Skip to main content

Wędrówka na Lubań miała być naszym kolejnym kontaktem z Gorcami. Tym razem wybraliśmy się tam zimą.

Gorce zdążyliśmy poznać podczas naszej letniej wycieczki na Turbacz. Mówiąc szczerze, miałem wtedy nieco większe oczekiwania, ale okropny wręcz upał skutecznie odbierał nam radość z wędrowania. Co ja mówię, odbierał nawet chęci do życia. Wiedzieliśmy jednak, że pasmo to ma naprawdę sporo do zaoferowania, a nowo wybudowana wieża widokowa na Lubaniu tylko przypieczętowała naszą decyzję o wyjeździe. Zima do tej pory nie rozpieszczała, ale ostatnie opady śniegu rozbudziły w nas iskierkę nadziei. Oczami mojej nieskończonej wyobraźni widziałem te zaspy po pas i uginające się pod ciężarem białego puchu choinki. O 4 rano mknęliśmy już w stronę Krościenka, z którego planowaliśmy uczynić sobie bazę wypadową.

Pierwsze oznaki zimy na szlaku.Pierwsze oznaki zimy na szlaku.

 

Minus osiemnaście stopni. Początkowo nie dowierzałem oczom, ale styczeń ma przecież swoje prawa. Ubraliśmy się naprawdę ciepło i żwawym krokiem ruszyliśmy czerwonym szlakiem do góry. Początkowo nasza trasa prowadzi ulicą „Lubań” i wije się między zabudowaniami pełnymi ciekawskich psów. Zwierzaki chyba też mocno odczuwały tę ujemną temperaturę, bo nawet nie chciało im się za nami szczekać. Lepiej dla nas.

Słońce o tej porze ciągle znajdowało się jeszcze pod horyzontem, a my w ramach rozgrzewki trzymaliśmy solidne tempo pokonując kolejne metry. Zaskakująco mało tej zimy znajdowało się w naszym otoczeniu. Śniegu raptem na kilka centymetrów, a drzewa z gołymi gałązkami wyglądały zupełnie jak nie te z mojej wyobraźni. Czyżby i tutaj zima zastrajkowała? Pocieszaliśmy się z Darkiem, że wyżej na pewno będzie lepiej. I tak rzeczywiście było. Już kawałek dalej wkroczyliśmy na ścieżkę wśród ośnieżonych pól. Według zegarków już tylko kilka minut dzieliło nas od wschodu słońca, więc coraz uważniej zaczęliśmy obserwować jaśniejące otoczenie.

Pierwszy widok na Tatry, a to dopiero początekPierwszy widok na Tatry, a to dopiero początek

 

I tu pierwsza świetna niespodzianka. Dokładnie za nami wznosiły się nad pobliskim wzgórzem Tatry, skąpane już w pierwszych tego dnia promieniach. Wiedzieliśmy, że z Lubania będziemy mogli podziwiać te kolosy, ale że będziemy mieć to szczęście w początkowym fragmencie szlaku? Nie zdążyliśmy jednak na dobre wymienić zdań, kiedy zza wzniesienia wyjrzało wyczekiwane słońce. Wszystko wokół wręcz rozpaliło się odcieniami czerwieni – niebo, śnieg, a nawet lasy.

Poranek na szlaku w GorcachPoranek na szlaku w Gorcach. Wschody słońca chyba nigdy się nie nudzą

 

Dzień zaczął się fantastycznie. Zrobiliśmy kilka zdjęć i cieszyliśmy oczy cały czas idąc do góry. Nasz wzrok skierowaliśmy w stronę szlaku na Lubań, który niknął w lesie. Tymczasem mieliśmy coraz lepszy widok na Tatry i leżące pod nami miejscowości. Słońce oświetlało kolejne szczyty, a my staraliśmy się przynajmniej częściowo utrwalić to na zdjęciach.

Tatrzański świtTatrzański świt

 

Żałujemy, że nie wymyślono jeszcze technologii, która w pełni mogłaby pokazać to, czego byliśmy świadkami. Choćby najlepsze zdjęcia, zawsze będą tylko jakąś namiastką tych chwil. A uwierzcie, że było co oglądać. Co więcej, zapomnieliśmy kompletnie w tamtej chwili o panującym mrozie, co miało się wkrótce nieco na nas zemścić.

Poranek w GorcachPoranek w Gorcach

 

Po raz kolejny doświadczyliśmy, jak bardzo ulotny bywa wschód słońca. Wkrótce otoczenie przybrało odcienie pomarańczowego, a już kilka minut później żółtego, by raptem za chwilę zakończyć ten fantastyczny spektakl. Dzień jednak zachował dla nas jeszcze sporo niespodzianek.

Słońce już coraz wyżej i wkrótce spektakl dobiegnie końca.Słońce już coraz wyżej i wkrótce spektakl dobiegnie końca.

Ten fragment drogi pokonaliśmy w naprawdę spacerowym tempie. Ciężko było oderwać wzrok od panoram, więc zatrzymywaliśmy się praktycznie w każdym terenie, który gwarantował widoki. Pod stopami skrzypiał śnieg, a wokół dało się słyszeć ptaki. Po prostu sielanka. Szlak coraz odważniej wkraczał w las, ale liczne prześwity zapewniały doskonałe miejsca do obserwacji Tatr. Te już na dobre zmieniły swój odcień i prezentowały się teraz wprost majestatycznie.

Tatrzańskie kolosy ze szlaku na LubańTatrzańskie kolosy ze szlaku na Lubań

 

My jednak wciąż liczyliśmy na to, że Lubań zimą obdaruje nas przede wszystkim większą ilością śniegu. Ruszyliśmy więc z nadzieją w górę szlaku, który w tym miejscu był bardzo dobrze przetarty. Marsz nie sprawiał nam więc żadnych kłopotów. Wydawało nam się nawet, że temperatura skoczyła znacznie do góry. Przystanąłem i ściągnąłem rękawiczki, żeby zrobić kilka zdjęć. W tym właśnie momencie zerwał się wiatr, a moje palce zdrętwiały tak bardzo, że wypadł mi w śnieg dekielek zasłaniający obiektyw. Zakląłem pod nosem. Czyli nam się zdawało. Wcale się nie ociepliło. Wiatr dodatkowo nasilił odczuwany chłód, a ja skamieniałymi w tamtym momencie dłońmi zacząłem grzebać w tym śniegu żeby znaleźć zgubę. Jest, tylko jak go teraz wysuszyć? Zrobiłem co mogłem i jak najszybciej ubrałem nie jedną, a dwie pary rękawiczek żeby się rozgrzać. Darek miał podobne odczucia, więc przez najbliższy czas postanowiliśmy po prostu tych zdjęć nie robić.

Pogoda jest świetna i otoczenie wygląda urzekającoPogoda jest świetna i otoczenie wygląda urzekająco

 

Szliśmy więc dalej machając rękami, byle tylko jak najszybciej je rozgrzać. Momentalnie naszła nas refleksja, związana z odbywającym się wtedy atakiem szczytowym, na niezdobytą do tej pory zimą Nanga Parbat. Tutaj minus kilkanaście i umiarkowany wiatr, tam co najmniej – 35/40, a odczuwalna w granicach minus pięćdziesięciu. I to lekko licząc. Kiedy już przywróciliśmy sobie krążenie, zaczęliśmy dostrzegać, że las przybiera ten wygląd, na który tak bardzo liczyliśmy. Drzewa uginały się wręcz pod ciężarem śniegu. Wyciągnąłem aparat i zobaczyłem… w zasadzie to nic. Obiektyw kompletnie zaparował. A co jeśli to wszystko zamarznie? Skierowałem go natychmiast w stronę słońca i w ciągu kilkunastu sekund sytuacja się poprawiła.

Krajobraz zmienił się na kompletnie zimowyKrajobraz zmienił się na kompletnie zimowy

 

Trochę się martwiłem. Elektronika bywa podatna na warunki atmosferyczne i nie wiedziałem do końca, czy będę miał możliwość robienia zdjęć. Okazało się wkrótce, że odpowiedzialny za zaparowanie był ten nieszczęsny dekielek zanurzony w śniegu. Trudno, teraz i tak nic już na to nie poradzę. Szlak obfitował w coraz bardziej bajkowe klimaty, a ścieżka pięła się już wyraźniej stromo ku górze.

Ostre podejście w końcowym fragmencie szlaku

Podejście w końcowym fragmencie szlaku

 

Za każdym razem, gdy chciałem zrobić zdjęcie, musiałem wystawić aparat do słońca i chwilę odczekać. I wtedy stało się – upuściłem ten głupi dekielek ponownie! O ile pierwszy przypadek mogę zwalić na mróz, tak teraz winę ponosiła moja niezdarność. Z moich ust znów dało się słyszeć słowa powszechnie uznane za obraźliwe. Po raz kolejny zacząłem go przecierać i osuszać, ale wiedziałem już, że na niewiele się to zda. Postanowiłem, że nie będę już chował aparatu do torby, a zamiast tego powieszę go na szyi. Może promienie słońca coś pomogą. Szczyt  był już naprawdę blisko, a wkrótce Darek wypatrzył wieżę widokową na Lubaniu. Robiła wrażenie, zwłaszcza w porównaniu z tą z Radziejowej czy Mogielicy.

Ostatnie metry przed szcyztem. Wieża widokowa na Lubaniu już widocznaOstatnie metry przed szczytem. Wieża widokowa na Lubaniu już widoczna

 

Teraz, będąc już tak blisko celu, obraliśmy kierunek w stronę szczytu. Jeszcze coś – czy wspominałem, że Lubań zimą wyglądał zachwycająco? Powyżej pewnej granicy, wszystko przybrało wprost fenomenalny wygląd. Istna kraina śniegu. Schody prowadzące na taras widokowy pokonaliśmy więc jak najszybciej i wkrótce mogliśmy cieszyć oczy rozpościerającą się stamtąd panoramą. A było co oglądać. Uwagę skupiliśmy rzecz jasna na Tatrach, które prezentowały się z Lubania w pełnej krasie.

Panorama Tatr z wieży widokowej na LubaniuPanorama Tatr z wieży widokowej na Lubaniu

 

Doliny schowane były jeszcze pod cieniutką warstwą mgieł, a ponad nimi wyrastały kolejne pasma górskie. Widoki tego dnia były naprawdę rozległe, a wygląd ośnieżonych świerków na długo zapadał w pamięć. Zobaczcie, jak to wszystko wyglądało na tym krótkim filmiku:

 

Kiedy już pooglądaliśmy, co było do zobaczenia i wykonaliśmy trochę zdjęć, postanowiliśmy podejść w stronę znajdującej się na polanie bazy namiotowej. Nadeszła w końcu najwyższa pora na jakiś dłuższy odpoczynek i coś do jedzenia. Liczyliśmy na to, że znajdziemy tam jakieś wygodne miejsce, w którym będziemy mogli chwilę posiedzieć.

Lubań zimą wyglądał bajkowoLubań zimą wyglądał bajkowo

 

Zdjęć z tamtego miejsca nie ma. Wystarczy powiedzieć, że całość wyglądała jak po międzynarodowym zjeździe miłośników alkoholi wszelakich. Skupiliśmy się więc zamiast tego, na okolicznościach przyrody, a całości dopełniały słodycze i coś ciepłego w termosie. Słońce przyjemnie przygrzewało i w zapomnienie odeszły poranne temperatury. Zastanawialiśmy się co teraz, czy ruszyć dalej grzbietem Lubania, czy może jednak rozpocząć schodzenie. Wybraliśmy ostatecznie tę drugą opcję. Zimowe dni są już krótkie, śnieg mógłby nam utrudnić marsz, a my w żadnym wypadku nie odczuwaliśmy niedosytu. Zawiesiłem aparat na szyi i ruszyliśmy w drogę.

W krainie śnieguW krainie śniegu

 

Lubań zimą pozwolił mi się na nowo zachwycić Gorcami, które znaliśmy tylko z tej letniej udręk… znaczy wędrówki. Tym razem, wszystko było wręcz idealne. Ciągle zwracaliśmy sobie uwagę, że skoro mamy jeszcze zapas czasu, to nie ma się co spieszyć. Na próżno. Chyba jesteśmy jakoś zaprogramowani. Co kilkanaście minut musieliśmy się upominać nawzajem by zwolnić. Uporałem się natomiast  już na dobre z obiektywem i wreszcie możemy wam pokazać, jak to wszystko pięknie wyglądało.

Bajkowy krajobraz towarzyszył nam przez długi czasBajkowy krajobraz towarzyszył nam przez długi czas

 

Jak pewnie zauważyliście, szlak był dobrze przetarty, a my sami minęliśmy po drodze kilka osób. Wydaje się więc, że to naprawdę dobre miejsce, żeby poczuć smak zimowych gór. Przez całą wędrówkę mieliśmy niemal bezchmurne niebo, które na tle tych białych choinek zachwycało swoją barwą.

Takiego błękitnego nieba niewidzieliśmy już naprawdę dawno.Takiego błękitnego nieba nie widzieliśmy już naprawdę dawno

 

Droga w dół minęła nam szybko. Tak to jest, gdy wraca się ze szlaku pełnymi wrażeń i jest o czym rozmawiać. Zanim się spostrzegliśmy, doszliśmy do granicy lasu, a nasze oczy zobaczyły znajomy widok. Tatry wyglądały już zupełnie inaczej niż jeszcze kilka godzin temu, a niebo zaczęły pokrywać brzydkie, szare chmury. Niestety, tak bardzo skupiłem się na niesieniu aparatu, że nie zauważyłem jak niepostrzeżenie tracę równowagę. Tak, zamiast próbować się podeprzeć, to ja dzielnie trzymałem sprzęt. Cóż mogę dodać: elektronika wyszła z tego upadku bez szwanku, a ja drobnych siniaków nie zamierzam liczyć.

Po południu Tatry nie wyglądały już tak zachwycającoPo południu Tatry nie wyglądały już tak zachwycająco

 

Lubań zimą spełnił nasze wszystkie oczekiwania. Poczuliśmy prawdziwie śnieżny klimat, o którym nieco zdążyliśmy już zapomnieć. Tegoroczna pogoda do tej pory nas nie rozpieszczała, ale tym razem nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszej. Bezchmurne niebo, wschód słońca i masa śniegu – wszystko to, co w górach najpiękniejsze znaleźliśmy właśnie w Gorcach. Czerwony szlak z Krościenka zapewnia sporo widoków na trasie, nie jest zbyt uciążliwy i jest nieźle oznaczony. Jeśli dobrze pamiętam, to może jeden z jego fragmentów sprawia wrażenie stromego, a całość pomimo ponad 800 metrów przewyższenia, pnie się w stronę szczytu stosunkowo łagodnie. Jeśli będziecie kiedyś w tamtych stronach, to szczerze polecamy. Nam podobało się i to bardzo.

 

Zapisz się do newslettera i bądź na bieżąco z nowymi wpisami

 

Pochłonęły Cię górskie wędrówki?

Sprawdź mój wyjątkowy przewodnik górski

Przydatne? Dzięki za napiwek!

Postaw kawę

Dołącz do Patronów

Wspieraj na Patronite

20 komentarzy

  • Kasia pisze:

    W tym roku zainspirowaliście mnie wschodem na Trzech Koronach i udało się wstać o 2 w nocy, żeby podziwiać to piękne zjawisko 🙂 było cudownie! Także teraz pora planować kolejny wyjazd tym razem zimą na Lubań 🙂 Czy pamiętasz o której wyruszyliście na szlak? Ile zajęło wam wyjście na szczyt? i czy używaliście raków?

    • Mateusz pisze:

      Super! Domyślam się, że było magicznie 😀 Kolejne wyjścia na wschód są już nieco łatwiejsze, przynajmniej psychologicznie 😉 Raków nie używaliśmy, bo trafiliśmy na bardzo dobre warunki. Ścieżka była przedeptana i nie było lodu, a poza tym w takim terenie pewnie raczki byłyby właściwsze, jeżeli w ogóle. Zdecydowanie lepiej wybrać się kilka dni po opadach śniegu, bo istnieje szansa, że ktoś przynajmniej pobieżnie przetrze szlak 🙂 Jeżeli zależy ci na wschodzie, to szlak z Krościenka bym pewnie odpuścił. Zimą jest ładny, ale to ponad 800 metrów podejścia i szliśmy jakieś 3 godziny. Mapy wskazują niemal cztery. Za to w maju wychodziłem tam jeszcze raz, tylko z Przełęczy Snozka (poszukaj relacji). Wyszło dwie godziny i teren też przyjemny. Przewyższeń 580, tak więc powinno być znacznie szybciej.

      • Kasia pisze:

        Totalna ciemność działała na psychikę, ale udało się przełamać lęk 🙂 wchód na szczycie chyba sobie odpuścimy, ale chętnie ujrzymy go w czasie wędrówki jak wy 🙂 tamtą relację też oczywiście czytałam, ale chyba z Krościenka są ładniejsze widoki 🙂 dzięki za informację i teraz pozostaje mi tylko czekać na śnieg i na taką wspaniałą pogodę 🙂

        • Mateusz pisze:

          Pamiętam nasz pierwszy wschód – wcale nie było nam do śmiechu 😛 Na szczęście z czasem jest już łatwiej, więc tego ci życzę. Z Krościenka jest na pewno ciekawiej i faktycznie, można ten wschód złapać na szlaku. Mniej więcej pół godziny od startu jest ta niewielka polana ze zdjęć. Powodzenia! 🙂

          • Kasia pisze:

            W weekend wybieram się na Lubań 🙂 i dlatego mam jeszcze jedno pytanko. Na mapie mam zaznaczone dwa punkty widokowe: Marszałek oraz stara polana – czy to z tej polany robiliście zdjęcia? Bo do tej polany to wydaje mi się, że ze startu będzie ok 1h.

          • Mateusz pisze:

            Hej! Zdjęcia, to my robiliśmy w zasadzie cały czas 😀 Pierwszy punkt widokowy jest wcześniej, niż te dwa, o których wspomniałaś. To tam właśnie łapaliśmy wschód. Jest zaznaczony na mapie Gorców Compassu, ale nie ma nazwy. Ot, taka otwarta polana. Na oko znajduje się mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Krościenkiem, a Marszałkiem.

  • Ola pisze:

    Dzięki Waszej relacji okraszonej pięknymi zdjęciami dzisiaj zrobiliśmy sobie wyprawę ma Lubań tym samym szlakiem.

    Pogoda była bardzo udana, słoneczna, choć przez pierwsze 40 minut szliśmy w mgle.

    Widoki były piękne, choć podczas Waszej wędrówki pogoda udała się nadwyczajnie, bo w grudniu w tym roku nie ma tyle śniegu i drzewa były tylko delikatnie przyprószone śniegiem.

    Co do czasów, to nam wejście zajęło znacznie dłużej (z dwoma 10-min.przerwami i wieloma krótkimi na zrobienie wielu zdjęć), bo około 5 godz. a zejście 2 godz.40 min. Do pierszej (z trzech) większych polan z szerokim tatrzańskim widokiem szliśmy ok. 45-50 min. Wasze tempo, naszym zdaniem, było naprawdę szybkie (praktycznie takie jak w lecie). No i my wyszliśmy o g.8, co było o ok. godzinę za pózno o tej porze roku, aby podziwiać wschód nad Tatrami.

    Jestem zachwycona tym szlakiem – cudowne krajobrazy. Chciałabym tam wracać o każdej porze roku 🙂

    Pozdrawiam serdecznie i możlowe, że do zobaczenia na szlaku!

    • Mateusz pisze:

      Gdy my tam byliśmy, to akurat na szlaku nie było zbyt głębokiego śniegu, a ścieżka była wydeptana. Widać to na niektórych zdjęciach i szło się naprawdę sprawnie. Tak, z warunkami trafiliśmy idealnie, a widok takich ośnieżonych choinek wprost uwielbiam 😀 W ogóle to fajny szlak i czas mija jakoś tak niepostrzeżenie. A widok na Tatry jest genialny, bo widać praktycznie całe pasmo od najwyższych słowackich szczytów, aż po odległe Tatry Zachodnie. Pozdrawiamy! 🙂

  • Bardzo ładnie 🙂 Zwłaszcza Tatry. W tym roku prawdziwej zimy brakuje.
    Ja kiedyś też miałem problemy z dekielkiem, ale już od dłuższego czasu stwierdziłem ,że szkoda czasu na niego – do ochrony obiektywu służy mi osłona przeciwsłoneczna – chowam aparat do torby w niej i szkło jest zabezbieczone 🙂

    • Mateusz pisze:

      Dzięki, Tatry zawsze robią wrażenie. Zwłaszcza z Lubania, bo widać cały ten mur szczytów 🙂 Niestety, też szukamy tej zimy gdzie się da, a tu znowu odwilż… Hm, ja jestem trochę przewrażliwiony na punkcie sprzętu 😀 Nie zbiera Ci się na szkle za dużo różnych paprochów?

      • Ja jestem osobą, która wychodzi z założenia, że sprzęt jest po to, aby go używać. I robię to w sposób jak najbardziej wygodny 🙂
        Paprochy się zbierają, ale nie zauważyłem, by było ich więcej niż kiedyś. Mam wrażenie, że więcej śmieci i tak zbiera mi się na szkle podczas robienia zdjęć niż w czasie trzymania aparatu w torbie – kiedy i tak nie ma bezpośredniej styczności z soczewką.

  • Skadi pisze:

    Wypad rewelacyjny. Wszystkie zdjęcia bardzo mi się podobają, ale największa miazga to ta panorama Tatr z wieży widokowej, Co do dekielków. Odkąd używam lustrzanki, ten manewr zdejmowania wciąż mnie irytuje i np po jakimś dłuższym robieniu zdjęć pojawia się to magiczne pytanie, gdzie ten dekielek, w torbie? w kieszeni? czy już może dawno gdzieś na szlaku leży? 😉

    • Mateusz pisze:

      Na mnie największe wrażenie zrobiły te Tatry o poranku. Co chwilę „zapalały się” kolejne szczyty 🙂 Fajnie, że się podobają:) Wieża jest naprawdę duża, a na taras prowadzą normalne schodki. W zimie całość całkiem fajnie się komponuje z krajobrazem, bo pamiętam to całe zamieszanie w fazie planowania budowy. Z tym aparatem w lecie to nie kłopot, ale w zimie? Ściągnij rękawiczki, włóż je gdzieś, potem wyciągnij aparat, ściągnij dekielek itd… a przecież sarenki i ptaszki wiecznie czekać nie będą 😀

  • Marcin pisze:

    Cześć, piękne zdjęcia i wyborna zimowa traska:) Sam zamierzam się wkrótce wybrać Waszym śladem. Możecie powiedzieć orientacyjnie o której godzinie wyszliście z Krościenka, o której byliście na górze i o której zeszliście z powrotem do K.? Z góry dzięki za odpowiedź i pozdrawiam.

    • Mateusz pisze:

      Na szlak ruszyliśmy koło 6:50 z okolic rynku w Krościenku. Na wieży byliśmy już koło 10, bo tak pokazują mi daty na zdjęciach. Wg map trzeba liczyć od 3h do 3h30m i my mniej więcej w takim tempie wędrowaliśmy. Sporo się zatrzymywaliśmy na zdjęcia czy jakieś przerwy, ale ogólnie szlak był dobrze przetarty i śnieg nie spowalniał. Dużo zależy właśnie od tego. Na górze chwilę posiedzieliśmy i na dole byliśmy jakoś 13:30. Wydaje mi się jednak, że tempo mieliśmy raczej umiarkowane, więc jeżeli na szlaku nie będzie jakiejś dużej ilości śniegu, to nie powinieneś mieć żadnych kłopotów 🙂

  • Anonim pisze:

    Cześć, zdjęcia mega, szlak robi wrażenie zimą:) zamierzam wybrać się „Waszą” trasą wkrótce. Możecie powiedzieć o której godzinie wyszliście, zaszliście na szczyt i o której byliście z powrotem w Krościenku? Z góry dzięki i pozdrawiam.

  • ilonadgIlona pisze:

    Nie wiem kiedy bardziej podobają mi się góry …latem czy zimą, a może jesienią …e nie – może wiosną ? Urokliwie !

  • vitoos pisze:

    Przepiękne zdjęcia, naprawdę 😉

Odpowiedz Mateusz Cancel Reply

×