Skip to main content

Bieszczady jesienią potrafią zauroczyć niemal każdego. Piękną pogodę wykorzystaliśmy na krótką wycieczkę na Bukowe Berdo.

Mogłoby się wydawać, że las wszędzie wygląda tak samo. Parę drzew, krzaki i hasające zające. Z Bieszczadami jest jednak trochę inaczej, a zwłaszcza jesienią. I wcale nie chodzi mi o świecące za pniem głodne, niedźwiedzie oczka. Pasmo to porastają przede wszystkim lasy liściaste, co sprawia, że o tej właśnie porze roku wyglądają naprawdę zjawiskowo. Jest dziko, spokojnie, a po połoninach hula wiatr. Zbocza porastają kolorowe drzewa i wszystkim podoba się to tak bardzo, że co druga osoba byłaby gotowa „rzucić to wszystko” i przyjechać właśnie tutaj. Bądźcie więc czujni, jeżeli od kogoś bliskiego usłyszeliście niedawno, że jesteście dla niej bądź dla niego „wszystkim”… Nic i nikt nie stanie na drodze w Bieszczady.

Można powiedzieć, że w moim przypadku to właśnie w tym paśmie wszystko się zaczęło. Darek zabrał mnie na jesienną wycieczkę, która była moją pierwszą wędrówką w ogóle i tak jakoś przepadłem bezpowrotnie. W kolejnych latach nie mieliśmy szczęścia do pogody, a w tym nie dogadaliśmy się co do terminu. I tak oto, w tym osnutym już legendami miejscu, znalazłem się z koleżanką. Żeby było ciekawie i historia miała jakąś kontynuację, to tym razem ona mogła powiedzieć, że nigdy wcześniej tutaj nie była. Chciałem więc jej pokazać te jesienne Bieszczady od jak najlepszej strony, mimo że czasu nie mieliśmy dużo. Raptem na krótki spacer.

Szlak na Bukowe Berdo

Szlak na Bukowe Berdo, Bieszczady, Wydawnictwo Compass. Wycieczkę możesz zaplanować też tutaj

 

Najszybszym i chyba najciekawszym sposobem, by dostać się na Bukowe Berdo, jest żółty szlak prowadzący z Mucznego. Jest względnie krótki, bo żeby wdrapać się na grzbiet, wystarczy maszerować przez jakąś godzinę. Nie jest też tak popularny i oblegany, jak choćby Caryńska czy Połonina Wetlińska, ale w pogodny weekend nie ma się co nastawiać na puste szlaki. Dodatkowo jest ciekawy, przyjemny i położony na uboczu, co sprawia, że faktycznie można poczuć klimat tego miejsca. Miało być więc pięknie.

Nim jednak zameldowaliśmy się na starcie, wstąpiliśmy jeszcze do zagrody żubrów, która znajduje się kilka kilometrów przed samą miejscowością. Głupio byłoby o tym nie wspomnieć, bo jeżeli podróżujecie z dzieciakami, to na pewno ucieszy ich widok takich puchatych i przerośniętych krówek. Co ja gadam – mnie też ucieszył! Polecam i zostawiam archiwalne zdjęcie z poprzedniej wycieczki, kiedy końcem zimy byliśmy tutaj z Darkiem. Żubry od tamtego czasu raczej nie wyewoluowały i wyglądają z grubsza tak samo.

Żubrza rodzina

Żubry w Mucznem

 

Chodźmy więc na wycieczkę, zostawiając ten przydługi wstęp za sobą. Jak wspomniałem, dla koleżanki była to pierwsza wizyta w Bieszczadach i chyba ciekawa wrażeń, od początku narzuciła przyzwoite tempo. Nie ze mną jednak takie numery! Zakupiliśmy wejściówki, minęliśmy niewielką polanę i wkroczyliśmy do lasu. Tam czekał na nas spacer delikatnie wznoszącym się terenem. Ciągle nic trudnego. Nie bez powodu zjawiliśmy się tutaj po południu, bo liczyłem, że przy odrobinie szczęścia uda nam się obejrzeć na tym Bukowym Berdzie jakiś ciekawy zachód słońca.

Z Mucznego ruszamy na Bukowe Berdo

Z Mucznego ruszamy na Bukowe Berdo

 

Mijaliśmy więc schodzących już turystów, a z każdą chwilą robiło się coraz spokojniej. Początkowo ścieżka prowadziła wśród zielonych jeszcze roślin, więc z coraz większym napięciem wyczekiwaliśmy momentu, w którym naszym oczom pokażą się te wszystkie wielobarwne liście. Nie zawiedliśmy się! Potężne, strzeliste buki, a nad naszymi głowami cała paleta jesiennych barw. Słońce przebijało się gdzieś między konarami i już ten etap wycieczki mogliśmy uznać za wyjątkowo urokliwy. Bo mogłoby się wydawać, że las wszędzie wygląda tak samo. Parę drzew, krzaki i hasające zające. W moim prywatnym rankingu lasów jednak (spokojnie, nie prowadzę zeszytu), to właśnie ten bieszczadzki okupowałby pierwsze miejsca i wcale nie umiem wyjaśnić dlaczego, bo żaden ze mnie leśnik – dendrofil. Po prostu wszystko tu jest na właściwym miejscu.

Jesienne lasy w Bieszczadach

Kolory jesieni w Bieszczadach

 

Nie pamiętam już nawet czy w ogóle tam rozmawialiśmy i o czym. Pewnie jakieś zdawkowe zdania, że ładnie, i że już niedaleko. To ostatnie powtarzam każdemu. Specjalistą od motywacji nie jestem, ale podobno to działa. Czasami pstryknąłem fotkę, gdy promienie ciekawie oświetliły naszą ścieżkę, ale głównie skupialiśmy się na marszu. Bo wśród drzew może i było ładnie, ale to ciągle nic przy tym, co miało nas czekać na połoninie. Szlak stawał się coraz bardziej stromy, a to oznaczało, że byliśmy już coraz bliżej widokowej uczty. Niektórych pewnie może tutaj złapać solidna zadyszka, bo chcąc dostać się na grzbiet, trzeba pokonać jakieś 440 metrów przewyższenia na dystansie 3 km. I chociaż ten ostatni odcinek daje w kość, to o wysiłku zapomina się szybko. Las kończy się w zaskakująco gwałtowny sposób, ustępując miejsca krzewom, a następnie morzu złotych traw.

Wszystkie kolory października

Wszystkie kolory października

 

Ludzie w różny sposób wyrażają swój zachwyt. Jedni piszą, że oto wpłynęli na suchego przestwór oceanu, a inni, trochę prościej, używając słów, które w języku polskim są w stanie wyrazić wszystko. Bieszczady jesienią wywarły na mojej towarzyszce chyba spore wrażenie, bo nie przytoczę tutaj tego zdania. Ważne, że spodobało się nie tylko mnie. Gdzieś w oddali niknęła Caryńska i chociaż przejrzystość powietrza nie była najlepsza, to powodów do narzekań nie mieliśmy. Najlepsze ciągle było przed nami i to nie tylko dlatego, że do najwyższego punktu grzbietu mieliśmy iść całkowicie otwartym terenem. Przede wszystkim rozprawiliśmy się ze zdecydowaną większością przewyższeń, a teren miał się już przed nami wznosić naprawdę delikatnie.

Bieszczady jesienią

Bieszczady jesienią mają niesamowity klimat

 

Koleżanka początkowo chyba nie do końca mogła uwierzyć, że te Bieszczady, mają jesienią aż tyle uroku. Wyglądało to chwilami jak pierwsza wizyta dziecka na placu zabaw. A że spełniam się ostatnio w roli NAJLEPSZEGO wujka, to wiem co mówię. Początkowo z niedowierzaniem, bo wszystko takie nowe i obce. I te trawy złote, i już wyraźnie czerwone lasy w dolinach, a nade wszystko cisza i widoki niemal po horyzont. A potem już śmiało, pokonując kolejne metry, by za kolejnym spiętrzeniem grzbietu móc sięgnąć wzrokiem dalej i dalej. Tak więc ruszyliśmy przed siebie wyraźną ścieżką, porzucając oznaczeniami żółte na rzecz tych niebieskich. Pogoda była rewelacyjna i kurtki, przynajmniej na jakiś czas, nie była nam potrzebne.

Kolorowe lasy

Kolorowe lasy

 

Bieszczady nie są górami, w których dałoby się znaleźć jakieś ekstremalne szlaki. Nie ma tu ostrych grani czy strzelistych szczytów, ale długi spacer po połoninie potrafi przenieść człowieka na chwilę w inny wymiar. Akurat Bukowe Berdo jest pod tym względem ciekawe, bo poza zwykłą dróżką wśród kołyszących się traw, są tu także nieliczne fragmenty wśród piaskowcowych skałek. Marsz mijał nam bez przeszkód, aż dotarliśmy do miejsca, gdzie ze względu na regenerację przyrody, szlak opuszczał grzbiet i obniżał się na stronę północną. Znów towarzyszyły nam odmienne wrażenia, bo tym razem poruszaliśmy się wąską ścieżką wśród zarośli. No, a w zasadzie bezlistnych już kikutów.

Wędrówka grzbietem jest przyjemna. Nieznacznie nabieramy wysokości

Wędrówka grzbietem jest przyjemna. Nieznacznie nabieramy wysokości

 

Kolejny odcinek natomiast, pozwolił nam już dość dobrze zerknąć na Szeroki Wierch, który biegł niemal równolegle do naszego szlaku, wspinając się w stronę Tarniczki i Tarnicy. Ze szczegółami krajobrazu nie miałem kłopotów, ale była jedna sprawa, która nie dawała mi spokoju. Kiedy byłem tutaj ostatni raz, zrobiłem jedno fajne zdjęcie i za cholerę nie mogłem sobie teraz przypomnieć gdzie. Kręciłem się przez dłuższy czas jak na karuzeli, ale bez skutku, więc szybko dałem sobie spokój. I tak oto, w całkiem bezbolesny i łatwy sposób, znaleźliśmy się w najwyższym punkcie grzbietu.

 

Bieszczadzka jesień

 

Bieszczady jesienia

 

Z uwagi na to, że planowaliśmy obejrzeć zachód, wybraliśmy się na szlak wyjątkowo późno. Nie mieliśmy więc czasu na dodatkowe atrakcje, ale będąc tutaj, oczywistym wyborem wydaje się dalsza wycieczka na Tarnicę, najwyższy szczyt pasma po polskiej stronie, lub na Halicz. Właśnie ten drugi szczyt wybraliśmy wtedy z Darkiem podczas poprzedniej wizyty. Oczywiście jeżeli dopisze wam kondycja, bo żaden to przecież wstyd skończyć marsz tutaj i pooglądać krajobrazy. No i taki mieliśmy wstępnie plan, ale wiatr kołysał nami na wszystkie strony, a że w październiku trudno oczekiwać ciepłych podmuchów, to skróciliśmy nasz pobyt w tamtym miejscu.

Krzemień schował się w cieniu

Krzemień schował się w cieniu. Po prawej Tarnica z Tarniczką.

 

Pstryknęliśmy parę zdjęć i płynnie przeszedłem do nazywania szczytów na horyzoncie. O, tam na południu widać Szeroki Wierch i Tarnicę, z błyszczącym w słońcu krzyżem na szczycie. Daleko widać całkiem foremny Halicz, a po jego prawej Rozsypaniec. Tutaj blisko natomiast, ten postrzępiony grzbiet, to Krzemień. Po naszej lewej z kolei, na północy, nie ma nic. I racja, bo kiedy tak starałem się nazwać poszczególne miejsca, to najbardziej uderzała ta wszechobecna pustka. W dolinie tylko lasy i fale kolejnych wzniesień.

Bieszczady jesienią

Bukowe Berdo w całej okazałości. Bieszczady jesienią naprawdę warto zobaczyć

 

Wszystko było piękne. Nawet ten przeraźliwy wiatr dało się znosić z uśmiechem na ustach, a kołyszące się trawy wyglądały hipnotyzująco. Mogliśmy więc przejść do kolejnej fazy wycieczki, czyli leniwego powrotu. Leniwego, bo słońce powoli opadało w stronę horyzontu, a według naszych skomplikowanych obliczeń, zachód powinien nas złapać gdzieś przy krzyżówce szlaków. Idealnie! Miękkie, delikatne światło, podkreślało piękno jesiennych Bieszczadów, a nasze cienie z każdą chwilą stawały się coraz dłuższe. Wzrok przyciągała głównie Połonina Caryńska, której spiczasta sylwetka górowała nad okolicą. Będąc uczciwym, to gdzieś tam za nią znajdowały się także spiętrzenia Połoniny Wetlińskiej, ale widzialność nie była tego dnia najlepsza. I wcale nam to nie przeszkadzało!

Bukowe Berdo przed zachodem.

Klimat staje się coraz ciekawszy

 

No dobrze, może trochę marudziłem, gdy słońce zaczęło grzęznąć w gęstych, znajdujących się nad horyzontem chmurach. Mimo wszystko promienie czasami przebijały się gdzieś pomiędzy obłokami, a wtedy otoczenie wyglądało rewelacyjnie. Zbliżaliśmy się powoli do rozejścia szlaków, gdzie żółte oznaczenia miały nas z powrotem sprowadzić do Mucznego. Ale że ciągle jeszcze mieliśmy trochę czasu, to zdjęć natrzaskaliśmy tyle, co w czasie kilkudniowego wyjazdu. Tutaj lepiej świeci, te skały bardziej przyciągają wzrok, a tam chmury zaczynają mienić się ciepłymi barwami. Bieszczady jesienią zachwyciły mnie po raz kolejny.

Bieszczady jesienią o zachodzie

Bieszczady jesienią i Bukowe Berdo o zachodzie.

 

I jedyną wadą takich wyjazdów jest to, że zmierzch nadchodzi zaskakująco szybko, a zachód jest wyjątkowo ulotny. Dołączyliśmy do grupy innych turystów, którzy również obserwowali, jak czerwona kula gazu znika za linią wzgórz i… klimat zmienił się raz jeszcze. Tę chwilę, zanim zrobi się całkiem ciemno, postanowiliśmy wykorzystać na zejście. Ruszyliśmy za parą młodą, która robiła sobie tam sesję ślubną, po czym żwawym tempem zagłębiliśmy się w las. Końcowy etap szlaku pokonaliśmy już przy świetle czołówek i tak oto, pod pojawiającymi się powoli gwiazdami, zakończyliśmy tę udaną wędrówkę.

Jesienne Bieszczady

Jesienne Bieszczady żegnamy klimatycznym zachodem

 

Trudno zdefiniować, w czym tkwi cała magia tego pasma i czy w ogóle taka jest. Przecież może zupełnie ci się nie spodobają, nie zachwycą widokami i nie przyspieszą tętna. Istnieje jednak spora szansa, że wywiercą ci gdzieś w środku dziurę, która nie pozwoli przejść nad nimi do porządku dziennego. W czym więc tkwi ich magia? Może czasami nie chodzi o to, by tę odpowiedź poznać. Powroty i jej poszukiwanie wydają się bowiem znacznie przyjemniejsze. Bo mogłoby się wydawać, że las wszędzie wygląda tak samo. Parę drzew, krzaki i hasające zające. Z Bieszczadami jest jednak trochę inaczej. Przynajmniej dla mnie.

TL;DR

 

  • Najwyższa kulminacja grzbietu mierzy 1311 m n.p.m.
  • By przejść Bukowe Berdo, startując z Mucznego, a następnie wrócić do punktu startu, trzeba poświęcić około 4 godzin. W tym czasie pokonać trzeba około 11 km i 650 metrów przewyższeń.
  • Czas potrzebny, by dostać się na połoninę to wg map 1:30h, w czasie których uporać się trzeba z 440 metrami przewyższeń na dystansie 3 kilometrów.
  • Szlak znajduje się na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Bilet wstępu kosztuje 6 zł, a ulgowy 3 zł. (stan na 18.11.2017)
  • Proponowaną wycieczkę przedłużyć można o wyjście na Tarnicę, lub Halicz.
  • W Mucznem, mniej więcej 2 kilometry przed centrum miejscowości, znajduje się Pokazowa Zagroda Żubrów. Warto zabrać lornetkę. Wstęp bezpłatny. (stan na 18.11.2017)

 

Koniecznie zajrzyjcie do galerii, gdzie tradycyjnie więcej zdjęć z tego wyjazdu. Bieszczady jesienią wyglądają zachwycająco, a Bukowe Berdo to chyba moja ulubiona połonina w tym paśmie. Warto też rzucić okiem na tekst z propozycjami wycieczek w tamtych rejonach.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach.W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów.Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

13 komentarzy

Zostaw komentarz

×