojęcia gdzie zaparkować samochód.

Znaleźliśmy początek szlaku, więc ruszamy do góryZnaleźliśmy początek szlaku, więc ruszamy do góry

 

Na szlak ruszaliśmy z miejscowości Muczne, a każde potencjalne miejsce wydawało się nieodpowiednie. Ostatecznie zostawiliśmy go przy drodze, co nie było zbyt lotnym pomysłem z jednego, ważnego powodu: Darek kilkukrotnie podczas wędrówki zastanawiał się, czy schodząc, spotkamy go w tym samym miejscu. Kolejne kłopoty spotkały nas już po chwili, ale to raczej standard w naszym przypadku. Pogubiliśmy się trochę i zamiast skręcić w prawo za punktem kasowym, poszliśmy na wprost, za wygodną drogą.

Ostatecznie przy użyciu mapy i odrobiny męskiej intuicji, udało nam się trafić na właściwą ścieżkę. Początkowy fragment prowadzi wśród drzew. Nic nowego, chociaż taki „pozimowy” las nie zachwyca swoim wyglądem. Im wyżej byliśmy, tym więcej śniegu znajdowało się pod naszymi stopami.

Im wyżej, tym więcej śnieguIm wyżej, tym więcej śniegu

 

Mimo wszystko zgodnie stwierdziliśmy, że zima jest już w odwrocie. Szlak przez Bukowe Berdo był dla nas zagadką, ale wkrótce mieliśmy się dobrze z nim zapoznać. Pogoda zmieniała się dynamicznie. Za naszymi plecami mieliśmy błękit nieba i pojedyncze białe chmurki, a przed nami było niemal kompletnie szaro. W ogóle nam to jednak nie przeszkadzało, a co więcej, dodawało to całej wędrówce uroku. Tuż przed wdrapaniem się na grzbiet, spotkaliśmy sporą ekipę turystów. Prawdopodobnie była to jakaś grupa pielgrzymkowa, która zmierzała w stronę Tarnicy. Musicie wiedzieć, że w Wielki Piątek odbywa się droga krzyżowa na ten szczyt, a mniejsze grupki organizują sobie takie wypady już wcześniej. Przynajmniej takie sprawiali wrażenie. My jednak mieliśmy nieco bardziej świeckie plany na ten dzień, więc po ich wyminięciu, ruszyliśmy w stronę widocznej już połoniny.

Na wschodzie pogoda jest pięknaNa wschodzie pogoda jest piękna

 

Na połoninie mamy wreszcie okazję pooglądać trochę świata. Szybko okazuje się, że przejrzystość powietrza jest tego dnia naprawdę świetna. Ruszamy niespiesznie grzbietem Bukowego Berda i szukamy dogodnego miejsca na krótki postój. Co prawda jest stosunkowo ciepło, ale nieprzyjemnie wieje. Chowamy się ostatecznie za kamieniami, wyciągamy termosy i chwilę odpoczywamy. Niedługo później ruszamy dalej. Od tego momentu zaczyna się jedna z lepszych w ostatnim czasie wędrówek. Chmury suną po niebie rzucając ciekawe cienie na okoliczne doliny, a słońce stara się wychylić zza tej szarej masy. Trzeba trochę uważać, bo podłoże jest miejscami mocno oblodzone, ale mimo wszystko idzie się świetnie.

Lód na szlaku wygląda groźnie, ale występuje tylko w nielicznych miejscachLód na szlaku wygląda groźnie, ale występuje tylko w nielicznych miejscach

 

Wrażenie robi przede wszystkim niebo. Chmury tworzyły tego dnia niesamowity spektakl, a jak się miało okazać, z czasem było już tylko lepiej. Nasze obawy co do niestabilności pogody dawno już minęły. Zresztą popatrzcie sami: jak tu patrzeć pod nogi, kiedy ponad głowami dzieją się takie cuda.

Z jednej strony pogodnie, a z drugiej wciąż pochmurnoPory roku zdają się walczyć ze sobą

 

Z każdą chwilą było widać coraz więcej. Byliśmy w stanie dostrzec już szczyt Tarnicy oraz dalszy przebieg naszej drogi. Za plecami mieliśmy ciągle Połoninę Caryńską i Wetlińską, czyli chyba najbardziej znane miejsca w Bieszczadach. Bukowe Berdo na tym tle brzmi dosyć egzotycznie, chociaż praktycznie od razu zostaliśmy oczarowani przez to miejsce. Szlak prowadzi bardzo ciekawą połoniną, która momentami dosyć mocno się zwęża i prowadzi tuż obok ciekawych formacji skalnych.  Bieszczady możemy już prawie uznać za nasze rodzime góry, a mimo wszystko spotkało nas tego dnia spore zaskoczenie. Na plus oczywiście.

Chmury potrafią tworzyć świetne krajobrazyChmury potrafią tworzyć świetne krajobrazy

 

Jak mawia starożytne przysłowie: „apetyt rośnie w miarę jedzenia” i wędrując przed siebie zaczęliśmy nieco ubolewać nad faktem, że słońce przykryte jest szczelnie chmurami. Życie to nie koncert życzeń, ale tego dnia mieliśmy wrażenie, że sprzyja nam niemal wszystko. Pierwotny plan zakładał zejście z Bukowego Berda w stronę Przełęczy Goprowskiej, a następnie wejście na Tarnicę. Rzut oka w tamtym kierunku uzmysłowił nam, że może to nie być dzisiaj najlepszy pomysł. Podobno już trzy osoby to tłok, a na tamtym szczycie zaczęły się tworzyć kolejki.

Na Tarnicy dzisiaj tłoczno Na Tarnicy dzisiaj tłoczno

 

Zrobiliśmy to, co od pewnego czasu wychodzi nam najlepiej: poszliśmy przed siebie, odkładając zastanawianie się na później. Zbliżaliśmy się do końca naszej wędrówki przez Bukowe Berdo, a naszym kolejnym celem było podejście w stronę Krzemienia i przewinięcie się na drugą stronę grzbietu. Tam planowaliśmy dojście do przełęczy i odpoczynek w znanej nam już wiacie. Nie było to jednak tak łatwe jak się wydaje. Północne stoki były ciągle pokryte śniegiem, a w tym przypadku wręcz lodem. Zima nie poddawała się tak łatwo.

I w Bieszczadach można poczuć się małymI w Bieszczadach można poczuć się małym

 

Głupio byłoby się potłuc, więc w najtrudniejszym fragmencie po prostu wykopywałem sobie butami stopnie. System może i czasochłonny, ale za to bardzo skuteczny. Nie wiem jakim cudem Darek tak szybko uporał się z tym fragmentem, ale zniknął mi z oczu na dłuższą chwilę. Czyżby potajemnie ćwiczył jakieś techniki?

Miejscami bywa bardzo ślisko i trzeba uważaćMiejscami bywa bardzo ślisko i trzeba uważać

 

Po chwili zobaczyłem go jednak, jak czeka znudzony na szczycie grzbietu. Teren był już łatwy, więc sprawnie ruszyłem w jego kierunku. Teraz czekała na nas prawdziwa niespodzianka. Mieliśmy okazję przejść się słynnymi i kontrowersyjnymi schodami. Nie tak dawno powstały one w celu ochrony środowiska. Miały na celu ograniczenie ruchu turystów poza szlakiem. Może i jest w tym sporo prawdy, ale wyglądają one niestety kiepsko. Jak widać coś za coś.

Tarnica w tleTarnica w tle

 

Powoli, uważając na lód, zmierzaliśmy w stronę wiaty i ławeczek. Przed podjęciem kolejnych kroków musieliśmy wchłonąć coś słodkiego i trochę kofeiny. Jak wiadomo głodny człowiek bywa nieobliczalny, a w górach trzeba podejmować roztropne decyzje. Gdy już uporaliśmy się z tym co  dla faceta najważniejsze (jedzeniem oczywiście), wyciągnęliśmy mapę i zaczęliśmy liczyć. Ile czasu do zachodu, ile do całkowitej ciemności, ile na Tarnicę, a ile na Halicz. Czy wrócimy, czy wystarczy nam sił i czy będzie nam się chciało. No i gdy podstawiliśmy dane do wzoru, to wyszedł nam ten ostatni. Byłem tam niedawno, ale nie pamiętam prawie nic. Wiało, sypało śniegiem, a ja walczyłem z żywiołem. Dlatego szybko poparłem tę ideę i już zacierałem ręce na myśl o widokach.

Po przerwie decydujemy się zdobyć HaliczPo przerwie decydujemy się zdobyć Halicz

 

Był jeden minus: z wyliczeń wychodziło, że jeśli nie chcemy zostać gdzieś na grzbiecie na noc, to na Halicz będziemy musieli wejść naprawdę szybko. Problemem był też stan moich nóg, które zaczęły odczuwać już trud wycieczki. Głównie dlatego, że dzień wcześniej postanowiłem odwiedzić siłownię. Internety nakazywały ćwiczenie wszystkich partii ciała, z nogami włącznie, a ja głupi zamiast przełożyć to na inny dzień, zrobiłem rekordową ilość serii i powtórzeń. No co, zima się kończy i trzeba jakoś wyglądać. Przyznam się więc, że byłem sceptyczny.  Darek jednak jest ode mnie cały rok młodszy, a jak wiadomo ci młodzi mają skłonności do ryzykanctwa. No i co było zrobić? Ruszyliśmy ostro przed siebie.

Z każdą chwilą robi się coraz pogodniejZ każdą chwilą robi się coraz pogodniej.

 

Chmury powoli się rozstępowały, a słońce miło przygrzewało. Dało czuć się już wiosnę. Zmrożony do tej pory szlak zamienił się w jedną wielką breję błota, na której musiałem podjechać. I chociaż czytałem wiele dobrego o kąpielach błotnych, to z ulgą odetchnąłem ratując się przed całkowitym upadkiem. Niczym prawdziwi zawodowcy ustaliliśmy sobie nieodwołalny czas odwrotu, który umożliwić miał nam spokojny powrót Bukowym Berdem. Liczyliśmy się nawet z przerwaniem naszego „ataku szczytowego”, a wszystko to dla spokoju ducha. Wiadomo, miśki już podobno nie śpią i te sprawy. Zegar tykał, a my pokonywaliśmy kolejne metry. Ja natomiast na nowo poznawałem tę okolicę. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej, niż jeszcze dwa miesiące temu.

Halicz już na wyciągnięcie rękiHalicz już na wyciągnięcie ręki

 

W końcu poczuliśmy to znajome uczucie: już prawie jesteśmy na miejscu. Zmieściliśmy się nawet w wyznaczonym limicie czasowym. Wreszcie mogłem nacieszyć oczy panoramą z tego miejsca. Powietrze było bardzo przejrzyste i nie mieliśmy kłopotu z dostrzeżeniem szczytów znajdujących się hen daleko na zielonej Ukrainie. Było świetnie.

Panorama ze szczytuPanorama ze szczytu

 

Kiedy obfotografowaliśmy już okolicę i ugasiliśmy pragnienie, zgodnie uznaliśmy, że czas wracać. Droga prowadziła w dół, a następnie biegła dosyć przyjemnym trawersem Krzemienia. To znaczy przyjemny on by był, gdyby nie to błoto. Słońce przyświecało już naprawdę mocno, a resztki śniegu topniały błyskawicznie i spływały w dół zbocza. Poradziliśmy sobie jednak z tym terenem wzorowo i żaden z nas, (a już na szczęście nie ja) nie doznał upadku.

Nie tylko my wykorzystaliśmy tę świetną pogodęNie tylko my wykorzystaliśmy tę świetną pogodę

 

Wkrótce stanęliśmy oko w oko z najpoważniejszym podczas powrotu zadaniem. Znów schody na Krzemień, które mieliśmy okazję podziwiać teraz w pełnej krasie. Dodatnia temperatura całkowicie pozbawiła je białego puchu. Zebrałem się w sobie, poklepałem bo obolałych nogach i po chwili mogłem jedynie oglądać plecy Darka. Mam nauczkę na przyszłość.

Schody do nieba. Wracamy na Bukowe BerdoSchody do nieba

 

Sami oceńcie jak podoba się wam ta konstrukcja. Zdania są przeróżne i racja leży pewnie jak zwykle gdzieś po środku. Chociaż nie są zbyt urokliwe, to idzie się po nich sprawnie i po kilku chwilach znaleźliśmy się na górze. Bukowe Berdo znów było widoczne, a do przejścia pozostała nam niewielka przełęcz i ostatnie podejście. Później trasa prowadziła już niemal wyłącznie w dół. Bez marudzenia zabraliśmy się za pokonywanie tego odcinka. Słońce powoli obniżało już swoje położenie, a na niebie pozostały już tylko nieliczne chmurki. Zapowiadał się świetny zachód.

Zasłużona przerwa na kawęZasłużona przerwa na kawę

 

Gdy wdrapaliśmy się już na grzbiet Bukowego Berda, uświadomiliśmy sobie, że nasze zaawansowane kalkulacje są kompletnie błędne. Lub, w co wolę wierzyć, byliśmy tak fantastycznie szybcy i wytrzymali. Niepotrzebnie jednak się  tak spieszyliśmy, bo mieliśmy jeszcze spory zapas czasu. Czasu jednak nigdy dość. Zamierzaliśmy wykorzystać te darmowe minuty na coś przyjemnego. Na początek rozbiliśmy mały obóz. Kawa, słodycze i sporo zdjęć do albumu. No i odpoczynek w promieniach słońca. Niestety jak to w górach bywa, momentami pojawiał się lodowaty wiatr, ale i tak było miło. Zaplanowaliśmy, że wracać będziemy naprawdę leniwym tempem. Ale tak bardzo leniwym, że jeszcze takim się nie poruszaliśmy. Tak wolnym, że gdyby oglądał nas ktoś z boku, to zapytałby nas czy wszystko w porządku. Całe to kombinowanie z myślą o zachodzie słońca.

Wracamy. Pogoda zrobiła się fantastycznaWracamy. Pogoda zrobiła się fantastyczna

 

Niestety ciężko się pozbyć nawyków. „Nawet jak gdzieś szedłem, to biegłem”- chciałoby się przytoczyć. Na szczęście tym razem nie było tak źle, a ja postanowiłem pełnić rolę tego hamującego. W ostatnich miesiącach pogoda nas nie rozpieszczała, więc nie miałem najmniejszego zamiaru przegapić takiego wydarzenia. Zachód musiał się odbyć z nami na połoninie. Wyciągnęliśmy z plecaków dodatkowe ubrania i natychmiast zrobiło się cieplutko. Marznąłem tylko w dłonie, gdy próbowałem robić zdjęcia. A okazji do tego było sporo.

Bukowe Berdo zaczyna pokazywać swoje pięknoBukowe Berdo zaczyna pokazywać swoje piękno

 

Ten fragment wycieczki można śmiało nazwać leniwym spacerem. Światło coraz ciekawiej malowało świat, cienie w dolinach znacząco się wydłużały, a na górze nie było już nikogo poza nami. Rozglądaliśmy się na wszystkie strony i chociaż przemierzaliśmy ten teren razem, to każdy z nas żył w swoim własnym, małym świecie.

Wkróce te lasy się zazieleniąWkrótce te lasy się zazielenią

 

Wystarczyło parę godzin, by to samo Bukowe Berdo wyglądało zupełnie inaczej. Gdy planowaliśmy wycieczkę, mieliśmy nadzieję, że chmury przynajmniej na chwilę się rozstąpią. Teraz już wiem, że bardzo dawno nie mieliśmy tak wspaniałych warunków. Bezchmurne niebo to fajny dodatek do wycieczki, ale małe, sunące obłoki potrafią upiększyć każdy krajobraz. Wszystkie te elementy zyskują na wyrazie jeszcze bardziej, gdy dzień chyli się już ku końcowi.

Cała połonina tylko dla nasCała połonina tylko dla nas

 

Jest tak pięknie, że zapominamy o tym jak długo pogoda kazała nam czekać na takie widoki. Darek tylko momentami żartuje, że wszystko układa się zbyt dobrze i w zamian, na dole nie znajdziemy zaparkowanego po partyzancku samochodu. Kto by się tym teraz przejmował. Wszystko tak kolorowe i wyraziste, zupełnie jakbym miał ten zakątek świata dla siebie. Gdzie nie spojrzę tam wolność.

Dzień w Bieszczadach kończymy świetnymi widokamiDzień w Bieszczadach kończymy świetnymi widokami.

 

Do zachodu zostało nam około pół godziny i staraliśmy się jak najwięcej skorzystać z tego czasu. Zbliżaliśmy się nieuchronnie do końca szlaku przez Bukowe Berdo, więc sztucznie szukaliśmy miejsc, gdzie osłonięci od wiatru moglibyśmy jeszcze chwilę popatrzeć na otoczenie.

Przedwiośnie na Bukowym BerdziePrzedwiośnie na Bukowym Berdzie

 

Słońce chowało się już powoli za Rawki, a my mieliśmy przed sobą piękny krajobraz. Oświetlona połonina, błyszczące się trawy, urokliwe chmury oraz Połoniny Caryńska i Wetlińska w tle. Przedwiośnie w Bieszczadach. Czuć było, że zima odchodzi na dobre i wkrótce na te tereny zawita już wiosna. Wszystko się zazieleni i nabierze zupełnie nowego wyglądu.

W drodze powrotnej mieliśmy Bieszczady już tylko dla siebie. Lubię to.W drodze powrotnej mieliśmy Bieszczady już tylko dla siebie. Lubię to.

 

Darek ruszył przed siebie, w stronę znaku kierującego do lasu. Ja nie umiałem się jeszcze pożegnać z Bukowym Berdem. Krzyknąłem do niego, że zamierzam jeszcze chwilę zostać na górze, a następnie do niego dołączę. Wiatr dawał się we znaki i część zdjęć starałem się już robić w rękawiczkach. Ale co się naoglądałem to moje! Patrzcie sami:

Bieszczadzkie piękno zamknięte w jednym kadrze. No i DarekBieszczadzkie piękno zamknięte w jednym kadrze. No i Darek 

 

Wykonałem jeszcze kilka ujęć, spacerując po połoninie w tę i z powrotem i postanowiłem dołączyć do Darka, który czekał niżej. Do zachodu pozostały już raptem minuty.

Chwilami aż żal wracaćChwilami aż żal wracać

 

Koniec. Fantastyczny dzień nie może trwać wiecznie. Rozświetlone czerwieniami niebo sprawia nam miłą niespodziankę, ale po drugiej stronie nieboskłonu, odcienie błękitu zachęcają nas już do marszu w dół. Mamy około 40 minut, nim stanie się kompletnie ciemno. W pogotowiu mamy czołówki, więc zakładamy, że nie powinniśmy mieć kłopotu z zejściem. Rzucamy ostatnie spojrzenie za siebie i ruszamy.

Pora ruszać na dół nim zrobi się całkiem ciemnoPora ruszać na dół nim zrobi się całkiem ciemno

 

Planujemy jak najszybciej przejść ten odcinek. Głośno rozmawiamy, momentami niemal zbiegamy i przez większość trasy nie mamy najmniejszego kłopotu z poruszaniem się. Dopiero na samym dole, w gęstym świerkowym lesie, włączamy czołówki. Samochód stoi gdzie stał, a my możemy już zrzucić plecaki i usiąść w wygodnych fotelach. Co za dzień! Tak niesamowitej i różnorodnej pogody życzyłbym i sobie, i wam jak najczęściej. Niestety tego elementu wycieczki nie da się zaplanować, ale cała reszta udała się nam na prawdę dobrze. Kilka rad znajdziecie tutaj.

W Bieszczadach byliśmy już kilka razy i możemy stwierdzić, że Bukowe Berdo to jedno z najpiękniejszych miejsc w tych górach. Cierpliwość w oczekiwaniu na pogodę przyniosła rezultaty i na pewno długo będę wspominał tę wycieczkę. Przedwiośnie to ciekawa pora w ciągu roku. Mimo, że spotkaliśmy trochę osób na szlaku, to przez większą część dnia poruszaliśmy się po szlakach we dwójkę. Zaznaliśmy ciszy, widzieliśmy piękne krajobrazy i podładowaliśmy się trochę pozytywną energią. Nie zapomnijcie zaglądnąć do galerii. Tam znacznie więcej zdjęć z tego pięknego wyjazdu. Pozdrawiamy!

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach. W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów. Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

17 komentarzy

Zostaw komentarz

×