W drodze na Baranie zdaliśmy sobie sprawę, że Beskid Niski zaskoczył nas po raz kolejny.
Ostatnia wizyta w Beskidzie Niskim zapewniła nam sporo frajdy. Ładne tereny, ciekawy szlak, a dojazd w tamte rejony zabrał nam nieco ponad godzinę. Świetny kierunek na rozprostowanie kości. Spodobało nam się na tyle, że postanowiliśmy wykorzystać kolejny dzień wolny, by wrócić w tamte strony. Wiedzieliśmy, że Baranie posiada wieżę widokową, a szlak na górę nie jest zbyt wymagający. Wzniesienie to liczy raptem 754 m, więc po cichu liczyliśmy, że będziemy mieć okazję podziwiać rozległe panoramy. Prognozy pogody były co prawda niekorzystne, ale gdy obudziliśmy się rano niebo przywitało nas przyjemnym błękitem. Ciężko było oprzeć się pokusie i po szybkim spakowaniu rzeczy jechaliśmy w stronę Beskidu Niskiego. Pogoda wydawała się świetna, ale im bliżej byliśmy celu, tym więcej ciemnych chmur pokrywało niebo. Na miejscu widoczność spadła do kilkuset metrów, a całe otoczenie spowijała tajemnicza mgła. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy Baranie i wieża widokowa na jego szczycie, pozwolą nam na jakiekolwiek widoki.
Przybliżony przebieg naszej wędrówki. Mapa dzięki mapa-turystyczna.pl
Szlak na Baranie z Olchowca jest stosunkowo krótki. Żeby więc urozmaicić sobie trasę, postanowiliśmy się wybrać w kierunku nieistniejącej już miejscowości Wilsznia. Szlak w tamtym kierunku to po prostu gruntowa droga, która prowadzi bezpośrednio do celu. Pomimo tego, na drzewach spotkamy oznaczenia w kolorze żółtym, które jak się okazało, pomogły nam w tej niezbyt sprzyjającej pogodzie.
Początkowo nasza wędrówka wygląda tak.
Wokół jest szaro, a czubki okolicznych wzniesień nikną w nisko zawieszonych chmurach. Ciszę przerywają tylko nasze rozmowy i dźwięk stawianych kroków. Najzwyczajniej na świecie jesteśmy ciekawi tego, co zaprezentuje nam dzisiejszy szlak. Tradycyjnie zaczynam narzekać trochę na pogodę. Wyjeżdżając z domu mieliśmy takie czyste niebo, że ciężko mi uwierzyć w to, co teraz widzę. Niech no chociaż pokaże się nam jakieś zwierzątko, niech będzie najzwyklejsza sarna lub cokolwiek. Póki co proszę bezskutecznie.
Darek postanowił tym razem przetestować kijki trekkingowe
Z czasem jednak zaczyna mi się coraz bardziej podobać. Jest w tym całym otoczeniu jakiś intrygujący klimat, a jak się miało okazać, był to dopiero początek. Droga, którą teraz obraliśmy prowadzi całkowicie płaskim terenem, dlatego też staramy się trzymać dobre tempo by nieco się rozgrzać. Ponadto chcemy zadbać o zapas czasu, by spokojnie zdążyć przed zmrokiem na Baranie. Pierwsza część naszej wycieczki nieco mnie rozczarowała. Co prawda milo spaceruje się w takiej ciszy, ale nastawiałem się na nieco więcej. Liczę, że droga na szczyt sprawi nam więcej przyjemności. Po chwili zawracamy i obieramy na nowo kierunek w stronę Olchowca. Stamtąd zaczyna się już właściwa część naszej wycieczki.
Od tego momentu na Baranie będziemy zmierzać już tylko lasem
Początkowo szlak również prowadzi polną drogą, by po chwili wyprowadzić nas w stronę lasu. Staramy się teraz nie spieszyć, bo z jednej strony mamy spory zapas czasu, a z drugiej musimy wyszukiwać żółtych oznaczeń na drzewach. Tych jest sporo i nie mamy kłopotów z podążaniem za ścieżką. Towarzystwa dotrzymują nam wreszcie zwierzęta. Na początek przywitały nas ruchliwe sikorki. Wcześniej zauważyliśmy stado jeleni, a teraz mamy okazję podziwiać sowę. Niestety, zwierzęta okazały się bardzo płochliwe i nie chciały pozować przed obiektywem, a skradałem się najlepiej jak potrafiłem. Musicie mi uwierzyć na słowo.
Zima potrafi zadbać o piękne otoczenie
Kiedy wkroczyliśmy do lasu stało się coś ciekawego. Wszystko zaczęło nabierać niesamowitego wyglądu. Drzewa, których czubki niknęły we mgle, pokryte były białym puchem. Szum wiatru i dźwięk pękającej kory tworzyły razem z tym widokiem niemal nierealny obraz. Z każdym krokiem Baranie się przybliżało, ale nie było to teraz dla nas istotne. Porzucaliśmy już powoli myśl o jakichkolwiek widokach z wieży widokowej. Zamiast tego, zaczęliśmy chłonąć otoczenie, które stawało się coraz bardziej niesamowite.
Zamarznięty strumień przekraczamy łącznie kilka razy.
Wzdłuż szlaku wije się zamarznięta rzeczka, którą kilkukrotnie musimy pokonać. Nie wiem do teraz, czy tak prowadzi szlak, czy tak kiepsko czytaliśmy oznaczenia. Pewne jest jednak, że mróz pozwolił nam bezproblemowo ją pokonać. Nasz przygaszony entuzjazm powraca na nowo, ale po pewnym czasie zaczynamy się zastanawiać, kiedy wreszcie szlak zacznie piąć się do góry. Dobrze przeczytaliście. Szlak na Baranie jest w początkowym fragmencie niepokojąco płaski. Zaczęliśmy mieć obawy, czy aby na pewno wybraliśmy dobry kierunek. Podążaliśmy jednak uparcie wzdłuż żółtych oznaczeń.
W stronę szczytu. Baranie coraz bliżej
Teraz, gdy zerkam na mapę wszystko jest łatwiejsze. Otóż Baranie nie jest specjalnie wybitnym wzniesieniem. Różnica wysokości to jakieś 360 metrów i to rozłożone na sporym dystansie. Nie ma się jednak czemu dziwić, Beskid Niski sam w sobie nie jest wysokim pasmem. Nie oznacza to jednak, że na szlaku się wynudzimy. Ostatnie jego fragmenty stają się zdecydowanie bardziej strome i wiemy już, że wkrótce będziemy na miejscu. Na rozległe widoki nie ma najmniejszych szans. Widoczność spadła do kilkudziesięciu metrów, a my znajdujemy się najwyraźniej w samym centrum chmury. W końcu zauważamy kontury wieży widokowej. Widok nie z tej ziemi.
Baranie i wieża widokowa. Klimat jest wręcz niesamowity
Wszystko wokół pokryte jest szronem i lodem, a wierzchołek wieży niknie w chmurach. Wokół tylko wiatr i my. Niesamowicie ciekawe uczucie. Tak się zapatrzyliśmy, że zupełnie pominęliśmy obecność znajdującej się obok chatki. Początkowo nie mogliśmy znaleźć do niej wejścia (nie śmiejcie się), ale upór się opłacił i wkrótce mogliśmy wejść do środka. Świetne schronienie, w którym mogliśmy w spokoju coś zjeść i napić się czegoś ciepłego.
Na szczycie jest mała chatka, w której można się schronić. Super sprawa
W środku jest zdecydowanie cieplej i przede wszystkim nie wieje. Rozsiadamy się wygodnie i dzielimy wrażeniami, a te są nadzwyczaj pozytywne. Baranie co prawda nie pozwoliło nam zobaczyć zbyt wiele, ale atmosfera była fantastyczna. Sielanka nie może trwać jednak w nieskończoność i po chwili ruszamy w drogę powrotną. Sypki śnieg nakazuje nam zachować początkowo ostrożność, ale niewiele później jesteśmy już w zdecydowanie bardziej płaskim terenie. Droga powrotna mija nam w mgnieniu oka i sami nie wiemy, kiedy znaleźliśmy się u wylotu lasu.
Po raz kolejny przyglądamy się niknącym w chmurach wzniesieniom, a klimatu jaki tam zastaliśmy, nie spotkaliśmy chyba jeszcze nigdy do tej pory. Styczniowe dni są wciąż krótkie, a w połączeniu z tamtejszymi warunkami okazało się, że nie pozostało nam dużo czasu do zmroku. Nie spieszymy się jednak. Co kawałek przystajemy by zrobić zdjęcie licząc na to, że uda się przynajmniej w małym stopniu pokazać to, co widziały nasze oczy.
Z daleka drzewa wyglądają jak zjawy
Zbliżając się w stronę zaparkowanego samochodu zauważyliśmy, że nie tylko nam spodobały się te tereny. Spotkaliśmy po drodze sporo tabliczek z napisem „teren prywatny”. Chociaż po części może i zazdroszczę mieszkania w takich okolicznościach przyrody, to mam nadzieję, że nie przeszkodzi to w zachowaniu przez Beskid Niski swojego unikalnego charakteru.
Jeszcze tylko kilka minut dzieli nas od samochodu, a w związku z tym końcem naszej wycieczki. Kto by pomyślał, że przy takiej pogodzie, da się zobaczyć tak wiele ciekawych rzeczy. Moje początkowe odczucia diametralnie się zmieniły i dalsza część szlaku sprawiła mi masę przyjemności. Na Baranie szliśmy z myślą o pięknych panoramach roztaczających się z wieży widokowej. Rzeczywistość okazała się kompletnie inna, ale nie mniej interesująca. Kolejną wizytę w Beskidzie Niskim możemy zaliczyć do grona tych udanych, ale po cichu liczymy, że następnym razem będziemy mieli możliwość zachwycenia się błękitnym niebem.
Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami
Szkoda, że wieża na Baranim to już historia…
Niestety. Już wtedy wyglądała raczej kiepsko. Kto wie, może kiedyś powstanie coś nowego w tym miejscu, na co na pewno bym się nie obraził 🙂
Zima w Beskidzie Niskim ma swój urok:):) Trasę na Baranie przemierzaliśmy dwukrotnie: pierwszy raz z Olchowca, a drugi raz z Huty Polańskiej tyle, że w porze letniej :):) Tegorocznej zimy atakujemy inne 'Korony Beskidu Niskiego’ :):) Zdjęcie z wieżą widokową fantastyczne, pozdrawiamy :):)
Będziemy musieli się tam jeszcze kiedyś wybrać, gdy będzie pogoda sprzyjająca widokom z wieży 🙂 Mimo wszystko zima ma swój fajny klimat. Dzięki i pozdrawiamy!
I po co Wam słońce i widoki jak tu tak pięknie:) Na błękitne niebo przyjdzie czas, a taka zima nie zdarza się co dzień. Pozdrawiam!
Nie spodziewaliśmy się właśnie, że przy takiej pogodzie może się tak miło wędrować:) Do tej pory zawsze staraliśmy się „wycelować’ w ładną pogodę.
Ha ha :). Przypominam sobie wyjście na wieżę. Strach, strach i strach. Angelika wyszła ja zostałem na dole, bo bezpieczniej. Drabina kołysząca się z lewej strony do prawej :D. U góry wszystko trzeszczało i łamało się pod nogami :).
Racja, część wieży widokowych zapewnia dodatkowe atrakcje. Pamiętam jak wychodziliśmy na Radziejowej: pełno lodu i okropnie ślisko. Tam to się dopiero bałem (chociaż na Mogielicy nie było lepiej) 🙂