Skip to main content

Polubiliśmy się z zimą na tyle, że na kolejny cel obraliśmy sobie Tarnicę – najwyższy szczyt polskich Bieszczadów.

Tarnica zimą – tak miała wyglądać nasza kolejna wizyta w Bieszczadach. Nadeszła bowiem chyba pora, aby wreszcie wejść na najwyższy polski szczyt tego pasma. Plan był względnie ambitny, bo nie ograniczał się tylko do wejścia z Wołosatego na Tarnicę. Zakładał także dalsze przejście na Halicz oraz powrót przez Rozsypaniec. Miejsce startu wybraliśmy umyślnie, bo szlak niebieski gwarantował najszybszy czas dostania się na szczyt, w przeciwieństwie do trasy przez Szeroki Wierch.

Dodatkowym plusem było to, że szlak ten nawet zimą jest chętnie uczęszczany i liczyliśmy, że ścieżka będzie przedeptana. Co prawda czerwony szlak prowadzący z Ustrzyk Górnych przez Szeroki Wierch wydawał się bardziej widokowy, ale zimą nie chcieliśmy specjalnie ryzykować. Zależało nam na czasie. Tym razem nasze grono powiększyło się o spragnioną widoków koleżankę, więc w trójkę ruszyliśmy w drogę. Prognozy pogody były łaskawe, ale ciągle mieliśmy w głowie myśl, że o tej porze roku wszystko może się zdarzyć. Spakowałem więc do plecaka dodatkowe, ciepłe ciuchy.

Pokryte śniegiem połoniny prezentowały się fantastycznie na tle czystego, błękitnego nieba. Z daleka można było rozpoznać poszczególne szczyty. Tarnicę z bliska podziwiałem dopiero pierwszy raz, dlatego zachęcałem resztę do sprawnego marszu. Pełni entuzjazmu ruszyliśmy przed siebie. Początkowy fragment prowadził nas otwartym terenem, a widok na szczyt był naprawdę piękny. Nieco trudniej zaczęło się robić w lesie, ale warunki były generalnie bardzo dobre. Śnieg był zmrożony i ubity, a kroki stawiało się stosunkowo pewnie.

Tarnica zimą widziana z początkowego fragmentu szlaku z Wołosatego.

Tarnica zimą widziana z początkowego fragmentu szlaku z Wołosatego.

 

Jakie skojarzenia przywołuje zima, gdy ją sobie wyobrażamy? Pełno skrzącego się w blasku słońca śniegu, lekki mróz i błękitne niebo? Dokładnie taka pogoda utrzymywała się przez cały dzień. Pokonywanie kolejnych metrów było czystą przyjemnością i z niecierpliwością oczekiwałem widoków z wierzchołka. Szlak w dolnej części był dobrze przedeptany, więc utrzymywaliśmy niezłe tempo, przystając tylko co jakiś czas. Decyzja by wybrać się na szczyt właśnie z Wołosatego, okazała się póki co słuszna. Po drodze spotkaliśmy sporo turystów, którzy tak jak my chcieli wykorzystać ten dzień na jakąś aktywność. Zanim zdążyliśmy się zorientować, piętro lasu zaczęło ustępować otwartej przestrzeni i wkrótce mogliśmy podziwiać zimową Tarnicę w całej okazałości. Nie jest to w zasadzie ani wysoki, bo liczy 1346 metry, ani wybitny szczyt, ale widok o tej porze roku robił wrażenie.

Przez przełęcz (po lewej), a potem dalej w kierunku szczytu. W oddali widać krzyż stojący na wierzchołku Tarnicy.

Przez przełęcz (po lewej), a potem dalej w kierunku szczytu. W oddali widać krzyż stojący na wierzchołku Tarnicy.

 

Od tego miejsca zaczynały się głębsze pokłady śniegu, które trochę nas hamowały. Miejscami biały puch sięgał nam nawet kolan i radośnie wpadał do butów. Przydałyby się na pewno stuptuty, ale byliśmy wtedy zbyt „zieloni”, żeby o tym pomyśleć wcześniej. Spokojnie jednak, krok za krokiem zmierzaliśmy w stronę przełęczy, czyli bardzo charakterystycznego punktu na trasie, widocznego już z daleka. Na zdjęciu powyżej znajduje się przy samej lewej krawędzi kadru. Szlak jest poprowadzony tak, że idąc od strony Wołosatego, Tarnicę obchodzi się trochę od tyłu.

Widok na Przełęcz pod Tarnicą. Widać wyraźną ścieżkę prowadzącą na szczyt Tarnicy oraz postawiony tam krzyż.

Przełęcz i widoczna ścieżka prowadząca na szczyt Tarnicy (na dalszym planie).

 

Wydeptana ścieżka prowadząca na szczyt od razu rzucała się w oczy. Rozdeptany śnieg usypywał się spod nóg i momentami trzeba było uważać by nie zsunąć się na dół. Przy większych opadach może być trochę kłopotliwie. Kilka minut później zameldowaliśmy się na szczycie, gdzie czekały na nas świetne widoki i widzialność sięgająca ponad 100 km! Udało nam się nawet wypatrzeć Gorgany, znajdujące się już hen, daleko na Ukrainie.

Panorama z Tarnicy. W oddali widoczne Gorgany.

 

Panorama z Tarnicy

 

Nie spiesząc się specjalnie, pozwoliliśmy sobie na dłuższą przerwę. Trzeba było się przecież posilić i zrobić obowiązkową sesję zdjęciową. Udaliśmy się po chwili w stronę Przełęczy Goprowskiej. To dosyć duże obniżenie terenu, ale tamtędy prowadzi szlak z Tarnicy na Halicz.

Na szczycie Tarnicy zimą.

Na szczycie Tarnicy zimą.

 

Mieliśmy jednak kłopot z odnalezieniem właściwej drogi. Uroki zimy. W różnych kierunkach prowadziły szlaki narciarzy i do końca nie wiedzieliśmy który z nich wybrać. Dodatkowo zimą nie zawsze wypada poruszać się po oryginalnym przebiegu szlaku i mieliśmy mały problem, żeby z tej Tarnicy ruszyć dalej. Ostatecznie wybraliśmy źle. Okazało się, że zalega tam masa śniegu, w której utknąłem po pas. Zrobiło się trochę niebezpiecznie, więc zawróciliśmy obchodząc to miejsce nieco wyżej. Zostało nam już tylko kierować się na dół.

Ścieżka prowadząca nieco wyżej jest tą właściwą. My niestety początkowo poszliśmy na wprost. Zalegający śnieg mógł okazać się niebezpieczny.

Wspomniane miejsce. Ścieżka prowadząca nieco wyżej jest tą właściwą. My niestety początkowo poszliśmy na wprost. Zalegający śnieg mógł okazać się niebezpieczny.

 

Szliśmy w dobrym tempie więc zakładaliśmy, że rozprawienie się z resztą szlaku nie powinno być kłopotliwe. Niestety już w okolicach, w których teren piął się w stronę Halicza, spotkaliśmy zawracającą z tamtego miejsca grupę turystów. Wymieniliśmy uprzejmości i zapytaliśmy o dalszą drogę. Nie mieli dobrych wiadomości. Okazało się, że w okolicach Halicza cały stok jest oblodzony i oni pomimo posiadania raków postanowili nie ryzykować wejścia. Stało się jasne, że dalsze podchodzenie w tamtą stronę może być po pierwsze głupie, a po drugie bezcelowe. Nie było innego wyjścia jak powrót. Tarnica zimą pokonana, ale z części planów musieliśmy zrezygnować. O ile schodzenie po tym głębokim śniegu było bezproblemowe i długie susy mogły sprawiać frajdę, o tyle podchodzenie pod górę okazało się koszmarem. Osuwający się, głęboki śnieg demotywował jak mało co – minusy bieszczadzkiej zimy.

Tarnica widziana z Przełęczy Goprowskiej.

Widok na Tarnicę z Przełęczy Goprowskiej

 

Droga dłużyła się i dłużyła, ale ostatecznie wróciliśmy na przełęcz pod Tarnicą. Co dalej? Dopiero południe i sporo czasu przed nami. Decydujemy się więc na bezpieczną opcję i plan B – zawsze warto taki mieć. Ruszamy na Połoninę Wetlińska. Koleżanka nie miała jeszcze okazji oglądać panoramy, która się stamtąd roztacza, więc po zejściu na parking w Wołosatym, pojechaliśmy w stronę Przełęczy Wyżnej. Żółty szlak na szczyt znaliśmy już dobrze i spokojnie dreptaliśmy do góry. Dodatkowo warto pamiętać, że szlak bywa często przetarty, bo używają go GOPRowcy, no i na górze stoi przecież schronisko.

Sporo turystów skorzystało z bezchmurnej pogody. Dużą grupę stanowiły osoby zjeżdżające po zboczach na nartach.

Sporo turystów skorzystało z bezchmurnej pogody. Dużą grupę stanowiły osoby zjeżdżające po zboczach na nartach.

 

Jeszcze trochę żałowałem, że nie udało nam się pokonać zaplanowanej pierwotnie trasy. Może gdybyśmy spróbowali, to udałoby się nam podejść na Halicz? Szybko jednak wracam na ziemię. Na Połoninie Wetlińskiej jest jak zawsze, czyli pięknie. Skorzystaliśmy z okazji, że zbliżał się wieczór i zaczekaliśmy, aż słońce zacznie się chować za horyzontem. Piękne widoki gwarantowane.

Dla mnie to kolejny raz, kiedy mogłem podziwiać zachód w górach. Dla koleżanki to debiut i chyba się jej podobało. Momentalnie zapomnieliśmy o porannej wycieczce na Tarnicę i dalszych niepowodzeniach. Ciężko jednak traktować je w kategorii porażki. Czasami po prostu lepiej jest zawrócić, żeby nie narażać się na jakiś uraz. Góry zimą bywają przecież niebezpieczne.

Chatka Puchatka zimą.

Chatka Puchatka zimą.

 

Chociaż chcielibyśmy zamrozić tę chwilę na dłużej, to zmuszeni jesteśmy schodzić w stronę samochodu. Nie udało nam się zrealizować zamiarów do końca, chociaż wejście na Tarnicę zimą było naprawdę fajnym przeżyciem. Każdy z nas na pewno zaliczył ten dzień do wyjątkowo udanych. Na koniec jeszcze mapka.

 

Samo wejście na szczyt z Wołosatego, zajmuje wg map około 2 godziny, ale to czas dla warunków letnich. W zależności od pokrywy śnieżnej, może się on znacznie wydłużyć. No i trzeba pokonać ponad 600 metrów przewyższenia, co stanowi już całkiem pokaźną wartość. Nasz oryginalny plan, czyli pętelka przez Tarnicę, Halicz i Rozsypaniec wymaga przejścia około 20 km. Trzeba poświęcić na nią od 6 do 7 godzin i doliczyć przerwy. Jeśli spodoba się wam magia tego miejsca, to sprawdźcie też tekst o szlakach w Bieszczadach.

Tarnica zimą – informacje praktyczne

 

  • Tarnica mierzy 1346 m n.p.m. i jest najwyższym szczytem Bieszczadów po polskiej stronie. Najwyższy w całym paśmie jest znajdujący się po ukraińskiej stronie Pikuj (1408 m n.p.m.)
  • Najkrótsza trasa prowadzi z Wołosatego. Wg map, w drodze na szczyt trzeba pokonać ponad 4 km oraz 610 metrów przewyższeń. W warunkach letnich wejście powinno zająć około 2 godzin.
  • Szlak biegnie na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Pomiędzy 28. kwietnia, a 13. listopada – wstęp płatny.
  • Trasa jest popularna nawet zimą, więc przy dobrej pogodzie, już kilka dni po opadach szlak powinien być wstępnie przetarty.
  • Warto rozważyć wariant całej pętli, wracając przez Rozsypaniec, zwłaszcza w sezonie, kiedy to kursują liczne busy na trasie Ustrzyki Górne – Wołosate.

 

W galerii tradycyjnie trochę więcej zdjęć. Możecie sobie pooglądać jak ten szlak w rzeczywistości wygląda.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach.W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów.Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

2 komentarze

  • Łukasz pisze:

    Dzięki wam dowiedziałem się, że istnieje coś takiego jak Korona Gór Polski i postanowiłem podobnie jak wy podjąć wyzwanie i zdobyć wszystkie najwyższe szczyty w Polsce. Na Tarnicy miałem okazję być latem i zrobiła na mnie duże wrażenie, ale widzę, że zimą też ma swój urok. Namówiliście mnie, żeby tam wrócić i zobaczyć połoniny w zimowej scenerii. P.S. Bardzo ciekawy blog, śledzę od dłuższego czasu 🙂 Zapraszam również do siebie, gdzie m.in. opisuję również wyprawy górskie.

    • Mateusz pisze:

      A no jest i też na początku o tym nie wiedziałem. Tych szczytów jest sporo i są rozsiane po całej południowej granicy, więc trochę tego zwiedzania jest 🙂

Zostaw komentarz

×