Skip to main content

Budzik wyrwał nas ze snu o 3:15. Kiedy ruszaliśmy na szlak, Mała i Wielka Rawka tonęły jeszcze w mroku.

Nocleg w Bacówce pod Małą Rawką minął nam… przyzwoicie. Wieczorne emocje związane z zachodem słońca na Połoninie Caryńskiej były już dawno za nami. Po krótkim śnie, zbieraliśmy się do wyjścia. Była 3:15 kiedy uderzyłem głową o belkę zawieszoną pół metra nam moim posłaniem. Echo wypełniło pokój. Nie wiedzieć dlaczego, sam postanowiłem zająć „górę” na łóżku piętrowym. Po chwili porannej gimnastyki udało mi się zejść na podłogę, budząc zapewne wszystkie pozostałe osoby. Byli na tyle uprzejmi, że postanowili nie zwracać na to uwagi.

Darek miał jednak mocny sen. Tak mocny, że szarpanie za rękę przyniosło rezultaty dopiero po chwili. Jego wpatrzony we mnie wzrok zdawał się mówić „jeszcze chwilę mamo”, ale nie było czasu do stracenia.  Szybko zeszliśmy do jadalni, by tam nikomu nie przeszkadzając, przygotować się do wyjścia. Problemy z pakowaniem załatwiłem w prosty sposób: wrzuciłem wszystko siłą, niemal dopychając nogą. Zero pomysłu – maksimum męskości. Miał to być nasz drugi bieszczadzki wschód słońca. Ten pierwszy rok temu, na Caryńskiej, odbył się w iście partyzanckim stylu. Ten miał być inny. O 3:40 przekroczyliśmy próg Bacówki.

Wychodzimy na szlak

Wychodzimy na szlak. Niebo nad Caryńską już jaśnieje

 

Zdziwienie wymalowało się zapewne na naszych twarzach. W otwartym terenie było już całkiem jasno, a ja niemądry sądziłem, że zobaczymy jakieś gwiazdy. W dodatku nad nami wisiał sobie spokojnie księżyc, który oświetlał bezkres Bieszczadów. Nasza wycieczka na Rawki, przypadła w okolicy najdłuższego dnia w roku. Wschód miał się rozpocząć o 4:26, więc szybko przestało nas to dziwić. W lesie było natomiast ciemno i przez pierwsze kilka minut korzystaliśmy z czołówek. Droga na Małą Rawkę miała nam zająć wg map około godziny. Szybko okazało się, że jesteśmy w całkiem przyzwoitej formie. Sprawnie pokonywaliśmy dystans i kolejne metry przewyższeń. W dłoni ściskałem mocno statyw, który miał okazać się przydatny podczas wschodu. Nie jest tajemnicą, że do plecaka się niestety nie zmieścił. Wkrótce maszerowaliśmy już tylko przy naturalnym świetle.

Jest już wystarczająco jasno, żeby zrezygnować z czołówek

Jest już wystarczająco jasno, żeby zrezygnować z czołówek. Szczyt coraz bliżej

 

Z niecierpliwością wyczekiwaliśmy już widoków, ale poranek na Małej i Wielkiej Rawce to nie wszystko, co sobie przygotowaliśmy na ten dzień. Chcieliśmy jeszcze skorzystać z korzystnej pogody i tego, że już się tutaj znaleźliśmy. Wymyśliliśmy sobie małą, ale ciekawą pętlę. Z Wielkiej Rawki planowaliśmy zejść do Ustrzyk Górnych, a następnie poprzez Połoninę Caryńską wrócić na parking na Przełęczy Wyżniańskiej.

Droga przez las nie była specjalnie porywająca. Pomimo wczesnej pory, było naprawdę ciepło, a my liczyliśmy po cichu, że na połoninie pojawi się jakiś lekki wiatr. Sporo rozmawialiśmy, żeby przypadkiem nie zaskoczyć jakiegoś puchatego zwierzątka przypominającego np. niedźwiedzia. Co ciekawe, można przyzwyczaić się do takich mrocznych warunków. Przy okazji pierwszego wyjścia umieraliśmy wręcz ze strachu. Tym razem nie odczuwaliśmy niczego specjalnego. Kiedy drzewa zaczęły ustępować miejsca innej roślinności, zdaliśmy sobie sprawę, że do szczytu już niedaleko. W końcu zobaczyliśmy znak, który informował nas o tym, że znaleźliśmy się na Małej Rawce. Trasę od Bacówki pokonaliśmy w 30 minut. Całkiem nieźle.

Jesteśmy ponad lasem. Mała Rawka na wyciągnięcie ręki

Jesteśmy ponad lasem. Mała Rawka na wyciągnięcie ręki

 

Do wschodu zostało jeszcze kilka minut, więc pierwszy punkt planu udało nam się zrealizować bez problemu. Poczułem sporą satysfakcję, że już wkrótce będziemy świadkami tej ulotnej chwili. Warunki nie były idealne. Trudno było dostrzec szczegóły okolicznych gór. W lecie słaba widzialność to normalka. Gorące powietrze wymieszane z pyłem i parą wodną wzbija się do góry, skutecznie ograniczając zasięg widzenia. Nie rozpatrywaliśmy tego jednak w kategoriach wad. Zawsze mogliśmy przecież wdychać krakowski smog. W końcu już wkrótce, na Małej Rawce, mieliśmy być świadkami wschodu słońca. Oczy skierowaliśmy w stronę Połoniny Caryńskiej, nie chcąc przegapić tego momentu.

Doczekaliśmy się. Słońce wzbija się ponad horyzont

Doczekaliśmy się. Słońce wzbija się ponad horyzont

 

Oto jest – mała świecąca kuleczka. Już wkrótce sprawi, że zyskamy piękną i nierównomierną opaleniznę, którą wstyd będzie pokazać światu. Póki co, jesteśmy zachwyceni. Wokół zielono, a pierwsze promienie słońca zaczynają łagodnie oświetlać okoliczne wzniesienia. W tym oczywiście Wielką Rawkę, która miała być naszym kolejnym celem. Dlatego też gdy już uchwyciliśmy ten ulotny moment, postanowiliśmy ruszyć dalej połoniną. Czekało nas kilkanaście minut spaceru, a w międzyczasie miało stać się jeszcze ciekawiej.

Na połoninie o wschodzie

Na połoninie o wschodzie.

 

Początkowo czekało nas niewielkie obniżenie terenu, króciutki fragment lasu, a następnie kawałek podejścia. Nic specjalnego, ale tak oto znaleźliśmy się na szczycie. Wielka Rawka, to najwybitniejszy bieszczadzki szczyt po polskiej stronie. W najwyższym punkcie liczy 1307 m n.p.m. Różnica wysokości pomiędzy jej wierzchołkiem, a przełęczą Beskid wynosi 523 m. Żeby jeszcze wyraźniej to zobrazować, to pobliskie Ustrzyki Górne leżą średnio na około 650 m n.p.m. Widoki są więc naprawdę rozległe, chociaż tamtego dnia, nie trafiliśmy na specjalnie imponującą widzialność. Szczegóły takich szczytów jak np. Tarnica, były z trudem widoczne.

W takich okolicznościach, wędrówka to czysta przyjemność

W takich okolicznościach, wędrówka to czysta przyjemność

 

Sama Wielka Rawka pozwala na całkiem długi spacer jej grzbietem, chociaż w porównaniu z innymi bieszczadzkimi połoninami, wypada na ich tle blado. Nie oznacza to wcale, że byliśmy zawiedzeni! Wręcz przeciwnie. Poranek na górze był wręcz zachwycający. No bo wyobraźcie sobie: stoicie wśród zielonych traw, promienie delikatnie muskają waszą niewyspaną twarz, kwiaty we włosach potargałby wiatr, a wszystko to przy przejmującej ciszy. W końcu nie było jeszcze nawet 5 rano.

Rzut oka za siebie. Mała Rawka w tle przy prawej.

Rzut oka za siebie. Mała Rawka w tle przy prawej.

 

Maszerujemy sobie leniwie i powoli myślimy o jakiejś krótkiej przerwie. Rano nie mieliśmy zbyt wiele czasu, bo wschód słońca nie poczeka. Ziemia nie przestanie się przecież kręcić, na czas jedzenia przez nas suchej bułki. Marny to powód by wstrzymywać świat. O świcie musieliśmy ruszać, ale teraz planowaliśmy sobie to odbić. Idealne miejsce znajdowało się przy rozejściu szlaków. Świetna panorama no i całkiem wygodne ławeczki, które okazały się mokre od porannej rosy – trudno. Zrzucamy ciężkie plecaki, wyciągamy smakołyki (jeśli krakersy się do takich zaliczają) i w spokoju podziwiamy. A jest co.

Jesteśmy na szczycie i organizujemy sobie przerwę

Jesteśmy na szczycie i organizujemy sobie przerwę

 

W dolinach ciągle jest jeszcze mgliście. Zwłaszcza po stronie ukraińskiej, no i w okolicach naszych Ustrzyk Górnych. Słońce znajduje się coraz wyżej i powoli zaczynamy czuć skutki nadciągającego upału. Towarzyszą nam ciekawe uczucia. W dolinach jeszcze sennie. Kto wie, może w tamtej właśnie chwili, przewracałeś się drogi czytelniku z prawego na lewy bok? Może przeciągałaś kołdrę na swoją stronę łóżka? Może dostałeś łokciem po brzuchu za to, że znowu całą noc chrapałeś? W końcu było to zaledwie chwilę po piątej rano. A my? Pałaszowaliśmy drugie śniadanie, chociaż nie należało ono do specjalnie wyszukanych.

Bieszczady powoli budzą się ze snu

Bieszczady powoli budzą się ze snu

 

Nie chciało mi się w tamtej chwili nigdzie ruszać. Mógłbym tam siedzieć i siedzieć. Na całe szczęście mieliśmy spory zapas czasu i nie było mowy o żadnym pośpiechu. Rzuciłem nawet okiem na dalszy przebieg naszej dzisiejszej trasy. Mieliśmy się wkrótce znacznie obniżyć, by następnie z Ustrzyk Górnych ruszyć czerwonym szlakiem na Połoninę Caryńską. Zanim to jednak miało nastąpić, wykonaliśmy jeszcze kilka, ciekawych naszym zdaniem zdjęć.

Ustrzyki Górne spowija jeszcze mgła.

Ustrzyki Górne spowija jeszcze mgła.

 

Zarzuciłem ten mój niezdarnie spakowany plecak, w dłoń chwyciłem statyw i ruszyłem przed siebie. Będzie mnie on prześladował aż do parkingu, kiedy to pożegnamy się z Bieszczadami. Co prawda przydał się przy kilku ujęciach, ale nie dało się go już nigdzie wcisnąć. Po raz kolejny zastanawiam się, czy był sens go ze sobą targać, ale czasami lepiej coś mieć i nie użyć, niż nie mieć i żałować. Musiałem pokonać całą trasę, bohatersko niosąc go w ręce.

Po stronie ukraińskiej też mgliście. Widok z Wielkiej Rawki

Po stronie ukraińskiej też mgliście. Widok z Wielkiej Rawki

 

Szybko musieliśmy porzucić poranne rozleniwienie. Ścieżka prowadząca na dół była naprawdę stroma. I nie przesadzam – naprawdę kawał góry. Nie mieliśmy jeszcze nigdy okazji tędy iść, więc z uwagą stawialiśmy kroki. Miejscami podłoże było wilgotne i w głowie pojawiła się znajoma już myśl: „tylko się nie wywal”. Trochę już takich pociesznych wywrotek zaliczyłem w swoim życiu, ale tym razem postanowiłem nie dawać Darkowi satysfakcji.

Schodzimy już z Wielkiej Rawki w stronę Ustrzyk Górnych.

Schodzimy już z Wielkiej Rawki w stronę Ustrzyk Górnych.

 

Szybko zniknęliśmy w lesie, który dawał trochę chłodu. Nie sądziliśmy, że poranki mogą być tak ciepłe. Czekało nas niecałe dwie godziny marszu. Mniej więcej połowę miało nam zająć obniżanie się, a drugą część wędróka równym terenem pośród drzew. Dopiero teraz zdaliśmy sobie sprawę, że ta różnica wysokości pomiędzy dolinami, a Wielką Rawką jest naprawdę spora. Po kilkudziesięciu minutach byliśmy już trochę zdziwieni. Cały czas na dół – gdzie my w końcu idziemy? Droga ciągnęła się i ciągnęła, ale mimo wszystko nie byliśmy nią zbytnio znudzeni. Poranne słońce nadawało wędrówce dużo uroku.

Wydawałoby się, że w lesie powinno być chłodniej

W lesie było tylko nieznacznie chłodniej

 

Co można więcej napisać o spacerze przez las? Mijamy setki drzew i stawiamy raz prawą, a raz lewą nogę. Do tego w zasadzie można sprowadzić całe wędrowanie – ciekawie nie? Niby nic takiego, a ile frajdy może zapewnić. Zejście mija całkiem szybko i wkrótce idziemy sobie już równym terenem. Ptaki uprzyjemniają nam podróż, a my zaczynamy się nieco niecierpliwić. Ścieżka zdawała się nie mieć końca. Z tego stanu wyrwał mnie Darek, który wypatrzył nieopodal wiewiórkę. Oczywiście zawsze staramy się uwieczniać na zdjęciach napotkane zwierzaki, ale ta była zbyt szybka, a ja byłem nieprzygotowany. Zanim wyciągnąłem aparat, zdążyła już zniknąć gdzieś wysoko. Smutno mi do dzisiaj.

Na szlaku bywa też tajemniczo

Na szlaku bywa też tajemniczo

 

Kiedy korony drzew zdają się niknąć w delikatnej mgiełce, zaczynamy kojarzyć fakty. Musimy być już naprawdę nisko, a do przejścia pozostał nam niewielki fragment trasy. Zrobiło się chłodniej, a nieopodal płynął górski strumyk. Aż chciało się do niego wskoczyć. Szybko okazało się, że spacer takim klimatycznym lasem nie był wcale taki zły. Oto znaleźliśmy się w końcu na najzwyklejszej, asfaltowej szosie. Wiedzieliśmy, że musimy pokonać taki kawałek w drodze do Ustrzyk Górnych. Zdziwiła nas natomiast jego długość. Dobre 20-30 minut marszu. Może i jesteśmy marudni, ale chcieliśmy jak najszybciej wrócić na szlak. Nie mieliśmy z tym problemu, bo oznaczeń jest sporo. Po zakupie biletu wstępu, rozpoczęliśmy drugi etap naszej wędrówki. Wielka Rawka i wschód słońca były już wspomnieniem, a my ruszyliśmy czerwonym szlakiem na Połoninę Caryńską.

Ciągle do góry

Ciągle do góry

 

Przed nami było sporo drogi, ale spacer w cieniu okazał się relaksujący. Było minimalnie, ale jednak chłodniej. W głowach mieliśmy jeszcze niedawne kolory poranka, więc sporo rozmawialiśmy wymieniając opinie. Ja dodatkowo żonglowałem statywem, przekładając go co jakiś czas z ręki do ręki. Cały dzień się z nim użerałem, dla tych kilku kadrów o świcie, a powoli zaczynał mi już przeszkadzać. Chwilę później minęliśmy nawet jakąś parę, która pomimo wczesnej pory schodziła już z góry. To pierwsi turyści, których spotkaliśmy tego dnia. Widocznie też postanowili pooglądać budzący się dzień.

Nieliczne wypłaszczenia na trasie

Nieliczne wypłaszczenia na trasie

 

Ten wariant trasy jest trochę trudniejszy od szlaku prowadzącego z Przełęczy Wyżniańskiej. Żeby dostać się ponad las, trzeba pokonać niemal 500 m przewyższeń, wobec około 300 w wypadku drugiego. Dodatkowo ścieżka, którą właśnie w pocie czoła pokonywaliśmy, prowadzi praktycznie cały czas lasem. Zielony szlak, którym wychodziliśmy dzień wcześniej, to natomiast pewnego rodzaju „przekładaniec”. Trochę drzew, ale też i sporo otwartego terenu. Co kto lubi.

Coraz bliżej grzbietu

Coraz bliżej grzbietu

 

Kolejne minuty mijają niepostrzeżenie i wkrótce wychodzimy na dobre z lasu. Znajdujemy się na grzbiecie Połoniny Caryńskiej. Przed nami najładniejszy i najciekawszy fragment tej trasy. Przez następne 2 km (albo i więcej) będziemy mieli w zasięgu wzroku całe Bieszczady. Minusy? Palące słońce. Upał daje się nam już we znaki, więc wykorzystujemy nieliczne już drzewka i chowamy się w cieniu na krótką przerwę. Na całe szczęście zabraliśmy ze sobą sporo wody i to o tym powinniście szczególnie pamiętać, planując jakieś górskie wycieczki. Odwodnienie potrafi pozbawić sił każdego, a w takiej temperaturze nie jest to takie znowu trudne.

Człowiek nawet w spokoju nie może sobie zdjęcia zrobić...

Człowiek nawet w spokoju nie może sobie zdjęcia zrobić…

 

Spotykamy przy okazji dwóch chłopaków, którzy postanowili zmierzyć się z całym Głównym Szlakiem Beskidzkim, czyli najdłuższą tego typu trasą w Polsce. Chwilę porozmawialiśmy, a następnie każdy we własnym tempie ruszył dalej. Nasz plan zakładał zejście jeszcze przed południem. Chcieliśmy uniknąć temperatury i popołudniowych, prognozowanych burz. Staraliśmy się więc już nie ociągać, ale nie oznacza to wcale, że gdziekolwiek nam się spieszyło.

Tam idziemy

Połonina Caryńska w pełnej krasie. Tam idziemy

 

W porównaniu ze wschodem na Rawkach, dało się już zauważyć rosnące zachmurzenie. Było niesamowicie parno, więc zapewne jesteście w stanie sobie wyobrazić, jak mogliśmy wyglądać. Ciekawscy dla testu, mogą wskoczyć w ciuchach pod prysznic. To mniej więcej ten poziom wilgoci. Nawet zdjęcia robiło się już z trudem. Gdy tylko przykładałem oko do wizjera, natychmiast na aparat padały krople potu. W nasze głowy, zaczęła zakradać się nowa, natrętna myśl: byle na dół. Było pięknie i zielono, ale naprawdę po chwili pragnęliśmy już tylko schować się gdzieś w cieniu.

Przejrzystość powietrza nie zachwyca, ale cokolwiek widać

Przejrzystość powietrza nie zachwyca, ale cokolwiek widać

 

Kolejne chmury pojawiają się nad nami, dając nam chwilową i nieznaczną ulgę. Ładnie natomiast wygląda otoczenie, kiedy rzucany cień pada gdzieś na pobliskich pagórkach. Wytrwale idziemy dalej, tym bardziej, że rozejście szlaków już niedaleko. Darek wyraźnie przyspiesza, a to chyba oznaka, że powoli ma dość. W porównaniu z innymi wyjazdami, ta wycieczka nie miała być specjalnie wymagająca. Na papierze to w końcu niecałe 17 km i trochę ponad 1000 m przewyższeń. Nie mielibyśmy normalnie żadnych uwag. Jak widać jednak, żar lejący się z nieba potrafi dosyć szybko pozbawić nas sił i chęci.  Do tego dochodzi krótki sen i efekty zauważamy gołym okiem. Warto brać to również pod uwagę, kiedy będziecie planować swoje wycieczki.

Teraz już tylko na dół. Na parking i do domu

Teraz już tylko na dół. Na parking i do domu

 

Marsz Połoniną Caryńską już niemal za nami. Pozostaje nam już wyłącznie droga w dół. Co ciekawe, ze szlaku świetnie widać Małą i Wielką Rawkę – są dokładnie na wprost kierunku schodzenia. Tak oto powoli zataczamy zaplanowaną pętelkę. Tempo mamy już całkiem szybkie. Wszystko co sobie rano wymyśliliśmy, udało nam się zrealizować.  Było wyjście przed świtem, piękny wschód słońca no i powrót na dół przed południem. Z naszej wymyślonej listy poszczególnych etapów, mogliśmy odhaczyć każdy „punkt programu”.

Żegnamy się z połoninami. Ostatni rzut oka na Połoninę Wetlińską

Żegnamy się z połoninami. Ostatni rzut oka na Połoninę Wetlińską 

 

Niepostrzeżenie zjawiamy się u wylotu szlaku. Od parkingu dzieli nas jeszcze droga, więc rozglądamy się uważnie zanim ją przekroczymy. Jest pusto, ale zawsze mam taką myśl, że głupio byłoby się dać potrącić na takim odludziu. Niezły wstyd, nie? Dać się przejechać przez jedyny samochód w promieniu kilku kilometrów. Ostrożność to jednak nic złego, a my już po chwili zrzucamy plecaki i siadamy na niewyobrażalnie wygodnych fotelach w samochodzie, zerkając jeszcze na Połoninę Wetlińską. Na tym kończymy nasz dwudniowy, nieco spontaniczny wypad w Bieszczady. Wróciliśmy do punktu startu. Piątkowe popołudnie spędziliśmy na Połoninie Caryńskiej, po czym udaliśmy się na nocleg do Bacówki pod Małą Rawką. Sobotę rozpoczęliśmy udając się na wschód słońca, co było głównym planem wyjazdu.

Widoki z Wielkiej Rawki robią wrażenie! Cały wyjazd możemy uznać za naprawdę udany, chociaż żar z nieba nieco ostudził (niezły paradoks) nasz entuzjazm. Mimo wszystko wychodzi na to, że Bieszczady są piękne o każdej porze roku. Nie zapomnijcie zaglądnąć do galerii. Tam znacznie więcej zdjęć z tego dnia.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite
Mateusz Stawarz

Miłośnik machania nogami i kawy we wszystkich postaciach.W 2015 roku założyłem tego bloga – Zieloni w podróży. Chwile później swoimi przygodami postanowiłem dzielić się również w formie filmów.Dlaczego akurat „Zieloni w podróży”? To proste. Kiedy lata temu rozpoczynałem swoją turystyczną przygodę z kolegą, o wędrówkach nie mieliśmy zielonego pojęcia.

10 komentarzy

  • Ewa pisze:

    A ja mam pytanie o nocleg w Bacówce – dzwoniliście tam wcześniej i pytaliście jak z miejscami? to będą pierwsze moje noclegi – zamiaruję się z noclegiem w Chatce i w Bacówce i zastanawiam się czego się spodziewać i przede wszystkim czy mnie przyjmą 😀

    • Mateusz pisze:

      Cześć! Dzwoniłem wcześniej, a to dlatego, że lubię mieć spokojną głowę 😛 Poza sezonem pewnie się jakoś wciśniesz, ale moim zdaniem wygodniej jest po prostu zadzwonić i dopytać. Warunki są spoko – oczywiście to schronisko, a nie hotel, ale jest przytulnie i klimatycznie 🙂 Mówię o Bacówce, bo w Chatce nie nocowaliśmy.

  • Dominika pisze:

    Piękne zdjęcia! Muszę się wreszcie zebrać i jechać w Bieszczady. Choćby samemu! Moi znajomi niestety zamiast dreptania po górach preferują północ kraju. Plażing, smażing i inne tego typu historie 😉
    Jakieś wskazówki co da najlepszej bazy wypadowej? Jakieś szlaki na dobry początek?
    I jeśli to nie tajemnica – jakim sprzętem do fotografowania się posługujesz/cie? Bo przede mną właśnie wymiana aparatu na coś nowszego i stąd moja ciekawość 🙂

    • Mateusz pisze:

      Uwaga, będzie długo! 😀 Aparat to Sony a3000 z podstawowym obiektywem 18-55. Nic więc specjalnego jeśli chodzi o aparaty z matrycą tego rozmiaru. W zależności czy robisz zdjęcia w formacie JPEG czy jednak bawisz się surowymi RAWami, to są dwie drogi. Możesz ustawić wszystko w aparacie (jak kontrast, nasycenie, czy rozjaśnianie cieni), a później już tylko sterować kompensacją ekspozycji, albo korygować te rzeczy w jakimś programie graficznym. W zasadzie współczesne aparaty pozwalają już na bardzo dużo i żadna z marek nie odbiega znacząco od drugiej 🙂 No tak, dla mnie na plaży jest zdecydowanie zbyt płasko 😀 Nie mając własnego środka transportu, najlepszą bazą wypadową będą pewnie Ustrzyki Górne. Jeśli nie tam, to tragedii jednak nie ma, bo w Bieszczadach w sezonie złapać można jakiegoś busa, a i kierowcy chętnie podrzucają piechurów. Nie wiem jak z Twoją kondycją, ale szlaki na Połoninę Caryńską czy Wetlińską, są naprawdę krótkie. Niektórymi wariantami da się tam wyjść poniżej godziny, a później już można się cieszyć połoniną. Wejście na Tarnicę przez Szeroki Wierch, zabiera wg map około 3h, ale jest za to bardzo widokowe. Wszystko zależy od kondycji, bo człowiek wyrwany wprost zza biurka, może i na takie trasy narzekać 😀 Zerknij sobie na stronę mapa-turystyczna.pl Może jakaś trasa cię zaciekawi.

      • Dominika pisze:

        Zacznę od tego, że nie mam nic przeciwko długim odpowiedziom 😉
        Dzięki za polecenie szlaków. Pytałam ze względu na to, że o ile przeglądam kilka blogów typowo „tatrzańskich” to o Bieszczadach jeszcze na ten „swój” nie trafiłam i w sumie niewiele o nich wiem. Mapa pokarze czasy przejścia, ale walorów widokowych już niestety nie uwzględnia. Dlatego miło dowiedzieć się czegoś z pierwszej ręki 😉
        A co do kondycji to dzięki, nie najgorzej chyba. Prawie codziennie przemierzam parę ładnych kilometrów na rowerze, więc to chyba najmniejszy problem 🙂

        • Mateusz pisze:

          Myślę więc, że spokojnie poradziłabyś sobie z bieszczadzkimi szlakami. Możesz zaglądnąć do zakładki „z podróży” i tam jest kilka wycieczek. M.in. Połonina Wetlińska, Caryńska, Bukowe Berdo czy Tarnica z Haliczem i Rozsypańcem. Bieszczady są naprawdę widokowymi górami. Taka Wetlińska to 6,5 kilometra spaceru otwartym terenem, licząc od schroniska do Smereka. A jeśli chcemy wrócić tą samą drogą, to robi się świetna wycieczka. i wcale nie taka trudna – łącznie 18 km i 1000 m przewyższeń.

  • Skadi pisze:

    Foty u Was jak zawsze w najlepszej formie 🙂 Ja bym na pewno nie targała statywu w ręce podczas wycieczki! Ostatnio jak się wybierałam w góry to zastanawiałam się który obiektyw przykręcić, bo nie chciało mi się tachać dwóch 😛 Chyba po raz pierwszy w relacji jest zdjęcie zrobione nie pleców, a jednej z Waszych buziek! 😉

    • Mateusz pisze:

      Dzięki! Trochę zły byłem (delikatnie mówiąc :P), bo użyłem go tylko przed wschodem. Potem już było wystarczająco jasno, żeby focić z ręki. No ale chciałem to miałem 😀 Jakoś udało się go donieść do końca, chociaż miałem już moment, że chciałem do wyrzucić. Tak, to przełomowa relacja dla naszej strony! Darek jeszcze zbiera śmiałość, ale wkrótce pewnie też zadebiutuje – zmuszę go:D Pozdrawiamy! 🙂

  • Mika pisze:

    Doczekałam się 🙂 Jak zwykle super relacja! Wschód słońca na połoninie od zawsze jest moim marzeniem i chyba nadeszła pora by coś z tym zrobić 😉 A trasę na pewno odgapię – tak jak Bukowe Berdo, przyznaję się bez bicia. Tylko brak wolnych weekendów w najbliższym czasie psuje perspektywę, ale co się odwlecze… Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na kolejne piękne zdjęcia i relacje! 🙂

    • Mateusz pisze:

      Odgapiaj śmiało! 🙂 Jeśli chodzi o wschód na połoninie to jest kilka możliwości. Przede wszystkim można spać w Chatce Puchatka na Wetlińskiej. Warunki jednak trochę partyzanckie, a nie każdy to lubi. Plus taki, że i zachód można obejrzeć. Kolejne to wyjście bardzo wcześnie na Połoninę Caryńska lub właśnie Małą Rawkę – przy dobrym tempie zajmuje to około 30 minut. Życzymy powodzenia i pozdrawiamy! 🙂

Odpowiedz Mateusz Cancel Reply

×